Rozdział 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Antonio

Od kiedy Emily wyznała, że się we mnie zakochała, nie myślę, o niczym innym. Ciągle mam przed oczami jej promienną twarz i uczucie, które w tamtym momencie starała się mi przekazać. Nigdy nie usłyszałem bardziej prawdziwych i szczerych słów niż te wychodzące z ust Piccoliny. Kalałem się w myślach za to, że nie potrafiłem odpowiedzieć jej tym samym. Nie kocham jej i prawdopodobnie nigdy nie pokocham. Takie uczucie, jak miłość już dawno stłumiłem w sobie, by żadna kobieta nie mogła mnie wykorzystać. A jednak Emily jest dla mnie bardzo ważna. Samo to, że nie potrafię wyrzucić jej z głowy świadczy, o tym, jak wiele znaczy. Tęsknię za nią, gdy cały dzień tonę w papierach, a kiedy wreszcie wracam do domu, marzę tylko o tym, by mieć ją w swoich ramionach. Może brzmi to, jak chora obsesja, ale nie będę zaprzeczać, że przez Emily popadłem w namiętny obłęd.

Dzień, w którym dotarliśmy na jacht miał być sądem ostatecznym dla mojego ojca, bowiem z Flavio zaplanowaliśmy jego śmierć. Strzał z krótkiej broni z tłumikiem z bliskiej odległości, a następnie wyrzucenie jego ciała w głąb oceanu. Prosty plan, który niestety musiałem przełożyć, gdy Lorenzo Conti przekazał mi wiadomość od Dona.

— Zgadzasz się Antonio? Zresztą nie możesz się nie zgodzić. Chicago potrzebuje kogoś takiego, jak ty.

Byłem tak otumaniony jego słowami, że chyba sam przestałem w nie wierzyć. Mam być capo. Mam zabrać ojcu tytuł i władzę. Jutro.

— Mój ojciec nie odpuści. Zna zasady, wiesz, że będzie ciężko – siedziałem na skórzanej kanapie, bawiąc się podłokietnikiem i bacznie obserwowałem zachowanie consigliere.

— Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Liczy się to, czy masz jaja odebrać ojcu władzę? – wybełkotał, po czym postawił przede mną szklankę z whisky.

— Mam większe jaja niż wszyscy razem wzięci capo z chicagowskiego półświatka. Zawsze mówię głośno to co sądzę. Nie chowam głowy w piasek, a  swoich ludzi uczę pokory i lojalności. Chcesz capo, który wstrząśnie miastem i pozbędzie się sukinsynów hańbiących naszą krew? Lepiej nie mogłeś trafić.

— Na taką odpowiedź liczyłem – stuknął w moją szklankę i upijając łyk, dodał: — masz piękną narzeczoną.

Uniosłem na niego wzrok, czując lekką zazdrość. Nienawidzę, gdy mężczyźni zauważają urodę mojej narzeczonej. Jestem zbyt zaborczy, by móc popuścić coś takiego.

— Za niecałe dwa miesiące pobieramy się.

— Umowa? – usiadł naprzeciwko i z kieszeni lnianych spodni wyciągnął paczkę fajek.

— Do czego zmierzasz? – zapytałem, patrząc, jak odpala papierosa i rozkoszuje się nim.

— Spisał ją Stefano, czy ty?

— Mój ojciec – wychrypiałem, a po chwili wszystko do mnie dotarło. Ten stary skurwiel zabezpieczył się! Uderzyłem pięścią w siedzisko i wypijając naraz całą zawartość szklanki, dodałem: — nie zrezygnuję z Emily. Nawet mnie, o to nie proś.

— Jeśli Stefano zabezpieczył się w tej umowie, nie będziesz miał wyjścia.

— Wiem tylko, o jednym zapisie, ale on dotyczył przeszłości Emily i naszego potomstwa. Nie ma nic wspólnego z...

— Wiemy, że Emily Cavallo chorowała na białaczkę. Zresztą sam próbowałem odwieść Stefano od pomysłu, byś się z nią ożenił, ale zaszły pewne zmiany.

Zaciekawił mnie. Oparłem się wygodnie i mrużąc oczy, słuchałem go z uwagą.

— Mamy przypuszczenia, że twój ojciec dogadał się z Rosjanami.

— Nie wierzę! – wstałem wściekły.

— Kiedy dziesięć lat temu pobiegł do Alessandro Cavallo błagać, o rękę jego córki dla ciebie, sądziliśmy, że to dobry deal. Przymierze z Sardynią i zakończenie wojny z Nowym Jorkiem, to coś czego bardzo pragnęliśmy, ale nie do końca tak było. Antonio, nie bez powodu pytałem, o umowę przedślubną. Stefano wykorzystał cię i dogadując się z Sergiejem Orlovem, ofiarował coś, a raczej kogoś, kto w tej rozgrywce jest tylko marchewką na końcu kija.

— Sukinsyn! – wycedziłem, zaciskając mocno pięść: — Dlaczego Emily?

Wyciągnął serwetkę i narysował na niej trójkąt. W jego centralnym punkcie napisał imię mojej narzeczonej, a na każdym z rogów: Nowy Jork, Chicago i Sardynia.

— Ta jedna dziewczyna jest kluczem do władzy absolutnej.

— Ta jedna dziewczyna jest niewinna. Nie ma nic wspólnego z mafią, prócz tego, że urodziła się w takiej, a nie innej rodzinie.

— Antonio, jeśli twój ojciec odda ją Rosjanom, będą w posiadaniu największej karty przetargowej. Zastanów się, co Alessandro jest w stanie poświecić dla własnego dziecka? Albo William. I ty.

— Nigdy na to nie pozwolę! Nikt jej nie skrzywdzi. Nikt! – podszedłem pod barierkę i patrząc na Emily siedzącą na leżaku tuż obok mojego brata, poczułem pierwszy raz ogromny niepokój.

— Ukryj ją na jakiś czas, nie angażując w to swoich ludzi. Najlepiej gdyby wyjechała na Sardynię. A my zajmiemy się Bracią.

— Dlatego chcecie pozbawiać ojca władzy, bo sądzicie, że to go rozwścieczy i doprowadzi was do Sergieja – spojrzałem na Lorenzo, po czym dodałem: — zapomniałem jeszcze o jednej swojej zalecie, potrafię szybko łączyć fakty i czytać w myślach. Dobry plan, ale Emily nie wyjdzie. Nie zniósłbym myśli, że jest kilka tysięcy kilometrów ode mnie i nie mogę jej chronić.

— To twoja decyzja. Zrobisz, ja zechcesz. Witamy, capo Antonio!

Podał mi rękę, wykrzykując głośno powitanie. Następnie bez namysłu poszedłem prosto do Emily. Potrzebowałem jej bardziej niż kiedykolwiek.

Po wojażach na skuterze, emocje wreszcie opadły i mogłem na trzeźwo ocenić sytuację. Zdecydowanie potrzebowałem takiej adrenaliny.
Położyłem się z Emily na leżaku i patrząc w jej przepiękne, brązowe tęczówki pragnąłem wyznać, jak wiele dla mnie znaczy. Łzy, które szybko napłynęły jej do oczu, zaskoczyły mnie do tego stopnia, że nie wiedziałem, co mam zrobić. Nie znam się na uczuciach. Jednak kiedy z jej ust wybrzmiały słowa: kocham cię - oniemiałem. Jak mogła pokochać kogoś takiego jak ja? Nie jestem dobrym człowiekiem, zaniedbuję ją pogrążając się w sprawach mafii, a na dodatek nie umiem mówić o uczuciach. A mimo to, Piccolina otworzyła dla mnie swoje serce. 

Widziałem w jej oczach, że pragnęła usłyszeć podobne wyznanie, ale naprawdę nie mogę. Nie wypowiem słów, których prawdopodobnie nigdy mie poczuję. Jestem zepsuty do szpiku kości.

Patrzyłem na nią, a w myślach słyszałem wyłącznie słowa Lorenzo. Może miał rację i powinienem ją gdzieś ukryć. Nie chciałem zdradzić jej całej prawdy, by nie wpadła w panikę,  ale ukrywanie, że od jutra zostanę przywódcą nie miało żadnego sensu. Poza tym pragnąłem wiedzieć, czy gdyby nie ta pieprzona umowa mojego ojca z Alessandro, to zostałaby ze mną. Nie chcę jej stracić. Nawet nie umiem wyobrazić sobie życia bez jej słodkiego uśmiechu, bez przenikliwego spojrzenia, którego stałem się więźniem oraz bez delikatnej i kruchej duszy, w której przepadłem. Nie wiem, co ze mną się dzieje. Jak w ogóle mam to opisać? Bo czuję się, jakbym był wiecznie na haju, upajając się bliskością Emily. Uzależniła mnie od siebie. Pozbawiła wszelkich racjonalnych myśli i sprawiła, że od ponad miesiąca należałem tylko do niej.

Kiedy Emily poszła po wodę, nie minęła nawet minuta, a obok zjawiła się Kylie z gołym biustem i drinkiem z palemką.

— Porozmawiamy? – usiadła obok, odstawiają kieliszek na ziemię.

— Kylie, my nie rozmawiamy. Pieprzyliśmy się i to jedyna rzecz, która nas łączyła, ale to już się skończyło – oznajmiłem, po czym próbowałem wstać, lecz ona szybko mi to uniemożliwiła. Zastawiła drogę, przypierając biustem do mojego torsu.

— Nie wierzę, że to wszystko się skończyło. Obiecałeś mi, że ślub z nią niczego między nami nie zmieni, a tymczasem zachowujesz się, jak zakochany gówniarz. Ślinisz się na jej widok, wodzisz za nią wzorkiem, nawet twoją zazdrość jestem w stanie rozpoznać z wielkiej odległości. Czy... ty... nie to niemożliwe. Mówiłeś, że nigdy nie pokochasz żadnej kobiety, więc to...

— Kylie, przestań – odepchnąłem ją od siebie, ale ona nie odpuszczała.

— Powiedz mi prawdę. Zasługuję na nią.

— Co chcesz wiedzieć?! – zmierzyłem ją surowym wzorkiem.

— Czy ją kochasz?

Zamyśliłem się przez chwilę, a przed oczami, jak bumerang pojawiła się Piccolina i jej wyznanie.

— Antonio! – krzyknęła Kylie.

Wróciłem do rzeczywistości i siadając na leżaku, zapatrzyłem się w miejsce, na którym jeszcze doniedawna leżała Emily. Co do chuja ze mną się dzieje?!

— Znasz odpowiedź.

Gdy tylko wróciła Piccolina wdała się w potyczkę słowną z Kylie, ukazując mi przy tym, jak kurewsko jest o mnie zazdrosna. Może będę dupkiem, ale podobało mi się to. Zresztą nawet nie protestowałem, gdy siłą zaciągnęła mnie do kajuty, a następnie obciągnęła mi fiuta w taki sposób, jak jeszcze żadna kobieta. Była najlepsza! I to tylko potwierdziło, że jestem jej.

Po tym, jak Smith nas nakryła wyczuwałem delikatny strach i zażenowanie u Emily. Leżeliśmy wtuleni w siebie, ale żadne z nas nie wypowiedziało nawet słowa. Dopiero po dłuższej chwili, odwróciłem ją w swoją stronę i patrząc w płomienne oczy, westchnąłem:

— Nic złego nie zrobiliśmy. Mamy prawo uprawiać seks we własnej sypialni.

— Antonio... – położyła dłoń na moim policzku i muskając go kciukiem, dodała: — nie obchodzi mnie teraz Kylie. Mam ją gdzieś. Ja... tylko... Powiedziałeś, że możesz unieważnić umowę i zwrócić mi wolność, tylko, że ja nie chcę tego. Czy naprawdę moje uczucia nic dla ciebie nie znaczą?

Nie mogłem oderwać od niej wzorku, a to w jaki sposób na mnie patrzyła sprawiało, że poczułem w środku przeszywające ciepło. Nigdy czegoś podobnego nie doświadczyłem.

Piccolina, ty i twoje uczucia znaczycie dla mnie więcej niż moje własne życie. Zostań ze mną, na zawsze.

Nachyliłem się nad nią i połączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro