Rozdział 59

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Emily

Byłam przerażona wyglądem Flavio, bowiem w głowie wyobrażałam sobie same najgorsze rzeczy. Marcus? To niemożliwe, że byłby w stanie zjawić się w Chicago. Bella miała być tutaj bezpieczna, więc co poszło nie tak?

Antonio? Czy on? – przyglądałam się narzeczonemu, który sprawdzał puls bratu.

— Żyje. Jest pijany. Zadzwonię po ochronę. A ty bierz się. — Jego ton był bardzo oschły, wręcz gniewny. Rzucił mi szlafrok, po czym wyciągnął z kieszeni telefon.

Szybko zarzuciłam na siebie miękki materiał i wybiegłam z łóżka. Klęknęłam przy Flavio, analizując wzorkiem wszystkie jego rany. Większość z nich była bardzo powierzchowna, lekkie otarcia i całe szczęście, bo to znaczyło, że nikt do niego nie strzelał. Wówczas do naszej sypialni wpadł Marco.

— Szefie, apartament cały obstawiony. Nawet mysz się nie prześlizgnie. – Był bardzo przejęty.

— Jak dotarł tutaj mój brat?

— Taksówką.

— Znajdź tego kierowcę i zlikwiduj. Marco, tylko bez śladów.

Spojrzałam na narzeczonego, nie poznawałam go. Ten władczy oraz groźny ton. Zupełnie, jak nie Antonio, którego pokochałam. W dodatku rozkaz, by zabić niewinnego taksówkarza tylko dlatego, że przywiózł rannego Flavio? Kompletna bzdura.

— Antonio? Czy naprawdę trzeba zabijać tego mężczyznę? – zapytałam lekko ściszonym głosem, lecz mimo tego i tak usłyszał to Marco.

Rizzo spojrzał na swojego ochroniarza i gładząc kilkudniowy zarost, posłał mu zimne spojrzenie.

— Wyjdź stąd – rzucił w stronę Marco.

— To tylko niewinny człowiek. Nie możesz mieć go na sumieniu – próbowałam wzbudzić w nim sumienie.

— Emily, proszę nie wtrącaj się w sprawy o których nie masz pojęcia. Jeśli zostawię tego kierowcę przy życiu, jutro z samego rana będę miał na głowie prokuraturę. Wystarczy jeden, mały błąd, a może kosztować mnie on kilka lat za kratami, naprawdę tego chcesz?

— Nie. Ja, tylko... – nie zdążyłam dokończyć, bo zaraz wtrącił mi się w słowo.

— Jesteś narzeczoną capo, a za dwa dni będziesz moją żoną. Tym samym stałaś się głównym celem chicagowskiej policji. Twoja teczka pewnie już leży na biurku szefa policji i tylko czeka, by ją wypełnić. Co prawda ojciec Kylie nam pomagał, ale jak sama wiesz już nie będzie. Musimy zacierać wszelkie ślady naszych poczynań. To Flavio naraził tego mężczyznę, a wchodząc do jego taksówki skazał go na pewną śmierć. Tak kochanie działa ten świat, ale zrobię wszystko by cię przed tym uchronić. Byś mogła żyć normalnie.

— Na Sardynii nigdy tata nie zabijał niewinnych ludzi. - Tego nie potrafiłam zrozumieć. Zarówno ojciec jak i Antonio należeli do półświatka, a tak bardzo się od siebie różnili. Tata zawsze stawiał na ludzi, a Antonio wyłącznie na interesy mafii.

— Sardynia rządzi się własnymi prawami. Tam policja i cywile są wdzięczni mafii za to, że dzięki nim prowadzą dostatnie życie. - Dotknął dłonią mój policzek.

— A w Chicago każdy chce się was pozbyć?

— Tutaj musisz stale walczyć o pozycję. Jednego dnia jesteś królem, a drugiego możesz obudzić się z dziurą w głowie. Piccolina, postaraj się o tym nie myśleć. Żyj jak do tej pory, ale błagam nie neguj moich poleceń, które wyjdę ludziom. To stawia mnie w cholernie złym świetle.

Wszystko do mnie dotarło. Wychowywana byłam
zupełnie inaczej, nikt z bliskich nie pokazał mi tego mrocznego i brutalnego świata, jakim rządziła się mafia.

— Aaa! Gdzie ja jestem? Emily? – ocknął się Flavio. Podałam mu dłoń, a po chwili otworzył szerzej oczy.

— Pamiętasz, co się wydarzyło? – zaczęłam.

— Gdzie Antonio? – zapytał przejęty i próbował podnieść się z podłogi.

— Tutaj – oznajmił twardo mój narzeczony, nie był zachwycony poczynaniami brata.

— Ten skurwiel ostrzelał klub. – Flavio wyciągnął rękę w stronę Antonia, a ten pomógł mu wstać. Lekko pokiereszowany usiadł na łóżku. Spoglądał raz na mnie, a raz na brata i głośno rzekł. — Bzykaliście się, a ja wam przerwałem?

— Do rzeczy, Flavio! – ryknął mój narzeczony.

— Już rozumiem dlaczego tak szybko wyszedłeś z klubu. Fiut ci stawał na samą myśl, że będziesz pieprzyć Emily.

— Flavio, to jest obrzydliwe co mówisz – odwróciłam wzrok na bok, a myśli szybko powędrowały do wspomnień z ostrego seksu.

— Zaraz po twoim wyjściu do klubu wtargnął zamaskowany skurwiel. Strzelił raz w sufit i krzyczał po włosku, że szuka ciebie braciszku. Pomyślałem, że jakiś przebieramy kutas chce twojej głowy jeszcze przed ślubem, ale nie. Kolejne jego słowa już jasno nakierowały mnie na Marcusa. Fiut krzyczał, że zabrałeś mu żonę i wtedy postanowiłem mu coś kulturalnie wytłumaczyć. Prawda przecież taka, że to ja porwałem Bellę. Wystawiłem się, a on ściągnął z twarzy kominiarkę. Zaczął mnie wyzywać od złamanych kutasów i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że nazwał Bellę zbrukaną dziwką. Przy wszystkich ludziach oczerniał jej imię, wmawiając mi z nią romans. Brzmiał trochę jak typ z psychologicznego thrillera, ten co wmawia sobie zdradę i ściga żonę po cały mieście. Zazwyczaj na końcu ją zabija, ale tym razem było inaczej. Rzuciłem się na niego i totalnie zafiksowany naparzałem go pięściami po mordzie. Sądzę, że kokaina i alkohol dodatkowo wzmocniły moje ciosy. Choć Marcusowi udało się wyprowadzić kilka, no nawet nazwijmy to dobrych ciosów, to jednak ja byłem górą. Ledwo przytomnego zaciągnąłem w boczną uliczkę i kiedy miałem mu już darować życie, odezwało się we mnie sumienie. Na nowo słyszałem głos Belli, który opowiadała mi, co ten fiut jej zrobił. Antonio, naprawdę nie mogłem. Wyjąłem gnata i strzeliłem mu prosto w głowę. Stąd ta krew.

— Ohyda! – krzyknęłam i odsunęłam się od Flavio. Nie chciałam dotykać krwi Marcusa, którą miał na całym swoim ciele.

— Sukinsyn! Jednak nie bał się przylecieć do Chicago. Był sam? – narzeczony stanął przed swoim bratem.

— Sam, ale możemy to jeszcze sprawdzić.

— Flavio, dlaczego nie zadzwoniłeś? Wpadłeś do mieszkania jakbyś był u schyłku życia. Wiesz, co ja czułam? – uderzyłam go mocno w ramię.

— Martwiłaś się? Miło. Przeholowałem trochę z prochami i może zbyt dużo whisky płynie w moich żyłach. Nawet nie pamiętam jak się tu znalazłem.

— Zemdlałeś – oznajmiłam.

— Tak, to zapewne przez tę mieszankę. Mogę się tu przespać? – zwrócił się do Antonia, który ani na sekundę nie ściągnął maski złego mafiosy.

— Wracaj do siebie. Pójdę sprawdzić, czy niczego nie spierdoliłeś.

Straszy Rizzo wkroczył zdenerwowany do garderoby, a po kilku minutach wyszedł stamtąd ubrany w ciemny garnitur. W tym czasie Flavio poszedł do swojego mieszania.

— Wrócę późno, więc nie czekaj na mnie – ucałował mnie w czubek głowy.

— Antonio – westchnęłam, gdy był już poza naszą sypialnią.

— Tak? – odwrócił się na pięcie.

Obiecaj mi, że wrócisz. Bardzo cię kocham – moje myśli brnęły w niebezpieczny rewir i cholernie się tego bałam.

— Wrócę. Piccolina, obiecałem ci, że zawsze będę przy tobie i to nigdy się nie zmieni. Jesteś całym moim życiem.

W moich oczach samoistnie zebrały się łzy. Nie miałam pojęcia, czy ich autorem były słowa Antonia, czy moje skołowane myśli. Po prostu czułam się okropnie przytłoczona, a jedynymi emocjami jakie mogłam z siebie wyrzucić były właśnie goryczy i smutek.

— Nie płacz. Wszystko będzie dobrze, już nikt ani nic nam nie zagraża.

Wpadłam w jego ramiona i zaciskając mocno powieki, wyszeptałam:

— Zostań ze mną. Proszę, nie zostawiaj mnie na noc samej. Nie dzisiaj.

Antonio ujął w dłonie moją twarz i patrząc mi głęboko w oczy, próbował coś ze mnie wyciągnąć.

— Co się dzieje? – zapytał lekko podniesionym głosem.

— Nic. Po prostu się boję.

— Że coś mi się stanie? – dopytywał. Przytaknęłam głową, a wtedy on dodał: — Nic złego się nie wydarzy.

Ucałował mnie w czoło i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Wróciłam do łóżka całkowicie przybita. Wzięłam do ręki telefon, a na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od mamy:

Wieczorem mamy samolot do Chicago. Zatrzymamy się w hotelu, ale w dzień ślubu przyjadę rano pomóc ci w przygotowaniach. Luca bardzo za tobą tęskni"

Zacisnęłam mocno dłoń wokół smartfona i nie mogąc powstrzymać płaczu, dałam upust swoim emocjom. Wszyscy tak bardzo na mnie liczyli. Prawie całą noc nie zmrużyłam oka, gdyż nawiedzały mnie koszmary pod postacią Marcusa. W dodatku z samego rana do sypialni wparowała Bella domagając się ode mnie wieści na temat jej męża. Nie wiem skąd dowiedziała się o jego śmierci, ale nie mogłam jej okłamywać. Opowiedziałam całą prawdę, którą w nocy przekazał nam Flavio. Choć początkowo kuzynka była wstrząśnięta to kiedy opadły pierwsze emocje, poczuła się wreszcie wolna. Przytuliła mnie mocno, dziękując jakbym to ja uwolniła ją od niego. A przecież nic nie zrobiłam. Kompletnie nic.

— Panienki zapraszam na śniadanie. – Tą czułą chwilę przerwała nam Abigail.

Zacisnąłem mocniej supeł od szlafroka i razem z Bellą zeszłam do jadalni.

— Antonia jeszcze nie ma? – zapytałam, siadając przy stole.

— Nie.

Nerwowo wpuściłam powietrze i wzięłam widelec do ręki. Nie byłam w stanie nic przełknąć. Czułam się fatalnie, a do tego doszedł jeszcze okropny ból głowy.

— Emily? – zawołała Bella, a ja uniosłam na nią wzrok. — Wszystko w porządku?

— Tak. Nie jestem głodna. Wiesz, chyba pójdę się jeszcze położyć.

Wstałam od stołu i powolnym krokiem weszłam po schodach na górę, a następnie do sypialni. Położyłam się ja prawym boku, wpatrując w pustą ścianę. Nie wiedziałam jak długo to trwało, lecz z tego marazmu wybudził mnie dźwięk przychodzącego SMS. Wzięłam do ręki telefon. Była to wiadomość od Antonia, że będzie dopiero wieczorem w domu. I że bardzo mnie kocha. Wysunęłam szufladę z małej nocnej szafki, w poszukiwaniu tabletek. Niestety był w niej jedynie pusty flakon. Odwróciłam się, więc na plecy i przykrywając kołdrą, zasnęłam. Przebudziłam się chwilę później, a migrena od razu odeszła. Zerwałam się z łóżka, po czym podeszłam do wielkiego okna. Przez kilka dobrych minut podziwiałam panoramę miasta. To miejsce na zawsze zostanie w moim sercu. Wolnym krokiem weszłam do łazienki, a następnie do garderoby. Założyłam bieliznę i przeglądając wieszaki z ubraniami, szukałam odpowiedniego stroju. Wówczas wpadłam stopami w pudło, w której schowana była moja suknia ślubna. Wyciągnęłam ją i niewiele myśląc, założyłam. Była przepiękna. Oddawała mój charakter w stu procentach. Jakby stworzona idealnie dla mnie, a była ze zwykłego sklepu internetowego. Wpatrywałam się w swoje odbicie, przygładzając rękawki z tiulu. Nagle poczułam jak coś drapie mnie w gardle. Zaczęłam kaszleć, a kiedy zobaczyłam niewielką kroplę krwi na sukience, uniosłam do góry głowę. W odbiciu lustrzanym dokładnie dostrzegłam jak z mojego nosa oraz ust spływały niewielkie strużki krwi.

Emily, chciałam spytać, czy... – do garderoby wtargnęła Bella, która na mój widok zaniemówiła.

Spojrzałam na nią. Nie mogłam opanować łez, tak bardzo chciałam to wreszcie z siebie wyrzucić. Padłam w jej ramiona i zlewając się płaczem, szeptałam:

— Wybacz mi, Bella.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro