Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Emily

Posprzątałam w kuchni swoje kiepskie show, a następnie wzięłam talerz z przypalonymi naleśnikami i usiadłam w salonie przy dużym, drewnianym stole, gdzie siedział Flavio.

— Smacznego – powiedział, wpatrując się w mój talerz. Fakt, nie był zachęcający, ale nie mam wysokich umiejętności kulinarnych, bo nigdy w życiu nie gotowałam, poza wodą na herbatę.

— Wzajemnie – odparłam, gdy Włoch pałaszował bajgla.

— Zadowolona jesteś ze swojego przyszłego męża? – oparł się wygodnie, lustrując mnie wesołym spojrzeniem.

— Nie, ale zapewne też wiesz, że nie miałam wyboru.

— W tym świecie nikt go nie ma. Też chciałem żyć beztrosko, surfując na Hawajach, ale moje życie to mafia i nigdy tego nie zmienię.

Potaknęłam głową. Miał rację. Urodziliśmy się w takich rodzinach, w naszych żyłach płynęła krew włoskiego przymierza, nie mogliśmy się tego wyprzeć. Być może Antonio też został podstawiony pod ścianą i zmuszony, by mi się oświadczyć. Wczoraj w nocy przecież był z jakąś kobietą, może ją kocha, a ten cały ślub tak samo, jak i mnie nie jest mu na rękę. Całkowicie o tym nie pomyślałam, a przecież mogło tak być. Zamyśliłam się nad tym, tracąc kontakt z rzeczywistością, dopiero kiedy Antonio postawił przede mną pudełko z bajglem, ocknęłam się.
Spojrzałam na niego, zupełnie inaczej niż dotychczas. Jeśli ta wczorajsza dziewczyna jest miłością Antonio to oboje możemy sobie pomóc. Zerwiemy tą śmieszną umowę naszych ojców i będziemy wolni.

Obserwowałam go, jak zmuszał się do jedzenia tych przypalonych naleśników. Nie mogłam na to patrzeć. Zerwałam się z miejsca i zabrałam mu talerz. Wyrzuciłam nieudane danie do kosza, a kiedy wstawiłam zmywarkę, do kuchni wszedł wysoki i postawny mężczyzna.

— Jestem Marco. Antonio zlecił mi twoją ochronę. Jeśli będziesz chciała gdzieś wyjść, to tylko w moim towarzystwie.

— A jeśli będę chciała skoczyć z okna, to też tylko w twoim towarzystwie? – zakpiłam z niego, na co on natychmiast się obruszył. Napiął mięśnie klatki piersiowej i zmrużył delikatnie oczy. Mam przerąbane? Oby tak, bo czekam na dogrywkę z Antonio.

Swoją drogą liczyłam, że w Chicago obędę się bez ochroniarzy, ale jak widać, każda mafia rządzi się podobnymi prawami.

— Muszę rozpakować walizki, chcesz mi pomóc? – posłałam mu cwaniacki uśmieszek.

— Mam zakaz wstępu do sypialni Antonio.

Zaciekawiło mnie.

— Dlaczego?

— Takie są zasady.

Czego ja się w ogóle spodziewałam? Bo chyba nie tego, że powie mi prawdę.

Wyminęłam go, po czym weszłam na górę do pokoju. Czas opanować garderobę Antonio, a przy okazji może coś tutaj znajdę. Przesunęłam palcami po wieszakach, na których wisiały garnitury ułożone kolorystycznie. Ups! Czyżby pan Rizzo miał bzika pod względem porządku? Dotarłam do półek, na których równo poukładane były spodnie, swetry, koszulki oraz dresy. Co ciekawe, wszystkie ubrania miały jednakową kolorystykę – czerń, biel i kilka odcieni beżu. Może ten wredny charakter odzwierciedlają jego nudne ubrania. Podeszłam do komody, która stała pod ścianą, tuż obok wielkiego lustra. Zawahałam się, bo zapewne trzymał w niej bieliznę, ale moja ciekawość nie dała mi za wygraną. Otworzyłam pierwszą szufladę – była pusta. Druga – bingo! Bokserki ułożone w kostkę i co najlepsze nie tworzyły gamy kolorów od najjaśniejszego do ciemnego, tylko zostały poukładane według nazw marek. Zamknęłam szufladę, gdy zaczęłam myślami krążyć wokół nagiego Antonio. Nie! Tylko nie to!
Okiełznałam swój świrujący umysł, po czym wysunęłam ostatnią szufladę z komody.

— O, kurwa! – bluzgnęłam, gdy przed moimi oczami ukazały się gadżety erotyczne.

Zamknęłam szybko komodę, chcąc zapomnieć, to co przed chwilą widziałam, lecz ciekawość zrobiła swoje. Powoli wysunęłam szufladę jeszcze raz i mój wzrok skupił się na jednej rzeczy: duży, czarny wibrator. Czy on zabawia tym swoje zdobycze? Jest ogromny, jak... mógłby się zmieścić... Stop, Emily! Odłożyłam go na miejsce i zamknęłam szufladę. Koniec. Nie chcę, o tym myśleć.

Prawie cały dzień spędziłam przy wypakowywaniu walizek i układaniu ubrań na półki oraz wieszaki. Kiedy wreszcie udało mi się skończyć, wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer do mamy. Nie odzywała się, a ja tak bardzo tęskniłam. Usiadłam na łóżku, wpatrując się w nieskazitelny widok na drapacze chmur.

— Emily? – odezwała się po kilku sygnałach mama.

— Tęsknie za wami, a jestem tu dopiero jeden dzień. Jak Luca?

— Cały czas pyta, o ciebie i bardzo chce cię odwiedzić, jak tylko się zaklimatyzujesz.

— To będzie ciężkie... – odparłam, na co mama nic nie odpowiedziała: — kocham was bardzo - dodałam, gdy zrobiła się niezręczna cisza.

— A my ciebie, córeczko. Chcę żebyś wiedziała, że dla nas zawsze pozostaniesz małą gwiazdeczką i jeśli kiedykolwiek będzie działa ci się jakaś krzywda, obronię cię. Uchronię przed całym złem. Przepraszam, że przez te lata ukrywałam przed tobą tą umowę. Teraz wiem, że to był błąd.

— Zaraz, zaraz. Jak to przez lata? – stanęłam przed oknem, czując narastającą wściekłość.

— Tata obiecał cię Antonio prawie dziesięć lat temu.

— I przez te wszystkie lata nie pisnęliście nawet słówkiem? Mamo... okłamywałaś mnie, wiedząc jaka czeka mnie przyszłość. Jak mogłaś? Jestem przecież twoją córką... muszę kończyć.

Rzuciłam telefon na łóżko, zalewając się łzami. Dziesięć lat żyłam beztrosko snując bezsensowne plany na przyszłość. Niczego nie zauważyłam, nawet nie pomyślałabym, że moi rodzice wyrządzą mi taką krzywdę, ale stało się. Jestem wyłącznie stawką w brudnych interesach mafii.

Zeszłam do salonu, by chociaż przez sekundę nie czuć się samotna. Nie mam tutaj nikogo bliskiego, a telefon, który miał okazać się nadzieją, pogrążył mnie w smutku. W fotelu siedział Marco, czytając jakąś książkę. Nawet nie zauważył, jak usiadłam na kanapie. Natomiast z kuchni dochodziło ciche mruczenie. Zlekceważyłam ochroniarza i zaciekawiona wkradłam się do pomieszczenia. Krzątała się tam w średnim wieku, niska blondynka.

— Przepraszam, nie sądziłam, że jest ktoś w domu, prócz Marco – westchnęła, kiedy odwróciła się w moją stronę.

— To ja przepraszam, że zakłócam pani...

— Nic takiego! Proszę usiąść i powiedzieć, co mam dla pani zrobić. Jestem Abigail.

Gosposia Antonio - wspominał o niej dzisiaj rano. Zachowywała się, jakby doskonale wiedziała kim jestem, a może to tylko pozory?

Ja... tylko przyszłam po jabłko – chwyciłam owoc do ręki, kłamiąc gosposi w żywe oczy.

— Proszę się częstować. Za godzinę będzie obiad. Pan Antonio uprzedził mnie, o pani przyjeździe.

— Coś jeszcze mówił, o mnie? – zapytałam lekko oszołomiona. Widzę, że wszyscy dookoła wiedzieli, o planowanym narzeczeństwie, oprócz mnie.

Że pochodzi pani z Sardynii. Moja siostra marzyła całe życie, by tam kiedyś polecieć.

— I udało się jej spełnić marzenie? – pytałam z zaciekawieniem.

— Nigdy. Niestety zmarła dwa lata temu na białaczkę.

Poczułam napływające łzy. Obraz bolesnych wspomnień powrócił, a wraz z nim chęć przytulenia się do tej kobiety. Doskonale wiedziałam, co przeżywała, bo jako dziecko zmagałam się z tą chorobą i nadal się zmagam. Co miesiąc mam kontrolne wizyty u lekarza, by nie dopuścić do powrotu choroby.
Zacisnęłam dłoń wokół jabłka, a po policzkach spływały bolesne łzy.

— Panienko Emily, czy coś się stało? – zapytała gosposia.

— To nic takiego. Czasem tak reaguję, gdy ludziom dzieje się krzywda i nie można im pomóc. Bardzo mi przykro z powodu siostry.

Chwyciłam ją za rękę, dając niewielką otuchę, po czym wróciłam do salonu. Marco nadal czytał książkę, a ja nie umiałam znaleźć sobie miejsca. Schodząc z kanapy na fotel, tudzież na krzesło przy stole, borykałam się z myślami. Chociaż przechodziłam przez tą chorobę, jako dziecko to łez i cierpienia matki nigdy nie zapomnę. Tak bardzo chciała mi pomóc, a ja nie wierzyłam, w to, że da się mnie uratować. Wycierając ukradkiem pojedyncze łzy, wyciągnęłam telefon z kieszeni i napisałam do mamy wiadomość:

Bardzo cię kocham. Przepraszam, że tak się uniosłam.

Po chwili przyszła odpowiedź:

Miałaś do tego prawo i doskonale cię rozumiem. Kocham cię, gwiazdko.

Wieczór nastał bardzo szybko, a mój humor powoli wracał na właściwe tory. Przez wspomnienie o chorobie całkowicie zapomniałam, że istnieje ktoś taki jak Antonio Rizzo. Chciałam położyć się do łóżka przed nim, by nie musieć patrzeć w jego zimne tęczówki. Wyciągnęłam z garderoby czarną, bawełnianą, koszulę nocną na ramiączkach z drobnymi wstawkami z koronki, a następnie udałam się pod prysznic. Ten dzień, nie był dla mnie łatwy i śmiało mogę powiedzieć tylko jedno: wolę kłócić się z tym dupkiem Antonio niż wracać do wspomnień, w których walczyłam o życie.
Gorąca woda otulała moje ciało, a po chwili do kabiny wszedł zupełnie nagi Antonio. Spanikowałam. Zasłoniłam natychmiast dłońmi intymne miejsca, nakazując mu się stąd wynosić, ale on nie słuchał. Wbijał we mnie głębokie spojrzenie, podchodząc coraz bliżej. Nie miałam dokąd uciec, bo jedyne wyjście znajdowało się za jego plecami. Kiedy był już bardzo blisko, położył dłonie na moich biodrach i wtulił się mocno. Zamarłam. Nie tego się spodziewałam po tym dupku.

— Trzęsiesz się – wychrypiał, kiedy omal nie zemdlałam.

— Jak myślisz, dlaczego?! – byłam wściekła, że pozwolił sobie na taką bliskość. Nie byliśmy jeszcze małżeństwem, znaliśmy się raptem kilka dni, a on... czuł się zbyt pewny siebie.

— Że stoję przed tobą nagi – odciągnął mnie od siebie, by spojrzeć mi w oczy, a ja z trudem zaciskałam dłoń na piersiach.

Mimochodem spojrzałam na jego penisa. Nie chciałam, ale mój wzrok sam się tam skierował. Mimo, że staliśmy obok siebie zaledwie kilka minut, to Antonio z dumą ukazał mi swoją wielką erekcję. Jego ogromny członek gotów był, by pozbyć mnie dziewictwa, tylko, że ja nie byłam na to gotowa.

— Odsuń się ode mnie – wymamrotałam nie spuszczając wzroku z jego pokaźnego wzwodu.

— Nigdy nie widziałaś fiuta, Emily?

— Przepuść mnie! Natychmiast! – oburzyłam się i nie zakrywając się już rękoma, popchnęłam go, robiąc sobie przejście.

Uciekłam spod prysznic, otulając się ręcznikiem, a następnie założyłam na siebie przygotowaną wcześniej koszulkę. Położyłam się na łóżku, chowając pod kołdrą. W głębi serca liczyłam, że znowu zostawi mnie samą tej nocy, ale nic bardziej mylnego. Gdy tylko pojawił się w sypialni, w samych spodniach od piżamy, nadzieja umarła. Ułożył się na łóżku, po czym chwycił mnie mocno w pasie i dosunął do siebie, tak by moje plecy szczelnie przylegały do jego umięśnionej klatki piersiowej. Jego potężna erekcja muskała przez materiał moje pośladki. Czułam się okropnie, zwłaszcza gdy przywołałam w myślach zawartość jego szuflady w komodzie. Nie wiem, czy dam radę zmrużyć chociaż jedno oko, bojąc się, że wykorzysta ten moment i mnie posiądzie. Serce waliło mi jak oszalałe, a kiedy lewą dłonią zaczął masować mój płaski brzuch, poczułam silny ucisk w żołądku.

— Jesteś taka spięta. Znowu się mnie boisz? – wyszeptał mi wprost do ucha.

— Zgwałcisz mnie? – wymamrotałam cichym głosem.

— Naprawdę uważasz mnie za takiego skurwysyna?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro