Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Emily

Patrzyłam przez dłuższą chwilę, jak jego twarz zmieniła się po bolesnym policzku. Był wkurzony? Może zawiedziony? Nie. Przecież pieprząc się z jakąś dziwką musiał wiedzieć, jak zareaguję. Jestem jego narzeczoną. Pierdoloną przyszłą panią Rizzo! Wybiegłam z łóżka, zamykając się w łazience. Stanęłam przed lustrem, oddychając głęboko. Ja pierdolę! Znam go zaledwie kilka dni... Ba! Przecież nie znam go w ogóle! Nic o nim nie wiem, a jestem zazdrosna! A śnię o nim, w sposób, o którym wstydzę się przed sobą przyznać. Odkręciłam wodę, obmywając twarz. Muszę pozbyć się tych myśli, raz na zawsze. Nagle usłyszałam puknie do drzwi.

— Emily, otwórz – powiedział cicho Antonio.

— Nie chcę rozmawiać. Zostaw mnie.

— Nie odejdę stąd, póki nie wyjdziesz do mnie.

Założyłam dłonie na piersiach. Miał tupet. Po kilku sekundach wewnętrznej walki, otworzyłam drzwi. Stał przede mną opierając się o futrynę.

— Nie spałem z Kylie.

— Jakoś ci nie wierzę – chciałam przejść, ale zablokował mi dłonią drogę. Spojrzałam na niego lekko zdenerwowana.

— Twoja blizna na brzuchu... chce wiedzieć, skąd ją masz? – wbił we mnie piorunujący wzrok, a mnie od razu zrobiło się słabo. To niemożliwe, by ją zobaczył. Jest taka niewielka. 

— Nie chcę o tym mówić – zrobiłam krok do przodu, ale on nie ustępował.

— Jesteś moją narzeczoną, chyba mam prawo... – nie dokończył.

— Chciałabym wrócić do domu. Jak najdalej od ciebie, Chicago i tego gówna, w które się wplątałam. Przepuść mnie!

Ustąpił mi miejsca, a ja natychmiast wyszłam z jego sypialni. Nie chcę tu być. Antonio jest moim największym koszmarem, ale nie mam pojęcia, co zrobić, by się od niego uwolnić. Zasnęłam, wtulona w małą poduszkę.

Minęły dwa tygodnie, które obnażyły prawdę, o nas. Antonio przez pierwsze trzy dni nie pojawił się w domu, a przez resztę omijał mnie szerokim łukiem. Sypiałam w drugim pokoju, a kiedy rano wstawałam, by zjeść śniadanie, natychmiast wychodził z mieszkania. Nie rozmawialiśmy. Co więcej, on nawet na mnie nie patrzył. Jakbym go brzydziła.
Przez te czternaście dni coraz bardziej doskwierała mi samotność. Nie miałam ochoty na zakupy, czy wyjścia do muzeów i innych takich, które proponował mi niemal codziennie Marco. Zaraz po śniadaniu zamykałam się na tarasie, obserwując panoramę miasta. Bella nie dzwoniła, a ja nie chciałam się jej non stop narzucać. Jest w końcu młodą mężatką. Do rodziców też starałam się nie wydzwaniać, bo mama od razu zaczęłaby się martwić, a tata byłby zawiedzony moim zachowaniem. Nawet Flavio przestał mnie odwiedzać. Do ślubu zostało nieco ponad dwa miesiące, a ja mam ochotę rzucić się z okna.
Dziś, jak codzień siedziałam w wielkim fotelu na tarasie. Słońce powoli zachodziło, a po moich ramionach przeszedł niewielki dreszcz. Otuliłam się kocem i podziwiając zachód słońca, zamyśliłam się. Cudownie byłoby móc cofnąć się w czasie. Chociaż na minutę.
Wówczas usłyszałam dźwięk telefonu. Ściągnęłam po niego, a na wyświetlaczu widniał numer mojego lekarza.

— Halo? – odebrałam, niepewnym głosem.

— Emily, chciałem tylko przypomnieć o jutrzejszej kontrolnej wizycie. Chciałbym pobrać ci dodatkowo krew, więc rano tylko szklanka wody.

— Ja... to znaczy, czy możemy to przełożyć? – całkowicie zapomniałam o tym.

— Już to przerabialiśmy rok temu. Nie chcę martwić twoich rodziców, a zwłaszcza ojca. Sama rozumiesz. Bądź, o dziewiątej. Do zobaczenia.

Rozłączył się, a ja spanikowałam. Zapomniałam, o lekarzu. Jak mam polecieć na Sardynię? Przecież Antonio o niczym nie wie. Zaczęłam chodzić po tarasie tam i z powrotem, próbując coś wymyślić. Wtedy wyszedł zatroskany Marco.

— Czy coś się stało?

— Czy... Marco... czy mógłbyś skontaktować się z Antonio? – ciężko było mi to wypowiedzieć, ale są rzeczy ważniejsze w życiu, niż ten pieprzony dupek.

— Prosił, bym mu nie przeszkadzał. Jest teraz bardzo zajęty.

Pokiwałam głową, rozumiejąc, że ta prawdziwa wiadomość, to taka, że to JA mam mu nie przeszkadzać.

— Muszę rano być na Sardynii. Pomożesz mi?

Zaśmiał się, zakładając dłonie na tors. Miał mnie za głupią, widziałam to w jego oczach.

— Już rezerwuję business class – śmiał się, a w moich oczach zebrały się łzy. Kiedy kilka z nich zaczęło zdobić moje policzki, jego uśmiech natychmiast zszedł. Byłam u kresu, by nie wybuchnąć płaczem, dlatego też wyminęłam go i pobiegłam do sypialni.

Schowałam się w garderobie, gdzie zaczęłam pakować niewielką walizkę. Muszę rano być we Włoszech. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, a następnie zaczęłam przeglądać wieczorne loty. Wymknę się, gdy Marco będzie jadł kolację w kuchni. Zabukowałam bilet na Sardynię, lecz porzuciłam dalsze pakowanie. Ciężko będzie przemknąć z walizką do windy. Tutaj liczy się każda sekunda. Kiedy będę wsiadać do samolotu, napiszę wiadomość do mamy, by ktoś mnie odebrał. Ona zrozumie, w końcu walczyła o moje zdrowie.
Siedziałam zestresowana na łóżku, wgapiając się w wskazówki zegara. Równo o dwudziestej Marco zawsze jadł kolację. Wybiła. Otworzyłam po cichu drzwi i skradając się na palcach, zaczęłam schodzić na dół. Nie było go, więc mam fart. Przemknęłam szybko do windy i czekając, aż drzwi się otworzą, sprawdzałam, czy mam w torebce paszport i dokumenty. Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi, nie patrząc przed siebie zrobiłam krok do przodu i trafiłam w coś twardego. Uniosłam głowę do góry, a przede mną wyrósł Antonio.

— Wybierasz się gdzieś? – przemówił. Od pieprzonych dwóch tygodniu wypowiedział właśnie to.

— Ja... – Przełknęłam ślinę, robiąc krok w tył.

— No dalej Emily, wierzę, że potrafisz wypowiedzieć się pełnym zdaniem.

— Daj jej spokój – wtrąciła się ona. Kylie. Wyszła z windy, tuż za Antonio.

— Muszę wyjść – wyszeptałam, nie wierząc w to co mówię.

— Dziewczynko, przedszkola są już zamknięte. Pójdziesz jutro – posłała mi wielki uśmiech.

— Co tutaj się... – wtrącił się Marco, lecz zauważając Antonio zamilkł.

— Gdzie chciałaś wyjść? – zapytał Rizzo, taksując mnie wzrokiem.

Przerzucałam wzrokiem z Antonio na Kylie. Boże, co ja tu robię?!

— Muszę lecieć na Sardynię – odparłam po dłuższej chwili. Oczy Antonio napełnił gniew, który skierowany był w tym momencie na Marco.

— Pisałem ci – wymamrotał ochroniarz. Fuck! Mogłam mu nic nie mówić.

— Kylie wynoś się! – wrzasnął, a blondynka natychmiast skierowała się do windy.

— Tylko żebyś później nie szukał mojej dupy, jak przez ten tydzień – zachichotała, po czym zamknęły się za nią drzwi.

— Marco, ty też wyjdź – powiedział już nieco spokojniej.

Gdy ochroniarz zniknął, Antonio zablokował drzwi windy kodem. Boi się, że ucieknę, albo chce dać mi nauczkę za nieposłuszeństwo.

— Chciałaś uciec ode mnie? – zapytał, zaciskając mocno pięść.

— Prosiłam Marco, o kontakt z tobą, ale podobno nikt mie mógł ci przeszkadzać. To bardzo ważne dla mnie.

— Nie. Wróć do sypialni i przyszykuj na jutro kreację. Musimy pojawić się razem na kolacji biznesowej.

Czułam wiążący się supeł na gardle. Zaciskał się coraz mocniej, nie pozwalając mi złapać tchu. Jak mógł być takim fiutem?!

— Antonio... – westchnęłam, gdy wchodził na górę. Zatrzymał się, lecz nie odwrócił głowy w moją stronę: — proszę – wyszeptałam prawie niesłyszalnym głosem.

Nie odpowiedział. Wchodził do góry, aż zniknął za drzwiami sypialni. W moich oczach pojawiły się łzy. Myśl, o tym by wyskoczyć z okna coraz bardziej rozświetlała nadzieję. Nic dla niego nie znaczę, nawet jako przyszła żona. Usiadłam na kanapie w salonie, pozwalając sobie na łzy. Trzęsącą dłonią wyciągnęłam z torebki smartfon. Ostatnia szansa to telefon do taty. Muszę tylko opanować płacz, bo nie chcę okazać słabości. Wybrałam jego numer i przykładając słuchawkę do ucha, czekałam na połączenie. Nic z tego. Nie odbierał. Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze godzinę do samolotu. Ostatnia szansa. Wzięłam głęboki wdech i weszłam na górę, stając przed drzwiami do sypialni Antonio. Zapukałam dwa razy, a po chwili otworzył mi drzwi stając przede mną w samym ręczniku.

— Płaczesz? – zapytał zdziwiony.

— Możemy porozmawiać?

— Wejdź – wpuścił mnie do środka.

Usiadłam na łóżku, cała zestresowana. Chcę powiedzieć mu prawdę, ale to zapewne wywołała konflikt z moim tatą. Antonio nic nie wie, o mojej chorobie, więc ojciec musiał zataić przed nim tą wiadomość. A powiedzmy sobie szczerze, nikt nie chce zadawać się z osobą, która jest genetycznie obciążona.

— Pamiętasz, jak zapytałeś mnie o bliznę na brzuchu – spojrzałam w jego twarz, która w sekundzie przybrała twardą maskę.

Usiadł w fotelu na przeciwko, wbijając we mnie przeszywające spojrzenie. Wówczas uniosłam delikatnie koszulkę odsłaniając przed nim tą niewielką bliznę. Zapatrzył się na nią, zaciskając mocno dolną wargę. Złościł się.

— W dzieciństwie byłam poważnie chora. Do tego stopnia, że lekarze nie dawali mi większych szans.

— Co to była za choroba? – patrzył prosto w moje oczy, a ja nie potrafiłam opanować łez.

— Białaczka.

Ręce zaczęły mi się trząść w dziwnym tiku, a serce coraz mocniej łomotało. Czułam, że zaraz zemdleję.

— Tata oddał mi szpik i dzięki niemu wyzdrowiałam, ale od tamtej pory jestem pod stałą opieką lekarza. Mam comiesięczne wizyty kontrolne, by mieć pewność, że choroba nie wraca. I właśnie jutro mam wizytę. Muszę tam polecieć.

Jego wzrok był nieobecny. Jakby zawiesił się między rzeczywistością, a fikcją. Tak, zapewne od tej pory przestałam być dla niego atrakcyjna. Ba! Czy ja w ogóle kiedyś byłam taka dla niego? Teraz będzie patrzył na mnie, tak jak każdy chłopak z mojej szkoły. Z litością, ze współczuciem. Nie chcę tego.

— Teraz masz konkretny powód, by rozwiązać tą umowę – dodałam, wycierając z policzków łzy.

— Spakuj swoje rzeczy. Jeszcze dzisiaj zorganizuję lot na Sardynię – wymamrotał poprawiając się na fotelu.

— Dobrze – to wszystko na, co było mnie stać. Wstałam z łóżka i wyszłam.

Siedziałam na podłodze w garderobie, układając w walizce ubrania. Już niedługo znowu przytulę do siebie Lucę i zmierzę się z tatą, słuchając jego reprymendy. Mimo wszystko, cieszyłam się na powrót. Czy będzie mi czegoś brakowało? Z pewnością przepięknego widoku z tarasu i bądź co bądź towarzystwa Marco.
Byłam już niemal spakowana, gdy usłyszałam pukanie do pokoju, a zaraz za tym kroki. Odwróciłam się w stronę drzwi od garderoby, a w nich stanął Antonio.

— Musimy jechać na lotnisko – oznajmił, przyglądając się temu, co robię.

— Potrzebuję jeszcze dziesięć minut. Zostały mi tylko kosmetyki.

— Dlaczego pakujesz wszystkie rzeczy na jeden dzień?

Zgłupiałam. Jak to na jeden dzień?!

— Przecież wracam do domu – odparłam, stając przed nim.

— Tak. Na jeden dzień, by pójść do lekarza. Emily, ile razy mam ci mówić, że jesteś moja?

— Ostatnie dni... – położył mi palec na ustach.

— Zabiłem Oleha.

Serce złamało mi się na pół. Ucisk w żołądku i chęć zwymiotowania wzięły górę. Popędziłam do łazienki i nachylając się na toaletą, zwróciłam obiad. Jak mógł powiedzieć mi to, tak po prostu? Wiem, że dla niego to codzienność, ale dla mnie to coś okropnego. Choć domyślałam się, że tata zapewne postąpi z nim tak samo, to wiadomość od Antonio jakoś bardziej szokuje. Po chwili czułam ciepłe dłonie Antonio na swoich plecach. Zgarnął moje włosy, pozwalając mi zwrócić wszystko. Kiedy wymioty ustały, z trudem podniosłam się i podeszłam do umywalki. Wypłukałam usta zimną wodą, a następnie umyłam zęby. Antonio stanął za mną, kładąc dłonie na moich biodrach.

— Zanim usłyszę kolejne oskarżenia, chcę żebyś wiedziała, że nie mam romansu z Kylie. A te dwa tygodnie miały być dla mnie detoksem.

— Od? – spojrzałam w nasze odbicie.

— Od ciebie. Piccolina, zależy mi na tobie, ale boję się do tego przyznać. W tym świecie nikt nie kieruje się uczuciami, a ty jakimś dziwnym sposobem wkradłaś się do mojego serca. Od dwóch tygodni próbuje ugasić wszystko to, co ma z tobą jakikolwiek związek. Muszę, dla twojego i mojego bezpieczeństwa.

— Ale to wszystko sprawia, że czuję się samotna. Nie widuję cię, nie rozmawiamy, a co dopiero jakaś chęć poznania się. Jak wyobrażasz sobie nasze małżeństwo? Boisz się tego, co możesz do mnie poczuć? – wbiłam w niego przenikliwy wzrok. Zmieszał się, odwracając w bok głowę.

Po chwili uniósł mnie w górę, sadzając na blacie obok umywalki. Umieścił się między moimi udami i podciągając koszulkę w górę, wymamrotał:

— Pokaż mi tą bliznę.

Podążał wzrokiem za swoją dłonią, docierając nią do niewielkiego śladu po zabiegu. Musnął dłonią, po czym pochylając się złożył na moim brzuchu pocałunek. Wzdrygnęłam się lekko, co szybko zauważył. Uniósł na mnie wzrok i świdrując spojrzeniem, zbliżał się powoli.

— Co robisz? – mruknęłam, gdy jego czoło dotknęło mojego.

— Całuję cię.

Jego usta złączyły się z moimi w delikatnym pocałunku. Początkowo chciałam go odepchnąć, ale gdy położył dłonie na mojej talii poczułam dziwne mrowienie w podbrzuszu. Nagle zadzwonił jego telefon. Antonio oderwał się ode mnie i wyciągając smartfon z kieszeni, powiedział:

— Musimy jechać na lotnisko. Emily, chcę byś nadal go nosiła – wyciągnął z kieszeni pierścionek. Podałam mu dłoń, a on założył mi przedmiot naszej długiej przyszłości.

— Przynajmniej teraz oświadczyłeś się poprawnie – uśmiechnęłam się, zeskakując z blatu.

Piccolina... – nie dokończył, ale w jego oczach dostrzegłam coś dziwnego. Nigdy przedtem tego nie widziałam i o dziwo, podobało mi się to.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro