Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Antonio

Jest moją zgubą i najsłabszym punktem. Jest dobrą osobą, a ja złym człowiekiem. Jest tą częścią mnie, jaka nigdy się nie zrodziła.
Powinienem ją trzymać od siebie z daleka, by jej nie skrzywdzić, by mogła żyć w spokoju, ale nie mogę tego zrobić, bo jestem pierdolonym egoistą. Pragnę ją mieć tylko dla siebie, nasycać się nią, jak najlepszym narkotykiem i tkwić bezpowrotnie w tym uniesieniu.

Przez całe życie moim jedynym okazaniem dobroci był fakt wypicia z bratem butelki whisky i na tym to wszystko się kończyło. Nie mam w sobie krzty zrozumienia, nie ukazuje żadnych emocji prócz tych naładowanych gniewem. Takim stworzył mnie mój ojciec i takim muszę pozostać, by zdobyć to, na czym mi zależy. Urodziłem się by być capo, a nie pieprzonym kochankiem z harlekinów.

— Ten tatuaż jest dedykowany mojej matce, Rose – westchnąłem po dłuższej chwili.

Spojrzałem na nią, a jej oczy w sekundzie rozbłysnęły jasnym światłem.

— Nie takiej odpowiedzi się spodziewałaś, co? Emily, to nie jest dla mnie łatwy temat. Mój ojciec zabił matkę na moich oczach, zdradziła go, nie miał wyjścia. Ale była moją matką, jedyną kobietą do której... – zacisnąłem mocno pięść, by przezwyciężyć narastający gniew. Wszystko do mnie wróciło. Widok mamy z kochankiem, strzał i morze krwi wylewające się z łóżka. Byłem wtedy dzieckiem, a to wydarzenie sprawiło, że wydoroślałem szybciej niż bym tego chciał. Trauma z którą zmierzam się od kilku lat powoduje, że czuję się za to odpowiedzialny.

— Do której żywiłeś jakieś uczucia – dopowiedziała, układając głowę na moim torsie. Objąłem ją mocno. Nigdy nie czułem takiej potrzeby, ale teraz... w tej jednej sekundzie, musiałem ją przytulić.

— To tajemnica. I pragnę by tak pozostało już na zawsze – ucałowałem czubek jej głowy.

— Ciężko mi wyobrazić sobie, co musiałeś czuć widząc śmierć mamy. To jest okropne – nachyliła się nade mną, wbijając smutne spojrzenie.

Piccolina, nie myśl o tym. Nie chcę cię zadręczać przeszłością – ująłem w dłoń jej policzek i kciukiem pogładziłem jego wierzch.

— Zdrada to największe skurwysyństwo, jakie można wyrządzić drugiej osobie. Nigdy nie byłabym w stanie wybaczyć czegoś takiego, ale śmierć...

— Czyli nie wybaczyłabyś mi zdrady? – zapytałem, zsuwając dłoń z jej policzka na ponętną pierś.

— Pytasz serio? – skrzywiła się, obdarzając mnie zimnym spojrzeniem.

— Drażnię się z tobą – uśmiechnąłem się, po czym zacząłem delikatnie masować jej biust, drażniąc przy tym kciukiem, nabrzmiały sutek.

— Jeszcze ci mało? – przygryzła dolną wargę.

— Nigdy się tobą nie nasycę – przyciągnąłem ją do siebie i zacząłem składać na jej twarzy pocałunki. Gdy tylko dotarłem do ust, wsunąłem w nie język i pieściłem zachłannie.

Nazajutrz obudziłem się jeszcze przed budzikiem. Przetarłem dłonią oczy, a na sobie dostrzegłem śpiąca Emily. Leżała naga na moim torsie, wtulając głowę w lewy bark. Pogładziłem jej miękką skórę i wówczas dotarło do mnie jedno. To pierwsza kobieta, z którą spędziłem noc, nie pieprząc jej. Zasmakowałem, zatracając się słodkością i chociaż kurewsko pragnąłem ją rżnąć, to nie mogłem tego zrobić. Nie, w sposób, w jaki przeleciałem każdą inną. Emily jest wyjątkowa. Jedyna. I zasługuje na królewskie traktowanie.

— Dlaczego nie śpisz? – wymamrotała zaspanym głosem.

— Patrzyłem na ciebie.

— I coś zauważyłeś? – położyła dłoń na moim torsie.

— Że nawet podczas snu, twoje sutki są mocno pobudzone – wyszeptałem wprost do ucha, po czym nadgryzałem jego płatek.

— Chyba muszę do łazienki – wycedziła, zalewając się falą wstydu.

Zerwała się z łóżka i zabierając ze sobą kołdrę, zatrzasnęła za sobą drzwi.
Poprawiłem zarost na brodzie i uśmiechając się sam do siebie, wyszedłem z sypialni.

Zjedliśmy szybkie śniadanie w towarzystwie Alessandro, jego żony i syna, po czym Emily zaczęła ich mocno ściskać, żegnając się. Zdecydowanie nie lubię takich melodramatycznych momentów, bo nigdy nie wiem, jak mam się zachować. Czy udawać, że mnie również jest smutno? Czy wręcz przeciwnie, obrócić to w jakiś głupi żart, jak to zawsze robi Flavio? Nie odpowiedziałem sobie jeszcze na to pytanie i zapewne ten dzień, nie będzie tym, w którym to zrobię.
Kiwnięciem dłoni nakazałem ochroniarzom zabrać nasze bagaże.

— Emily, musimy już jechać – westchnąłem, ponaglając ją.

— Będę tęsknić. Luca, za tobą najbardziej – rozczochrała jego dłuższe włosy, po czym ucałował Ellie w policzek.

Wsiedliśmy do zaparkowanego samochodu, a po kilku minutach byliśmy już na lotnisku.

— Dzwonił pan Stefano, chce cię widzieć od razu po przylocie – przekazał mi wiadomość Marco, po czym przywitał się z Piccoliną.

Wściekła bestia chce szybkiej konfrontacji. Może to dobra okazja, by porozmawiać na temat umowy mojego małżeństwa, a także ukrywanej przede mną choroby Emily.

Lot do Chicago trwał kilka długich godzin, podczas których obejrzeliśmy z Piccoliną około pięciu filmów. Prawdę mówiąc nie potrafię tego dokładnie zliczyć, bo między trzecim, a czwartym zasnąłem. I tym razem to ja spałem w objęciach Emily. To zaczyna wymykać się mi spod kontroli.

Chicago powitało nas ulewnym deszczem i limuzyną czekającą na mnie. Ojcu jak widać bardzo spieszno, by zobaczyć się ze mną.
Marco odwiózł Emily do penthouse, a ja wsiadłem do samochodu, który zawiózł mnie prosto do klubu. Czy byłem zbyt naiwny, sądząc, że ojciec zechce ugościć mnie w naszym rodzinnym domy? Zdecydowanie. Zresztą nie byłem tam od szesnastego roku życia. Od tego też czasu mieszkam sam, a powrót zwłaszcza do tamtego miejsca nie byłby dla mnie łatwy. Flavio do tej pory ma mi za złe, że nie powstrzymałem ojca przed naciśnięciem spustu. Kalam się za to, gdy tylko o tym pomyślę, ale czasu nie cofnę.

Wszedłem do lokalu, który o tej godzinie świecił pustkami. Tylko ochroniarze mojego ojca bawili się w najlepsze, flirtując z kelnerkami. Takim capo właśnie jest mój ojciec. Zamiast trzymać nad ludźmi piecze on pozwala im na zabawy. Gdzie tu szacunek, o którym tak często wspomina w kłótniach ze mną? Stał się klaunem własnego jestestwa. Nowy Jork wytyka nas palcem, śmiejąc się z rządów wielkiego Rizzo, niedługo fala Rosjan napłynie i odbierze nam to, z czym urodziliśmy się i co nam się należy. Consigliere mojego ojca powitał mnie skinieniem głowy, po czym wskazał drzwi do gabinetu.

— Znowu rucha małolatę? – zapytałem ironicznie.

— Czeka na ciebie – odparł poważnym głosem. Chyba nie zrozumiał tego sarkazmu.

Nacisnąłem klamkę, po czym wszedłem do środka i to co zastałem, nie mieściło mi się w głowie. Flavio siedział w fotelu przykuty łańcuchami na środku gabinetu. Dwóch zbirów pastwiło się nad nim, bo szybko dostrzegłem ich zdarte kostki na rękach.

— Co to ma być?! – wykrzyknąłem, podchodząc natychmiast do brata.

Ojciec stanął za mną i kładąc dłoń na moim ramieniu, wygłosił:

— Wiesz, że nie toleruję nieposłuszeństwa.

— Dlatego bijesz własnego syna?! Zobacz, jak on wygląda! – byłem wkurwiony.

— Ktoś musiał oberwać za twój brak ogłady. Miałeś umówione spotkanie z senatorem. Wystawiłeś mnie dla tej suki! – chwycił mnie mocno za szyję i pchnął w stronę ściany.

— Flavio nie jest niczemu winny – wychrypiałem, z trudem powstrzymując chęć mordu.

— Myślisz, że jestem głupim starcem? Za kogo ty mnie uważasz, Antonio?! Od lat kryjecie sobie dupy przede mną. Ten nikczemnik próbował opowiedzieć mi bajeczkę, że załatwiasz sprawy dotyczące umowy małżeńskiej. Ale zapomniał, że to ja za wszystkim stałem!

Spojrzałem na Flavio, który niemym gestem przepraszał za swój błąd. Nie miałem do niego żadnych pretensji. Nawet, nie mógłbym mieć.

— Puść go. Dostał już za swoje – przerzuciłem ponury wzrok na ojca.

— Zdobyłem ją dla ciebie, byś nauczył tą przeklętą dziwkę posłuszeństwa, jak ja waszą matkę.

Nie zdołałem się powstrzymać. Wspomnienie o matce tylko spotęgowało nienawiść. Rzuciłem się na ojca, uderzając go pięścią w twarz. Dwóch ochroniarzy natychmiast do mnie podbiegło, próbując wymierzyć ciosy. Udało mi się zrobić unik i wyjść z kontrą, obezwładniając ich. Wziąłem głęboki wdech, po czym podszedłem do Flavio. Uwolniłem go i kiedy pomagałem mu wstać, poczułem cios w tył głowy. Odwróciłem się natychmiast, a za mną stał ojciec. Nim zdążyłem mu oddać, uderzył mnie drugi raz. Tym razem trafił pięścią prosto w szczękę, rozcinając dolną wargę.

— Wynoście się! A ty, Antonio, zapłacisz mi za to. Podniosłeś rękę nie na swojego ojca, ale na swojego capo.

Nie odpowiedziałem. Pomogłem bratu wstać i wyprowadziłem go z klubu.

— Kutas z niego, co? – wysyczał, kiedy z trudem wsiadał do swojego samochodu.

— To wiemy już od dawna – skwitowałem, zajmując miejsce kierowcy.

— Dzisiaj mnie wezwał po pretekstem omówienia dostawy na Sycylię, a jak widzisz pretekst był zupełnie inny.

Dotknął lewą dłonią swój podbródek, po czym wysyczał z bólu.

— Jeszcze to pobicie jakoś bym przebolał, ale że przez niego musiałem odwołać randkę. Antonio, to była taka laska. Cycki i dupa... wiesz sam... pierwsza klasa. Może trochę mało kumata, ale chciałem ją tylko ruchać, a nie rozmawiać.

Nie mogłem tego już słuchać. Jak na to, że przeżył ciężkie pobicie, to można rzec, że miał się nawet dobrze. Grunt to nie stracić ducha, a to zawsze mu się udaje.

Zaprowadziłem go do apartamentu, a ten od razu doczołgał się do swojego barku. Wziął butelkę whisky i spoczął na kanapie.

— Musimy go zabić. Nie wiem jeszcze jak, ale to ty powinieneś być capo. Rządy naszego ojca nie prowadzą do niczego dobrego. Nie dość, że tracimy w oczach wspólników, to na dodatek Brać szykuje się na wojnę z nami – wycedził, upijając przy tym łyk bursztynowego płynu.

— Nasz ojciec chce wykorzystać Emily do własnego celu. Myślałem o tym. On chce ją przehandlować Rosjanom.

— Jak to? Przecież zawarliście umowę – był nieco zmieszany.

— Umowę, której nigdy nie widziałem na oczy. Te nagłe zaręczyny, przylot Emily do Chicago, by rzekomo lepiej się poznać, pomyśl Flavio, dzieją się dokładnie w tym samym czasie, gdy na pierwszy plan wysuwa się problem z Bracią. Ojciec podczas naszej ostatniej rozmowy wygadał się, że chodzi o nazwisko, które nosi Emily. Ale Alessandro nie jest głupi, nie wpakowałby się w konszachty z Rosjanami, zresztą będąc na Sardynii przyjrzałem się mu i nie dostrzegłem nic, co mógłbym uznać za zdradę. Zrobimy tak... w następny weekend ojciec, jak co roku organizuje rejs urodzinowy. Będziemy tam, ale tylko po to, by dopilnować, by był to jego ostatni już w życiu.

Flavio patrzył na mnie przejęty, ale po chwili na jego obitej twarzy pojawił się uśmiech triumfu. Pragnął tego tak samo mocno, jak ja.

Wszedłem do swojego apartamentu. Marco siedział w salonie, przeglądając coś na telefonie. Odprawiłem go, po czym ruszyłem po schodach w stronę sypialni. Gdy tylko przekroczyłem próg, usłyszałem szum wody dobiegający z łazienki. Od razu się tam skierowałem. Emily stała przy umywalce, nakładając na twarz jakiś krem. Wyglądała tak pięknie w mojej koszulce, w dodatku ledwo zakrywała jej idealny tyłek. Stanąłem za nią i obejmując mocno w talii, spojrzałem w nasze odbicie.

— Coś się stało, Antonio? – zapytała, patrząc na mnie w lustrze.

— Potrzebuję cię – westchnąłem, składając pocałunek na jej szyi.

Emily gwałtownych ruchem odwróciła się do mnie i unosząc w dłoni mój podbródek, wyszeptała cicho:

— Jesteś ranny. Trzeba się tym zająć – dotknęła dłonią rozciętej wargi, po czym chciała odejść. Nie puściłem jej.

— Pocałuj mnie. Tylko tego pragnę.

Wbiła przenikliwy wzrok i kładąc dłonie na moich barkach, pocałowała mnie. To było najlepsze, czego tylko mogłem chcieć. Tym razem oddałem jej całkowitą kontrolę i to ona nadała rytm naszemu pocałunkowi. Delikatny język Emily pieścił mój, a ja dłużej nie mogłem znieść tej katorgi. Dłońmi powędrowałem pod jej koszulkę i unosząc ją aż do biustu, odsłoniłem najcudowniejszy widok. Chwytając za pośladki, posadziłem Piccolinę, na blacie obok umywalki. Umieściłem się między jej nogami, po czym ściągnąłem z niej t- shirt.

— Jesteś taka piękna – westchnąłem i wpiłem się ustami w cudowny biust Emily.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro