Rozdział 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Antonio

Nie byłem w stanie usiedzieć w miejscu, wiedząc, że mój brat właśnie wylądował na Sardynii. Tępo wpatrywałem się w Rolex'a na ręce, odmierzając każdą minutę. Jeśli za chwilę nie dostanę od niego jakiejkolwiek wiadomości, oszaleję.

— Panie Antonio – na taras weszła wystraszona Abigail, zapewne przerażał ją mój ostatnio zbyt porywczy stan. Ale to wszystko przez Piccolinę, nie umiem bez niej zebrać myśli i skupić się na sprawach przyziemnych.

— Tak? – wycedziłem, mierząc ją z góry na dół. Trzymała w dłoni dużą kopertę.

— Przyszedł list do pana – wręczyła mi kopertę, po czym rzucając niepewne spojrzenie, opuściła głowę i wyszła.

Mój wzrok od razu skierował się na adresata i już doskonale wiedziałem, co kryje zawartość. Zacisnąłem mocno dłoń wokół barierki i biorąc głęboki wdech, wróciłem do mieszkania.

— Marco! – wrzasnąłem: — przygotuj mi samolot. Lecę na Sardynię.

Przytaknął głową i nic nie mówiąc, opuścił apartament. Tylko Abigail, która przyglądała się całej sytuacji, westchnęła:

— Brakuje nam jej wszystkim.

Zniknęła w kuchni.

Całe popołudnie spędziłem na pakowaniu walizki i przełożeniu kilku spotkań na przyszły tydzień. Co prawda Lorenzo nie był tym szczególnie zachwycony, ale dopóki nie odzyskam Emily, nie jestem w stanie skupić się na sprawach mafii. Ta mała Włoszka okręciła mnie wokół palca i kurwa zgubiłem przy niej własne jaja. Wieczorem otrzymałem od Flavio wiadomość, że z Alessandro nie będzie łatwo i że Emily oddała mu pierścionek zaręczynowy. Fuck! Nalałem sobie kieliszek czerwonego wina i wgapiając się w panoramę Chicago, układałem w głowie, co mam powiedzieć Cavallo, jak go przekonać.

— Antonio – westchnął cicho Marco, stojąc za moimi plecami.

— Samolot gotowy? – zwróciłem się w jego stronę.

— Mamy pozwolenie na lot za dwie godziny. Chciałem podziękować.

— Daruj sobie – dokończyłem kieliszek wina.

— Zawaliłem. Miałem strzec panienki Cavallo, a poległem. Nigdy nie lekceważyłem twoich poleceń, ale w tym jednym dniu. Naprawdę tego nie chciałem. Byłem rozkojarzony, zmęczony. W tamtym dniu dowiedziałem się bowiem, że moja matka nie żyje. Wiem, to nie jest żadne usprawiedliwienie, ale była jedyną mi bliską osobą. Wybacz, że cię zawiodłem, to już nigdy się nie powtórzy.

Zawiesiłem się na moment, gdy powiedział, o matce. W tej samej chwili wróciłem wspomnieniami do śmierci mojej rodzicielki. Zabił ją ojciec z zimną krwią. Nawet nie zdążyłem się z nią pożegnać, a przecież byłem tam. Patrzyłem na nią, na to jak umiera, jak wydaje z siebie ostatni oddech. Chciałem powiedzieć, że go rozumiem, lecz nie mogłem. W tym świecie okazanie łaski podwładnym to ostateczny nokaut do powiedzmy na to: zawodowej śmierci. Albowiem nikt wówczas nie będzie uważał takiego capo za godnego, noszenia tak wielkiego tytułu. I całkowicie się z tym zgadzam.

— Na Sardynię polecę sam, a ty w tym czasie dokończysz przesłuchania. Nie okazuj żadnej litości. Jeśli będą z tobą pogrywać, zlikwiduj ich. Chcę tylko konkretne informacje, a przede wszystkim te, które dotyczą Sergieja Orlova.

— Będziesz to miał – odparł, wykonując głową lekki gest wdzięczności. Zrozumiał przekaz i to najważniejsze.

Kiedy siedziałem już wygodnie w samolocie, dostałem od brata bardzo ciekawe zdjęcie. Emily. Cholera. Jest taka piękna, a ja z każdym kolejnym dniem kocham ją coraz mocniej. Nie umiem i nie chcę wyzbyć się tego uczucia, a jedyna siła, która będzie potrafiła mnie ukoić, to uczucie, tak samo silne, jak moje, które otrzymam właśnie od niej. Przesunąłem palcami po wyświetlaczu, dotykając jej długich i pięknych włosów oraz jakże idealnej sylwetki. Wówczas moja głowa powędrowała w jedne, dość odległe od tygodnia myśli. Miałem jebaną chęć zanurzyć się w jej słodkich ustach, a następnie pieprzyć ją mocno językiem, by doszła dla mnie tak, jak zawsze. Ocknąłem się z tego, gdy mój kutas lekko poruszył się w spodniach. Chyba nie tylko głowa ma na nią ochotę.

Cały lot do Cagliari trwał jakieś dziesięć godzin, przez które non stop myślałem wyłącznie o Emily. Już niedługo ją zobaczę.
Otworzyłem kopertę, którą wcześniej wręczyła mi Abigail i z dumą przeczytałem pierwsze zdanie listu. Wszystko było tak, jak chciałem. Idealnie. Schowałem go z powrotem do koperty, po czym złożyłem ją na pół i wsunąłem do wewnętrznej kieszeni marynarki. 

Po wylądowaniu na słonecznej Sardynii, dwóch moich ochroniarzy podstawili mi samochód, którym pojechałem prosto do rezydencji Cavallo. Sądziłem, że będę miał trudności z dostaniem się do posiadłości, zwłaszcza po wrogiej rozmowie z Alessandro, ale nic bardziej mylnego. Jego ludzie powitali mnie serdecznie i na dodatek wytłumaczyli chwilową absencję głowy rodziny. Jednak to nie było dla mnie aż tak istotne, bowiem w tym momencie liczyła się tylko Piccolina.
Starsza gosposia zaprowadziła mnie do pokoju gościnnego, a w tym czasie napisałem wiadomość do Flavio. Musiałem wiedzieć, co się dzieje i dlaczego wtrącił się w sprawy rodziny Cavallo. Odpisał bardzo szybko, że chodzi o życie Anabelli - kuzynki Emily. O nic więcej nie pytałem. Ufałem mu i to w zupełności mi wystarczało.

Wchodząc do pokoju od razu zauważyłem piękny widok rozciągający się z okna. Plaża, a na niej dwie osoby i pies. Uśmiechnąłem się pod nosem, dostrzegając jedną, tą najważniejszą dla mnie kobietę.

— Panie Rizzo, za dwie godziny podamy kolację. Czy zechce pan zjeść z panienką Cavallo, czy mam podać do pokoju? – zapytała gosposia, a ja miałem dziwną ochotę zaśmiać się jej prosto w twarz. Jak może zadawać mi tak oczywiste pytania?

— Zjem z moją narzeczoną – odpowiedziałem twardo, poprawiając przy tym zarost.

— Tak, jest. Przepraszam – opuściła nisko głowę i robiąc drobne kroczki w tył, wyszła z pokoju.

Przebrałem się w dość niekonwencjonalne ubrania, jak na mnie i nie tracąc już czasu, ruszyłem prosto na plażę. Z daleka obserwowałem leżącą na kocu Emily. Nie widziałem jej ponad tydzień, a ona stała się jeszcze piękniejsza. Przez dłuższą chwilę stałem w miejscu zahipnotyzowany i wbijając w nią złaknione spojrzenie, nie dostrzegałem kompletnie niczego. Dopiero kiedy pies zaczął na mnie szczekać i wzrok Emily mimowolnie skoncentrował się na mnie, oprzytomniałem. Słyszałem, jak kazała bratu iść do domu, a później po ponownym, długim wpatrywaniu się w siebie tak po prostu ruszyła w moją stronę. Tego kompletnie się nie spodziewałem. Rozłożyłem ręce, gdy była już bliżej. Wpadła w nie, a ja objęłam ją bardzo mocno i wyznałem to z czym tak bardzo długo się kryłem.

— Powtórz – wyszeptała prawie niesłyszalnym głosem.

Ująłem jej piękną twarz w dłonie i patrząc głęboko w oczy, wyznałem:

— Kocham cię, Piccolina.

Oczy Emily zabłysnęły cisnącymi się łzami, lecz nie pozwoliłem, by uroniła chociaż jedną.

— Tęskniłem za tobą. Zrobiłem największy błąd, pozwalając ci odejść, ale w tamtym momencie... Emily, winię siebie za to, co się wydarzyło. Obiecałem ci, że będę cię chronił, że przy mnie jesteś bezpieczna i spierdoliłem to. Ktoś próbował cię skrzywdzić, pod moim nosem i omal mu się to udało. Czuję się winny wszystkiemu i dopiero Alessandro uświadomił mi, jak bardzo. Przepraszam cię za to.

— Jedyną winną osobą jest twój ojciec, nie ty. Antonio, obroniłeś mnie, uratowałeś z rąk tego potwora, myślisz, że mogłabym cię obwiniać? Kocham cię – przesunęła dłonią po moim policzku, po czym zbliżyła się i delikatnie ucałowała moją dolną wargę: — mogę być jedynie zła, o to, że kazałeś mi czekać na siebie ponad tydzień.

Po tych słowach złapałem Emily mocno za pośladki i uniosłem z łatwością w górę. Okręciłem ją wokół własnej osi kilka razy, a następnie postawiłem przed sobą.

— Tęskniłem za tobą.

— A ja za tobą – uśmiechnęła się zawstydzona, po czym dodała: — wiesz, że oddałam ten pierścionek Flavio, tylko dlatego, by ci o tym doniósł.

Uśmiechnąłem się lekko na te słowa.

— Wiesz, że dzięki temu zdradziłaś mi, jak cholernie mnie kochasz?

— Nigdy cię nie przechytrzę? – założyła dłonie na biodrach, posyłając mi badawcze spojrzenie.

— Nigdy – przyciągnąłem ją kolejny raz do siebie, a następnie nachylając się na jej lewym uchem, dodałem: — nie ma takiej rzeczy, którą mogłabyś mnie zaskoczyć.

Wówczas Emily zrobiła mały krok w tył i patrząc mi głęboko w oczy, zaczęła się rozbierać. Najpierw ściągnęła z siebie jeansowe szorty, następnie białe body. Gdy była już w samych majtkach, westchnęła wyniośle:

— Rozbieraj się.

— Ach tak?

Niemalże natychmiast zrzuciłem z siebie czapkę oraz koszulkę. Przygryzła wargę, po czym rzuciła we mnie majtkami i wbiegła naga do morza. Ściągnąłem z siebie spodenki wraz z bokserkami i niewiele myśląc, pobiegłem tuż za nią. Wtuliliśmy się w siebie, chłonąc wzajemne spojrzenia. Byłem w niej tak kurewsko zakochany. Delikatne fale muskały nasze ciała, co pozwoliło mi przejąć kontrolę. Ująłem jej podbródek, a następnie połączyłem nasze usta w gorącym pocałunku. Całowaliśmy się intensywnie, zatracając w sobie nawzajem. Jej słodki język cudownie uzupełniał się z moim, a z każdym głębszym liźnięciem, czułem jak mój kutas szaleje. Pragnąłem jej coraz mocniej. Wówczas Piccolina oderwała się od moich ust i patrząc mi głęboko w oczy, wyszeptała:

— Kochaj się ze mną. Chcę tego, Antonio.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro