Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Emily

Niemalże wbiegłam do kuchni, by złapać oddech i zebrać myśli. W kółko przewijały mi się słowa Anastasi o jej rzekomym mężczyźnie. To wszystko co mówiła... to tak idealnie pasowało do Antonia. A może... nie to tylko moje głupie myśli. On nie zrobiłby mi tego. Kocha mnie. Tak samo mocno jak ja jego.

– Emily, czy coś się stało? – Do kuchni weszła Abigail.

Otrząsnęłam się, poprawiając chaotycznie włosy. Gosposia podeszła bliżej i stanęła ze mną twarzą w twarz.

– Nie... wszytko jest dobrze. Przyszłam po ciastka.

– Na pewno? Jesteś jakaś roztrzęsiona, czy ta kobieta za tym stoi?

Bałam się, że jeśli wyznam Abigail prawdę o wszystkim to w ekspresowym tempie dowie się także mój narzeczony, a tego nie chciałam. Nie miałam ochoty wysłuchiwać od niego na temat mojej zazdrości, która notabene sięgała już zenitu. Nie potrafiłam nad tym panować. Wystarczyło, że pojawiła się panna Gallo i napomknęła coś o facecie, a ja przed oczami miałam wizję, w której pieprzy się z Antoniem. Czemu musiało to mnie tak dręczyć?! Czemu nie potrafiłam nad tym panować i zdusić to cholerne uczucie?!

– Nie. Przyszłam tylko po ciastka. Widziałam podczas śniadania, że kupiłaś cannoli. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo cieknie mi ślinka na ich widok. – Podeszłam do blatu kuchennego, na którym pod szklanym wiekiem leżały pachnące ciastka z kremem. – Z pistacjami? – Powąchałam i wzięłam jedną rurkę do ręki.

– Prosto z sycylijskiej kawiarni – oznajmiła gosposia z wielkim uśmiechem.

– Nie potrafię się im oprzeć. Jesteś cudowna! – Ugryzłam kawałek, rozkoszując się obłędnym kremem i kruchym ciastem.

Ja - niegdyś fanka amerykańskiego ciasta czekoladowego, przeszłam na włoską stronę mocy, rozkochując się we wszystkich deserach. Od niebanalnego tiramisu przez cannoli, cantuccini aż po sfogliatelle. Mój tata, można rzec że, pokazał mi ten kraj od kuchni.
Wytarłam kąciki ust z pistacjowego kremu i chwytając za szklaną paterę, skierowałam się do salonu. Przed wyjściem stanęłam na chwilę, wzięłam głęboki wdech i przybrałam na twarzy maskę kobiety twardej, której nie sposób złamać głupimi zagrywkami. Podeszłam do stolika kawowego i postawiłam na środku tacę z ciastkami.

– Częstuj się – powiedziałam radośnie i zajęłam swoje miejsce.

Anastasia spojrzała na mnie, lekko przymrużając oczy, po czym sięgnęła prawą dłonią po rurkę z kremem.

– Wracając do naszej rozmowy... Emily wiem, że nie darzysz mnie sympatią, ale spróbujmy się jakoś dogadać. Jeśli sądzisz, że ja i Antonio... – ucięła zdanie, bo wsunęła do ust deser. – To jest nieziemskie!

– Fakt. – Uśmiechnęłam się do niej, a następnie ugryzłam ciastko.

– Mnie nic nie łączy z Antoniem, mogę ci przysiąc. On jest w tobie zakochany na zabój, a ja z nim tylko pracuje i to się nie zmieni – Mówiła przekonywująco, ale coś nie dawało mi spokoju.

– Kim jest ten mężczyzna, o którym mi mówiłaś? – Wzięłam do ręki filiżankę i upiłam łyk ziołowej herbatki. Skrzywiłam się, bo była okropna. Abigail przygotowała coś naprawdę ohydnego i jeśli to miało w jakikolwiek sposób pomóc mi w ciąży to bardzo się pomyliła. Jej ziółka były gorzkie, a na dodatek sprawiły, że chciało mi się rzygać. Szybko odstawiłam filiżankę i ugryzłam ciastko, by zabić ten paskudny smak.

– Coś nie tak, Emily? – zapytała rudowłosa piękność.

– To przez ziółka gosposi. Jeśli będziesz kiedyś w ciąży, błagam niech nikt ci nie wmówi, że to pomoże. Może w jakimś małym procencie są zdrowe, ale jakie ohydne.

Anastasia zaczęła się śmiać, a ja... o dziwo, razem z nią. Może to płytkie i niezbyt normalne, ale pierwszy raz spojrzałam na nią, jak na kogoś z kim mogłabym się zakolegować. No może przyjaciółkami od serca nie będziemy, bo nikt nigdy nie zastąpi mi Belli, ale raz w miesiącu na kawę mogę z nią wyjść.

– Emily, jesteś niesamowicie zabawna. Chyba to jest ten haczyk, na który złowiłaś Antonia. Widzi w tobie dobrego kumpla.

Czar prysł. Nici z kawy i zaprzyjaźniania się.

– A czy to nie miłość w głównej mierze opiera się na prawdziwej przyjaźni? – skwitowałam, a jej uśmieszek szybko zniknął.

– Masz rację. Nigdy nie miałam żadnego przyjaciela. Zawsze skazana wyłącznie na siebie. Nawet nie wiem jak to jest wyjść z kimś na zakupy i poplotkować o mężczyznach.

– Aż tak słabo? – wyrwało mi się na głos i w momencie, w którym Anastasia spojrzała na mnie zrobiło mi się strasznie głupio. – Wybacz, to było nie na miejscu.

– Nie musisz przepraszać, masz całkowitą rację. Mam dwadzieścia trzy lata, a nigdy nie zaznałam szczerej rozmowy z kimś bliskim. To jest słabe – posmutniała.

– Nawet z ojcem? – zszokowała mnie trochę.

– Wychowywana byłam tylko przez niego. A uwierz, dorastanie jako córka bossa narkotykowego gangu to ciągłe spełnianie niedoścignionych oczekiwań ojca. Wieczne karanie i tresowanie na żołnierza. Nigdy nie zaznałam ciepła, poczucia, że jestem dla kogoś najważniejsza. – Na jej policzku dostrzegłam jedną łzę, którą szybko wytarła dłonią, bym zapewne nie zauważyła. – Wybacz, że tak przynudzam.

– Nie, to bardzo ciekawe co mówisz. Pochodzimy z tego samego świata, a nasze dorastanie było takie inne. – Chwyciłam ją za rękę i patrząc głęboko w oczy, kontynuowałam: – Przepraszam, jeśli kiedykolwiek poczułaś ode mnie jakąś niechęć. Przyznaję, że początkowo nastawiłam się do ciebie bardzo sceptycznie i bardzo tego żałuję. Jesteś zupełnie inna.

– Miło to usłyszeć. Mogę cię przytulić? – Wyciągnęła w moją stronę ręce, a ja nie mogłam odmówić.

– A ten facet, o którym wspomniałaś na początku... – wróciłam do naszej rozmowy. – Bierz się za niego. Pokaż mu jaka jesteś ekstra, kup sobie coś seksownego, ubierz się w to i oczaruj go. Będę trzymać kciuki, żeby wszystko wyszło.

– Oj Emily, nawet nie wiesz jak bardzo tego potrzebowałam. To może z tej okazji... – uniosła filiżankę z kawą w geście toastu, na co ja podniosłam swoją i stuknęłyśmy się. Upiłam kolejny łyk tej mikstury i krzywiąc się, odłożyłam na stolik.

Po wyjściu Anastasi przejrzałam jeszcze kilka stron, które dostałam od architekta i czując mocniejsze kopnięcia Amo, oparłam głowę o kanapę. Położyłam dłoń na brzuchu, a z moich ust wydobyła się pierwsza piosenka, którą wymruczałam dziecku. Zupełnie nad tym nie panowałam. Uśmiechałam się na zmianę z płaczem, śpiewałam, a po chwili złościłam, że chcę już koniec. Moje hormony szalały i nikt ani nic nie potrafił nad nimi zapanować.

Wieczorem dostałam wiadomość od Antonia, bym wybrała jaką pizzę zjemy na kolację. Nim zdążyłam mu odpisać, on wysłał kolejną, w której zawarł więcej niż mógł.

Tęsknię.

Odpisałam mu emotką w kształcie serca. Dziecinne? Być może, ale lubiłam czasem być dzieckiem.

Wrócił do domu punktualnie o dwudziestej, trzymając w rękach pudełko z pachnącą pizzą. Chciałam wstać z kanapy i przywitać się z nim, lecz on szybko podbiegł, rzucił karton na stolik i wtopił gorące usta we mnie.

– Jesteś – westchnął cicho, stykając ze sobą nasze czoła.

– Jestem – odparłam i potarłam kciukiem jego dolną wargę.

– Cały dzień myślałem o tobie... – Uklęknął, nachylił się i ucałował mój brzuch. – O was.

– Jutro wyjeżdżasz, chyba umrę z tęsknoty. Próbuję jakoś o tym nie myśleć, ale to chyba silniejsze ode mnie. – Wtuliłam się w niego i cały apetyt na pizzę mi przeszedł. Myśl o rozłące i o tym, że czeka go akcja, przerażała mnie.

– Wrócę najszybciej jak się da. Myślisz, że nie będę za wami tęsknił? Jak mam zasypiać nie mając cię obok? Nie dotykając twojej miękkiej skóry? Nie czując twoich ust?

Objęłam dłońmi jego twarz, chciało mi się cholernie płakać, lecz zdusiłam to w sobie, by pokazać mu silną kobietę. Byłam nią. Dla niego byłam całym światem.

– Zjedzmy pizzę, bo nam wystygnie, a później chcę cię tulić aż do samego rana – wyznał, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach.

– Wiesz, że odwiedziła mnie dzisiaj Anastasia? – powiedziałam, zajadając się kawałkiem.

– Czego chciała?! – zdenerwował się, co było trochę dziwne.

– Przyszła porozmawiać.

– O czym? – odłożył kawałek pizzy i irytując się wstał gwałtownie z kanapy.

– Antonio, co to za humorki? Jeszcze wczoraj witałeś się z nią czule, a teraz?

– Nie chcę, by się z tobą spotykała. Nie powinna cię odwiedzać i narażać. Porozmawiam z nią i już nigdy się tutaj nie pojawi.

– Rozumiem, że moje zdanie się nie liczy i mam nie zadawać pytań – skwitowałam, zakładając dłonie na piersiach.

Piccolina, to nie jest kobieta z którą należy się przyjaźnić.

– To co w takim razie można z nią robić? – Spojrzałam prosto w jego oczy, intonując pytanie w taki sposób, by wiedział, o czym dokładnie pomyślałam.

Uśmiechnął się szeroko, przygryzając dolną wargę, po czym zbliżył się do mnie, uklęknął i chwytając na brodę, rzekł:

– Wiem, co chodzi ci po głowie. Znam cię Emily, znam każdą twoją myśl. – Nachylił się nad moim uchem i dodał: – Mój kutas należy tylko do ciebie.

Obudził mnie głos narzeczonego i hałas kółek od walizki, przetarłam dłońmi oczy, a przede mną paradował półnagi Antonio. Obwiązany ręcznikiem, rozmawiał z kimś po hiszpańsku. Wyglądał niesamowicie seksownie. Ułożyłam poduszkę za głową i z wielkim apetytem przyglądałam się mojemu narzeczonemu. Będąc cały czas na telefonie, zakładał nieudolnie bokserki, czarną koszulkę oraz ciemne spodnie. Gdy zauważył, że gapiłam się na niego, skończył rozmowę i opierając ręce na ramie łóżka, poruszył charakterystycznie brwiami. Uśmiechnęłam się, na co on odpowiedział tym samym. Podszedł bliżej, usiadł na skraju łóżka i obejmując mnie mocno, wyszeptał:

– Kocham cię. Moja Piccolina.

– A ja ciebie.

Wyszedł, zostawiając na moich wargach pożegnalny całus. By się nie rozpłakać, powtarzałam sobie, że to tylko kilka dni i że nim się obejrzę, a będzie się ze mną witał. O dziwo, to serio działało.

Do południa spędziłam czas w łóżku, na zmianę śpiąc i przeglądając blogi młodych matek, które prześzcigiwały się w udzielaniu dobrych porad. Po długim wylegiwaniu wzięłam prysznic i zeszłam na dół. Byłam zdziwiona, że Marco nie stał na mojej straży. Wówczas do salonu weszła Abigail.

– Marco? – zapytałam.

– Wysłałam go po ciastka dla ciebie. Nawet nie wiesz, jak musiałam się natrudzić, by go na to namówić.

– Chyba musisz mi zdradzić ten sekret. Auć!

Nagle poczułam silny skurcz, który sparaliżował moje ciało. Spojrzałam spanikowania na gosposię i usiadłam na schodach.

– Emily! Dziecko drogie! Co się dzieje?

– Nie... to nic. Samo przejdzie. – Chciałam w to wierzyć, lecz po chwili przyszedł drugi, mocniejszy skurcz, a tuż po nim poczułam coś, co sprawiło, że zamarłam. Uniosłam nieco wyżej sukienkę, a po moim udzie spływała niewielka strużka krwi.

– Dzwonię po karetkę – oznajmiła gosposia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro