[<7 Rozdział>]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Per. Alastor.

Spacerowałem bez celu już jakiś czas,ale nadal słyszałem, że ktoś mnie szpiegował. Zmieniłem obrany kierunek kierując się w stronę ulicy kanibali. Heh, ten ktoś nadal myśli, że go nie słyszę..musi być wyjątkowo głupi.

Odwróciłem się opierając ręce na łasce,oraz odrazu przyjmując demoniczną formę.
-Wybacz, że przerywam zabawę w szpiega, ale mógłbym wiedzieć, kim jesteś towarzyszu? - powiedziałem z niezłym ubawem z tego gościa.

Tak. Mogłem się domyślić, że to Vox.

Ciekawe czemuż mnie śledzi.
-Pamiętasz jak upokorzyłeś mnie niedawno na antenie? Zapłacisz mi za to gnojku!- Powiedział oburzony.
A już myślałem, że ten dzień będzie nudny.

W zasadzie odrazu się na mnie rzucił.

Nie.

Nie, kurwa!

Czemu akurat teraz ta rana musi tak napieprzać?!

Ugiałem się łapiąc się za brzuch a on zdążył mnie przewrócić. Bolała mocnej, czułem jakby zaraz miała mi rozerwać kości.

-Ha! Wiedziałem że jestem silniejszy od ciebie, jeleniu- zaszydził sobie ze mnie. O nie, nie, nie,ja tak szybko się nie poddam.

Wstałem i próbowałem zadać mu cios, ale on cały czas odbierał moje ataki. Czemu jestem taki słaby? Wcześniej mogłem go pokonać z zamkniętymi oczami!

Okropne uczucie. Upadłem na kolana i usiłowałem się odnieść ale to mi się nie udawało.

-Poszło łatwiej, niż myślałem! Już nie mogę się doczekać kiedy wszyscy się dowiedzą o mojej wygranej!- powiedział wywyższając się. Rana bolała jeszcze mocniej, napewno znów się otworzyła.

Jebany Adam.

Vox odszedł odemnie zostawiając mnie samego. Jak się dowiedzą, że zostałem pokonany przez Voxa to przestanę być przerażający, a zdążyłem do tego, by znów zostać postrachem piekła! A co to za postarach piekła, jak da się go pokonać w mniej niż pięć jebanych minut?

-Alastor?!-usłyszałem za plecami znajomy głos. Rosie stała za mną lekko zdezorientowana.

-Co się tu stało?- podeszła do mnie i przykucneła blisko mnie. Świetnie, jeszcze ona będzie mnie widzieć w takim stanie.

-Nieważne- odpowiedziałem szybko starając się mówić spokojnie.
-Przecież widzę, że coś się stało. Nie okłamuj mnie Alastor, znam cię.- odpowiedziała i spojrzała na mój brzuch którego nadal nerwowo się chwytałem.

-Oh, jesteś ranny!- Rosie była zaskoczona. No dobrze, powiem jej co się dzieje, bo jest jedyną osobą której można zaufać.

-Przy ostatniej eksterminacji Adam zranił mnie w brzuch. Teraz walczyłem z Voxem a rana znów się otworzyła.- mówiłem przerywając co chwilę.

-Rozumiem- popatrzyła na mnie ze współczuciem,którego zresztą nie potrzebowałem. Nigdy nie lubiłem się z czegoś zwierzać,to też w jakimś stopniu była oznaka słabości.
-A mógłbyś pokazać mi tę ranę?- dodała poważniej.

Podwinąłem mój płaszcz(Możecie mnie bić, ale nie mam zielonego pojęcia jak się nazywa ubranie Alastora XD) do góry. Wtem zauważyłem, że caly badasz jest przesiąknięty krwią. Rosie zdjęła mi ten bandaż, a właściwie przecięła żebym nie musiał ściągać koszuli.

Miałem wrażenie że ta rana stawała się coraz większa, a teraz nawet już była opuchnięta.

-Widzę, że Adam serio bardzo mocno cię zranił- powiedziała smutnym tonem.
-Wybacz, ale nie jestem w stanie ci pomóc. Nie jestem pewna, czy tą ranę w ogóle da się szczyć. Jeśli to była rana zrobiona przez anioła najwidoczniej tylko anioł może ją naprawić- powiedziała choć sama nie była do końca pewna swoich słów.

Skąd ja wytrzasnę Anioła, który będzie chciał mi pomóc?





Zaraz...

Lucyfer jest upadłym Aniołem, może byłby w stanie mi pomóc? Nawet sam mi proponował pomoc..

Nie. Czemu ja w ogóle o tym pomyślałem? Może i jestem słaby, ale nigdy bym się nie zniżył do poziomu żeby prosić mojego wroga o pomoc. W ogóle bym się nie zgodził na pomoc. Napewno nie tylko anioły są w stanie to wyleczyć, Rosie się myli.
Sam sobie pomogę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro