𝙻𝚎𝚡𝚢 & 𝙱𝚘𝚋

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lanore westchnęła cicho siadając na tarasie. Miała za sobą naprawdę ciężki dzień. Musiała wstać naprawdę wcześnie, żeby móc nagrać zamglony las, ponieważ zakochała się w krajobrazach, które mijały z Renee wcześniejszego wieczora. Kiedy wróciła Lexy poprosiła o kilka ujęć z przygotowań przyjęcia, nie mówiąc czego dokładnie oczekiwała, co skończyło się Lanore biegającą wszędzie, żeby mieć chociaż kilka klatek z praktycznie każdejwykonywanej czynności. Jedna z kamer zacięła się w czasie próbnego obiadu, przez co musieli powtarzać dwa, dłuższe przemówienia. Do tego podarła swoją ulubioną koszulę i nie zabrała żadnej bluzy, a na zewnątrz robiło się chłodno.

Krótko mówiąc nie był to jeden z jej najlepszych dni.

Z kolejnym westchnieniem sięgnęła po telefon, wysyłając Jeffowi wiadomość o tym jak za nim tęskniła i że chciałaby, żeby Wittek już był z nią. Jednak po kilku minutach oczekiwania odpowiedzi z wyraźną rezygnacją schowała urządzenie do kieszeni.

Zdecydowanie to nie był jej dzień, a do tego Jeff był zajęty.

Oparła łokcie na kolanach, wpatrując się w horyzont. Miała nadzieję, że śliczna okolica i malowniczy zachód słońca jakoś poprawią jej humor.

Siedziała tak chwile, aż poczuła parę ciepłych ramion owijających się wokół jej talii.

- Niespodzianka skarbie - cichy głos rozbrzmiał przy jej uchu, wywołując jeszcze większe podekscytowanie.

Szybko obróciła się w objęciach Witteka, żeby móc bardziej wtulić się w mężczyznę, z którym nie widziała się przez długie siedem dni. Zacisnęła dłonie na bluzie otulającej jego ramiona, wdychając jego uspokajający zapach i wsłuchując się w ciche słówka, które mruczał pomiędzy pocałunkami składanymi na czubku jej głowy.

- Myślałam, że przyjedziecie jutro - westchnęła z zadowoleniem wpatrując się w mężczyznę.

- Obiecałem wczoraj Toddy'emy , że wstanę wcześniej i się spakuję, a on przesunął kilka spotkań. Obaj stwierdziliśmy, że chętnie zobaczymy was wcześniej - wytłumaczył Jeff, przeczesując między palcami jasne kosmyki.

Lanore ułożyła dłoń na szyi bruneta i przyciągnęła go do siebie łącząc ich usta. Pocałunek zaczął się powoli i leniwie, jednak po chwili Jeff zaczął odbierać jej kontrolę coraz mocniej naciskając na jej wargi. Coraz mocniej zaciskał palce na bokach blondynki, wydobywając ciche jęki z jej gardła. Złapał zębami za dolną wargę Lanore, żeby pociągnąć za nią zaczepnie i ostatecznie wypuścić ją po kilku sekundach. Odsunął się od zarumienionej dziewczyny, przyglądając uważnie czerwonym policzkom i opuchniętym ustom, po czym przyciągnął ją do kolejnego uścisku, delikatnie całując w czubek głowy.

Przez jakiś czas w milczeniu wpatrywali się w zachodzące słońce, aż oboje porządnie zmarznięci ruszyli do środka, żeby się zagrzać. Szybko przeszli przez duży salon, w którym duża część rodziny państwa młodych zgromadziła się na wspominkach przy kominku i udali się do pokoju zajmowanym przez Lanore i Renee.

Kiedy Jeff i Todd przyjechali Lexy zaproponowała im jeden z wolnych pokoi, jednak obaj zgodnie stwierdzili, że nie miało to sensu ponieważ i tak skończą w jednym z kamerzystkami.

- Ree jestem - zawołał radośnie Jeff wchodząc do pokoju z Lanore podążającą za nim i ściskającą jego rękę.

Dziewczyna odpowiedziała mu głośnym prychnięciem, po czym wróciła do przytulania się do Todda. Wittek zaśmiał się na to cicho mierzwiąc jej włosy, kiedy przechodził obokniej .

Następnie szybko ułożył się obok Lanore i wtulił w blondunkę, czując jak całe zmęczenie ospale osiada się w jego kościach. Westchnął cicho na to uczucie, wdychając przy tym zapach dziewczyny, który zdecydowanie był jego ulubionym i zanim się zorientował zasnął, wsłuchując w nuconą przez nią piosenkę.



Jeff jęknął cicho czując jak coś powoli wysuwa się z jego ramion, zabierając ze sobą przyjemne ciepło. Zacisnął mocniej ramiona, przylegając policzkiem do miękkich włosów, których właścicielka wydała z siebie zrezygnowane westchnienie.

- Gdzie mi uciekasz kotku? - zapytał cicho, nie wypuszczając dziewczyny ze swoich objęć.

- Idę nagrać niebo, jest tutaj naprawdę niesamowite. Zaraz wrócę - wyszeptała Lanore, układając jedna ze swoich dłoni na tych jego.

- Nigdzie beze mnie nie idziesz - oznajmił brunet, w końcu ją wypuszczając i samemu również się podnosząc.

- Jeff zostań, jesteś zmęczony. To będzie tylko chwilka - westchnęła dziewczyna, widząc ile wysiłku kosztowało go utrzymanie się w pionie.

- Nie ma mowy, że pozwolę ci samej błąkać się na zewnątrz w nocy. Mogłoby ci się coś stać. Wypije tylko herbatę i będę gotowy do życia - wyjaśnił, naciągając na siebie jakieś ubrania, co oznaczało, że faktycznie zamierzał z nią iść.

Lanore uśmiechnęła się na to z rozczuleniem. Samw szybko się ubrała, podkradając jedną z większych bluz Jeffa, po czym zabrała swoją ulubioną kamerę i ruszyła do drzwi.

Jeff już czekał na nią na korytarzu, przyciskając do piersi duży, puchaty koc. Brunet stał z zamkniętymi oczami i głową opartą o ścianę, mrucząc pod nosem jakąś spokojną melodię.

- Weź go i poczekaj na mnie na tarasie, a ja skoczę do kuchni po jakąś herbatę - zarządził, wpychając materiał do rąk Lanore, po czym opuścił ją, uprzednio delikatnie cmokając jej w usta.

Brunet szybko zszedł na dół i powędrował do dużej kuchni, w której wciąż świeciło się światło. Gdy wszedł do pomieszczenia, zobaczył staruszkę pochyloną w skupieniu nad jakąś krzyżówką.

- To nie problem jeśli zrobię sobie herbatę? - zapytał uprzejmie.

- Oczywiście skarbie, jest w szafce na lewo. Powinieneś znaleźć tam też jakąś filiżankę - odparła, uśmiechając się do niego przyjaźnie.

- Mógłbym pożyczyć jakiś termos albo kubek termiczny? Idę na zewnątrz i nie chciałbym jej rozlać - kontynuował, nastawiając wodę i przeszukując opakowania herbaty, aż znalazł kilka torebek Yorkshire w znajomym pudełku.

- Widziałam gdzieś ostatnio taki - oznajmiła, powoli wstając z krzesła, po czym ruszyła w stronę innych szafek.

Kobieta przez chwilę wpatrywała się w jej zawartość, mrucząc coś pod nosem, aż z cichym, zwycięskim okrzykiem wyciągnęła z niej niebieski pojemnik.

- Nie możesz spać? - zagadnęła go, po tym jak podziękował za pomoc.

- Nie, moja... Lanore, jedna z kamerzystek stwierdziła, że koniecznie musi mieć kilka ujęć waszego nieba w nocy. Nie chciałem, żeby musiała siedzieć sama na dworze więc zaproponowałem, że z nią pójdę. Herbata jest jedyną rzeczą jaka pomoże mi ożyć o takiej porze - wyjaśnił, zalewając dwie torebki wrzątkiem.

Lubił mocną herbatę i nikt nie miał prawa go za to oceniać.

- To całkiem urocze z twojej strony, długo jesteście razem? - zapytała, sprawiając, ze Jeff prawie oblał się swoją herbatą, kiedy usiłował zamknąć kubek.

- Ja, nie... um... nie jesteśmy razem. My... jesteśmy przyjaciółmi? Tak myślę - wymamrotał w odpowiedzi, denerwując się na siebie przez to jak głupio zabrzmiał.

-Lanore ? To ta urocza blondynka z dołeczkami i zielonymi oczami, prawda? - kontynuowała, uśmiechając się z zadowoleniem, kiedy w odpowiedzi otrzymała potwierdzające skinienie głowy. - Jestem przekonana, że widziałam wcześniej waszą dwójkę całującą się na tarasie. Nie wyglądaliście na przyjaciół.

- Ja... to trochę skomplikowane - westchnął, czując się jeszcze mniejszym pod uważnym spojrzeniem kobiety.

- Mój drogi, wstałeś o trzeciej w nocy, chociaż wyraźnie widzę jak zmęczony jesteś, tylko dlatego, że bałeś się o nią. Stąd widzę Lanore krążącą po tarasie jak zagubiony szczeniak, bo nie może się doczekać, aż do niej pójdziesz. Nic nie jest skomplikowane jeśli się kogoś kocha, wystarczy, że zdasz sobie z tego sprawę - oznajmiła, przyglądając mu się czule. - I nie bierz tego za głupie gadanie jakiejś nawiedzonej staruszki. Przeżyłam swoje i wiem co mówię! Życzę wam dużo szczęścia gołąbeczki.

- Dziękuje - odparł szczerze, po czym pożegnał się z nią i pobiegł do Lanore.

Zastał ją , tak jak mówiła staruszka, chodzącą w kółko po tarasie z wysoko zadartą głową, jakby szukała najlepszego kawałka nieba do sfilmowania. Jeff uśmiechnął się na to z rozczuleniem, upijając pierwszy łyk swojej herbaty. Zabrał od niej koc, po czym dał jej się pociągnąć na środek równo skoszonego trawnika.

Po kilku minutach chodzenia Lanore w końcu znalazła odpowiadające jej miejsce, w którym Jeff mógł rozłożyć koc. Następnie oboje ułożyli się na nim wygodnie, po czym Wittek otulił ich nim szczelniej, wtulając się przy tym w blondynkę. Lanore uśmiechnęła się na to z zadowoleniem, na kilka sekund łącząc ich usta, po czym skupiła się na aparacie, zmieniając różne tryby i ostrość, żeby uzyskać wymarzony przez siebie efekt.

Jeff w tym czasie przyglądał się jej profilowi, ostrożnie przeczesując jej włosy między palcami. W głowie bruneta cały czas rozbrzmiewały słowa, które usłyszał w kuchni, o tym że rzekomo kochał Lanore.

Nie myślał wcześniej o tym w ten sposób. Lubił przebywać ze blondynką, naprawdę miło mu się z nią rozmawiało, ponieważ dziewczyna była małą kulką szczęścia, która potrafiła poprawić mu humor jednym uśmiechem. Do tego dochodziły jej pełne, miękkie usta, od których całowanie zdecydowanie uzależnił się po pierwszym razie. I chociaż nigdy nie był typem romantyka to czół, że mógłby pisać serenady o jej dołeczkach i szmaragdowych oczach.

Podobne myśli przewijały się przez jego głowę gdy wrócili już do pokoju. Po jakimś czasie zasnął przytulając się do pleców Lanore z myślą, że mógłby kogoś kochać. I pierwszy raz w życiu nie był przerażony ani obrzydzony tego wizją.

Zdecydowanie mógłby kochać Lanore.



Poranek po tym jak Jeff uświadomił sobie, że mógł być zakochany w Lanore nie różnił się od innych.

Nie było żadnych ptaszków śpiewających na ich parapecie, ani grupy nieznajomych synchronicznie tańczących do jakiejś skocznej piosenki.

Za to była uroczo śpiąca Lanore ze zmierzwionymi włosami i poduszką odciśniętą na policzku. Promienie słońca wpadały przez źle zaciągnięte zasłony, oświetlając jej ramię, sprawiając, że wyglądała jeszcze bardziej bezbronnie i krucho.

I Jeffowi zdecydowanie to wystarczyło.

Chwilę później po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk budzika dziewczyny, po którym na ich łóżku wylądowała poduszka rzucona przez zaspaną Renee.

- Lanore wyłącz to - jęknęła dziewczyna, wtulając się bardziej w Todda, który także nie wydawał się być chętny do opuszczenia łóżka.

- Nie marudź Ree - odparła blondynka uroczo zachrypniętym, porannym głosem.

- Czy ty jesteś prawdziwa Lanny - westchnął wychylając się po pocałunek, jednak dziewczyna szybko zakryła swoje usta.

- Żadnego całowania zanim umyję zęby - oznajmiła, chichocząc uroczo na oburzoną minę Jeffa.

Następnie zaciągnęła Witteka do łazienki, gdzie oboje dokładnie wyszczotkowali zęby. Brunet zrobił to szybko, niecierpliwie wpatrując się w lustrzane odbicie Lanore, która powolnymi ruchami szczotkowała zęby.

Odetchnął z ulgą, kiedy dziewczyna w końcu odłożyła szczoteczkę, ostatni raz przepłukując usta. Popchnął blondynkę na najbliższą ścianę, układając dłonie na jej, po czym złączył ich usta, napierając na nią całym ciałem.

Pocałunek od początku był przepełniony pragnieniem i pasją, jakby od lat obaj czekali tylko na ten moment, a nie całowali się zaledwie kilka godzin wcześniej. Lanore wepchnęła język do ust Witteka, powoli pieszcząc nim jego podniebienie, a Jeff pozwolił jej na chwilę kontroli, zanim przejął prowadzenie, wciskając palce w kark blondynki. Ich języki ocierały się o siebie, zęby przygryzały wargi, a dłonie wędrowały po ciałach, zachłannie poznając każde ich zakrzywienie.

Po kilku minutach Jeff w końcu odsunął się od Lanore, opierając głowę na jej ramieniu i dysząc głośno. Cały czas jednak mocno trzymał ją przy sobie, marząc aby nigdy już nie odsuwali się od siebie.

Spojrzał na Lanore, która wyglądała jeszcze bardziej kusząco niż zwykle, z opuchniętymi wargami, pociemniałymi oczami i zmierzwionymi włosami. Wyglądała jakby został dobrze wypieprzona, co Jeff zrobiłby z przyjemnością, gdyby tylko mieli więcej czasu.

Ostatni raz złączył ich wargi, tym razem robiąc to czule, jedynie krótkie i delikatne muśnięcia warg, które z Lanore były tak samo dobre jak wcześniejsze, dzikie pocałunki. W końcu jednak całkowicie odsunął się od dziewczyny, pozwalając jej doprowadzić się do porządku przed pracą.

- Jeff nie jesteście tu sami, zachowuj się - usłyszał od Renee, niemal od razu gdy opuścił łazienkę.

- Nie zrobiłem niczego gorszego niż wy tydzień temu - odparł rzucając się z powrotem na łóżko i starając się nie myśleć o Lanore pod prysznicem.

Kiedy dziewczyna w końcu opuściła łazienkę jej włosy były mokre, policzki zaczerwienione, a Jeff zdecydowanie zakochany. Przyglądał się jak blondynka ubierała na siebie zwykły, czarny garnitur w białą kratę, pod który założyła białą bluzkę z dekoltem w serek. w połączeniu z białymi adidasami i dużymi kolczykami, dla Jeffa wyglądało to zarówno elegancko co niesamowicie.

- Ślicznie wyglądasz kotku - oznajmił, kiedy blondynka pakowała baterie i obiektywy do jednej ze swoich toreb.

W odpowiedzi otrzymał szeroki uśmiech oraz kolejny, krótki pocałunek.

Następnie Lanore pouczyła Renee, żeby się pospieszyła, po czym szybko udał się na taras, gdzie Lexy oraz jej druhny miały na nią czekać. Zastała kobiety w trakcie przygotowywań. Wszystkie w jedwabnych, białych szlafrokach, zagłębione w luźnych rozmowach, kiedy robiły sobie makijaże, czy układały włosy. Przywitała się z nimi cicho, nakazując nie zwracać uwagi na swoją obecność, żeby wszystko wyszło naturalnie.

Po nakręceniu odpowiedniej ilości materiału wdała się w przyjemną dyskusję z panną młodą, na temat typu welonów jakie ostatnio były na topie. Wkrótce jednak musiała ją zostawić, żeby zdobyć kilka ujęć miejsca ceremonii przed pojawieniem się tam goście.

Miejsce było naprawdę urocze. Przypominało trochę leśną polane, przez wszystkie te drzewa wokół. Rzędy krzeseł ustawione przed roślinnym łukiem z widokiem na pobliskie góry. Widok zdecydowanie złapał serce Lanore. Wszystko wydawało mu się tam idealnie pasować, a nawet współgrać z naturą.

Powoli powędrowała do niewielkiej orkiestry, w której skład po raz kolejny wchodził ciemnooki brunet. Przez chwilę nagrywała ich, robiąc kilka zbliżeń na instrumenty, czy skupioną twarz Jeffa, po czym ostrożnie usiadła obok mężczyzny, otrzymując delikatny pocałunek.

Goście szybko zebrali się na miejscu, druhny, drużbowie oraz sam pan młody z kapłanem stali przy ołtarzu. Orkiestra zaczęła grać, a kilkoro dzieci przeszło drogę do ołtarza, niosąc różne rzeczy, ze skupionymi minami wypełniając swoje funkcje. Wkrótce sama Lexy w pięknej sukience została odprowadzona przez ojca do ołtarza, na którym mężczyzna zostawił ją w rękach szczęśliwego Boba.

- W imieniu Boba, Lexy oraz ich rodzin witam was w tym przepięknym miejscu, w którym odbywa się ta uroczystość. Choć prawdę mówiąc to mogło wydarzyć się już dawno temu, ponieważ zaledwie dwa miesiące po tym jak zaczęli się ze sobą umawiać powiedzieli już sobie słowo na 'k'. A wszyscy nie jest to łatwe do powiedzenia, kiedy nie wiemy co opowie nam ta osoba. Jednak oni twierdzą, że już wtedy wiedzieli. Czasami po prostu się wie - zaczął kapłan.

Jeff na te słowa zawiercił się nieznacznie, czując znajome mrowienie w okolicach żołądka. Sam nie był pewien jak zareagowałby słysząc to od Lanore, czy sam próbowałby powiedzieć jej te dwa słowa. To wszystko wydawało mu się być naprawdę skomplikowane, równocześnie będąc wręcz banalnie prostym.

Ceremonia minęła mu szybko. Wsłuchiwanie się w słowa przysięgi, kiedy Lanore szlochała w jego ramie stawało się dla niego normą. Nie miałby nic przeciwko gdyby musiał uspokajać wzruszoną blondynkę na każdym ślubie.

Następnie udali się na obiad, który minął im w przyjemnej atmosferze w towarzystwie narzekania Renee na kukurydzy w jej sałatce. Uspokoiła się dopiero, kiedy Todd zamienił się z nią swoją porcją, w której o dziwo nie było ani jednego żółtego nasionka, za co podziękowała mu głośnym cmoknięcia w policzek.

Kiedy tylko goście skończyli jeść, szczupła blondynka w szarej sukience wstała ze swojego miejsca, uśmiechając się szeroko do wszystkich gości. Jeff jęknął cicho na widok mikrofonu w jej ręce, który oznaczał początek ślubnych przemówień.

- Nigdy nie zapomnę tego dnia, rok temu w sierpniu, kiedy poszli na randkę, a ona zadzwoniła do mnie i powiedziała 'Mamo to jest facet, o którym zawsze marzyłam, o którego się modliłam. To ten.' Przyznaję, że totalnie stalkowaliśmy go na Facebooku. Mogliśmy zobaczyć jego serce w oczach. Na zdjęciach widzieliśmy jego uprzejmość, czułość do rodziny. Wszystko było takie prawdziwe! W samych zdjęciach! Już wtedy ich ze sobą swatałam - powiedziała, z dumą wpatrując się w córkę i zięcia.

- Jestem Barbara Mulligan - młodsza siostra Boba. Co mogę powiedzieć? Kochałam każdy dzień bycia twoja siostrą. Każdy kto ma na tyle szczęścia żeby cię znać uwielbia cię, włącznie ze mną. Ponieważ jesteśmy naprawdę blisko, zawsze martwiłam się o to z kim weźmie ślub. Czy ją polubię? Będę uważała, że jest odpowiednia dla Boba? Będziemy koleżankami? Cóż, nie mogłabym jej nie lubić; kocham ją. Nie uważam, że jest dobra dla Boba, ponieważ jest dla niego idealna. I nie zostałyśmy koleżankami a najlepszymi przyjaciółkami - po tych słowach siostra pana młodego ruszyła w stronę młodej pary, żeby mocno ich przytulić.

Następnie na scenę wszedł sam pan młody, co jakiś czas w nerwowym geście poprawiając swój garnitur.

- Chciałbym podziękować każdemu z was, że przyjechaliście tyle żeby być z nami w ten weekend. Lex i ja nie bylibyśmy dziś tutaj gdyby nie każdy z was, dlatego dziękuje. Szczególnie chciałbym podziękować państwu Holbrook za wychowanie tak kochanej, opiekuńczej i niesamowicie pięknej córki. Obiecuje, że zrobię wszystko co potrafię, żeby sprostać waszym oczekiwaniom i obiecuje, że zawsze będę chronił i kochał Lex - oznajmił, wywołując tym łzy w oczach żony, teściów, swoich rodziców, innych krewnych oraz oczywiście Lanore.

Jeff uśmiechnął się delikatnie, przyciągając blondynkę do uścisku i składając czułe pocałunki na jej głowie. Zaproponował jej, żeby na chwilę wyszli się przewietrzyć, jednak Lanore stwierdziła, że da sobie radę, ponieważ zostało im jeszcze tylko jedno przemówienie.

- Uważam, że ich związek został połączony przez los. Kiedy byli dziećmi, długo przed tym jak się poznali, bawili się na tym samym placu zabaw. Później poszli do tej samej szkoły. Prawie wpadli na siebie na parkiecie na black-tie event. Ale nie zrobili tego! Ale w końcu udało mu się zdobyć jej numer. Bob jest naszym środkowym dzieckiem, ale był naszym mały chłopcem do narodzin Barbs. Miał kręcone, blond włoski, niebieskie oczy i był prawie zbyt uroczy by być chłopcem. Ale wciąż jest tym samym uroczym, zabawnym i zabawnym chłopcem jakim był jako dziecko... - mówiła matka Boba, jednak Jeff bardziej skupił się na przeczesywaniu włosów Lanore między palcami niż nad słowami starszej kobiety.

Słońce zdążyło schować się za horyzontem, kiedy przenieśli się do budynku, którego wnętrze oświetlone było przez fioletowe lampy. Goście szybko zapełnili parkiet, trzymając w rękach znajome ledowe tamburyna, które ostatnio robiły furorę na ślubach.

Jeff przyglądał się temu wszystkiemu z pobłażaniem, wyszukując w tłumie Lanore, która przeciskała się między gośćmi z kamerą w ręku. Blondynka cały czas znikała mu z oczu, by chwilę później pojawić się w zupełnie innym miejscu. Jednak kiedy osiem razy przejrzał ludzi zgromadzonych na parkiecie nie widząc jej pośród nich, zerwał się ze swojego miejsca czując ogarniającą go panikę. Szybko jednak odetchnął z ulgą zauważając jak dziewczyna wychodzi przez jedne z bocznych drzwi, przyciskając telefon do ucha.

Sam ruszył w kierunku wyjścia, mając nadzieję na kilka pocałunków, kiedy Lanore skończy rozmowę. Potarł ramiona, czując na plecach chłodny powiew tak szybko, jak opuścił budynek. Rozejrzał się po słabo oświetlonym chodniku, idąc za niewyraźnym głosem bruneta.

- No już skarbie, wiesz że jestem w pracy - usłyszał, kiedy znalazł się wystarczająco blisko blondynki. - Też cię kocham, zadzwonię jutro - dodała jeszcze, zanim rozłączył się z małym uśmieszkiem.

Jeff przyglądał się temu wszystkiemu czując jak żółć podchodzi mu do gardła.

Skarbie, jestem w pracy. Też cię kocham.

Słowa dziewczyny odbijały się w jego głowie, kiedy przyglądał się jak Lanore powoli przeczesuje swoje włosy, przeglądając się w jednym z okien. Najwyraźniej nie czuła potrzeby poinformowania go o tym, że miała kogoś. Że ktoś czekał na nią w domu, kiedy ona była tutaj i całowała się z nim. Zasypiała przy Tomlinsonie, wiedząc, że gdzieś tam ktoś leży samotnie w jej łóżku.

Jeff był przekonany, że mógł usłyszeć odgłos swojego pękającego serca.

W końcu Lanore odwróciła się, a jej wzrok spoczął na osłupiałym Jeffie. Kiedy tylko go zobaczyła uśmiechnął się szeroko, wyglądając na radośniejszą mimo wyraźniego zmęczenia odznaczającego się na jej twarzy.

- Jeff co tu... - zaczęła idąc w jego kierunku, jednak przerwała, kiedy brunet wyciągnął rękę w jej kierunku, kręcąc przecząco głową.

- Nie, nie, nie - wymamrotał szybko Wittek. - Jak mogłaś Lanny? Jak mogłaś mi to zrobić? A jemu? Zamierzałaś mi kiedykolwiek o tym powiedzieć? Czy myślałaś, że nigdy żadne z nas się nie dowie i wszystko będzie w porządku? Chciałaś tylko wyrwać się z domu, zabawić trochę, poczuć znowu wolność, huh? - kontynuował roztrzęsionym głosem.

- Jeff o czym ty mówisz? - Lanore przyglądała mu się wyglądając na szczerze zdziwioną.

Jeff zaśmiał się sucho. Była taką dobrą aktor.

- Nie udawaj słyszałem jak rozmawiasz z nim. W każdym razie, ktoś czeka na ciebie w domu Lanore. Ktoś kto cię kocha, a ty w tym czasie jesteś tutaj i całujesz się ze mą. Nie wierzę, że naprawdę mi to zrobiłaś Lanny - wyszeptał, patrząc na nią z obrzydzeniem.

Wreszcie przez twarz dziewczyny przebiegł wyraz zrozumienia.

- Nie Jeff, to ja nie wierze. Nie wierzę, że potrafiłeś pomyśleć, że byłabym w stanie zrobić coś takiego. O to chodzi? - mówiła coraz głośniej, wymachując przy tym trzymanym w ręce telefonem. - Jeśli chcesz wiedzieć to rozmawiałam z moim siostrzeńcem. Pamiętasz? Mówiłem ci o nim. Syn Lizy, kończy dzisiaj trzy latka. Nie miałam wcześniej czasu wiec zadzwoniłam dopiero teraz, żeby złożyć mu życzenia. Ale ty zamiast zapytać o to stwierdziłeś, że mam kogoś i po prostu bawię się tobą bo wyrwałam się z domu. Wydawało mi się, że coś nas łączy. Ale jeśli po tym wszystkim, byłeś w stanie uwierzyć, że zrobiłbym coś takiego, to chyba nie ma sensu - zakończyła ciszej, patrząc z bólem w oczy Witteka.

Jeff jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak mały. Wszystko faktycznie nabrało sensu. Przypomniał sobie, że Lanore wspominała nawet o tym zanim wyszła rano z ich pokoju. Urodziny Zackiego, jak mógł zapomnieć.

- Lanny ja... - zaczął, jednak tym razem blondynka był tą, która się odsunęła.

- Nie Jeff. Proszę zostaw mnie w spokoju - poprosiła trzęsącym się głosem, po czym szybko wyminęła go i odeszła nie odwracając się ani razu.

Jeff jedynie stał wpatrując się w oddalającą postać, która w końcu znikła w ciemności. Opadł na kolana szarpiąc się za końcówki włosów w bezradnym geście.

Tak bardzo spierdolił.



__________________________________

hi! powodzenia jutro w szkole, dziękuje za wyświetlenia i gwiazdki xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro