𝙴𝚕𝚒𝚜𝚑𝚊 & 𝙹𝚞𝚜𝚝𝚒𝚗

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No dalej Reneee! Powiedz mi - jęknęła Lanore, zerkając na nią błagalnie.

- Po pierwsze skup się na drodze kiedy prowadzisz, bo lubię swoje życie - prychnęła dziewczyna, łapiąc podbródek blondynki, żeby odwrócić jej głowę z powrotem w stronę drogi. - A po drugie, jeśli chcesz wiedzieć zapytaj Witteka.

- Jeff nie chce mi niczego powiedzieć - fuknęła obrażonym tonem.

Od jej ostatniego spotkania z brunetem minęły prawie dwa tygodnie, przez które naprawdę stęskniła się za Jeffem. Nawet prawie dwugodzinne rozmowy przed snem, kiedy mężczyzna zasypywał ją przeróżnymi pytaniami, po czym opowiadał jak minął mu dzień, najczęściej zasypiając pod koniec, nie potrafiły do końca poprawić jej humoru.

Przez ostatnie trzy dni próbowała wyciągnąć od niego, czy tym razem znowu będą na tym samym ślubie. Wittek jednak stwierdził, że będzie zabawniej jeśli oboje będą mieli niespodziankę.

'Zdajmy się na los Lanny, w końcu wierzysz w przeznaczenie' było jedynym co usłyszała od niego na ten temat.

- Skoro wytrzymałaś tyle to kilka minut nie zrobi ci różnicy. Jesteśmy już prawie na miejscu, więc zaraz sama się dowiesz, czy zobaczysz dziś swojego księcia - stwierdziła Renee, nie kryjąc swojego rozbawienia.

Najpierw pojechały do niedużego miasteczka, gdzie nakręciły przygotowania Justina u golibrody, wysłuchując opowieści o tym jak jego matka przez ponad trzydzieści pięć lat modliła się o żonę dla niego, z widocznie pozytywnym skutkiem. Następnie pojechały w stronę domu weselnego przy którym zgodnie z planem miała odbyć się uroczystość.

- Pójdziesz nagrać Elishe, a ja zrobię kilka ujęć przed ceremonią - postanowiła Renee, kiedy wysiadły z samochodu.

- Jeśli spotkasz Jeffa powiedz mu, że jest dupkiem - westchnęła Lanore, po czym ruszyła w stronę białego budynku, obracając w rękach kamerę.

Weszła do środka, po czym zgodnie ze wskazówkami miłej, starszej kobiety udała się na piętro. Po krótkim zastanowieniu zapukała w drzwi pokoju, z którego dobiegał stłumiony śmiech.

Grzecznie przywitała się z wszystkimi i wyjaśniła, że przyszła zrobić kilka ujęć przygotowań przed ślubem. Uśmiechała się lekko nagrywając jak kobiety kończą makijaże, poprawiają sukienki i fryzury.

- Mogłabyś pomoc mi to założyć? - usłyszała cichy głosik, połączony z delikatnym ciągnięciem za rękaw jej marynarki.

Lanore ze zdziwieniem popatrzyła w dół, a jej wzrok zatrzymał się na jednej ze słodszych istotek jakie ostatnio miała okazję zobaczyć. Mała dziewczynka wpatrywała się w nią niepewnie, trzymając w dłoniach złotą tiarę. Wyglądała naprawdę uroczo w białej, tiulowej sukience, tego samego koloru kolczykach i z odrobiną różowego cienia na powiekach.

- Oczywiście kochanie - odparła, uśmiechając się do niej.

Wzięła od niej tiarę, którą ostrożnie założyła na jej głowę, uważając żeby nie zepsuć przy tym jej fryzury. Kiedy skończyła Layla, bo tak miała na imię ta słodka kruszynka, przejrzała się w lustrze i oznajmiła, że bardzo ładnie jej to wyszło. Następnie wdrapała się na jej kolana, z zaciekawieniem przyglądając się jak kobieta nagrywa jej mamę, która właśnie otwierała prezent od swojego prawie-męża.

- Droga Elisho. Od czego mam zacząć? Stawiasz przede mną wyzwania, przed którymi nigdy nie stawałem. Obudziłaś we mnie ogień, którego nikt nigdy nie będzie w stanie ugasić. Nie mogę ci obiecać samych pięknych dni, ale przysięgam że będę się starał być dla ciebie najlepszym mężczyzną jakim mogę być. Najlepszym ojcem jakim mogę być. Kocham cię, do zobaczenia wkrótce - przeczytała, zaraz po tym jak założyła śliczny wisiorek, do którego dołączony był ten krótki liścik.

Lanore przetarła oczy wierzchem dłoni, będąc z siebie dumną, że tym razem się nie rozpłakała. Pożegnała się z Laylą, składając uroczystą obietnice na mały palec, że zobaczą się jeszcze na przyjęciu, po czym ruszyła w stronę miejsca gdzie miała odbyć się ceremonia.

Na całkiem sporym placu wyłożonym kostką brukową ustawione były ławki. Za nimi ustawiona była konstrukcja, wyglądająca jak niewielka brama, która otwierała się na dróżkę prowadząca do ołtarza, znajdującego się przed równo posadzonym rzędem drzew. Po prawej stronie ołtarza stał biały fortepian, którego widok wywołał niewielki uśmiech na twarzy Lanore.

Może i nie powinna cieszyć się na jego widok, ponieważ nie zapewniało jej to o obecności Jeffa na uroczystości. Mogło się okazać, że stan Missisipi słynął z wybitnych pianistów, wiec Elista i Justin mogli wybierać w nich do woli, zamiast zamawiać usług bruneta.

Lanore zagryzła usta, starając się nie pozwolić aby ten promyk nadziei rozwinął się o wiele bardziej nic powinien. Jednak nagle usłyszała znajomy śmiech, który sprawił że upuściłaby kamerę gdyby wcześniej nie owinęła sobie przymocowanego do niej paska wokół nadgarstka.

Szybko odwróciła się w stronę, z której dobiegł dźwięk, aby upewnić się, że słuch jej nie mylił. I chociaż brunet był odwrócony do niej plecami, to bez problemu poznał te starannie ułożone włosy i szerokie ramiona.

Ruszyła powoli w stronę małej grupki, starając się iść tak cicho jak tylko to było możliwe, co z jej słabą koordynacją było nie lada wyczynem. Uśmiechnęła się lekko do Todda, kiedy spojrzenie mężczyzny spoczęło na niej, szybko przykładając palec do ust. Smith jedynie przewrócił oczami z rozbawieniem, po czym z powrotem skupił swój wzrok na Renee.

- ...i właśnie wtedy zrzuciłem go z tego krzesła i siedziałem na nim tak długo, aż w końcu wygadał mi, że tu będziecie. Czyli to będzie coś  koło dwóch godzin - zakończył brunet, śmiejąc się cicho pod koniec.

- Czyli mam rozumieć, że nie chciałeś powiedzieć Lanore że tu będziesz, wciskając jej jakiś kit o przeznaczeniu, chociaż sam doskonale o tym wiedziałeś - drążyła Renee, przeskakując spojrzeniem na Lanore, która wpatrywała się z niedowierzaniem w Jeffa.

- Była urocza kiedy się denerwowała - stwierdził krótko Wittek, wzruszając przy tym ramionami.

- Obraziłabym się za to, że jesteś takim idiotą, ale za bardzo tęskniłam - mruknęła blondynka wprost do ucha Jeffa, który lekko drgnął na ten gest.

- Lanny- sapnął mężczyzna, kładąc dłoń na sercu w dramatycznym geście. - Lepiej mnie tak nie podchodź. Mogłem użyć na tobie jednego z moich zabójczych odruchów.

- Jasne Jeff, jesteś równie niebezpieczny co mały kociak - zaśmiała się cicho Lanore.

Brunet wymamrotał coś pod nosem, po czym przyciągnął ją do prawidłowego uścisku, podczas którego tak jak to miał już w zwyczaju wciskał nos w szyję Lanore, co jak twierdził w jakiś niewyjaśniony sposób zawsze go uspokajało.

- Lanny nie dotykaj moich włosów, układałem je pół godziny - fuknął Jeff, kiedy dłonie dziewczyny zaczęły zbliżać się do jego głowy.

- Spokojnie na pewno nie będzie gorzej - zachichotała blondynka, delikatnie ciągnąc za ich końcówki.

Przez jakiś czas jeszcze stali w swojej małej grupce, porównując swoje doświadczenia ze ślubów, na których wśród gości przeważali ludzie o ciemnej karnacji. Żadne z nich nie miał problemu z odcieniem skóry, co raczej było widoczne ze względu na chociażby samego Todda. Bardziej chodziło im o ogólną atmosferę, ponieważ ciemnoskórzy zdecydowanie wiedzieli na czym polegała dobra zabawa.

Cały ten czas ręka Jeffa spoczywała w dole pleców Lanore, co jakiś czas zataczając tam nieduże kółka czy zaciskając się na jej biodrze. Dziewczyna jednak nie wyglądała jakby miał coś przeciwko temu. Sama wręcz garnęła się do dotyku Jeffa, co jakiś czas wciskając palce za pasek jego spodni, żeby przyciągnąć go w swoją stronę. Brunet w odpowiedzi uśmiechał się do niej z rozczuleniem, udając, że nie słyszał cichych prychnięć Todda.

Kiedy godzina rozpoczęcia ceremonii zbliżała się nieuchronnie, Jeff pociągnął Lanore do fortepianu, przed którym tym razem ustawione były dwa niskie krzesełka.

- To nie jest miejsce Todda? - zapytała niepewnie, delikatnie przejeżdżając dłonią po klawiszach.

- A zauważyłaś, żeby kiedykolwiek siedział przy mnie, kiedy gram? - prychnął cicho Jeff. - Kiedy ktoś jest za blisko gdy gram jestem trochę rozkojarzony.

- Przeszkadzam ci? - zdziwiła się i już miała poderwać się ze swojego miejsca, jednak zatrzymała się czując dłoń na swoim udzie.

- Bardziej inspirujesz - wyszeptał, posyłając jej uroczy uśmiech. - A poza tym ktoś musi przekładać mi strony z nutami - dodał po chwili z zadowoleniem obserwując jak Lanore marszczy brwi.

- Zepsułeś moment Wittek - fuknął, szturchając go przy tym lekko.

Przez następne minuty Jeff rozgrzewał swoje dłonie i ostatni raz przeglądał nuty, mamrocząc przy tym coś pod nosem. Lanore w tym czasie z zaciekawieniem przyglądała się gościom, którzy powoli zajmowali swoje miejsca.

Niecałe pół godziny później mała dziewczynka ruszyła drużką między rzędami krzeseł, po drodze rozsypując płatki kwiatów, które niosła w niedużym koszyczku. Zaraz po niej ruszyła Layla, niosąc śliczny bukiet i wyglądając przy tym jak najsłodsze stworzenie chodzące po Ziemi.

Chwilę później w białej karecie, ciągniętej przez białego konia zjawiła się Elisha. Lanore z rozczuleniem przysłuchiwała się wszystkim zduszonym szlochom, które już dało się słyszeć, nawet mimo tego że Jeff zaczął już grać.

Po raz kolejny przystawiła kamerę do twarzy, żeby uwiecznić jak ojciec Elishy odprowadza córkę do ołtarza, na którym czekał już na nią Justin. Zaśmiała się cicho, kiedy Jeff delikatnie trącił ją ramieniem zaraz po tym jak ukradkiem otarła pierwszą łzę.

Następnie wszyscy podnieśli się ze swoich miejsc, wpatrując się uważnie w ołtarz. Kapłan zaczął ceremonię, wplatając w nią kilka zabawnych komentarzy, które sprawiały, że wszystkie uśmiechy stawały się jeszcze szersze. Nawet Lanore mimo swoich mokrych policzków kilkukrotnie chowała twarz w szyi Jeffa, żeby zdusić głośny chichot.

Kiedy nadszedł oczekiwany przez wszystkich moment składania przysięgi, Justin uśmiechnął się do Elishy, po czym przyklęknął, prosząc Laylę, żeby do niego podeszła.

- Zanim dasz mi ten pierścionek chciałbym, żebyś pozwoliła mi, Laylo Roberts, być twoim tatą. Chcę cię chronić, przytulać, wspierać. Odkąd pojawiłaś się w moim życiu zupełnie je zmieniłaś. Nadałaś mu sensu. Stałaś się moją księżniczką i córką. Chciałbym teraz założyć ci ten pierścionek - po tych słowach wsunął na palec dziewczynki małą, srebrną obrączkę, po czym przyciągnął ją do uścisku. - Kocham cię.

Chwilę później, kiedy wszystkie łzy już wyschły, a makijaże zostały szybko poprawione, Elisha i Justin nałożyli na swoje palce obrączki wypowiadając przy tym słowa przysięgo. I chociaż Lanore dobrze się trzymała od poprzednich wybuchów płaczu, to kiedy spojrzała na szczęśliwą, załzawioną twarzyczkę Layli nie była w stanie zatrzymać łez ani sekundy dłużej.

- Shh skarbie - mruknął Jeff, przyciągając ją do siebie.

Lanore wtuliła się w niego potulnie, zaciskając ręce na materiale jego koszuli. Wittek wsłuchiwał się w jej oddech z zadowoleniem zauważając, że z każdą sekundą wracał do normy. Delikatnie odsunął od siebie dziewczynę, po czym ostrożnie przesunął kciukiem po jej policzku, ocierając z niego łzy.

Dwie godziny później zabawa zaczęła się w najlepsze. Wspólne śpiewanie, skomplikowane układy taneczne, czy w końcu nawet świetny alkohol były jednymi z wielu powodów, które sprawiały że Jeff kochał śluby czarnoskórych ludzi. Wszyscy przychodzili bawić się i świętować nowy etap życia Elishy oraz Justina. I robili to w sposób, który przyciągał do dołączenia się swoją naturalnością, czy wręcz rodzinną atmosferą.

Jeśli do tego dodać Lanore, która kręciła się między tymi wszystkimi ludźmi w tym swoim granatowym garniturze ze złotym wzorkiem loga GUCCI i czarną topem, który pokazywał więcej niż zakrywał, to Jeff mógłby zostać tam na zawsze. Nigdy nie pomyślałby, żeby w ogóle stworzyć takie połączenie, w którym większość ludzi wyglądało by śmiesznie, jednak Lanore była po prostu piękna. Jeff nie potrafi oderwać wzroku od tych zmierzwionych, jasnych loków, czy dołeczków, które z każdą chwilą robiły się coraz głębsze. Szczęśliwa Lanore była zdecydowanie tym, na co mógłby patrzeć do końca życia.

- Czemu nie pójdziesz do niej? - wzdrygnął się lekko na cichy głos, który rozbrzmiał tuż przy jego uchu.

Odwrócił się szybko i zobaczył Renee, która przyglądała mu się z nieukrywanym zaciekawieniem.

- Nie chcę jej przeszkadzać - westchnął cicho, wracając do wodzenia wzrokiem za Lanore. - A ty gdzie zgubiłaś Toddy'ego?

- Poszedł po moją kamerę, bo już nie mogliśmy patrzeć jak usychasz tu z tęsknoty - odparła, mierzwiąc mu włosy.

Jeff prychnął cicho, odsuwając od siebie jej dłoń, jednak nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy na samą myśl, że za chwilę będzie miał Lanore tylko dla siebie.

- Prosze Ren - głos Todda, rozległ się obok nich chwilę później.

Brunet spojrzał na przyjaciela, który aktualnie zajęty był wtulaniem twarzy w szyję dziewczyny. Przewrócił oczami na zachowanie Todda, po czym szybko zdusił myśl o podwójnych randkach, która pojawił się w tyle jego głowy.

- No dalej, idź do niej i powiedz jej, że ma wolne - zaśmiała się Renee, powoli podnosząc się z krzesła.

Jeff uśmiechnął się delikatnie, po czym ruszył w stronę wyjścia na zewnątrz, gdzie chwilę wcześniej zniknęła blondynka. Zobaczył ją jak pochylała się lekko stojąc przed młodą parą i nagrywała jak powoli tańczyli do nuconej przez nią melodii.

- Dobrze, dziękuje bardzo mamy już wszystko - oznajmiła, prostując się powoli. - Przepraszam, że zabrałam wam tyle czasu. Miłego wieczoru, przyjęcie jest naprawdę wspaniałe.

Jeff skinął głową, kiedy przechodzili obok niego żeby wejść do środka. Uśmiechnął się szczerze, słysząc jak Justin życzy mu miłej zabawy, klepiąc go po ramieniu.

- Znajdzie pani dla mnie chwilkę? - zapytał, sprawiając że wzrok Lanore oderwał się od wyświetlacza kamery.

- Jeff - powiedziała radośnie, po czym szybko podeszła do niego i dała mu się objąć.

- Renee powiedziała, że masz już wolne - oznajmił brunet, przyglądając jej się z uśmiechem. - Mam nadzieję, że teraz będę miał cię całą tylko dla siebie.

- Będziesz musiał poczekać jeszcze chwilę. Obiecałam jeden taniec, kiedy skończę nagrywać - oznajmiła cicho, uśmiechając się niewinnie.

Jeff wpatrywał się w nią ze zmarszczonymi brwiami. To nie tak, że byli ze sobą w jakimś związku na wyłączność, jednak on nie zwracał uwagi na żadne kiepskie próby flirtu odkąd poznał Lanore i do tej pory miał wrażenie że ona również.

Nie odezwał się ani jednym słowem kiedy blondynka poprowadziła go do środka, od razu kierując się w miejsce gdzie prawdopodobnie miał na nią czekać jej partner do tańca.

- Poczekaj na mnie chwilę - mruknęła Lanore, nie komentując jego napiętej szczęki.

Posłała mu mały uśmiech, po czym ruszyła do jednego ze stolików. Przez chwilę rozmawiała z jakimś mężczyzną, którgo Jeff nie widział za dobrze przez dzielącą ich odległość. Kiedy miał już odchodzić, żeby znaleźć jakąś samotną butelkę wina, z którą spędziłby resztę wieczoru, zobaczył że Lanore wyprostowała się i ruszył w stronę parkietu trzymając za rękę... małą dziewczynkę.

Jeff pociągnął się za końcówki włosów, wypuszczając spomiędzy ust zirytowane sapnięcie. Tylko Lanore mogła sprawić, że był zazdrosny o małą dziewczynkę, Wittek był przekonany, że zrobiła to świadomie o czym świadczyły rozbawione spojrzenia, które udało mu się wyłapać.

Prychnął cicho, po czym ruszył z powrotem do wyjścia po drodze zgarniając butelkę wina i dwa kieliszki. Przysiadł na tarasie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo przy stłumionych dźwiękach muzyki ze środka.

Chwilę później ktoś dosiadł się do niego, a on nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, że to Lanore. Zapach jakichś zdecydowanie za drogich perfum od Gucciego, chłód pierścionków na dłoni, której palce splotły się z tymi jego, czy to jak łaskotały go włosy dziwczyny, gdy oparła głowę na jego ramieniu nie pozostawiały mu żadnych wątpliwości.

- Dalej jesteś zły? - zapytała cicho.

- Bardziej na siebie - westchnął Jeff. - Że dałem się owinąć wokół palca i byłem zazdrosny o małą dziewczynkę.

- Daj spokój, byłeś uroczy - zachichotała blondynka, szybko cmokając jego kark.

Jeff prychnął cicho, jednak uśmiechnął się lekko, składając na jej czole delikatny pocałunek.

- Czyli nie gniewasz się? - zapytała cicho, szturchając go kolanem.

- Nigdy - mruknął, podając Lanore jeden z kieliszków.

Następnie otworzył wino, w towarzystwie pisków Lanore, żeby uważał bo przecież to Gucci. Wznieśli kilka toastów, chichocząc przy tym niczym para nastolatków, po czym ruszyli na krótki spacer oświetloną ścieżką.

- Ładnie tu - stwierdził cicho Jeff, kiedy szli alejką wzdłuż której drzewa posadzone były między latarniami.

- Mogę zrobić ci zdjęcie jeśli masz ochotę - zaproponowała natychmiast Lanore, wyglądając na podekscytowaną.

- Ale chyba nie telefonem - sapnął z udawanym oburzeniem.

- Mam ze sobą aparat, nie jestem amatorką - prychnęła blondynkę, wyciągając z kieszeni marynarki nieduży aparat. - A poza tym mój telefon też robi dobre zdjęcia. A teraz stań obok latarni i wyglądaj ładnie.

Jeff pokręcił z rozbawieniem głową, jednak zgodnie z poleceniem Lanore podszedł do latarni.

- Dobrze, a teraz unieś trochę podbródek - mruknęła cicho. - Świetnie. Teraz przymknij oczy. Uśmiechnij się lekko. A teraz otwórz oczy i szeroko.

- Pani Crowford myślałem, że to będzie jedno zdjęcie - westchnął Jeff, jednak wykonywał wszystkie jej polecenia.

- Uh... poczekaj jeszcze chwilę - poprosiła, po czym podeszła do niego szybko i delikatnie zmierzwił mu włosy, tak aby kilka luźnych kosmyków opadało mu na oczy. - I teraz pochyl się trochę i patrz na mnie.

- Zadowolona? - zaśmiał się cicho brunet, z rozbawieniem przyglądając się dumnej minie dziewczyny, który przeglądał zrobione zdjęcia.

- Jeff twoje kości policzkowe to dzieło sztuki - oznajmiła Lanore, przejeżdżając dłonią po policzku mężczyzny.

- Zimno ci? Masz chłodne dłonie - mruknął zaniepokojony brunet, kiedy jej chłodne palce spotkały się z jego skórą.

- Szybko się wyziębiam - przyznała, chętnie przysuwając się do ciepłego torsu bruneta.

- W takim razie najwyższa pora żebyśmy wrócili do środka - zadecydował Wittek, obejmując ją ciasno przez cała drogę powrotną.

Następne dwie godziny spędzili w koncie pomieszczenia, który opuścili kilka razy ponieważ grali ulubione piosenki Lanore i nie mogli do nich nie zatańczyć. Przez resztę czasu siedzieli bardzo blisko siebie rozmawiając cicho, czy robiąc głupie zdjęcia, kiedy Jeffowi udało się zwędzić aparat Lanore.

- Lanny on znowu idzie po mnie - westchnął cierpiętniczo Jeff na widok Todda i Renee idących w ich kierunku.

Smith prychnął cicho na reakcję przyjaciela i tak jak spodziewał się brunet poinformował go, że musieli już jechać. Lanore jako dobra duszyczka, którą była, zaproponowała że odprowadzi go na parking. W ten sposób znaleźli się na zewnątrz z Jeffem siedzącym w samochodzie i Lanore z twarzą wtuloną w jego szyję, która nie mogłaby się odsunąć nawet gdyby tego chciała przez ramiona Witteka owinięte wokół jej talii.

- Jeff przestań słodzić. Pocałuj swoją kobietę na dobranoc i jedziemy - jęknął Todd, wywołując rozbawione prychnięcie Renee.

- Toddy spie... - zaczął Jeff, jednak przerwało mu uczucie miękkich warg, które zostały przyciśnięte do tych jego.

Niestety zanim zdążył choćby pomyśleć o oddaniu pocałunku Lanore odsunęła się od niego z zarumienionymi policzkami, przygryzając przy tym wargę. Jeff zdobył się na zadowolony uśmieszek, zanim Todd ruszył, zabierając go od blondynki, do której zaczynał się coraz bardziej przywiązywać.


________________________________
Jeśli podobał Ci się rozdział możesz zostawić po sobie gwizdkę! Dla Ciebie to nie dużo k mnie bardzo cieszy x 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro