𝙴𝚕𝚒𝚣𝚊𝚋𝚎𝚝𝚑 & 𝚂𝚝𝚎𝚟𝚎𝚗

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lanore westchnęła cicho, kiedy ze znudzeniem obrabiała zdjęcia ze ślubu Elizabeth i Stevena. Tak naprawdę skończyła to robić zanim nawet przyjechała do niewielkiego studia nagraniowego, jednak nie potrafiła znaleźć sobie innego zajęcia.

Kiedy tylko dostały to zlecenie Lanore była bardziej niż podekscytowana, w końcu nie codziennie miały okazje nagrywać ślub na Islandii. Spędziły prawie tydzień na wyspie, zdobywając naprawdę dobry materiał, nad którego obróbką siedziały wiele godzin. Jednak obie uważały, że było warto, ponieważ zarówno zdjęcia jaki i wszystkie filmy wręcz zapierały dech w piersi.

Teoretycznie wszystko było gotowe nawet przed ślubem Alison i Chrisa, jednak okazało się, że Elizabeth i Steven zażyczyli sobie wyjątkowego soundracku z wyraźnymi dźwiękami pianina, który ona teraz musiała nagrywać. A tak naprawdę powinna skończyć nagrywać jakąś godzinę temu, gdyby nie to, że wynajęty przez nich pianista jeszcze nie raczył się pojawić.

Lanore kolejny raz spojrzała na zegarek, po czym sapnęła z irytacją. Jednak ku jej zaskoczeniu przez uchylone drzwi dobiegł do niej odgłos ciężkich kroków na korytarzu i po chwili zasapany mężczyzna wpadł do pomieszczenia.

- Ja uh... przepraszam, były naprawdę straszne korki. Możemy zacz... Lanore? - mamrotał zarumieniony Jeff, jednak przerwał kiedy spojrzał w równie zdziwione, zielone tęczówki. - To naprawdę ty? Wybacz, ale nie poznałem cię bez garnituru.

- Spokojnie to dalej GUCCI - zaśmiała się, na potwierdzenie swoich słów klepiąc biały pasek z charakterystyczną sprzączką.

Kiedy rano opuszczała hotel było całkiem ciepło, dlatego zdecydowała się ubrać szorty z wysokim stanem, do których dobrała właśnie jeden ze swoich ulubionych pasków, nawet jeśli Renee przewróciła na to oczami. Do tego założyła biały, koronkowy biustonosz oraz luźną białą koszulę z zapięciem na dole. Uważała, że wyglądała w tym całkiem uroczo.

Jeffowi prawdopodobnie także spodobał się jej strój ponieważ przyglądał jej się uważnie. Lanore jedynie uśmiechnął się na to szeroko, po czym podeszła do niego i przytuliła ostrożnie. Brunet natychmiast oddał gest, powoli jeżdżąc dłońmi po jej plecach.

- Aż tak stęskniłaś się przez te trzy dni - zaśmiał się, kiedy w końcu się od siebie odsunęli.

Było to zdecydowanie ich najszybsze spotkanie do tej pory, jednak Lanore brakowało go od razu jak tylko obudziła się z lekkim kacem przed dwoma dniami.

- Skoro się znamy myślę, że zasłużyłam na prawdziwe wyjaśnienia - stwierdziła, uważnie przyglądając się twarzy mężczyzny.

- Ja um... tak jakby zaspałem Lanny, nie złość się na mnie - wyznał niechętnie, wyglądając przy tym na szczerze skruszonego. - Wynagrodzę ci to! Mam dla nas chińszczyznę, do tego mogę cię zabrać na kolację kiedy skończymy. Oczywiście jeśli masz czasz, nie musisz iść nigdzie jeśli masz jakieś plany, albo nie chcesz...

- Jasne, kolacja brzmi świetnie - przerwała mu, uśmiechając się szeroko na myśl spędzenia kolejnych godzin w towarzystwie bruneta.

Odebrała od Jeffa jedzenie na wynos, mrucząc przy tym ciche podziękowanie. Kolejne pół godziny spędzili w komfortowej ciszy, przerywanej przez oburzone prychnięcia Lanore kiedy Jeff próbował wykradać jej kawałki kurczaka.

- Możemy obejrzeć zmontowany film. Łatwiej będzie ci wczuć się w to co masz zagrać, tak myślę - zaproponowała Lanore, sięgając po laptopa zanim mężczyzna zdążył się zgodzić.

Otworzyła odpowiedni plik, pozwalając sobie na dumny uśmieszek, ponieważ zdecydowanie był to jeden z jej najlepszych filmów. Czuła też swego rodzaju ekscytację, na myśl, że Jeff miał właśnie po raz pierwszy zobaczyć jeden z owoców jej kilkugodzinnej pracy.

- Lanny czy ty masz jakąś rzecz  do koni? - zaśmiał się brunet na widok kilkusekundowego ujęcia zwierzęcia stojącego na wzgórzu.

Lanore postanowiła nie reagować na zaczepki Jeffa. Po jego uśmiechu widziała, że także ucieszył go widok zwierzęcia, a nie chciała wdawać się w dyskusję, która odwróciłaby jego uwagę od filmu.

- Naprawdę świetne. A ujęcia tych wszystkich skał i... niesamowite - wydusił z siebie Jeff, kiedy ekran laptopa stał się czarny.

- Też mi się podobają - odparła Lanore, wyraźnie zadowolona z siebie. - Spędziłyśmy ponad cztery dodatkowe godziny na kręceniu tego. Prawie rozbiłam najlepszego drona, kiedy wiatr wiał za mocno. Renee za to bawił się świetnie - zaśmiała się cicho, otwierając folder o nazwie Iceland Lanore Session.

Jeff uśmiechnął się lekko na widok zdjęć Lanore w dużej kurtce przeciwdeszczowej. Spod czarnego kaptura wystawało kilka jasnych kosmyków okalających twarz dziewczyny, przy której trzymała lustrzankę.

- Zdecydowanie musisz przesłać mi to zdjęcie - zaśmiał się na widok następnej fotografii.

Przedstawiała ona Lanore, która uśmiechała się szeroko co nie było do końca widoczne ponieważ praktycznie wszystkie jej włosy zasłaniały jej twarz.

Nie obyło się także od złośliwych komentarzy, kiedy Jeff zobaczył zdjęcia Lanore z koniem, który pojawił się wcześniej na filmie. Obejrzeli jeszcze niektóre ze zdjęć młodej pary, po czym zdecydowali, że powinni w końcu zająć się tym co było początkowym celem ich spotkania.

Jeff usiadł przed pianinem, powoli przesuwając palce po klawiszach. Uśmiechnął się lekko do Lanore, kiedy ta przysiadł koło niego. Crowford natomiast przyglądała mu się uważnie, nie mając wątpliwości, że brunet kolejny raz zamierzał popisywać się przed nią swoimi zdolnościami.

Niecałą godzinę zajęło im nagranie wszystkiego, co zdaniem Lanore można było uznać za swego rodzaju sukces.

- Przez to, że nie przyszedłem na czas to mamy teraz idealną porę na kolację - stwierdził Jeff, powoli rozprostowując plecy. - Czyli tak naprawdę to dobrze, że się spóźniłem.

Lanore w odpowiedzi z rozbawieniem przewróciła oczami, postanawiając nie kłócić się o to jeśli miało to sprawić, że Wittek poczuje się lepiej. Szybko schowała cały sprzęt do odpowiednich pokrowców, które następnie z pomocą Jeffa zaniósła do swojego jeepa, stojącego na parkingu za studiem.

- A teraz pani Crowford zapraszam do środka i proszę o kluczyki - oznajmił Jeff, otwierając drzwi od strony pasażera.

- Jak szarmancko, najpierw się spóźniasz, teraz zabierasz mnie na kolacje moim samochodem - westchnęła Lanore, jednak bez oporów podała mu kluczyki. - Może jeszcze po kolacji okaże się, że nie masz portfela, wiec będę musiała za nas zapłacić. Później zaciągniesz mnie do jakiegoś hotelu, wykorzystasz i wyjdziesz zanim się obudzę?

- Nigdy bym tak nie zrobił Lanny - oznajmił od razu Jeff, cmokając z niezadowoleniem. - A poza tym musiałabyś tego nie chcieć żebym cię wykorzystał - dodał po chwili ze złośliwym uśmieszkiem.

Dziewczyna parsknął cicho, po czym wsiadła do jeepa, dziękując kiedy Wittek zamknął drzwi. Starała się nie uśmiechać zbyt szeroko, żeby mężczyzna nie zauważył jak bardzo cieszyła ją ta kolacja.

Jeff szybko obszedł samochód i zajął miejsce za kierownicą. Marudząc cicho ustawił odpowiednio fotel i lusterka, po czym wyjechał z parkingu. Przez chwilę jeździli po mieście, ponieważ Wittek nie do końca pamiętał gdzie znajdowała się restauracja, do której chciał zabrać Lanore. Dlatego minęło ponad czterdzieści minut, aż w końcu udało im się znaleźć restaurację usytuowaną nad brzegiem rzeki.

- Jesteśmy - sapnął w końcu, kiedy zatrzymał się przed lokalem. - Przygotuj się na najlepszą kolację w swoim życiu - zanucił radośnie, pomagając blondynce wysiąść.

Lanore podziękowała mu cicho, następnie wzdychając z podziwem na widok restauracji, do której przywiózł ją brunet.

- W środku jest jeszcze lepiej - szepnął Jeff, wyraźnie zadowolony z jej reakcji.

Dziewczyna dała mu się wprowadzić przez imponujące, przeszklone drzwi, uważnie obserwując otoczenie. Była fotografem, a to miejsce wręcz prosiło o wyjęcie aparatu.

Kiedy tylko weszli do środka kolejne westchnienie opuściło jej usta, wywołując tym samym zadowolony uśmieszek Jeffa. Brunet najprawdopodobniej oczekiwał właśnie takiej reakcji, zabierając ją w tak klimatyczne miejsce.

Niemal od razu zostali zauważeni przez jednego z kelnerów i już po chwili pojawiła się przy nich jakaś kobieta, która z szerokim uśmiechem na ustach zaprowadziła ich do stolika. Oznaczało to prawdopodobnie, że Wittek często bywał w tym miejscu, o co Lanore nie omieszkała go zapytać tak szybko jak napatrzy się na niesamowite wnętrze lokalu.

Zajęli miejsca na wygodnych krzesłach, dzięki czemu mieli świetny widok na przeszkloną ścianę budynku, przez którą wpadały ostatnie promienie zachodzącego słońca, a widok na zaróżowione niebo był wręcz cudowny. Lanore z trudem powstrzymywała się od dokładnego przyglądania roślinom oplatającym drewniane poprzeczki przed nią, czy tym zasadzonym w dużych donicach oddzielających od siebie sąsiednie stoliki. Podniosła wzrok żeby trochę ochłonąć, jednak wtedy zobaczyła eleganckie żyrandole w kształcie jakichś skomplikowanych figur geometrycznych, które na pierwszy rzut oka mogły wydawać się odrobinę kiczowate, jednak wręcz idealnie pasowały do wystroju wnętrza.

- Daj mi znać kiedy się już napatrzysz, to zamówimy coś do jedzenia - szepnął Jeff, nawet nie starając się ukryć swojego rozbawienia.

- Uh... daj mi spokój, na pewno specjalnie mnie tu przyprowadziłeś - burknęła cicho, rumieniąc się przy tym delikatnie.

- Skłamałbym zaprzeczając - odparł brunet z zadowoleniem, po czym przysunął się do niej nieznacznie.

Następnie po krótkiej naradzie złożyli zamówienie, a Jeff po zastanowieniu poprosił także o białe wino, pamiętając, że Lanore pił tylko takie.

- Chyba nie zamierzasz tego wypić i później odwieźć mnie do domu - mruknęła, z aprobatą przyglądając się trunkowi wybranemu przez Witteka.

- Zakładam, że jesteś tu z Renee - stwierdził brunet, uśmiechając się lekko kiedy w odpowiedzi otrzymał skinięcie głowy. - W takim razie Toddy zgarnie ją, kiedy będzie po mnie jechał. Chociaż nie zdziwiłbym się gdyby okazało się, że już są razem i knują coś za naszymi plecami.

- A co jeśli chciałabym wrócić z tobą? Nie musielibyśmy ich fatygować, wystarczyłoby zamówić taksówkę - zaproponowała Lanore z niewinnym uśmieszkiem.

Jeff wciągnął głośno powietrze słysząc propozycje dziewczyny. Zrobiło mu się trochę gorąco, kiedy z otwartymi ustami wpatrywał się w blondynka, która tylko mrugała niewinnie, aż w końcu szeroki uśmiech nie przeciął jej twarzy, a cichy chichot opuścił usta.

- Żałuj, że nie widziałeś swojej miny - wyszeptała, ocierając łzy rozbawienia.

Jeff przewrócił oczami, jednak nie był w stanie powstrzymać małego, rozczulonego uśmieszku. Sam nie był pewien skąd brała się jego fascynacja osobą Lanore Crowford, jednak każda sekunda spędzana z dziewczyną tylko utwierdzała go w przekonaniu, że uzależnił się od tych zdecydowanie zbyt głębokich dołeczków i uroczego śmiechu.

Powoli przysunął się bliżej Lanore, wsłuchując się przy tym w opowieść o jakichś niesamowitych obiektywach, które ostatnio kupiły razem z Renee. I cóż, mimo że Jeff nigdy nie interesował się szczególnie fotografią, to zdecydowanie mógłby do końca życia słuchać jak dziewczyna opowiada mu o swoich aparatach.

- Państwa zamówienie - Jeff wzdrygnął się na głos kelnera, który ułożył przed nimi zamówione wcześniej dania.

Podziękował cicho, unosząc brwi, kiedy mężczyzna bezwstydnie zmierzyła wzrokiem jego uroczą towarzyszkę. Następnie odchodząc delikatnie musnął dłonią jej plecy, na co brunet prychnął cicho, choć dziewczyna wydawała się niczego nie zauważyć.

We wręcz zaborczym geście zniwelował niewielką odległość, która ich jeszcze dzieliła i niby od niechcenia ułożył rękę na oparciu krzesła. Lanore jedynie posłała mu jeden ze swoich uśmiechów z dołeczkami, po czym wróciła do przyglądania się swojemu daniu.

- Znam kucharza Lanny i mogę zapewnić, że będzie pyszne - zaśmiał się cicho, przebiegając ręką po jej ramieniu w zachęcającym geście.

- Zobaczymy - mruknęła sceptycznie, biorąc do ust pierwszy kawałek potrawy.

Jeff odkaszlnął cicho, odrywając wzrok od jej ust, żeby skupić się na własnym daniu. Była to jakaś egzotyczna ryba, której nazwę zapomniał zaraz po tym jak złożył zamówienie. Tak jak praktycznie wszystkie dania w tej restauracji była oczywiście niesamowita, można było powiedzieć, że praktycznie rozpływała się w ustach.

- Jeff? - cichy głos Lanore przyciągnął jego uwagę.

- Tak? - odpowiedział, uśmiechając się tak szybko jak jego wzrok spoczął na blondynce.

Musiał coś ze sobą zrobić bo zaczynał się zachowywać jak jakaś zakochana trzynastolatka. Jednak kto mógłby oprzeć się tym lokom, dołeczkom i uroczym uśmieszkom.

- Masz ochotę spróbować mojego dania? - zaproponowała, podsuwając mu swój talerz, przy czym praktycznie w ogóle nie spuszczała wzroku z jego ryby.

- Tylko jeśli ty spróbujesz mojego - poinformował ją, zamieniając ich talerze, za co otrzymał kolejny z pięknych uśmiechów Lanore.

Po tym jak ich talerze były puste Jeff zaproponował, żeby przenieśli się na niewielką sofę, skąd dzięki przeszkolonemu sufitowi nad tą częścią lokalu i przyciemnionemu światłu można było podziwiać rozgwieżdżone niebo. Wszystko to wyglądało naprawdę niesamowicie, jednak Wittek wolał wpatrywać się w zarumienioną Lanore, która uroczo chichotał trzymając w dłoni prawie pustą lamkę wina.

Jeff skinął lekko na jednego ze znajomych kelnerów, który odwzajemnił gest i ruszył do kuchni. Po kilku minutach wrócił do pomieszczenia, niosąc jego ukochane brownie.

- Proszę panie Wittek, mam nadzieję, że spędza pan dobrze czas - powiedział uprzejmie, po czym zostawił ich samych.

- Dobrze się bawisz panie Wittek? - droczyła się Lanore, po czym stłumiła kolejny chichot, chowając twarz w szyi Jeffa.

Brunet przewrócił z rozczuleniem oczami, nabijając na widelczyk kawałek ciasta, który szybko włożył do ust. Przymknął oczy, powstrzymując jęk przyjemności, ponieważ to brownie było zdecydowanie najlepszym ciastem jakie kiedykolwiek miał okazję zjeść.

- Bawię się świetnie Lanny, jak zawsze w twoim towarzystwie - odparł uśmiechając się lekko.

- W takim razie możesz podzielić się ze mną tym ciastem, prawda? - dopytywała zielonooka, wbijając mu palce między żebra w ponaglającym geście.

- Od kiedy stałaś się taka niecierpliwa - zaśmiał się cicho, po czym wyciągnął w jej stronę kawałek ciasta.

Lanore bez zastanowienia przyjęła go, oblizując przy tym ostentacyjnie usta. W przeciwieństwie do Jeffa nie powstrzymała cichego jęku.

- Właśnie skazałeś się na zabieranie mnie tutaj do końca życia - westchnęła z zachwytem.

Jeff w odpowiedzi uśmiechnął się lekko. Zdecydowanie nie miał nic przeciw wizji siebie siedzącego w tym samym miejscu z trochę podstarzałą Lanore, która mimo kilku zmarszczek byłaby w jego oczach równie piękna jak teraz.

Brunet sapnął cicho. Nie miał pojęcia kiedy stał się taki sentymentalny. Najgorsze z tego wszystkiego jednak było to, że zupełnie mu to nie przeszkadzało.

W ciągu następnej godziny skończyli drugą butelkę wina, po której Lanore oznajmiła, że musiała wracać do hotelu. Jeff niechętnie się z nią zgodził pisząc do Todda krótką wiadomość, w której poinformował go gdzie ma po niego przyjechać. Kilka sekund później w odpowiedzi otrzymał zirytowaną emoji, co oznaczyło, że Smith był już w drodze.

- Renee nie odbiera, musiała zasnąć - westchnęła cicho Lanore, marszcząc przy tym lekko nos. - W takim razie pojadę taksówką i jutro rano wrócimy po samochód.

- Lanny chyba nie myślisz, że pozwolę ci wracać samej z jakimiś podejrzanymi staruszkami - fuknął cicho Jeff. - Pojedziesz ze mną i Toddem. Odstawimy cię bezpiecznie choćby na drugi koniec miasta.

- Ugh dobrze - sapnęła z delikatnie zarumienionymi policzkami. - Chociaż przez chwile miałam nadzieję, że zaprosisz mnie do siebie - dodała z cwanym uśmieszkiem.

Jeff przez chwilę przyglądał jej się uważnie. Nie był pewien czy tym razem Lanore mówiła poważnie, czy znów chciała go nabrać jak zrobiła to wcześniej.

- Następnym razem - obiecał, mrugając do blondynki, po czym złapał ją za rękę i poprowadził w stronę czarnego samochodu, który zatrzymał się po drugiej stronie ulicy.

Jak na gentlemana przystało otworzył jej drzwi, po czym zajął miejsce obok niej, nie puszczając jej dłoni.

- Cześć kochani, mam nadzieję, że dobrze się bawiliście - powitał ich radośnie Todd, odwracając się na swoim miejscu.

- Świetnie Smithy, teraz odwozimy Lanore do hotelu więc lepiej skup się na drodze - odparł Jeff, przewracając oczami na entuzjazm przyjaciela.

- Jeff dlaczego jesteś taki niemiły? - zapytała cicho Lanore, po tym jak podała adres hotelu.

- Nie chce żebym opowiadał ci jak przez ostatnie trzy dni praktycznie cały czas spędził przytulając twoją marynarkę - odparł Todd, po czym jęknął cicho, kiedy Jeff uderzył go w potylicę.

- Co? - zapytała wyraźnie zdziwiony Lanore, łapiąc ręce bruneta, żeby Todd nie bał się odpowiedzieć na jej pytanie.

- Kiedy pojechałyście znalazł twoją marynarkę i zabrał ją, żeby ci oddać. Później nieważnie kiedy do niego przychodziłem to zawsze trzymał ją gdzieś blisko siebie. Nawet raz kazał mi ją powąchać, żebym uwierzył mu, że pachnie jak ty - odparł krótko mężczyzna, kuląc się lekko w obawie przed kolejnym uderzeniem.

Jeff jedynie posłał mu ostre spojrzenie, prychając przy tym z oburzeniem, a Lanore była prawie przekonana, że jego policzki przybrały intensywnie czerwony odcień.

- To urocze ze tak bardzo lubisz moje perfumy - oznajmił uśmiechając się z rozczuleniem.

- Ugh... oddałem ją już do prania, więc następnym razem na pewno ci ją podrzucę. I wcale nie było tak jak on mówi, może faktycznie kilka razy sprawdzałem czy utrzymuje się nanich zapach twoich perfum. Byłem ciekaw jak długo zostaje na ubraniach i nie każ mówić mi o tym sekundy dłużej bo przestanę się do was odzywać  - wyjaśnił niechętnie brunet, krzyżując przy tym ramiona na klatce piersiowej aby podkreślić swoje oburzenie.

Reszta podróży minęła im w ciszy, przerywanej przez oburzone prychnięcia Jeffa, kiedy odpychał od siebie ręce Lanore. Dziewczyna jednak nie zniechęcała się widząc mały uśmieszek na jego twarzy.

Pod hotelem Lanore pożegnali się długim uściskiem, który zdaniem Todda nie był platoniczny o czym nie omieszkał ich poinformować. Jeff w odwecie uderzył go w tył głowy, po czym niechętnie opuścił samochód, żeby otworzyć drzwi Lanore. Kiedy blondynka wysiadła jeszcze raz przyciągnął ją do kolejnego uścisku, wciskając przy tym nos w jej szyje.

- Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo - westchnął cicho, powoli przeczesując jej włosy między palcami.

- Wierzysz w przeznaczenie? - zapytała cicho Lanore.

- Raczej nie - odparł szczerze Jeff, marszcząc przy tym lekko nos, czym wywołał cichy chichot dziewczyny.

- Ja wierzę, więc będzie musiało wystarczyć dla nas obojga - oznajmiła, po czym delikatnie musnęła policzek Jeffa i odszedł w stronę hotelu.

Wittek wpatrywał się uważnie jak Lanore witał się ze starszym portierem, po czym posłał jej ostatni uśmiech zanim zniknęła za drzwiami.

- No stary wydaje mi się, że ktoś ma słabość do uroczej kamerzystki - zanucił Todd, nie kryjąc rozbawienia.

- Spadaj Smithy - fuknął cicho, po czym wsiadł do samochodu, wmawiając sobie, że wcale nie przygnębiała go myśl o kolejnej rozłące z Lanore.


________________________________
trochę mam wrażenie, ze jak narazie jestem jedyną czytelniczka ._.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro