𝙺𝚛𝚒𝚜𝚝𝚒𝚗 & 𝙰𝚍𝚊𝚖

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lanore była zdecydowanie podekscytowana. W końcu to był jej pierwszy ślub w Missisipi, a pierwszy ślub w nowym stanie zawsze czymś ją zaskakiwał.

Kiedy Renee zobaczyła, że blondynka prawie podskakiwała ze szczęścia w swoim nowym różowym garniturze, pod którym miała czarny, koronkowy crop top, postanowiła, że dla ich bezpieczeństwa tym razem będzie prowadziła pierwsza.

Jechały w ciszy, wsłuchując się w jeden z ulubionych koncertów pianistycznych Lanore. To że blondynkę zaczęła interesować taka muzyka prawdopodobnie było zasługą pewnego brązowookiego bruneta, którego ostatni raz widziała niecały miesiąc wcześniej. Mimo to mężczyzna nie chciał opuścić jej myśli. A fakt, że wszystkie koncerty, których słuchała były grane przez Jeffa, raczej nie poprawiały jej sytuacji.

Teoretycznie mogłaby spróbować jakoś skontaktować się z Wittekiem. Spędziła kilka godzin wpatrując się w numer mężczyzny z telefonem w ręku, jednak za każdym razem dochodziła do wniosku, że nie miało to sensu. Postanowiła zachować dobre wspomnienia i dać temu spokój. W końcu gdyby Jeff sam chciał się z nią skontaktować zadzwoniłby do niej, czy napisał choćby jednego, głupiego maila.

- Lanore domyślam się, że nie zawsze to co mówię cię interesuje, ale byłoby miło gdybyś czasami chociaż udawała, że słuchasz - westchnęła Renee, włączając radio.

- Ree, słuchałam tego - fuknęła oburzona blondynka, zyskując tym ciche prychnięcie dziewczyny.

- Nie słuchałaś. Znowu gapiłaś się w okno i jestem przekonana, że myślałaś o tym całym Jeffie - odparła pewnie, a cisza którą otrzymała w odpowiedzi była wystarczającym potwierdzeniem. - Skoro chcesz się dalej tym męczyć proszę bardzo, ale nie rozumiem czym zasłużyłam sobie na słuchanie tych usypiaczy.

- Uh, odczep się - mruknęła Lanore, krzyżując ramiona w obrażonym geście.

Renee przewróciła, oczami, po czym skręciła w polną drogę. Po obu stronach mogły zobaczyć małe pastwiska, które ku rozczarowaniu Lanore były puste. Po kilku minutach dojechały na śliczną farmę, gdzie z tego co wiedziały miało odbyć się przyjęcie.

Crowford szybko wysiadła, zabierając ze sobą potrzebny sprzęt. Przez chwilę wpatrywała się w Renee, która nie spiesząc się opuściła samochód, zajęta wystukiwaniem wiadomości na swoim telefonie. Lanore przewróciła oczami na zachowanie dziewczyny, jednak powstrzymała się od komentarzy, ponieważ przyjaciółka zapewne przywołałaby tysiące sytuacji kiedy ona zachowywała się podobnie.

Po kilku minutach w końcu ruszyły do głównego budynku, z którego dobiegały ciche dźwięki rozmów. Po szybkim przywitaniu z kilkoma mężczyznami oraz panem młodym Lanore skierowała się do pomieszczenia, w którym Kristin i inne kobiety zaczynały się przygotowywać.

Szybkim krokiem przeszła kilka korytarzy, szukając w torbie zapasowych baterii. Zaczynała panikować kiedy znalazła tylko jedną z czterech, rzucając ciche przepraszam w stronę osoby, którą przez przypadek potrąciła ramieniem.

Gdyby nie była tak zajęta przeszukiwaniem torby zauważyłaby, że osobą, w którą wpadła był wysoki brunet o brązowych oczach.

Jeff natomiast stanął na środku korytarza z otwartymi ustami, wpatrując się w plecy oddalającej się kobiety. Nie wierzył, że właśnie zobaczył tą samą Lanore, z którą ostatni raz widział się jakiś miesiąc wcześniej, jednak zdecydowanie nie pomyliłby tych delikatnie falowanych blond włosów, których zapach prześladował go przez ostatnie tygodnie. 

Kiedy stracił kobietę z oczu w końcu jakoś otrząsną się z szoku. Wciąż czół się odrętwiały, szukając Todda, żeby jak najszybciej poinformować go o jej obecności.

Tak jak się spodziewał zastał Smitha tam gdzie go zostawił, jednak teraz mężczyzna stał w towarzystwie ładnej brunetki.

- Toddy nie uwierzysz kogo zobaczyłem - oznajmił podekscytowany, nie przejmując się tym, że najprawdopodobniej przerwał ich rozmowę. - Właśnie zobaczyłem Lanore! Pamiętasz ta blondynka z głębokimi dołeczkami, zielonymi oczami i cholernie długimi nogami.

- Jeff myślę, że powinieneś poznać Renee - odparł Todd, kładąc dłoń na plecach kobiety. - Jest jedną z dwóch kamerzystek, którzy pracując dzisiaj z nami na ślubie.

Początkowo Wittek nie wydawał się być zainteresowany znajomą Todda, jednak fakt, że była kamerzystką, diametralnie zmienił jego nastawienie do kobiet. Do tego wreszcie zdał sobie sprawę dlaczego dziewczyna przez chwile wydawała mu się znajoma.

- Pracujesz z Lanore? - zapytał, chociaż znał już odpowiedź na to pytanie.

- Dokładnie - odparła Renee, wpatrując się w niego z rozbawieniem.

- Ja um... miło cię poznać - mruknął, uśmiechając się do niej niezręcznie. - Przepraszam, ale ukradnę ci Toddy'ego. Musimy jechać do kościoła, żeby... no wiesz... sprawdzić pianino. Tak! To bardzo ważne, wiesz robimy to za każdym razem. Do zobaczenia później.

Posłał ostatnie spojrzenie Renee, po czym prawie wybiegł z budynku, ciągnąc za sobą zdziwionego Smitha. Kiedy tylko znaleźli się na zewnątrz puścił mężczyznę, po czym uderzył go w tył głowy.

- Jeff, o co ci chodzi?! - jęknął czarnowłosy, rozmasowując bolące miejsce.

- Zasłużyłeś sobie dupku - odparł oburzony Jeff. - Dlaczego mi nie przerwałeś skoro wiedziałeś, że Renee zna Lanore. Wydawało mi się, że się przyjaźnimy.

- Przestań dramatyzować - westchnął mężczyzna. - W końcu oszczędziłeś jej gadania o jej jedwabistych ustach, czy miękkiej skórze, którą miałeś ochotę całować do rana.

- Byłem pijany - prychnął brunet, krzyżując ramiona na piersi w obrażonym geście.

- Jasne Jeff, jeśli będziesz dzięki temu szczęśliwszy - zaśmiał się wsiadając do samochodu, unikając przy tym kolejnego ciosu.

Lanore w tym czasie kończyła nagrywać przygotowania Kristin do ślubu. Okazała się ona być naprawdę uroczą i troskliwą kobietą, która nie potrafiła przestać mówić o swoim przyszłym mężu, co ani trochę jej nie dziwiło. Kiedy miała już wystarczającą ilość materiału, wymknęła się ostrożnie, chcąc dać im trochę prywatności.

Renee już czekała na nią przy samochodzie z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy. Bez słowa wsiadła do pojazdu, po czym pojechały w stronę kościoła, w którym miał odbyć się ślub. Nie narzekała nawet na to, że Lanore odruchowo włączyła ten sam koncert, którego słuchały jadąc na farmę. Wszystko to było dosyć podejrzane, jednak Lanore ostatecznie postanowiła o nic nie pytać, żeby przypadkiem nie zepsuć humoru przyjaciółki.

- Idź już do kościoła. Poczekam na Kristin i Adama - poleciła jej Renee, od razu gdy zatrzymały się przed budynkiem.

- Wyganiasz mnie z naszego wspólnego samochodu? - zapytała z rozbawieniem blondynka, znajdując w schowku wcześniej szukane baterie.

- Tak, lepiej wysiądź zanim cię z niego wyrzucę - odparła Renee, brzmiąc przy tym zaskakująco poważnie.

Crowford zmarszczyła brwi, postanawiając, że przy najbliższej okazji zapyta o to dziewczynę.

Jeszcze przed wejściem do kościoła usłyszała ciche dźwięki fortepianu, które mimo wszystko wywołały u niej delikatny ścisk serca. Odetchnęła cicho rąbiąc kilka ujęć dekoracji, nucąc przy tym cicho melodię, która wydawała jej się dziwnie znajoma. Powoli odwróciła się w stronę wnętrza świątyni od razu skupiając się na pięknym, czarnym fortepianie, który stał niedaleko ołtarza. Lanore powoli zbliżała się do grającego mężczyzny, zachwycając się przy tym wręcz idealnym światłem.

Kiedy znalazła się w odległości kilku kroków od mężczyzny, zamarła, poznając te idealnie ułożone, brązowe włosy. Lanore otworzył szerzej oczy, odsuwając kamerę od twarzy, jakby nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła przez obiektyw.

- Jeff? - zapytała cicho, na co ręce mężczyzny zatrzymały się nad klawiszami pianina, a w kościele nagle zrobiło się cicho.

Lanore była w stanie usłyszeć oddech bruneta, kiedy ten powoli odwrócił się w jej stronę. Te same przeszywające, brązowe tęczówki, na których wspomnienie nie mogła zasnąć, spoczęły na niej.

Wpatrywała się w Jeffa jak zaczarowana. Przez chwilę wahała się, czy nie pozwoli sobie na zbyt wiele przytulając mężczyznę, w końcu znali się tylko jeden dzień. Jednak postanowiła skorzystać z okazji, kiedy Wittek powoli podniósł się ze swojego miejsca.

Nie zastanawiając się nad tym dłużej pokonała dzieląca ich odległość i zamknęła bruneta w uścisku. Mężczyzna pachniał tak samo jak zapamiętała. Do tego był od niej wyższy, tak że mogła spokojnie oprzeć swój policzek na jego ramieniu, co było całkiem wygodne.

Przez pierwsze sekundy Jeff stał nieruchomo. Lanore czuła, że mężczyzna wyraźnie spiął się pod jej dotykiem, jednak ostatecznie rozluźnił się oddając uścisk.

- Tęskniłam za tobą - powiedziała cicho, ciesząc się bliskością bruneta.

- Spędziłaś ze mną kilka godzin Lanny. Tak szybko przywiązujesz się do obcych ludzi? - usłyszała w odpowiedzi rozbawiony głos chłopaka, który mimo swoich słów zacieśnił uścisk.

- Nie do wszystkich - mruknęła cicho, niechętnie odsuwając się od Jeffa. - Nie spodziewałam się, że jeszcze będziemy mieli okazję się spotkać.

- Przeznaczenia Lanore, widocznie nie mamy na to wpływu - odparł Wittek, w odpowiedzi otrzymując uroczy uśmiech.

Ich dalszą rozmowę przerwali goście gromadzący się w świątyni. Jeff posłał Lanore przepraszający uśmiech wracając do fortepianu, jednak ku zdziwieniu blondynki pociągnął ją za sobą sprawiając, że usiadła obok niego.

- Jeff myślę, że nie powinnam tu siedzieć - wyszeptała, ostrożnie rozglądając się po wnętrzu kościoła, jakby spodziewała się, że zaraz jedna ze starszych kobiet podejdzie do niej, każąc opuścić świątynie.

- Spokojnie jestem przekonany, że nikt nie będzie zwracał na nas uwagi - odparł pewnie brunet, grając przy tym jakąś spokojną melodię. - A poza tym masz stąd naprawdę dobry widok na ołtarz, jeśli chciałabyś coś nagrać.

- Uh, spróbuję - wymamrotała nie brzmiąc na do końca przekonaną.

Każde z nich skupiło się na swoim zajęciu. Jedynie Jeff co jakiś czas przypadkiem szturchał Lanore, wywołując tym na jej twarzy nieduży uśmiech. Przez całą ceremonię blondynka wpatrywała się we wszystko jak zaczarowany, wywołując tym rozbawienie siedzącego przy niej bruneta.

- Związki wzmacniają się pod wpływem stresu. Zewnętrzne siły będą naciskały na waszą więź.  Tragedie i porażki będą wystawiać na próbę wasz związek - Jeff nie przysłuchiwał się pozostałej części przemowy, przez cichy szloch, który dobiegł go od strony blondynki.

Tak jak ustalił wcześniej z Adamem skończył grać chwilę przed wypowiedzeniem słów przysięgi, dlatego też bez większych problemów mógł podać Lanore chusteczkę, za co otrzymał wdzięczny uśmiech. Z rozczuleniem wpatrywał się jak kobieta ociera łzy, kreśląc przy tym uspakajające kółka w dole jej pleców.

- Muszę już iść - wyszeptała Lanore, kiedy udało jej się uspokoić. - Mam nadzieję, że wpadniemy na siebie później - dodała jeszcze, zanim ostrożnie wyszła z kościoła.

Jeff skinął delikatnie głową, odprowadzając ją wzrokiem. Wprawdzie wcześniej nie planował zostawania na weselu, ponieważ jego klienci życzyli sobie pianisty tylko na ceremonii. Jednak skoro wielokrotnie powtarzali mu, że mają nadzieje zobaczyć go na przyjęciu, a do tego Lanore także tam będzie, ostatecznie mógł wypić kilka drinków.

Kiedy wyszedł na zewnątrz szybko znalazł Todda i oznajmił mu, że muszą koniecznie jechać na przyjęcie. Smith prychnął coś o szczeniackim zauroczeniu, jednak Jeff postanowił puścić to mimo uszu. Po kilku minutach dotarli na miejsce, gdzie wszyscy przygotowywali się do wygłaszania krótkich przemówień, czyli znienawidzonej przez bruneta części większości przyjęć.

Dlatego też Jeff bez słowa opuścił Todda i zaczął szukać Lanore, której towarzystwo pomogłoby mu przetrwać te ciężkie minuty. Na jego szczęście wysoka blondynka w różowym garniturze wyróżniała się na tle innych ludzi.

Lanore siedziała przy jednym z okien, skąd miała dobry widok nie niewielką scenę. Z uśmiechem wpatrywała się w swoją kamerę, co jakiś czas spoglądając kontrolnie na wnętrze sali.

- Czuje się zaszczycony, że jestem jedyną osobą, z która rozmawiasz - zaśmiał się cicho, przysiadając obok niej.

- Nie rozmawiam tylko z tobą - prychnęła blondynka, jednak mówiąc to uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Po prostu jestem zajęta i wszyscy oprócz ciebie zdają sobie z tego sprawę.

Jeff przewrócił oczami, wpatrując się w brunetkę wchodząca niepewnie na scenę. Przez chwile stała przed mikrofonem, czekając aż wszystkie rozmowy ucichną, a goście skupią na niej uwagę.

- Adam, bracie. Zawsze byłeś dla mnie mentorem, idealnym wzorem do naśladowania.  Dorastałeś będąc jedynym mężczyzną w domu. Nigdy nie zapomnę tych zapasów w  salonie, które zawsze twierdziłeś, że wygrywałeś, kiedy tak naprawdę razem z Sarah skopałyśmy ci tyłek. I może pewnego dnia, prędzej czy  później, będziemy się siłować z naszymi dziećmi, tak jak tata robił to z nami - mówiła, starając się opanować drżenie głosu.

- Jeff potrzymaj chwile kamerę - cichy głos Lanore oderwał go od przysłuchiwania się dziewczynie.

Wittek popatrzył ze zdziwieniem na swoją towarzyszkę, która wpatrywała się uważnie w swoje dłonie, a po jej policzkach powoli spływały łzy. Ostrożnie przejął od niej urządzenie starając się trzymać je w miarę równo.

- Tata byłby z ciebie dumny Adam. Wiem że patrzy teraz na nas z  góry i jest po prostu bardzo szczęśliwy. Z tego przystojnego, charyzmatycznego, błyskotliwego i inteligentnego człowieka, którego dumnie nazywam bratem. Ale jeśli mogę wymienić jedną osobę, która pomogła ci stać się tym kim jest dzisiaj to będzie to Kristin. Za co nigdy nie podziękuje jej wystarczająco - zakończyła, a w sali rozległy się oklaski przerywane cichym szlochem.

Kiedy dziewczyna, która najprawdopodobniej była siostrą Adama schodziła ze sceny, Jeff opuścił na chwilę kamerę, żeby przytulić do siebie Lanore. Blondynka bez oporów wtuliła się w niego, układając przy tym głowę na jego ramieniu.

Jeff ułożył wolną dłoń w dole jej pleców, kreśląc na nich uspokajające kółka, żeby jakoś ukryć zaniepokojenie, które wywołało u niego zachowanie dziewczyny. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że była wrażliwy, jednak jej dotychczasowe chwile wzruszenia przechodziły jej z rozczulonym uśmiechem w przeciwieństwie do aktualnego przygnębienia na jej uroczej twarzy. A przede wszystkim niemal od razu się uspakajała.

Wittek zmarszczył brwi w konsternacji, chwile później w tłumie zauważając Renee, która przyglądała im się z zaniepokojeniem. Dziewczyna pomachała do niego, po czym delikatnie uniosła swoją kamerę, następnie wskazując na drzwi. Brunet w odpowiedzi delikatnie skinął głową, skupiając po tym ponownie całą swoją uwagę na blondynce, którą trzymał w ramionach.

- Lanny myślę, że powinnaś się przewietrzyć - zaproponował Jeff, powoli kierując się z ną w stronę wyjścia.

Crowford potulnie dała mu się wyprowadzić z budynku, jedynie co jakiś czas podciągając nosem. Jeff ostrożnie przeszedł z nią do ustawionej niedaleko huśtawki, gdzie usiadł przyciągając do siebie swoją towarzyszkę. Lanore natychmiast wtuliła się w niego, starając się unormować swój oddech. Jeff cierpliwie czekał, aż zielonooka dojdzie do siebie. Mieli dużo czasu, dlatego w ciszy gładził jej plecy, nie chcąc w żaden sposób na nią naciskać.

Spędzili pół godziny wpatrując się w słońce, które powoli zbliżało się do horyzontu. W tym czasie łzy na policzkach Lanore zdążyły wyschnąć, a jej oddech stał się spokojniejszy.

- Jeff - zachrypnięty głos dziewczyny sprawił, że Wittek skupił na niej swoje spojrzeniem. - Przepraszam, że przeze mnie musiałeś opuścić przyjęcie...

- Lanny nic się nie stało - przerwał jej natychmiast brunet. - Myślę, że jeśli raz nie upije się na weselu to nie stanie się nic złego - zapewnił, wywołując tym niewielki uśmiech na twarzy blondynki.

- Pewnie zastanawiasz się co sprawiło, że tak zareagowałam - ciągnęła.

I cóż. Zdecydowanie miała rację, ponieważ odkąd zaczęła niekontrolowanie szlochać w jego ramię, Jeff nie potrafił przestać myśleć o tym co było tego powodem.

- Nie musisz mi niczego mówić. Każdy ma prawo mieć gorszy dzień, rozumiem to - powiedział mimo to, nie chcąc żeby Lanore czuła się zobowiązana do mówienia mu czegokolwiek.

- Kilka miesięcy temu zmarł mój tata. Byliśmy ze sobą naprawdę blisko i jak widać dalej nie radzę sobie z tym najlepiej - wyznała niepewnie.

Jeff w odpowiedzi westchnął cicho, po czym kolejny raz przyciągnął Lanore do uścisku. Tak naprawdę nie wiedział co miał odpowiedzieć na to wyznanie, jednak miał nadzieję, że jego bliskość była wystarczającym dowodem wsparcia.

Przez następne kilkanaście minut pogrążyli się w niezobowiązującej rozmowie, którą przerwał im telefon Lanore. Dziewczyna odebrała, zapewniając kilkukrotnie Renee, że wszystko było z nią w porządku, po czym przekazała urządzenie Jeffowi, ponieważ przyjaciółka nie do końca chciała jej uwierzyć. Po kilku minutach wydawała się być mniej zmartwiona. Obiecała, że za jakiś czas się wymknie, żeby przynieść jej coś do jedzenia, po czym zakończyła połączenie.

Jeff zaśmiał się cicho i zamierzał oddać telefon Lanore, jednak coś przyciągnęło jego wzrok. Jeszcze raz spojrzał na ekran iphona blondynki i był już przekonany, że dziewczyna miała go na tapecie. Było to jedno ze zdjęć z ostatniej sesji, na którą namówił go Todd.

- Ładna tapeta - mruknął cicho, z satysfakcją obserwując jak policzki Lanore zabarwiają się na różowo.

- To nie ja... po prostu zdarzyło mi się kilka razy wspomnieć o tobie Renee i od tego czasu co chwile ustawiała mi twoje zdjęcia na tapetę, dlatego po prostu przestałam zmieniać - wyjaśniła, ukrywając przy tym twarz w szyi bruneta, który w odpowiedzi zachichotał cicho.

- To całkiem słodkie - zagruchał Jeff, sprawiając, że dziewczyna jęknęła z zażenowaniem. - No dalej Lanny nie chowaj się.

- Przez ciebie czuję się głupio - westchnęła cicho Lanore, niechętnie odsuwając się od bruneta.

- Chętnie ustawie sobie ciebie na tapetę jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej - zaproponował Jeff, wyciągając przed siebie swój telefon.

Lanore na ten widok przewróciła oczami, jednak oparła podbródek na ramieniu Witteka, aby ustawić się dobrze do zdjęcia. Brunet przyglądał się temu z zadowoleniem, nakazując jej uśmiechnąć się szeroko zanim zrobił zdjęcie.

- Widzisz Lanny? Uroczo - stwierdził z zadowoleniem przyglądając się ekranowi swojego telefonu.

Dziewczyna w odpowiedzi prychnęła cicho, ponownie chowając twarz w szyi mężczyzny. Pozwoliła Jeffowi zabrać swój telefon, po czym udawała, że nie widziała jak ten robił im zdjęcie, którym zastąpił jej wcześniejszą tapetę.

Wittek przez chwilę przeglądał jej galerię, co jakiś czas mrucząc coś o małym cholernie zdolnym hipsterze. Następnie wszedł w jej kontakty wpisując rząd cyfr, który zapisał pod nazwą Najseksowniejszy pianista świata, po czym zadzwonił z małym uśmiechem.

- Jeff co robisz? - zapytała, po tym jak brunet wyszczerzył się do aparatu, żeby dodać zdjęcie do swojego kontaktu.

- Stwierdziłem, że przyda mi się twój numer - wyjaśnił, podając jej urządzenie. - Wiesz... będziesz mogła mnie uprzedzać jakie chusteczki mam zabrać, żeby pasowały do twoich garniturów.

Po tym jak zapisał jaj imię w towarzystwie kilku serduszek schował telefon do kieszeni spodni. Następnie przyciągnął Lanore do prawidłowego uścisku, wkładając jej zmarznięte dłonie pod własną marynarkę.

- Powinnaś kupić sobie rękawiczki - zaśmiał się, po czym sapnął cicho, kiedy zimny nos dziewczyny spotkał się z jego szyją.

- Myślałam o tym, ale akurat spotkałam ciebie. Jesteś najcieplejszym człowiekiem jakiego znam, więc wystarczy, że zatrzymam cię przy sobie - stwierdziła Lanore, na co Jeff zacieśnił uścisk na jej talii.

Reszta wieczoru minęła im na cichym przekomarzaniu i okazjonalnych próbach zepchnięcia siebie nawzajem z huśtawki.

Lanore była w połowie opowieści o tym jak podczas jednych wakacji jako szesnastoletnia dziewczyna była świadkiem pięknego ślubu na plaży. Przy fragmentem o przysiędze Jeff nagle przysunął się do niej, chowając twarz w jej szyi.

- Lanny schowaj mnie - jęknął cicho. - Todd po mnie idzie i pewnie będzie chciał mnie od ciebie zabrać.

Dziewczyna zmarszczyła brwi, odruchowo przyciągając mężczyznę bliżej siebie. Odwróciła się w stronę, w którą patrzył brunet i dostrzegła dobrze zbudowanego mężczyznę, który razem z Renee powoli szedł w ich stronę.

Przyjaciel Jeffa był naprawdę bardzo przystojny. Ciemniejsza karnacja, czarne włosy, które wcześniej zaczesane do tyłu wypuściły kilka niesfornych kosmyków opadających na jego twarz w uroczy sposób. Ostra szczęka pokryta kilkudniowym zarostem oraz niezwykle zarażający, szeroki uśmiech sprawiały, że był zdecydowanie gorący.

- Widzę cię i bardzo mi przykro, ale musimy jechać - oznajmił zachrypniętym głosem, szturchając przy tym Jeffa kolanem. - Miło cię poznać Lanore. Chętnie porozmawiałbym z tobą, ale muszę zabrać tego dupka do domu.

Wittek słysząc to sapnął z oburzeniem, wtulając się bardziej w siedzącą przy nim blondynkę.

- Spotkamy się jeszcze, prawda? - zapytała niepewnie Lanore, przeczesując powoli miękkie włosy bruneta i niszcząc przy tym jego starannie ułożoną fryzurę.

- Myślę, że szybciej niż oboje myślimy - wyszeptał Jeff, niechętnie odsuwając się od niej.

Kiedy niechętnie wlókł się za Toddem odwracał się w stronę huśtawki, z której Lanore przyglądała mu się ze smutnym uśmiechem. I chociaż sam wcześniej mówił jej, że nie powinna przywiązywać się tak szybko do osób, które ledwo znała to już zaczynał tęsknić za tymi uroczymi dołeczkami i ich właścicielką.



________________________________
mamy następny! mam nadzieję, że Wam się podoba!
x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro