𝚂𝚒𝚎𝚛𝚛𝚊 & 𝚁𝚢𝚊𝚗
- Jeff jesteś pewien, że dobrze jedziemy? - zapytał sceptycznie Todd, sprawdzając ich lokalizacje za pomocą telefonu.
Jeff prychnął cicho kolejny raz zjeżdżając na pobocze. Wyciągnął ogromną mapę turystyczną, za pomocą której, jak wcześniej twierdził, miał zamiar dowieźć ich na miejsce. Utwierdził się w swoim postanowieniu, kiedy został wyśmiany przez Todda, który stwierdził, że mówił tak tylko dlatego, że zapomniał naładować telefonu.
- Możesz się już poddać. Dojedziemy szybciej z nawigacją, a Lanore już zaczyna się martwić - westchnął szatyn, używając dziewczyny jako karty przetargowej.
- Skąd niby możesz to wiedzieć? - fuknął cicho Jeff, spoglądając na niego podejrzliwie znad kartki papieru.
- Pisała do mnie - wyjaśnił, pokazując mu rozmowę z Lanore.
Brunet przez chwilę wpatrywał się w wiadomości, po czym wyrwał mu telefon, mamrocząc coś po nosem. Szybko wpisał Montage Deer Valley w nawigację, klnąc cicho na widok drogi jaka im jeszcze została.
Okolica była całkiem ładna. Powoli przejeżdżali przez niewielkie lasy górzystego terenu stanu Utah. Im bliżej celu byli tym więcej śniegu mogli zobaczyć za oknem, przez co Jeff w duchu dziękował Toddowi, za to że zmusił go do zabrania cieplejszych ubrań, chociaż nigdy nie przyznałby tego na głos.
- Jeff musisz to zobaczyć - sapnął cicho Todd, wgapiając się w coś za oknem.
Wittek bez entuzjazmu podążył za wzrokiem przyjaciela, jednak tak szybko jak zobaczył to o czym mówił Smith ciche westchnienie uciekło spomiędzy jego ust.
U podnóża zaśnieżonego, górskiego zbocza stał duży resort wypoczynkowy, którego widok wręcz zapierał dech w piersi. Budynki z wyglądu przypominały Jeffowi nieduże chatki, które widział podczas wakacji w górach, jednak w przeciwieństwie do nich były kilkupiętrowe i zdecydowanie o wiele dłuższe. Zaśnieżone dachy dodawały im uroku, przez który ciężko było oderwać wzrok od tego wszstkiego.
Powoli wjechali na duży, podziemny parking, gdzie niemal od razu zobaczyli znajomego jeepa, obok którego zaparkowali. Szybko zabrali swoje rzeczy i ruszyli w stronę jednej z wind, która zabrała ich do głównego budynku.
Wnętrze urządzone było w ciepłych kolorach. Połączenie jasnego drewna, wygodnie wyglądających foteli pełnych puszystych poduszek, szklanych stolików do kawy i mnóstwem czarno-białych zdjęć, które wyglądały na robione przez gości tworzyło przyjemną atmosferę.
Jeff jednak nie rozglądał się zbyt długo. Przestał to robić tak szybko jak zobaczył znajomą blondynkę, nerwowo przestępującego z nogi na nogę.
Uśmiechnął się lekko na widok czarnej bluzy od Gucciego. Jakżeby mogło być inaczej. Do tego oczywiście ubrała niesamowicie obcisłe rurki, które przylegały do jej nóg niczym druga skóra. Dziewczyna przeczesywała włosy jedną ręką, kiedy drugą rytmicznie szarpała za łańcuszek przewieszony przez szyję. Przygryzała nerwowa wargę, potakując cicho na coś co mówiła do niej Renee.
W chwili gdy jej wzrok spoczął na Jeffie szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy. Poklepała ramię przyjaciółki, po czym szybko pokonała dzielącą ich odległość.
- Cześć Jeff - westchnęła cicho bez oporu dając się przyciągnąć do uścisku.
- Hej skarbie - mruknął Jeff, wtulając twarz w szyję blondynki, by następnie zaciągnąć się jej zapachem.
Lanore uwolniła jego prawą dłoń od pokrowca na garnitur, po czym splotła razem ich palce z zadowolonym uśmieszkiem.
- Mam już kartę do naszego pokoju, ale najpierw wpadniemy do Lanore i Renee - poinformował go Todd, kiwając lekko głową w kierunku szczęśliwej blondynki.
Wittek w odpowiedzi skinął głową, skupiając się na sposobie w jaki uśmiech Lanore poszerzył się na te słowa. Dał się poprowadzić do windy z dziewczyną idącym tuż obok niego, co było wszystkim czego wtedy potrzebował do szczęścia.
Dostali się na trzecie piętro, po czym weszli do pokoju zajmowanego przez kamerzystki. Mały kominek, dwa duże łóżka (z czego tylko jedno pościelone), mnóstwo aparatów, obiektywów, czy różnych lamp rozłożonych na podłodze i wyjście na balkon z cudowny widokiem.
Jeff natychmiast ruszył w stronę posłanego łóżka i rzucił się na nie wdychając zapach Lanore. Tak jak myślał blondynka była tą, która dbała o porządek. Podejrzewał, że dziewczyna wstała koło szóstej, pościeliła łóżko, poszła na siłownie, po czym zjadła jakieś super zdrowe śniadanie, robiąc przelew dla jakiejś kliniki leczącej bezdomne kotki. To zdecydowanie brzmiało jak normalny poranek z życia Lanore Crowford.
- Jeff masz ochotę zobaczyć wczorajszą przemowę Sierry na próbnym objedzie? - zaproponowała podekscytowana Lanore, kładąc się obok niego z laptopem w rękach.
- Oczywiście kotku - mruknął brunet, odruchowo ją obejmując i przyciągając bliżej siebie.
Lanore uśmiechnęła się na to szczęśliwie, cmokając go szybko w policzek, po czym włączyła odpowiedni plik układając głowę na ramieniu Jeffa.
Na ekranie pojawiła się szeroko uśmiechnięta kobieta z długimi blond włosami spiętymi w wysokiego kucyka. W kadrze widać było, że miała na sobie dobrze dopasowaną, białą marynarkę oraz pasujące do tego kolczyki i naszyjnik.
- Kilkoro ludzi zapytało mnie czy to prawda, że ja i Ryan poznaliśmy się przez zakład o sto dolarów. Cóż to prawda, co więcej nigdy nie dostałam niczego za wygraną - oznajmiła na początek, a w tle dało się usłyszeć śmiech zgromadzonych. - Jedną z rzeczy, które Ryan mi robi to ciagłe powtarzanie, że kocha mnie bardziej - kontynuowała starając się aby zabrzmiało to tak jakby miała mu to za złe, jednak jej uśmiech zdradzał wszystko. - Ale tym czego nie wie jest to, że kiedy miałam czternaście lat napisałam list do mojego przyszłego męża. Wiec oprócz tego że kocham cię teraz, to kochałam cię już wtedy. Przeczytam go wam dzisiaj.
Jeff na chwilę oderwał wzrok od monitora, żeby zobaczyć jak Lanore ociera pierwszą łzę, wpatrując się w nagranie jak urzeczona. Nachylił się do niej, żeby musnąć ustami miejsce pod jej uchem, z zadowoleniem obserwując jak mały uśmieszek pojawił się na jej twarzy.
- Kiedy pisałam piosenkę list wypadł z mojej książki - wyjaśniła, przebiegając wzrokiem po swojej małej widowni. - Jest tu napisane "Nie wiem jeszcze niczego o tobie. Kim jesteś, twojej historii czy dlaczego twoja droga przecięła moją. Ale wiem, że miałam szczęście. Czekałam na ciebie całe życie. Jestem pewna, że jesteś o wiele lepszy niż to o czym marzyłam przez cały ten czas, ale mam nadzieję, że jesteś wysoki i niesamowicie przystojny. Zastanawiam się czy masz kowbojski kapelusz na naszym ślubie. Piszę to siedząc w moim łóżku. Zgaduję, że jeśli to czytasz, jest już blisko do naszego ślubu. Założę się, że każda dziewczyna chciałaby być mną w ten dzień. Prawdopodobnie jesteś idealnym, brakującym elementem mojej układanki. Moment, w którym pójdę do ołtarza będzie wspaniały, ale moim ulubionym będzie wracanie będąc już twoją żoną. Zawsze pamiętaj, że kochałam cię nie tylko kiedy cię poznałam a całe życie. Nie mogę się doczekać, żeby za ciebie wyjść i bardzo cię kocham. Kochająca Sierra coś..."
- Uroczo - podsumował Jeff, ciesząc się, że w końcu mógł w pełni skupić się na dziewczynie.
- Lanore nie potrafi od wczoraj mówić o niczym innym - zaśmiała się Renee z sąsiedniego łóżka.
- Ma romantyczną duszę nie śmiej się z niej - stwierdził Wittek, zaciskając obronnie ręce wokół talii blondynki.
Następne minuty minęły im na leniwych pocałunkach, w towarzystwie narzekania pozostałej dwójki, jakby to nie było tym co sami robili wcześniej. Jednak kiedy Renee rzuciła w nich poduszką rozpętał zażarty pojedynek pełen latających butów, poduszek i wszystkiego co było w zasięgu dłoni kamerzystki i Witteka, a nie było warte więcej niż sto dolarów.
W końcu Jeffowi udało się przedrzeć na terytorium wroga i przycisnąć Renee do podłogi. Siedział na stosie poduszek ułożonych na dziewczynie puki nie przekonała Todda, żeby jej pomógł, chociaż na początku chłopak odmawiał udziału w jego zdaniem dziecinnej zabawie.
- Renee jesteś oszustką - fuknął cicho Jeff, wracając do Lanore, która przyglądała się wszystkiemu z bezpiecznej odległości.
- Jeff musimy już iść - wyszeptała cicho blondynka, mimo swoich słów jeszcze bardziej się w niego wtulając.
- Zobaczymy się na ślubie skarbie - westchnął brunet, niechętnie się od niej odsuwając.
Lanore przyglądała się jak obaj pianiści znikają za drzwiami, po czym westchnęła cicho, wtulając twarz w poduszkę, na której został lekki ślad zapachu bruneta. Po tym jak Renee zagroziła jej, że wyrzuci ją z pokoju jeśli zacznie mówić o Witteku , poszła do łazienki, żeby doprowadzić się do porządku przed pracą.
Z pokrowca wyciągnęła komplet, który przygotowała na dzisiejszy dzień. Był to jeden z jej nowszych nabytków. Marynarka w kolorze cappuccino w czarną kratę oraz spódniczka z wysokim stanem w tym samym worze. Do tego ubrała zwyczajny, biały golf, delikatny, złoty naszyjnik oraz obowiązkowo pasek od Gucciego. Była zadowolona ze swojego stroju, który nie odbiegał zbytnio od jej garniturowego stylu, jednak zdecydowanie wyróżniał się przez brak spodni.
Delikatnie wygładziła materiał, ostatni raz przeglądając się w lustrze, po czym skompletowała potrzebny sprzęt. Pożegnała się z Renee, po czym udała się do pokoju, w którym Sierra miała przygotować się do ceremonii.
Zapukała niepewnie do drzwi, czekając aż któraś z kobiet ją wpuści. Chwilę później otworzyła jej sama panna młoda, która miała już na sobie sukienkę idealnie podkreślającą jej smukłą figurę oraz skończony makijaż.
- Sierra, kochanie byłabym na ciebie zła, że nie poczekałaś z tym na mnie, ale wyglądasz za ładnie - oznajmiła z udawanym oburzeniem.
Kobieta zachichotała radośnie, po czym przyciągnęła ją do ciasnego uścisku, kolejny raz dziękując, że znalazła dla niej czas chociaż miała dosyć napięty grafik w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
Kilka lat temu razem z Renee przez przypadek znalazły się na jednym z jej pierwszych koncertów. I chociaż nie wszystkie jej piosenki przemawiały do Lauren to zdecydowanie robił to jej głos. Po koncercie udało im się jakoś dopchać do kobiety, ponieważ Crowford postanowiła zaoferować jej ich usługi, gdyby kiedyś chciała nakręcić jakiś artystyczny teledysk.
Spędziły razem ze Sierrą i jej ówczesnym chłopakiem, który za niedługo miał stać się jej mężem, naprawdę przyjemny wieczór. W długie zimowe wieczory zdarzało im się ucinać ze sobą miłe rozmowy, wysyłały sobie nawzajem kartki na święta.
Aż w końcu Lanore dostała maila od Sierry z wiadomością, że wychodzi za mąż, do której załączyła jedną z piękniejszych piosenek jakie Crowford miała okazję słyszeć przez całe swoje życie. Kiedy tylko odczytała wiadomość zadzwoniła do niej z gratulacjami i dopytała o dokładną datę ślubu. Po sprawdzeniu w kalendarzu jęknęła cicho widząc, że odbywał się w dwudniowej przerwie pomiędzy innymi ceremoniami. Zwykle wolały mieć przerwy między kolejnymi ceremoniami, jednak Renee dała mu się ubłagać, ponieważ stwierdziła, że dobrze wspominała Sierrę i Ryana.
Lanore otrząsnęła się ze wspomnień, które zalały jej głowę i wzięła się za nagrywanie reszty przygotowań. Prowadziła niezobowiązującą rozmowę z pozostałymi kobietami, rumieniąc się delikatnie na każdy komplement, który otrzymała.
Następnie kobieta usiadła przy jednym z okien, otwierając list od Ryana.
- Maluszku, jestem pewien, że w tym tygodniu usłyszysz setki razy "myślałem że nigdy nie doczekam się kiedy...", ale później weszłaś w moje życie. Gdybym miał stworzyć mój idealny wzór żony i matki moich dzieci, byłabyś to z pewnością ty - zaczęła czytać ze szczęśliwym uśmiechem.
Kiedy ojciec Sierry do nich dołączył, Lanore postanowiła się wymknąć, żeby zapewnić im trochę prywatności przed tak ważnym wydarzeniem.
Pożegnała się cicho ze wszystkimi, po czym opuściła pomieszczenie. Wyszła na korytarz, gdzie zobaczył znudzonego Jeffa, siedzącego pod jedną ze ścian z telefonem w ręce.
- Czekasz na kogoś, panie Wittek? - zapytała, uśmiechając się radośnie.
- Renee powiedziała, że nie skończysz szybko i będziesz potrzebowała podwózki - poinformował ją, przeciągając się powoli.
- Czyli rozumiem, że będę winna ci przysługę? - zanuciła z rozbawieniem, zbliżając się do niego powolnym krokiem.
- I z pewnością kiedyś się po nią zgłoszę - odparł pewnie Jeff.
Brunet podniósł się z niedużego stolika, na którym zdecydowanie nie powinien siedzieć, ale w końcu nazywał się Jeff Wittek. Podszedł do Lanore składając delikatny pocałunek na jej skroni, po czym splótł razem ich palce. Delikatnie pociągnął ją przez korytarz, udając, że nie czuje na sobie jej wzroku.
W końcu miał na sobie jeden ze swoich lepszych garniturów. Czarny materiał był idealnie dopasowany we wszystkich miejscach, napinając i marszcząc się delikatnie tam gdzie powinien, przy każdym ruchu.
Zaprowadził Lanore na parkin, by następnie otworzyć jej drzwi czarnego Range Rovera.
- Nie wydawałeś się fanem dużych samochodów - stwierdziła, rozsiadając się wygodnie.
- Wasz jeep mnie przekonał. Polubiłem duże bagażniki - przyznał Jeff uśmiechając się zadziornie.
W kilka minut dojechali do pobliskiego kościoła. Wykonany z cegły z dużymi oknami i drewnianym dachem, stał spokojnie pośród drzew o pomarańczowych i żółtych liściach. Miejsce zdecydowanie miało swój urok.
Wnętrze było jasne i przestronne. Przejście między dwoma rzędami ławek prowadziło do dobrze oświetlonego ołtarza. Do ich krawędzi przywiązano bukiety białych kwiatów, przy których ustawiono duże lampiony.
- Jeff gdzie jest fortepian - szepnęła Lanore, rozglądając się uważnie w poszukiwaniu instrumentu.
- Dziś jestem zwyczajnym gościem Lanny - odparł cicho Jeff, zajmując miejsce w jednej z tylnych ławek.
- Znasz Sierrę? - zapytała zaciekawiona, przysiadając się do niego.
- Jakiś czas temu chciała nagrać piosenkę i potrzebowała kogoś do gry na pianinie. Jedna z moich wcześniejszych klientek jest jej przyjaciółką, wiec od razu mnie poleciła. Mam już trochę doświadczenia z tym wszystkim, nawet załatwiłem jej nagrania w ulubionym studiu Eda - wyjaśnił cicho.
- Nagrywaliście razem tą piosenkę? - sapnęła z niedowierzaniem.
- Dziewczyna ma świetny głos. Razem wymyśliliśmy odpowiednią melodię i skończyliśmy wszystko do wieczora - wytłumaczył, sięgając po jej dłoń.
Lanore uśmiechnęła się lekko, pozwalając Jeffowi bawić się swoimi pierścionkami. Minęło już trochę czasu od tego, gdy mogła spokojnie posiedzieć z Jeffem na ceremonii. Zwykle siedziała przy skupionym Witteku, co jakiś czas otrzymując od niego zadowolone spojrzenia.
Jakiś czas później rozbrzmiała uroczysta muzyka, a wszyscy powstali. Kilkoro dzieci powoli przeszło do ołtarza, na którym stał już Ryan. Mężczyzna miał na sobie czarny, dobrze skrojony garnitur. Mocno zarysowana szczęka, bystre spojrzenie łagodnych oczu; nie zmienił się od ich pierwszego spotkanie, nie licząc kilku zmarszczek i posiwiałych włosów, które zaczesał do tyłu. Zdaniem Lanore był całkiem przystojny, chociaż nie do końca w jej guście.
Następnie Sierra z pięknym welonem zakrywającym jej twarz została zaprowadzona do ołtarza przez swojego ojca. Starszy mężczyzna uścisnął dłoń Ryana, po czym ku zaskoczeniu Lanore ucałował usta zięcia. Blondynka posłała zdziwione spojrzenia Jeffowi, który jedynie z rozbawieniem wzruszył ramionami.
Reszta ceremonii minęła całkiem przyjemnie. Wszystko przebiegało w tradycyjny sposób, który zdaniem Lanore był naprawdę piękny w swojej prostocie. Oczywiście nie obyło się bez jej łez, na których widok brunet obok niej zaśmiał się cicho, niemal od razu przyciągając ją bliżej siebie z czułym uśmiechem.
- Teraz pewnie będziesz musiała nagrywać, prawda? - westchnął Jeff, kiedy jechali z powrotem do resortu, gdzie miało odbyć się przyjęcie.
- Tak, koło dwóch, góra trzech godzin - odparła cicho Lanore, ustawiając coś w aparacie, po tym jak sprawdził stan trzech baterii. - Jeff nie przeszkadza ci, że pojedziemy na krótką sesję, prawda?
- Jasne skarbie - mruknął Wittek, jadąc zgodnie ze wskazówkami dziewczyny.
Zatrzymali się na rozległej łące przy pastwisku z końmi. Jeff szybko cmoknął usta Lanore, po czym żeby jej nie przeszkadzać ruszył w kierunku niskiego ogrodzenia. Uśmiechnął się lekko kiedy kary koń zaczął powoli iść w jego kierunku.
- Cześć śliczny - wyszeptał, klepiąc go czule po szyi.
Koń pochyliło łeb, opierając go o jego klatkę piersiową. Popchnął go delikatnie, uważnie obwąchując jego marynarkę.
- Wydaje mi się, że Toddy wozi swój ulubiony cukier w bagażniku, zaraz wrócę - obiecał, na co zwierzę zastrzygło uszami.
Tak jak się spodziewał w jednej z toreb Smitha udało mu się znaleźć paczkę cukru w kostkach. Chyba pierwszy raz przydała mu się przesadna zapobiegliwość mężczyzny.
Idąc z powrotem zauważył, że do Lanore dołączyła już młoda para. Blondynka była w swoim żywiole nagrywając ich, co jakiś czas przerywając, żeby zmienić jakiś drobny szczegół, jak zwykle dążąc do perfekcji.
- Urocza, prawda? - sapnął, ponownie stając przed zwierzęciem.
Podsunął mu rękę pod pysk, uśmiechając się na uczucie jego chrap na skórze. Były przyjemnie ciepłe, co było dobrą odmianą od chłodu panującego na zewnątrz.
Przeczesywał grzywę między palcami, wdychając przy tym zapach wiatru i deszczu, który przywarł do sierści zwierzęcia. Od jakiegoś czasu miał słabość do koni, a ten był wyjątkowo piękny.
- Śliczny - cichy głos rozbrzmiał za jego plecami, owiewając jego kark ciepłym powietrzem.
- Wolę być nazywany przystojnym, ale ten komplement też przyjmę - zaśmiał się cicho, uśmiechając się na uczucie drugiego ciała za swoimi plecami.
- Śmierdzisz koniem - poinformowała go Lanore, nie kryjąc się z tym, że wąchała jego szyję.
- Przeszkadza ci to? - wymruczał, odwracając się do niej mimo oburzonego parsknięcia za jego plecami.
- Ani trochę - odparła dziewczyna, delikatnie łącząc ich usta.
Jeff natychmiast zaborczo ścisnął jej biodra, przyciągając ją bliżej siebie. Delikatnie przygryzł dolną wargę Lanore, z zachwytem wsłuchując się w jej zaskoczony jęk, kiedy został na nią brutalnie pchnięty. Prychnął cicho, patrząc z wyrzutem na konia, który przyglądał się im uważnie.
- Do widzenia zazdrośniku - fuknął, ostatni raz klepiąc zwierzę po karku.
Lanore jedynie zachichotała cicho, przekonując Jeffa, że powinien zrobić sobie zdjęcie ze swoim nowym przyjacielem. Brunet z rozbawionym uśmieszkiem ustawił się obok konia, który z zadowoleniem oparł łeb na jego ramieniu.
- Przez całe życie nie zrobiłem sobie tylu zdjęć - stwierdził, po raz ostatni głaszcząc zwierzę, po czym ruszył razem z Lanore z powrotem do samochodu.
W kilka minut wrócili na przyjęcie. Weszli do dużej sali, która prawie cała była zajęta przez okrągłe stoliki dla gości. Ze środka sufitu zwisały zwoje białego materiału, które przymocowano do ścian, skąd opadały luźno na podłogę. Światełka zawieszone za nimi nadawały wystrojowi miłego dla oka blasku.
Jeff wypatrzył w tłumie Renee i Todda, siedzących przy stoliku obok niewielkiej sceny na drugim końcu pomieszczenia. Ścisnął lekko bok Lanore powoli prowadząc ją do ich przyjaciół.
- Za chwilę zaczną się przemówienia - oznajmiła Renee, wywołując tym zadowolony uśmiech Lanore i zirytowane sapnięcie Jeffa.
Już chwilę później niska brunetka weszła na podwyższenie, przyciskając do piersi niewielki prostokątny przedmiot. Jeff nie wsłuchiwał się w jej historię o długoletniej przyjaźnie ze Sierrą, jedynie skupił się na historii o poznaniu Ryana, która zaciekawiła go po obejrzeniu nagrania z wczorajszego obiadu.
- No wiec był tam, dokładnie na wprost nas. Założyłam się z nią o sto dolarów, że nie wstanie i nie zapyta go o numer. Ku mojemu zdziwieniu zrobiła to.I Sierra, wciąż pamiętam, że tak naprawdę nigdy nie dałam ci tej stówy. Więc oto i ona - oznajmiła, pokazując wszystkim oprawiony, studolarowy banknot, który następnie podarowała roześmianej pannie młodej.
Następny był roześmiany mężczyzna, obracający w ręku lampkę szampana.
- Czuje się winien waszej dwójce podziękowania ponieważ gdzieś po drodze przygotowaliście córkę, która całkiem dobrze poradziła sobie zadaniem, którą uważałbym za najbardziej kwalifikującego się licencji historii z Las Vegas - powiedział patrząc przy tym poważnie na rodziców Sierry, po czym zaśmiał się razem z pozostałymi gośćmi.
- To w rzeczywistości bajkowy ślub. Mam namyśli to, że byłem poruszony, kiedy zobaczyłem cię dzisiaj. Ledwie mogłem mówić. Później odprowadzenie cię do ołtarza, zobaczenie tam Ryana - mówił ojciec Sierry, brzmiąc na szczerze poruszonego. - I później pocałowałem go i zderzyliśmy nasze głowy... Co to do cholery miało być, prawda? - zapytał z udawanym oburzeniem, wywołując tym śmiech u wszystkich gości. - Wszyscy dobrze mnie znacie. Jeśli całuję cię w usta to znaczy, że cię kocham.
Lanore powoli odwróciła się do Jeffa, żeby posłać mu rozbawione spojrzenie. Brunet natychmiast skorzystał z okazji, podniósł się i złączył ich usta w krótkim pocałunku.
- Chciałbym, żebyś tańczyła jakby nikt nie patrzył. Chciałbym, żebyś modliła się jakbyś wiedziała, że Bóg cię słuchał. Jak dziś zmieniłaś się z mojego bączka w jego maluszka - zakończył mężczyzna, po czym podszedł do swojej córki i jej męża by ich przytulić i zgodnie z tym co mówił wcześniej pocałować.
Reszta przemówień była przesadnie urocza i łzawa, czyli zdecydowanie nie dla Jeffa. Zamiast udawania, że słucha, brunet skupił się na próbie wrzucenia kawałków ciastka w starannie ułożoną fryzurę Renee. Dziewczyna posyłała mu zdenerwowane spojrzenia, uchylając się od jego prowizorycznej amunicji. Przestał kiedy przez przypadek trafił w jakąś staruszkę, która odwróciła się do nich obdarzając ich zirytowanym spojrzeniem.
W końcu państwo młodzi wstali ze swojego miejsca co Jeff z zadowoleniem wziął za koniec przemówień. Ryan uśmiechnął się lekko i wziął mikrofon, wpatrując się radośnie w Sierrę.
- Wielu z was było ze mną na koncertach Sierry - zaczął, a kilku gości skinęło głowami na jego słowa. - Jak wiecie śpiewa country, a większość jej piosenek jest o kłamiących mężach czy zdradzających chłopakach i za każdym razem kiedy tam siedziałem słyszałem 'To piosenka o tobie? To piosenka o tobie?' - narzekał wywołując rozbawienie gości. - Cóż... dla was wszystkich, ta piosenka będzie o mnie. Następnym razem kiedy ją usłyszycie będzie śpiewana przez Sierrę Black, które dalej będzie jej scenicznym pseudonimem, ale tego wieczoru, jednorazowo będzie śpiewana przez Sierrę Growney.
Po tych słowach odłożył mikrofon, a z głośników rozbrzmiała piosenka Sierry 'Make It Easy'. Jeff zauważył ukradkowe, dumne spojrzenie, jakie posłała mu Lanore. Przysunął się do niej ostrożnie, żeby móc ją przytulić i oprzeć głowę na jej ramieniu. Wpatrywał się w tańczącą parę, nucąc pod nosem słowa piosenki wprost do ucha blondynki.
Po tańcu z rodzicami przenieśli się do innej sali, gdzie atmosfera zrobiła się luźniejsza. Zaczęło się od pokazu sztuczek z lassem, urządzonego przez wujka Ryana. Parkiet szybko został zapełniony przez gości. Jeff przytulał się do pleców Lanore, kiedy ta nagrywał wszystko z szerokim uśmiechem. Robiła to aż Sierra nie podeszła do niej, każąc jej się bawić, po czym zagroziła, że wyrzuci jej kamerę przez okno jeśli ją z nią zobaczy.
- Lanny masz już wystarczająco materiału. Wszyscy i tak robią się już zbyt pijani, żeby ładnie wyglądać - zaśmiał się brunet, widząc zawiedzione spojrzenie dziewczyny.
Blondynka przytaknęła niechętnie, dając się zaciągnąć do ich stolika, gdzie zostawiła aparat przy ich przyjaciołach, którzy wcale nie wyglądali jakby byli po porządnej sesji obściskiwania. Później wrócili na parkiet, ponieważ Lanore stwierdziła, że skoro nie może nagrywać to chociaż potańczy.
Jednak już niecałą godzinę później Renee przyszła do nich, mówiąc, że musiały już jechać. Za mniej niż dwanaście godzin miały następne przyjęcie, dlatego pożegnały się ze Sierrą i Ryanem i w towarzystwie pianistów ruszyły do pokoju po walizki. W czwórkę udało im się zabrać zarówno cały sprzęt jak i ich rzeczy . Po tym jak spakowali wszystko do bagażnika jeepa Jeff przyciągnął Lanore do siebie i złączył ich usta w czułym pocałunku.
Dziewczyna po prostu wyglądała świetnie w ciemnych dresach, które postanowiła ubrać na drogę. Była ciepła, miękka i do tego pachniała niesamowicie a Jeff był tylko człowiekiem i nie potrafił się mu oprzeć.
- Zobaczymy się dopiero za dwa tygodnie? - zapytał smętnie, układając dłoń na jej policzku.
- Niecałe dwa tygodnie - wyszeptała dziewczyna, brzmiąc na równie niezadowolonego z tego faktu.
Jeff westchnął głośno, przyciskając usta do szyi blondynki. Zaczął od składania delikatnych pocałunków na całej długości, aż zatrzymał się przy linii szczęki delikatnie przegryzając jej skórę. Po chwili odsunął się z zadowoleniem obserwując dobrze widoczny, czerwony ślad, który powstał w tym miejscu. Ponownie ujął twarz Lanore, składając na jej ustach pocałunek, podczas którego nacisnął delikatnie na malinkę, wyrywając z ust blondynki cichy jęk.
- Uważaj na siebie kotku - poprosił, kiedy Renee zatrąbiła, każąc im się pospieszyć.
- Ty tez Jeff - odparła Crowford, ostatni raz go przytulając, po czym wsiadła do samochodu.
Wittek wpatrywał się w odjeżdżający samochód, czując przyjemny ucisk w klatce piersiowej, kiedy Lanoer pomachała do niego lekko. Szybko oddal gest, dając pociągnąć się z powrotem do środka Toddowi, który narzekał na to jaki jest beznadziejny. Jeff już dawno zauważył, że Smith robił się dla niego niemiły po pożegnaniach z Renee, dlatego jedyne co zrobił to przyniesienie im nowej butelki mocniejszego alkoholu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro