𝙱𝚛𝚒𝚝𝚝𝚊𝚗𝚢 & 𝚁𝚘𝚋𝚎𝚛𝚝

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

𝚔𝚛𝚘́𝚝𝚔𝚒𝚎 𝚒𝚗𝚏𝚘
Witam wszystkich serdecznie w moim nowym opowiadaniu!
Dla osób które nie przepadają za opowiadaniami o tematyce homoseksualnej czy o członkach 1D - na moim profilu znajduje się drugie opowiadanie o tym samym tytule, które jest praktycznie takie samo. Robię to ponieważ to moje pierwsze nie-hetero opowiadanie i wydaje mi się ze część moich czytelników może nie przepadać za tą tematyka.
Chciałam wyjaśnić pochodzenie filmików - a wiec pewnego dnia przeglądając yt wpadłam na kanał film poets i zakochałam się. Naprawdę jestem pod wrażeniem ich filmików, uważam, że są świetne i łapią za serce. Kilka dni później wpadł mi do głowy pomysł na to oto opowiadanie. Jeśli ktoś z was chciałby zobaczyć miejsce, w którym rozgrywa się rozdział może obejrzeć filmik. Także zaczerpnięte są z nich przemowy, które nie są jakoś bardzo dokładnie tłumaczone, a na tyle na ile pozwala mój angielski.
Jeśli dotrwał*ś dotąd to, życzę miłego czytania!

★ ★ ★



Harry uśmiechnął się lekko, kiedy przyglądał się ślicznemu domowi weselnemu gdzieś w środku Alabamy. Przeczuwał, że czekał go naprawdę niesamowity dzień, jednak w jego pracy zdarzały się tylko takie.

Wziął do rąk kamerę i powoli ruszył w stronę budynku, po drodze robiąc już pierwsze ujęcia. Przy okazji rozejrzał się też po uroczej okolicy, zapamiętując kilka miejsc, w których zdecydowanie powinien później sfilmować przyszłych małżonków.

- Dzień dobry - powiedział, do kobiety, która na jego szczęście właśnie wyszła na zewnątrz. - Nazywam się Harry Styles i jestem kamerzystą Brittany i Roberta - wyjaśnił szybko, po czym uśmiechnął się do niej lekko.

Przez pierwsze sekundy długowłosa szatynka przyglądała się ze zmarszczonymi brwiami jego garniturowi. Harry postanowił dać jej trochę czasu na ochłonięcie, ponieważ był już przyzwyczajony do różnych reakcji na jego nietypowe stroje. Chociaż był zdziwiony, że prawie pięć minut zajęło jej wpatrywanie się w jego biały garnitur w czarne liście, który założył na zwykłą, czarną koszulę. Jeśli chodziło o jego opinię to nie odbiegał aż tak bardzo od jakichkolwiek standardów, jednak nie zamierzał nikogo pospieszać.

Kiedy w końcu odzyskała mowę zaprowadziła go do panny młodej, która powitała go szerokim uśmiechem, tak jak i pozostałe zgromadzone tam kobiety. Harry przywitał się z wszystkimi i po wymienieniu się grzecznościami wziął się do pracy, starając się przy tym nie przeszkadzać za bardzo w przygotowywaniach do najważniejszego dnia w życiu Brittany.

Jak zwykle nie potrafił powstrzymać uśmiechu na widok kobiety, która wręcz promieniała szczęściem, czy jej matki ocierającej pierwsze łzy wzruszenia. Kiedy panna młoda oraz wszystkie druhny były gotowe namówił je jeszcze na kilka wspólnych ujęć przed uroczystością, po czym wszyscy wsiedli do samochodów i ruszyli w stronę pobliskiego kościoła, gdzie miała odbyć się ceremonia.

Harry szybko wsiadł do własnego samochodu i jechał za nimi, przy okazji dzwoniąc do swojego najlepszego przyjaciela jak i współpracownika, Zayna.

- Zgaduje, że już do nas jedziecie - zaśmiał się Malik, kiedy odebrał.

- Tak, właśnie skończyliśmy, a jak u was? - zapytał radośnie Styles, spoglądając w lusterko i poprawiając swoje włosy.

- Wszystko w porządku. Robert trochę się zestresował, ale przekonałem go, że to jak najbardziej normalne - oznajmił chłopak, cicho śmiejąc się pod koniec. - Widzimy się za chwilę Hazz. Wiem, że udziela ci się podekscytowanie, więc jedź ostrożnie - dodał, po czym zakończył połączenie, zanim Styles zdążył zaprotestować.

Mimo tego co twierdził Malik, był świetnym kierowcom. Uważał swoje piec lat bezwypadkowe jazdy za sukces. Może nie była to najszybsza jazda, jednak i tak był z tego dumny.

Po kilku minutach zatrzymał się przed pokaźną, wysoką świątynią wykonaną z cegły. Nie posiadała wielu zdobień, jednak surowość dodawała jej wyrazistego charakteru.

Harry przez chwilę przyglądał się wszystkiemu, po czym wysiadł z samochodu, kierując się do środka. Wiedział, że nie musiał się spieszyć, ponieważ Zayn prawdopodobnie nagrywał właśnie pierwszą reakcję Roberta na widok jego przyszłej żony, co dawało mu czas na spokojne zajęcie miejsca.

Posłał nieśmiały uśmiech w stronę zgromadzonych gości, którzy z niecierpliwością wpatrywali się w wejście świątyni. Szybko podszedł do jednej z ostatnich ławek, nie chcąc nikomu przeszkadzać.

Kiedy upewnił się, że nie zajął niczyjego miejsca, a bateria jego kamery nie była rozładowana, postanowił jeszcze raz rozejrzeć się po wnętrzu. Dwa rzędy ławek wykonanych z ciemnego drewna tworzyły przejście prowadzące do ołtarza, na którym zgromadzone były już druhny oraz drużbowie. Pomiędzy nimi zobaczył dwóch kapłanów, przyglądających się wszystkiemu z ospałym spokojem.

Prawdopodobnie po tylu ślubach, na których Harry miał okazje być także powinien patrzeć na wszystkich z rozczulonym pobłażaniem. Jednak brunet nie potrafił zwalczyć podekscytowania, które na nowo budziło się w nim na każdej ceremonii.

- Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? - cichy głos oraz ręka na jego ramieniu, oderwały go od wręcz maniakalnego przyglądania się wszystkiemu.

- Oops, przepraszam zamyśliłem się - zaśmiał się, robiąc miejsce niebieskookiemu szatynowi, który przyglądał się mu z rozbawieniem.

- Hi, pierwszy ślub? - zagadnął, szybko omiatając znudzonym spojrzeniem wnętrze świątyni, po czym ponownie skupił się na Harrym.

- Nie - odparł niepewnie Styles, czując że jego policzki zaczynają robić się ciepłe. - Tak właściwie to często bywam na ślubach. Nagrywam, czasem robię zdjęcia - na potwierdzenie swoich słów wskazał kamerę, którą trzymał na kolanach. - Po prostu za każdym razem bardzo ekscytuje się tym wszystkim. Ta cała miłość w powietrzu za bardzo na mnie działa.

- Chciałbym powiedzieć, że cię rozumiem, ale śluby nigdy nie były moją bajką - wyznał nieznajomy, uśmiechając się delikatnie na widok oburzonej miny Harry'ego.

- Przecież dwoje ludzi, którzy darzą się pięknym uczuciem za chwilę połączą się ze sobą na całe życie! - słowa, które opuściły usta Stylesa, wybrzmiały trochę głośniej niż zamierzał, przez co kilka osób odwróciło się w ich stronę.

- Muszę ci powiedzieć... - zawiesił w tym momencie głos, przypatrując się sugestywnie swojemu rozmówcy.

- Harry - mruknął ciszej brunet.

- Właśnie, Harry. Jesteś jeszcze młody i naiwny - dodał, posyłając mu rozbawiony uśmieszek.

- Jestem przekonany że jesteś niewiele starszy ode mnie...

- Louis. Louis Tomlinson - podsunął mu szatyn, nawet nie próbując ukryć rozbawienia.

- Louis - powtórzył Harry, mrużąc przy tym lekko oczy, co według niego zapewne miało wyglądać groźnie.

- Dobrze Haroldzie lepiej się uśmiechnij i wstań bo wszystko się zaczyna - oznajmił niebieskooki, podnosząc się z ławki i razem ze sobą ciągnąc Harry'ego.

Styles podniósł się szybko i chociaż to Zayn był odpowiedzialny za nagrywanie ceremonii, stwierdził, że kilka dodatkowych ujęć nie zaszkodzi.

Brittany razem z ojcem podeszła do ołtarza, na którym czekał już na nią Robert. Mężczyzna przyglądał się jej uważnie, a Harry westchnął cicho widząc uwielbienie w jego oczach.

Jeden z kapłanów popatrzył na Zayna, który skinął delikatnie głową na znak, że mógł już zaczynać, po czym skupił się na dwójce przyszłych małżonków przed nim.

- Na początku tego tygodnia poprosilismy waszą dwójkę żebyście podzielili się z nami kilkoma rzeczami, które sprawiły, że chcecie poślubić siebie nawzajem - przemówił donośnym głosem.

Podekscytowane szepty rozległy się po wnętrzu świątyni, wywołując delikatny uśmiech na twarzy mężczyzny.

- Brittany oto co Robert napisał o tobie - zwrócił się do szczęśliwej kobiety. - Brittany to jedyna osoba w moim życiu, przy której nie boje się być wrażliwy. Jest najmilszą i najbardziej przepełnioną pasją osobą jaką znam. Britney nakłania mnie żebym był lepszym naśladowcom Chrystusa, codziennie pokazuje mi co znaczy pogłębiać się w łasce i miłości do Boga. Prawdopodobnie to sprawiło, że pierwszy raz zdałem sobie sprawę, że jest kobietą, z którą chce spędzić resztę mojego życia - zakończył z uśmiechem, dając wszystkim chwilę na otarcie łez wzruszenia. - Robercie, Brittany napisała o tobie to - tym razem popatrzył na mężczyznę, po czym ponownie zaczął czytać. - Jego urocza niezdarność niweluje moje humorki, przypomina mi żeby się zrelaksować i nie czepiać szczegółów. Pomaga mi zobaczyć radość i szczęście w życiu. Wierzę, że Robert pomaga mi stać się taką osobą, jaką Bóg mnie stworzył. Sprawia, że jestem pewna siebie. Sprawia, że jestem wrażliwsza. Sprawia, że jestem wdzięczna. Sprawia, że jestem silniejsza. Bardzo go kocham.

Louis przysłuchiwał się temu, całą siła woli powstrzymując się od przewrócenia oczami. Tak jak powiedział Harry'emu nie był fanem ślubów, a takie łzawe wyznania tylko utwierdzały go w tym przekonaniu.

Właśnie miał powiedzieć coś o tym do stojącego obok niego chłopaka, jednak kiedy popatrzył na niego ciche prychnięcie opuściło jego usta.

Styles wpatrywał się w przyszłych małżonków rozmarzonym wzrokiem. Dolna warga drżała mu lekko, a po policzka spływały łzy.

- Naprawdę Harry? - zapytał z rozbawieniem.

- Nie wszyscy są tacy nieczuli - fuknął cicho brunet, szybko ocierając policzki.

Louis pokręcił z niedowierzaniem głową, podając zielonookiemu chusteczkę. Styles podziękował cicho, oddychając przy tym głęboko, żeby jakoś się uspokoić.

- Nie powinieneś być bardziej odporny na takie rzeczy skoro nagrywasz śluby? - zapytał Louis, który zdążył już znudzić się ceremonią.

- Dlatego właśnie nigdy nie nagrywam ceremonii - wyjaśnił Styles, pokazując przy tym drugiemu mężczyźnie swoje drżące dłonie. - Od tego mam Zayna. Nagrywam zazwyczaj pozostałe rzeczy.

Szatyn skinął ze zrozumieniem głową, postanawiając dać spokój Harry'emu, który dalej wydawał się być zaaferowany przebiegiem ślubu. Kiedy tylko ceremonia się skończyła, opuścił świątynię i jako pierwszy pojechał w miejsce gdzie miało odbywać się przyjęcie.

Przywitał się z kilkoma osobami z obsługi, po czym usiadł przy białym fortepianie, który już na niego czekał. Powoli przebiegł palcami po klawiszach, sprawdzając czy instrument był prawidłowo nastrojony. Następnie zagrał kilka krótkich utworów, żeby rozgrzać palce przed przybyciem gości.

Kiedy w końcu wszyscy powoli zajmowali swoje miejsca zaczął grać ustalone wcześniej utwory, co zdaniem większości ludzi umilało początek przyjęcia. Louis tak naprawdę nie zastanawiał się nad tym, tak długo jak w zamian za kilka godzin grania pokaźna suma pieniędzy wpływała na jego konto.

Co jakiś czas odrywał spojrzenie od nut, żeby odszukać wzrokiem Stylesa, który przez cały czas kręcił się między gośćmi w tym swoim śmiesznym garniturze.

Po dwóch godzinach nieprzerwanej gry Louis zamienił się z Liamem. Powoli zaczynał odczuwać delikatne mrowienie w palcach, a do tego niektórzy z gości przygotowywali się do wznoszenia toastów. Szatyn był przekonany, że mimo tylu lat gry na fortepianie pomyliłby się kilka razy wysłuchując tych wszystkich obrzydliwie uroczych przemówień, dlatego zwykle były one wyznacznikiem jego zmiany z Payne'm.

Spojrzał obojętnie na chłopaka który właśnie stanął przy mikrofonie. Ciemna marynarka, biała koszula i roztrzepana grzywka nadawały mu uroczego chłopięcego wyglądu. Louis stwierdził, że nawet mógłby się wydawać trochę do niego podobny, gdyby nie to że on potrafił wyglądać zarówno uroczo jak i męsko w tym samym czasie.

- To inspirujące. Sposób w jaki na siebie patrzą. To jak troszczą się o siebie, czy to jak się z siebie śmieją. Miło jest przy tym być - powiedział, po czym uśmiechnął się ze zdenerwowaniem.

Po nim wyszła brunetka, ubrana we wzorzystą sukienkę. Louis nie był do końca pewien co miała przedstawiać, jednak z niewiadomych powodów kojarzyła mu się z Indianami.

- Najszczęśliwszy Robert jakiego widziałam to zawsze gdy jest z Britney - oznajmiła krótko z rozczulonym uśmiechem, na co młoda para posłała sobie szczęśliwe spojrzenia.

- Jeżeli mógłbym stworzyć idealnego chłopaka dla Britney, nie byłbym w stanie zrobić kogoś lepszego niż Robert - wyznał następny mężczyzna, który prawdopodobnie był bratem panny młodej.

Tomlinson westchnął cicho decydując się na mały spacer, ponieważ zdecydowanie miał już dosyć wysłuchiwania tego jak wspaniale Brittany i Robert pasowali do siebie.

Harry natomiast w tym czasie był pochłonięty uwiecznianiem tych wszystkich wspaniałych momentów, których był świadkiem. Pierwszy taniec nowożeńców, krótka sesja, którą zaplanował już wcześniej czy właśnie wysłuchiwanie tych wszystkich przeuroczych rzeczy.

Jak zawsze czas mijał mu bardzo szybko i zanim się spostrzegł słońce schowało się za horyzontem. Wtedy wszystkie światła w domu weselnym oraz te rozwieszone nad stołami znajdującymi się na zewnątrz zostały włączone i oświetlały wszystko ciepłym światłem. Goście podzielili się na dwie grupy; osoby bawiące się w środku domu weselnego, które śpiewały lub tańczyły oraz tych, którzy zdecydowali się zostać na zewnątrz, gdzie zagłębili się w rozmowach. Za osobną grupę możny było też uznać dzieci, które bawiły się ze sobą, biegając w pobliżu.

- Hazz myślę, że wystarczy ci na dziś. Odpocznij sobie trochę - usłyszał Harry, po czym dobrze mu znana ręka odebrała mu jego kamerę. - Za jakiś czas przyjdę sprawdzić czy żyjesz, a teraz baw się dobrze. W końcu Brittany mówiła, że też jesteśmy gośćmi - dodał Malik, a następnie ruszył do środka.

Brunet niechętnie przyznał rację mulatowi, czując się już trochę zmęczonym. Powoli udał się do kuchni, gdzie dostał talerz małych kanapeczek oraz kilka marchewek, którymi zamierzał przekonać do siebie konie z pobliskiej zagrody.

Nie spiesząc się szedł kamienną ścieżką, aż dotarł do swojego celu. Zmarszczył brwi na widok przygarbionej postaci, która siedziała na ogrodzeni, powoli jeżdżąc ręką po szyi gniadego konia. Na początku Harry nie planował mieć żadnego towarzystwa, miał być tylko on i jakiś uroczy koń pod rozgwieżdżonym niebem. Jednak dzięki nieznajomemu miał przynajmniej pewność, że chociaż jedno ze zwierząt nie spało.

Zamierzał cicho podejść do mężczyzny, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie był to ktoś z kim miał już przyjemność zamienić pare słów. Jego plan nie do końca się udał, kiedy przez przypadek kopną jakieś wiaderko, które z głośnym brzdękiem potoczyło się po chodniku.

- Harry? - usłyszał zdziwiony głos, który miał okazję słyszeć już tego dnia.

Brunet podniósł niepewnie głowę, żeby zauważyć Louisa siedzącego na drewnianym ogrodzeniu, który wpatrywał się w niego z mieszanką zdziwienia i rozbawienia.

- Nie wspominałeś, że grasz na fortepianie - mruknął cicho Styles, udając, że kompromitujące wydarzenie sprzed chwili nie miało miejsca.

- Nie pytałeś - stwierdził szatyn, wzruszając przy tym lekko ramionami.

Harry wdrapał się na ogrodzenie, ostrożnie usadawiając się obok Louisa. Podsunął mu tacę z kanapkami, na co szatyn przewrócił oczami, jednak po zastanowieniu wziął jedną cicho przy tym dziękując.

- Więc grasz - ciągnął Harry, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o Tomlinsonie, który jak na razie nie był zbyt rozmowny.

- Jak na kamerzystę jesteś dość spostrzegawczy - stwierdził Louis, otrzymując w odpowiedzi oburzone spojrzenie zielonych tęczówek. - Dobrze, dobrze. Więc jak zauważyłeś gram na fortepianie. Kiedyś po prostu babcia nauczyła mnie kilku melodii i cóż... przepadłem. Męczyłem matkę całe lato, żeby zapisała mnie na lekcję i oto jestem jeden z lepszych pianistów jakich mógłbyś znaleźć. I wbrew tego co sobie pomyślisz nie jest to tylko moją skromną opinią. Zacząłem grać na ślubach jakiś czas temu. Na początku dla zabawy u kilku znajomych, ale szybko okazało to być całkiem dochodowym zajęciem. Do tego mam zapewniony nielimitowany, darmowy alkohol - oznajmił, na dowód swoich słów pokazując Stylesowi pokazując butelkę szampana. - Dla tego jestem nawet w stanie wytrzymać tą przesłodzoną atmosferę.

Harry skinął lekko głową, wyciągając rękę z marchewką do konia, który na widok przysmaku od razu opuścił bok Tomlinsona. Delikatnie pogładził jego łeb, uśmiechając się na komentarze Louisa, który był oburzony naiwnością swojego nowego przyjaciela.

Następne dwie godziny spędzili na cichej rozmowie, dzieląc się przy tym butelką szampana Louisa. W tym czasie Harry'emu skończyły się marchewki, co nakłoniło konia do opuszczenia ich dwójki. Tomlinson wtedy postanowił położyć się na trawie, ciągnąc za sobą roześmianego bruneta, ponieważ uważał, że leżenie samemu nie było tak zabawne. Styles z początku nie chciał się zgodzić, przekonany że trawa ubrudzi jego garnitur. Louis jedynie przewrócił na to oczami, specjalnie dla niego poświęcając swoją marynarkę, którą ułożył tak, aby Harry mógł się na niej położyć. Następnie pokazywał młodszemu chłopakowi różne konstelacje, bo jak się okazało, oprócz gry na pianinie i piłki nożnej, swego czasu pasjonował się astronomią.

Zapewne spędziliby jeszcze więcej czasu leżąc na środku trawnika w pobliżu śpiących koni, gdyby przyjaciel Harry'ego nie zadzwonił do niego informując, że mogą już wracać. Mieli spotkać się za piętnaście minut przy samochodzie chłopaka.

- Chyba nie zamierzasz prowadzić - zapytał Louis. - Bo w przeciwnym razie nie będę mógł cię puścić do tego całego Zayna.

- Spokojnie Zee prowadzi i jest całkowicie trzeźwy - odparł Harry, przeczesując powoli włosy.

Obaj przez chwile siedzieli wciąż wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, jakby to wcale nie były ich ostatnie chwile razem. W końcu jednak Louis poczuł, że Harry ułożył swoją dłoń na tej jego, skupiając na sobie jego uwagę.

- Dziękuje za dzisiejszy wieczór. Naprawdę świetnie się bawiłem i to nie tylko dlatego, że lubię śluby - powiedział cicho Harry. - Do zobaczenia Louisie Tomlinsonie - wyszeptał i złożył delikatny pocałunek w kąciku ust szatyna, po czym odszedł zostawiajac go samego.

- Do zobaczenia Harry - odparł Louis, zwalczając w sobie chęć pobiegnięcia za mężczyzną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro