𝙶𝚒𝚗𝚗𝚢 & 𝙽𝚊𝚝𝚑𝚊𝚗

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry uśmiechał się szeroko, wpatrując się w wielkie jezioro, obok którego jechali od jakichś dziesięciu minut. Odsunął szybę jeepa, wdychając zapach wody, który wypełnił samochód wraz z chłodną bryzą.

- Styles jakim cudem dostałeś prawo jazdy - sapnął Zayn, ciągnąc kierownicę w swoją stronę, kiedy Harry zjechał na drugi pas.

- Zagapiłem się - westchnął brunet, posyłając ostatnie, rozmarzone spojrzenie w stronę wody, po czym niechętnie skupił się na drodze.

Chwilę później obaj wpatrywali się w przepiękne budynki, które rozciągały się na wzgórzu przed nimi. Wykonane z połączenia kamienia i ciemnego drewna, z dużymi oknami i tarasem wychodzącym na jezioro. Do tego kilka bujnych krzewów z delikatnymi, różowymi kwiatami i mieli przed sobą wręczy idealne miejsce na rodzinne przyjęcie.

- Miłej zabawy Harry - powiedział Zayn, kiedy wysiedli z samochodu.

Styles uśmiechnął się do niego lekko, po czym ruszył do budynku obracając kamerę w rękach. Wszedł przez duże, szklane drzwi, które były uchylone i z zaciekawieniem rozglądał się po wnętrzu.

Zgodnie z tłumaczeniem jednego z pracowników, poszedł na górne piętro, gdzie bez problemu odnalazł Ginny. Kobieta okazała się być blondynką z uroczym uśmiechem i zaraźliwym śmiechem. Skomplementowała jego garnitur, twierdząc że był żywym dowodem na to, że różowy był także męskim kolorem.

Nie żeby Harry tego nie wiedział. Jego zdaniem żaden kolor nie był ściśle przypisany, do którejś płci. Ubrania nie definiowały tego kim był, jednak zawsze miło było usłyszeć dobre słowa.

Po zrobieniu kilku ujęć tworzenia makijażu Ginny, tego jak zakładała śliczną biżuterię, czy kiedy ubierała niebieskie szpilki pożegnał się cicho z wszystkimi, po czym ruszył z powrotem do samochodu, gdzie Zayn już na niego czekał. A przynajmniej tak poinformował go w krótkiej wiadomości, którą wysłał kilka minut wcześniej. Jednak kiedy szybko wybiegł z budynku zamiast jednej osoby zauważył trzy.

- Louis - zawołał radośnie na widok niskiego szatyna w granatowym garniturze.

- Cześć Hazz - odpowiedział niższy mężczyzna, przyciągając go do uścisku. - Tęskniłeś?

- Jak zawsze - oświadczył. - Całe dziewięć dni bez ciebie.

Tomlinson w odpowiedzi uśmiechnął się słodko, po czym szybko cmoknął go w żuchwę. Następnie złapał go za rękę i pociągnął w stronę czarnego jeepa.

- Mogę prowadzić? - poprosił z nadzieją Louis, odruchowo obejmując Harry'ego, kiedy stanęli obok samochodu.

- Mam nadzieję, że jesteś lepszym kierowcą od Stylesa - westchnął Zayn, podając mu kluczyki.

W ten oto sposób całą czwórką znaleźli się w jeepie kamerzystów z Louisem za kółkiem. Harry, który siedział obok niego, przez pierwsze minuty robił mu zdjęcia ze swojego miejsca, po czym zadowolił się samym przyglądaniem profilowi mężczyzny. Szatyn tylko uśmiechał się na to z rozczuleniem. Wziął rękę Stylesa i cmoknął ją delikatnie, następnie razem ze swoją ułożył na swoim udzie.

- Harry trzymaj ręce z daleka od krocza Louisa kiedy jesteśmy w jednym samochodzie - fuknął na nich Zayn, uderzając Stylesa w ramię.

Chwilę później zatrzymali się przed małym kościółkiem wykończonym białym sidingiem. Wyglądał na dosyć stary, jednak mimo to był zadbany a trawa wokół niego starannie wykoszona. W pobliżu rosło kilka rozłożystych drzew, które w połączeniu z przystrojonym roślinami wejściem tworzyły miłą dla oka całość.

- Ładnie tu - stwierdził Harry, kiedy razem z Louisem weszli do środka.

Tak jak się spodziewał wnętrze nie było duże, jednak nadawało wszystkiemu swoistego uroku. Praktycznie cała przestrzeń zajęta była przez dwa rzędy ławek kończących się kilka metrów przed południową ścianą, gdzie znajdował się ołtarz. Ciężko było także nie zwrócić uwagi na biały fortepian, stojący w lewym rogu świątyni.

- Chciałbyś mieć w takim ślub? - zagadnął Louis, kierując się powoli do instrumentu.

- Chyba nie - odparł Harry, marszcząc lekko nos. - Ceremonia będzie na zewnątrz.

- Masz już wszystko zaplanowane? - zdziwił się Tomlinson, zajmując miejsce na ławeczce, kiedy upewnił się, że zostawił Harry'emu wystarczająco miejsca.

- Ogólny zarys - wyznał brunet, rumieniąc się delikatnie.

Louis po raz kolejny uśmiechnął się z rozczuleniem, po czym zabrał się za przeglądanie nut. Na szybko przebiegł wzrokiem wszystkie kartki, sprawdzając czy wszystko było dobrze zapisane.

- Lou zaczyna się - cichy szept Harry przywołał go z powrotem do rzeczywistości.

Sapnął cicho i zaczął grać, co jakiś czas rzucając kontrolne spojrzenie na nuty. Przy okazji wsłuchiwał się w pełne zachwytu westchnienia Harry'ego, które co chwilę opuszczały usta mężczyzny.

- Ginny i Nathan - zaczął kapłan, kiedy tylko skończył grać. - Każdy z nas ma kilka ważnych momentów, które nieodwracalnie zmieniają bieg naszego życia na zawsze. Dla was jest to właśnie jeden z tych nich.

Louis prawie niezauważalnie skinął głową na znak uznania. Nie przepadał za ślubnymi gadkami, jednak ta zapowiadała się obiecująco. Dlatego zdecydował się skupić na ceremonii bardziej niż zwykle, co jakiś czas delikatnie ściskając kolano Harry'ego w pokrzepiającym geście.

- Ja Ginny biorę ciebie Nathanie za męża - mówiła blondynka wpatrując się uważnie w swojego prawie-męża.

- By od tego dnia być dla ciebie wsparciem w zdrowiu i chorobie - powiedział prowadzący ceremonię spokojnym głosem.

- By od tygodnia... czekaj, co? - kobieta przerwała zaczynając chichotać do czego chwilę później dołączyli pozostali uczestnicy ceremonii.

- Cieszymy się, że wolałaś się upewnić czy dobrze to zrozumiałaś - odparł kapłan z rozbawionym uśmiechem.

Reszta przysięgi minęła już bezproblemowo, a goście wpatrywali się w to wszystko ze szczerymi uśmiechami.

- Niektórzy chcieliby żeby ich małżeństwo nie było trudne, co jest niemożliwe. Musisz sam sprostać wszystkiemu co niesie ze sobą o własnych siłach. Ale nie jesteś w tym zupełnie sam. Masz mnóstwo wsparcia w rodzinie, przyjaciołach i najważniejsze w twoim panie i zbawcy Chrystusie. Amen - oznajmił na koniec duchowny.

- Sympatyczny facet - stwierdził Louis, kiedy wsiadali z powrotem do jeepa.

- Też go polubiłem, mógłby udzielić mi ślubu - oznajmił Zayn, uśmiechając się przy tym do Liama.

Louis prychnął cicho, po czym zrobił to jeszcze głośniej, kiedy Harry szturchnął go lekko, poruszając przy tym zabawnie brwiami. Reszta drogi powrotnej minęła im zaskakująco szybko w towarzystwie krzyków Zayna "Tomlinson zwolnij ty świrze, nigdy więcej nie dostaniesz ode mnie kluczyków". Louis stwierdził, że mógłby się do tego przyzwyczaić.

Kiedy dotarli na miejsce Harry natychmiast pociągnął szatyna w stronę trójki małych dziewczynek, które ganiały się przed budynkiem.

- Hej słoneczka, chciałybyście być na filmie ze ślubu Ginny i Nathana? - Louis przyglądał się jak brunet klęka obok dzieciaków, które radosnym piskiem zareagowały na jego propozycje.

Spędzili tam prawie pół godziny na zbieraniu kwiatów, z których Harry uplótł urocze wianki dla każdej z dziewczynek oraz jeden dla Louisa. Następnie cała czwórka próbowała przekonać Tomlinsona, żeby go założył. Choć na początku kategorycznie odmawiał to po kolejnym "plose panie Tommo" westchnął cierpiętniczo i ostrożnie ułożył na głowie wianek z delikatnych, niebieskich kwiatów. Następnie tak jak się spodziewał Styles urządził im krótką sesję zdjęciową, po czym nagrał jak dziewczynki biegały wokół nich.

Wrócili na przyjęcie akurat gdy goście zaczynali wygłaszać swoje krótkie przemowy. Louis skwitował to zirytowanym sapnięciem, ponieważ w głębi serca miał nadzieję, że ominie ich ta część.

- Dorastając w dużej rodzinie, każdy ma określoną role. Zawsze  mówiliśmy że Ginny to ta miła. Była jak mama, opiekuńcza, troskliwa i  naprawdę słodka. Jeśli wystawiałeś na próbę jej cierpliwość, czy  prosiłeś o opiekę nad dziećmi zawsze mogłeś liczyć na jej wielkie serce - powiedziała niska brunetka, będąca siostrą panny młodej.

- A więc Ginny. Jest zawsze urocza i pragnie każdego uszczęśliwić. A  Nathan jest zupełnie jak ona. Oni są po prostu idealni dla siebie  nawzajem, a razem są jeszcze lepsi choć wydawałoby się to niemożliwe - starsza kobieta uśmiechnęła się lekko do wszystkich zebranych, po czym zeszła z małej sceny

- Ginny i Nathan. Jak powiedziała Kate Ginny i ja byliśmy naprawdę  blisko dorastając. Zawsze była opiekuńcza, opiekowała się mną i...  kocham cię. Nathan ciebie również kocham, witaj w rodzinie. Zdobyłeś  dobrą dziewczynę - oznajmił brat panny młodej, ocierając łzy z policzków.

Louis westchnął cicho, przenosząc spojrzenie na Harry'ego. Mężczyzna z uśmiechem wpatrywał się w ludzi pojawiających się na scenie, co jakiś czas robiąc im zdjęcia.

Wyglądał niesamowicie w różowym garniturze, w cienką, szarą kratę. Materiał był wręcz idealnie do niego dopasowany, napinając się w odpowiednich miejscach i perfekcyjnie przylegając do jego ud. Pod nim miał jeszcze czarny, obcisły podkoszulek, który pokazywał dwie jaskółki wytatuowane na jego skórze, przez co Louis nie mógł przestać rozmyślać co jeszcze krył pod sobą.

- Hazz - mruknął Louis, przyciągając uwagę bruneta. - Ślicznie wyglądasz.

Styles podziękował cicho, a jasny rumieniec wpłynął na jego policzki. Następnie ponownie skupił się na ludziach na scenie, jednak jego uśmiech był zdecydowanie szerszy niż chwilę wcześniej.

Godzinę później jakiś mały zespół rozstawił swoje instrumenty i zaczął grać tradycyjne piosenki weselne. Ludzie natychmiast zgromadzili się na parkiecie, powoli bujając się w rytm muzyki.

Jakiś czas później na środku sali stanął mężczyzna w czarnych rurkach i czerwonej marynarce. Przedstawił się jako Diego; przyjaciel pana młodego, z którym poznał się na jakimś wyjeździe służbowym do Hiszpanii, skąd przyjechał specjalnie na ślub. Mężczyzna żonglował kieliszkami, butelkami szampana, następnie robił jakieś sztuczki z ogniem by na końcu trochę potańczyć. Wytłumaczył, że była to lokalna tradycja z miejsca, w którym się wychował.

Wszyscy goście przyglądali się temu małemu przedstawieniu z zachwytem. Zdecydowanie była to miła odmiana dla kogoś profesji Tomlinsona czy Stylesa, dla których uroczystości te niekiedy stawały się monotonną codziennością.

Mimo to Louis nie przyglądał mu się przychylnie. W całej tej ciemnej karnacji i hiszpańskim akcencie było coś co zdecydowanie mu się nie podobało. Utwierdził się w swoich przekonaniach kiedy kilka minut później obserwował uważnie tego całego Diego, który stał zdecydowanie za blisko Harry'ego. Może w tej jego Hiszpanii nie istniało coś takiego jak przestrzeń osobista, której naruszanie przez nieznajomych uchodziło za niegrzeczne, ale skoro przebył drogę aż do Stanów mógł się trochę dowiedzieć o panujących tu obyczajach.

- Tomlinson czemu wyglądasz jakbyś miał ochotę zabić czyjegoś kota - głos Zayna rozbrzmiał po jego prawej stronie.

- Zaynie lepiej uważaj, masz przed sobą zazdrosnego Louisa, wiec możesz przez przypadek oberwać - ostrzegł go Liam, przyciągając do siebie obronnie.

- Dlaczego ten cały Diego przykleił się do mojego Harry'ego. Wydawało mi się, że zamierzał zabawiać wszystkich gości, wiec niech w końcu się od niego odczepi - fuknął, rzucając im gniewne spojrzenie. - Chyba, że znudziło mu się oddychanie prostym nosem - dodał trochę ciszej.

- Tommo zamiast wygrażać mu tutaj możesz po prostu pójść po Harry'ego - zaproponował Liam.

- Ale my... nie jesteśmy razem - odparł cicho Louis, grabiąc się przy tym lekko.

Zayn i Liam popatrzyli na siebie z rozczuleniem. Tomlinson w ciągu kilku sekund z rozzłoszczonego skrzata zmienił się w smutną kuleczkę.

- Louis - zaczął łagodnie Zayn, kładąc dłoń na ramieniu szatyna. - Myśleliśmy, że coś jest między wami.

- Tak... to znaczy... nie rozmawialiśmy o tym jeszcze... to dosyć skomplikowane - wydukał Tomlinson, wyraźnie gubiąc się w swoich słowach.

- Oh Tommo, nie pierdol. Przecież kiedy tylko możecie spędzacie razem jak najwiecej czasu, cały czas się przytulacie, czy nawet nie wiem co robicie kiedy znikanie. Harry cię ostatnio pocałował do cholery. Myślisz, że to wszystko nic nie znaczy? - zapytał Liam, brzmiąc przy tym na zdenerwowanego.

- Ja nie, uh... idę do niego - postanowił Louis, ponownie lekko marszcząc brwi, kiedy zauważył rękę Diego spoczywającą na ramieniu Harry'ego.

Fuknął cicho i zerwał się z krzesła, ruszając w ich kierunku. Miał tą przewagę, że obaj mężczyźni stali do niego tyłem, dlatego na szybko poprawił swoje włosy i spojrzał kontrolnie na przyjaciół, którzy zachęcająco ponieśli kciuki do góry.

- Skarbie wszędzie cię szukałem - mruknął na tyle głośno by mógł być pewny, że Diego również to usłyszał, kiedy obejmował Harry'ego.

- Louis - westchnął szczęśliwie Harry, odruchów się w niego wtulając. - Lou to Diego, właśnie opowiadał mi o Hiszpanii. Zawsze chciałem pojechać do jednego z tych nadmorskich miasteczek - wyznał rozmarzonym tonem.

- Pojedziemy kotku. Weźmiemy jeszcze Zayna i Liama i to będą nasze dwa tygodnie - zaproponował, zapisując w myślach, żeby sprawdzić loty do Hiszpanii.

- To wspaniały pomysł, gdybyście potrzebowali przewodnika Harry ma już mój numer - oznajmił Diego, mrugając przy tym do Stylesa. - Miło było cię poznać Lewis. A teraz pozwólcie, że na chwile was zostawię, może zobaczymy się jeszcze później.

Harry uśmiechnął się do niego lekko, po czym odwrócił się do Louisa, skupiając na nim cała swoją uwagę.

Tomlinson stanął na palcach, żeby upewnić się, czy Hiszpan wciąż im się przyglądał. Kiedy napotkał ukradkowe spojrzenie Diego, uśmiechnął się do niego lekko, po czym ujął twarz Harry'ego i delikatnie złączył ich usta.

Styles mruknął zaskoczony, jednak z zapałem oddał pocałunek. Louis westchnął z zadowoleniem na uczucie pełnych, miękkich warg. Usta Harry'ego były jedyną rzeczą, o której mógł myśleć od ich ostatniego spotkanie. Po chwili odsunął się od mężczyzny przerywając pocałunek, mimo że Harry nachylił się lekko, niemo prosząc o następny.

- Zamierzam cię teraz porwać i nie podzielę się tobą z nikim - wymruczał, odgarniając zagubiony kosmyk z jego twarzy.

- Jasne, znajdźmy Zayna i będę cały twój - obiecał radośnie, a w jego oczach iskrzyło się podekscytowanie.

Po krótkiej rozmowie z Malikiem Louis wyciągnął Harry'ego na zewnątrz. Splótł razem ich palce, otrzymując w zamian jeszcze szerszy uśmiech, ukazujący głębokie dołeczki, kiedy prowadził bruneta w nieznanym mu kierunku.

- Zapraszam na pokład - oznajmił, po czym jak na gentlemana przystało pomógł Harry'emu wejść do niedużej łódki.

- Gdzie mnie zabierasz, kapitanie Tomlinson? - wymruczał Styles, uśmiechając się do niego zalotnie.

- A gdzie chciałbyś żebym cię zabrał, śliczny chłopcze? - zapytał Louis, ciągnąc go na swoje kolana, kiedy sam usiadł za sterem motorówki.

- Tak długo jak będziesz tu ze mną nie ma to najmniejszego znaczenia - odparł Harry będąc na tyle blisko, że przy każdym słowie jego usta ocierały się o te Tomlinsona.

Louis westchnął szczęśliwie, wdychając przy tym zapach mężczyzny, który był dla niego gorszym uzależnieniem niż papierosy. Następnie sięgnął do stacyjki i przekręcił kluczyk, wsłuchując się z zadowoleniem w cichy warkot silnika.

Powoli płynęli przez spokojną taflę wody, a chłodny wietrzyk owiewał ich twarze. Harry jedną dłonią przyciskał aparat do twarzy, drugą natomiast ściskał mocną tą Louisa. Tomlinson jedynie uśmiechał się z zadowoleniem, wolną rękę luźno trzymając na sterze.

Zatrzymali się w odległości, z której nie słyszeli już żadnych odgłosów pochodzących z przyjęcia. Obaj ostrożnie przenieśli się na środek łodzi w towarzystwie cichego chichotu Harry'ego, który przez swój brak jakiejkolwiek koordynacji ruchowej prawie wpadł do wody.

- Co ja z tobą mam Styles - westchnął Louis, przyglądając mu się z mieszanką rozbawienia i czymś ciepłym, czego brunet nie do końca potrafił określić.

Harry przez chwile po prostu wpatrywał się w skupione na nim niebieskie tęczówki, po czym pochylił się delikatnie muskając wąskie wargi szatyna.

- Robisz się odważniejszy... - stwierdził z zadowoleniem Louis, tuż przy jego wargach.

- Gdybym wiedział, że jeden rozkoszny Hiszpan wystarczy żebyś w końcu mnie pocałował to znalazłbym jakiegoś wcześniej - wyznał Harry, wzdychając cicho, kiedy Tomlinsona powoli sunął ustami po jego szczęście.

Louis zaczepnie przygryzł jego skórę, wydobywając tym oburzony pisk.

- Skoro jest taki rozkoszny możesz sobie do niego wrócić - fuknął, odsuwając się od niego w obrażonym geście.

- Loueh - zaśmiał się cicho Harry, przyciągając go z powrotem do siebie. - Też jesteś rozkoszny - wyszeptał, delikatnie cmokając go w podbródek. - Męski... uroczy... przystojny... utalentowany... - wymieniał między kolejnymi pocałunkami. - I mój - dodał na koniec, brzmiąc przy tym trochę niepewnie.

- Od kiedy jesteś taki zaborczy, panie Styles - sapnął Louis, wplatając palce w zmierzwione loki.

- Spadaj - fuknął Harry, wtulając się w jego tors.

Następne dwie godziny minęły im głównie na tuleniu się do siebie, czy wymienianiu delikatnych pocałunków. Oczywiście, kiedy słońce zaczęło zachodzić, Harry zrobił się bardzo podekscytowany, kolejny raz namawiając Louisa na krótką sesję zdjęciową, i nawet sam zapozował do kilku, wyjaśniając Louisowi co powinien był robić. Na koniec po kilkukrotnym przestawieniu łodzi i przymocowaniu aparatu do kokpitu udało im się zdobyć kilka wspólnych, które zdaniem Harry'ego były całkiem dobre.

Po kolejnej godzinie oglądania robaczków świętojańskich obaj niechętnie przyznali, że powinni już wracać. Wskazywała na to też zwiększająca się ilość nieodebranych połączeń i wiadomości od Paynea i Malika.

- Świetnie się bawiłem Lou - wyznał Harry, kiedy zatrzymali się obok drewnianego pomostu. - Dziękuje.

Tomlinson w odpowiedzi po raz kolejny delikatnie musnął jego szczękę, po czym objął go prowadząc w stronę budynku. Przechodząc między gośćmi zauważyli Zayna, który pomachał im lekko z zadowolonym wyrazem twarzy.

Resztę wieczoru spędzili na opustoszałym tarasie, wsłuchując się w stłumione dźwięki muzyki i popijając wino, które Louis zgarnął z kuchni. Przyciągali zaciekawione spojrzenia, przez zdecydowanie zbyt głośny chichot Harry'ego, czy inne niezidentyfikowany dźwięki, które z siebie wydawał.

Louis przez cały czas wpatrywał się w niego jak urzeczony. Podziwiał to jak włosy opadały mu na twarz, kiedy śmiał za długo. Przyciągał ciaśniej do siebie z każdym silniejszym powiewem nadciągającym od strony jeziora. Prychał cicho po każdym kiepskim kawale, po którym mógł zobaczyć uśmiech z głębokimi dołeczkami i całował delikatnie jego knykcie, kiedy miał ochotę zobaczyć jak policzki mężczyzny robiły się czerwone.

- Tomlinson musisz oddać mi Harry'ego - oznajmił Zayn, kiedy przyszedł do nich z Liamem obejmującym go od tyłu.

- Dobrze się nim zajmuje, dlaczego chcesz mi go zabrać? - jęknął Louis, obejmując bruneta w obronnym geście.

- Mamy następny ślub za dwa dni i naprawdę musimy już jechać - wyjaśnił ciepło Malik, wtulając się przy tym w Liama, który delikatnie całował go po szyi.

- Muszę iść Lou - westchnął smutno Harry, ujmując delikatnie twarz szatyna, po czym złączył ich usta.

Louis westchnął cicho, oddając pocałunek i przyciągając Harry'ego bliżej siebie. Zacisnął dłoń w długich lokach mężczyzny, przekrzywiając głowę żeby uzyskać lepszy kąt. Starał się zapamiętać każdy szczegół, żeby mógł odtwarzać ten moment w głowie przez wszystkie dni rozłąki, które miały nadejść.

- Do zobaczenia Loueh - mruknął cichutko Harry, odsuwając się od niego niechętnie.

- Do zobaczenia skarbie - wyszeptał Louis, składając ostatni pocałunek na czole bruneta, by następnie pozwolić mu się odsunąć, chociaż całe jego ciało krzyczało, żeby przyciągnął go z powrotem do siebie i już nigdy nie puszczał.

Wpatrywał się smętnie w plecy odchodzącego Stylesa, uśmiechając się lekko kiedy brunet się do niego odwracał. Z tyłu głowy po raz kolejny pojawił mu się cichy głosik, mówiący mu, że mógłby zakochać się w Stylesie i coraz ciężej było mu ignorować. Cholera.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro