10. Dziesięć nóg

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Skąd wiedziałeś, że Twój plan się uda?

- Jak to nasz ojciec stwierdził będą myśleć, że jestem tylko kaleką. Dzięki niemu, Freiydis i Katii zrozumiałem, że to nie jest moja wada, tylko ogromną zaleta - uśmiechnąłem się pod nosem i napiłem się miodu.

- Twoje plany ojcze w kwestiach wojennych są tak głupie i nie realne, że aż genialne...

- Twój dziad Ragnar miał dokładnie tak samo synu, jest to po prostu dziedziczne w odpowiednich genach - puściłem mu oczko z uśmiechem.

Pewnie się zastanawiacie o czym mówią Ubba, Ivar i Ketill... Już wam śpieszę z wyjaśnieniem, ale byście to pojęli musimy się cofnąć kilka godzin w czasie.

Gdy król Ivar wraz ze swoimi wojskami opuścił wioskę, odesłał większość swych wojowników do Kattegat pod dowództwem swojego syna, zostawiając przy sobie dwudziestu kilku ludzi, a tych ukrył w lesie pod dowództwem swojego brata.

Gdy nadszedł wieczorny czas i gdy słońce zaczynało zachodzić, wpełz on, jedyny do miasta, przebrany za zwykłego jeńca, ze zwykłej wsi. Poprosił on o możliwość przenocowania w osadzie zastępcy zmarłego jarla, podając się za zbiega z niewoli.

W tamtych stronach, dużo się mówiło o pięciu wygnańcach. Przypominali oni w pewien sposób samego Odyna i jego wierzchowca Slepnira. Też mieli dziesięć nóg łącznie i też tylko troje oczu. Wszyscy się ich obawiali, bo w swoim przestępczym uczynku byli niesamowicie cisi i dyskretni, działali po nocy, grabili, mordowali, palili, gwałcił i porywali nie dając się przy tym nikomu zauważyć i znikając jak mgła.

Ivar co nieco o nich słyszał, nawet więcej niż trochę, bo oni w znacznej części przemierzyli z nim jedwabny szlak, lecz pewnej nocy w Rusi zbiegli, a ich ślady prowadziły do portu w maleńkiej osadzie znanej wam teraz jako miasto Ryga. Teraz za to wykorzystują jego pomysły, które on posiadał ograbiając małe miasteczka wzdłuż jedwabnego szlaku. To też mógł być teraz wiarygodny jako zbiegły jeniec opisując ich i to co oni posiadają.

Po wieczornej wieczerzy, gdy wszyscy zniknęli z uliczek i zakamarków osady, on mógł cicho i spokojnie dopełznąć do bramy. Tą otworzył, zostawiając uchyloną, następnie podpalił kilka, niewielkich stogów siana, które było gotowe do wywózki.

Wpełzał on podobny do węża, do domów tam i zabijał z taką cichością i spokojem jak te węże, które kąsały jego ojca, leżącego w głębokim dole na ziemiach dalekiej Nothumbri. Skręcał kari i podcinał tchawice, a twarz jego nurzała się w coraz większej ilości krwi. Po niedługim czasie do Ivara, równie cicho dołączyli inni. Większość mieszkańców zginęła w tym krwawym żniwie.

Rankiem Ivar obsadził jako jarla Ubbego, który z tego faktu nie był zbytnio zadowolony. Złożył też nowy jarl śluby wierności swojemu królowi, a jako zabezpieczenie przed zdradą Ivar otrzymał pod opiekę, najstarsze dziecko tej dwójki, był to czternasto letni chłopiec. Nazywał się Hietil Ubbersson.

W osadzie pozostał Ketill Ivarsson, aby sprawować nad nim piecze pod nieobecność swojego stryja, a z nim pozostały dwie trzecie wojsk jakie brały udział w ataku na miasto. W tym też czasie bracia wrócili do Kattegat, aby dopełnić reszty obietnic i jakie sobie złożyli.

- Ivar, nareszcie jesteś, a gdzie Ketill? - Pytała mnie zaniepokojona Katia.

- Spokojnie słodka. Jutro będzie. Dzisiaj jeszcze przebywa w podbitej przez nas osadzie, aby nic tam się złego nie zadziało.

Usłyszałem kroki, szybkie kroki. Spojrzałem. Była to Torvi i Ubba, próbujący ją powstrzymać.

- Ivar jeśli myślałeś, że zostawię tu z Tobą, moje dziecko to się bardzo, ale to bardzo mylisz!

- Torvi inaczej zginiecie. Nie ufam wam na tyle by zostawić was w osadzie i nie mieć pewność, że gdy będę na wyprawie to nie zaatakujecie Kattegat i mnie nie obalicie przy okazji zabijając moją rodzinę. Już nie raz zostałem zdradzony przez moje rodzeństwo i nie zamierzam się narażać na to samo po raz kolejny.

- Jesteś okrutny skazując matkę na rozłąkę z dzieckiem Ivarze Bez Kości - usłyszałem z ust blondynki.

- No cóż, nie da się zmienić kogoś całkowicie, najwyraźniej okrucieństwo i umiejętność rządów odziedziczyłem we krwi po moich rodzicach - odrzekłem i zacząłem się śmiać. Z trudem o kuli udałem się w stronę tronu, na którym usiadłem. Patrzyli się na mnie wszyscy obecni nic nie mówiąc.

- Ivar... Twoja noga... Ona...- Usłyszałem głos Kati.

Spojrzałem na swoją nogę, a raczej na swoją stopę, która od zawsze była zniekształcona z powodu mojego kalectwa. Tym razem jednak coś się zmieniło. Stała się ona bardziej normalna.

- A więc mędrzec miał rację... - szepnąłem do siebie.

_______________________________________

Siemka!
Jak myślicie jaki mędrzec i z czym miał rację?
Piszcie swoje pomysły!
Wasza Nacia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro