12. Płuca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zachodziło powoli słońce, kiedy to najmłodszy syn Ragnara szykował się do krwawego widowiska.

Zdejmował ze swojego ciała koszulę zostając w spodniach i futrze na plecach. Stał on przed małym podium, do którego był przywiązany były jarl. W okół nich zebrał się cały tłum chcący krwi.

Siedział król, na krześle tuż przed swoją ofiarą, a jego najstarszy syn pomagał mu w tym krwawym dziele.

- Mieszkańcy Kattegat! Ją wasz jarl, król Norwegii, możnowładca na Rusi, skazuję tego oto zdrajcę na krwawego orła jednocześnie chcąc aby jego krew i poległych w bitwie, ale też zwierzęta, które zostaną złożone tej nocy były błogosławieństwem moich rządów oraz mojego małżeństwa! Azowie i Wanowie wysłuchajcie mojego głosu i przymijcie tą krew!

I zanurzył on swój ulubiony sztylet w ciele mężczyzny rozcinając jego skórę wzdłuż kręgosłupa i odsłaniając go, z każdą sekundą coraz bardziej. Krew tryskała na jego twarz i klatką, a on się w niej nurzał coraz bardziej i bardziej. Następnie chwycił topór i nim rozcinał mięśnie, by dostać się do żeber mężczyzny, a gdy je znalazł rozciął je, powtarzając to wszystko i po drugiej stronie kręgosłupa. Mając już wolny dostęp do płuc, chwycił je delikatnie układając na ramionach byłego jarla. Całemu wydarzeniu przez cały czas towarzyszyły krzyki skazanego człowieka i westchnienia ludzi.

Był to bowiem jeden z najkrwawszych krwawych orłów jaki kiedykolwiek został wymierzony. Tej nocy też złożono ofiary z pary, każdego zwierzęta chodowlanego jakie można było znaleźć w całej Norwegii. Tłum patrzył na te ofiary pełen szczęścia, a król wraz z królową przyjmował część tej krwi na siebie, rozmazując ją po swojej twarzy lub pijąc ją.

A wszystkiemu przyglądał się księżyc wstępujący coraz bardziej na niebo, patrząc na to w pełni.

Minęła sekunda, a potem minuta, a potem godzina, a potem noc. Król rozesłał wici dla wszystkich jarlów z całej Norwegii by Ci zebrali się w Kattegat na obrady, ponieważ miał on im wiele do powiedzenia i rozkazania. A gdy minęły trzy tygodnie wszyscy już byli.

Król witał wraz z żoną swoich gości, a ich dzieci opowiadały o przygodach swojego ojca przy stole. Gdy wszyscy byli para władców zasiadła u szczytu stołu.

- Moi przyjaciele i wierni poddani, jarlowie, którzy zgodzili się być pod moją władzą zebraliśmy się tutaj aby ustalić kilka rzeczy. Chce wam przedstawić moje dalsze plany i dać wam rozkazy tego co będzie się działo tej wiosny i lata - wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco, odetchnąłem i wstałem, krążąc w około stołu.
- Po pierwsze! Jeśli jeszcze raz ktoś zechce się przeciwko mnie zbuntować to jego rodzina i wierni poddani skończą martwi, a sam zdrajca będzie miał wyciętego krwawego orła tak by nie miał szans na Valhalle! Po drugie, każda niesurbordynacja będzie miała swoje konsekwencje! Po trzecie szykujcie ludzi i flotę, pozostaną w swoich osadach tylko jarlowie na granicach naszego królestwa, reszta wyruszy pod moim dowództwem najpierw do Rusi, gdzie będzie czekał na nas sprzymierzeniec, aby potem podbić ziemie należące do Lekhitów...

- Ale tamte plemiona są bardzo waleczne w obronie swoich ziem królu, nie raz tam wyruszałem za młodu - odezwał się jeden z jarli.

- A ja z nimi walczyłem, kiedy dowodziłem Rusami i dobrze wiem, że da się z nimi wygrać! Nie raz ich pokonałem i dobrze wiem jak to robić! Jesteśmy przecież wikingami! Nie straszna nam śmierć, a świat czeka na nas otworem, czemu mamy tego nie wykożystać?! To są moje rozkazy, pod moją nieobecność krajem będzie zarządzała moja żona i mój syn Ingvard, a jeśli się ktoś temu sprzeciwi zakończy swoje żywoto szybciej niż je zaczął!

Skończyłem okrążać stół i rzuciłem swój nóż w stół, tuż obok palców Ubbego, który patrzył na mnie nieco przerażony. Widziałem w ich oczach strach przede mną i tym co robię. To dobrze dla mnie wróżyło, byłem pewien, że teraz wszystko będzie szło po mojej myśli. Usiadłem na krześle i spojrzałem na Katię i moje dzieci, byli zaniepokojeni tym co się ze mną dzieje.

Od kiedy zostałem królem zmieniałem się w dawnego siebie. Stawałem się znów okrutny, krwawy i wściekły. Moja natura brała nade mną górę i obawiali się tego wszyscy moi bliscy, ale byłem pewien jednego, że ich nie skrzywdzę, choćby nie wiem co. Nie popełnie tego błędu po raz kolejny. Ale wiedziałem, że moje słowa teraz ich nie uspokoją, musiałem to im udowodnić w jakiś sposób.

_______________________________________

Dobry!

W końcu udało mi się napisać ten rozdział, męczyłam się z nim okropnie, ale się udało, pamiętajcie spojrzeć do poprzedniego rozdziału, bo zmienił się od tego co było na początku.

Miłego dzionka lub nocy!
Papa wasza Nacia ❤️😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro