[L!K!] "Łańcuchy", Imperium Rosyjskie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

«Trudno być silnym, kiedy jesteś słaby; trudno mieć nadzieję na lepsze dni, kiedy one nie nadchodzą od wieków; trudno walczyć, kiedy jesteś na przegranej pozycji. Słowa te idealnie opisują życie Imperium Rosyjskiego - dla jednych autorytet, a dla drugich potwór z najgłębszych czeluści piekieł. Osoba umiejąca rozdzielić to, co złączył Bóg. Wsławiła się wieloma wojnami, bitwami, morderstwami, decyzjami i wyrokami. Personifikacja, która przeżyła rewolucje i z dala od wszystkich prowadzi życie w pałacu, czyli jednym ze swoich ulubionych miejsc. Jednak, co tak naprawdę dzieje się z Rosjanką? Ona bowiem na wszystko patrzy, ciągnąć za sobą łańcuchy. Nikt jej nie widzi i nikt jej nie pomoże.»

·Ludzkie, królewskie uniwersum alternatywne
·Anastasiya - Imperium Rosyjskie
·Niedokończona historia dzieciństwa Imperium Rosyjskiego

≪•◦ ❈ ◦•≫

Wielkie Księstwo Moskiewskie, Moskwa, wiek XIV

Puste mury zamku, niedające się ocieplić promieniom słońca, okrywały sobą ściany pełne portretów władców sprzed tysięcy lat. Wiek malowideł określała farba, która w wielu miejscach mocno wyblakła. Aby zachować estetykę wnętrza, wiele z nich zamieniono na nowe. Jednakże nie dało to oczekiwanego efektu; niewiele osób zauważało, iż to nie podobizny szpeciły wnętrze zamku. Od kilku długich tygodni białe kamienie odzyskiwały swój pierwotny kolor. Działo się to dzięki służbie i władcy, który nakazał doprowadzić miejsce do stanu sprzed kilkunastu lat. Zadanie trudne nie tylko ze względu na wielkość budowli, ale i niewiele zachowanych źródeł obrazujących jak pałac wyglądał dawniej. Do nadzoru prac wybrany został bliski przyjaciel samego cara, czyli Antoni Strielcow. Dla personifikacji państw mężczyzna był znany jako obwód sachaliński. Mimo swego podeszłego wieku zachowywał sprawność fizyczną, a co najważniejsze - pamiętał pierwotny wygląd zamku. Osoba wszechstronnie wykształcona, zdająca sobie sprawę z powagi sytuacji i zadania mu powierzonego.

Wśród biegającej służby oraz robotników, głośnych poleceń Strielcowa, gwaru rozmów i prac renowacyjnych znalazła się jedna mała duszyczka, która spokojnym krokiem przemierzała po raz kolejny korytarze zamku. Jej nadejście oznajmiał ginący w hałasie charakterystyczny dźwięk uderzania niziutkich obcasów o posadzkę. Drobne pantofelki idealnie pasowały na mizerne stópki dziewczynki. Specjalnie szyte, na zlecenie ojca dziewczynki, nie miały prawa być niedopracowane. Butki, choć piękne chowały się pod długą suknią, dotykającą ziemi. Prosty krój ubrania i ekskluzywne dodatki, nadawały Rosjance niesamowitej urody, podkreślając jej młody wiek, jak i królewskie pochodzenie. Faliste włosy księżniczki sięgały do pasa, zakrywając odkryte plecy, przez co czuła się mniej niekomfortowo. Nikt nie zwracał uwagi na małą istotę, która z delikatnym uśmiechem przemierzała korytarze, obserwując, jak zamek się zmienia. Wreszcie jej wzrok trafił na jeden ze zdejmowanych portretów. Przystanęła, wpatrując się w kobietę o szczerym uśmiechu i ciepłych oczach. Większość jej ubioru zasłaniały długie włosy, a pozostały kawałek biały materiał, zarzucony na ramiona. Na palcu pobłyskiwał złoty pierścień, szyja otoczona została perłowym naszyjnikiem, a głowę zdobiła złota korona ze szlachetnymi kamieniami. Największego majestatu dodawały jej dwa orły: jeden znajdował się na jej twarzy, a drugi okazale stał obok królowej.

-Dla nas to Korona Królestwa Polskiego - stwierdził mężczyzna, podchodząc do Rosjanki i się kłaniając. - Zwykli ludzie widzą ją jednak inaczej i nazywają inaczej. Dla nich to Zofia Sułecka. - stanął wyprostowany. - Proszę wybaczyć. - Ponownie się ukłonił.

Dziewczynka skinęła głową, pozwalając Antoniemu odejść. Ona jednak wciąż stała pośród dziesiątek ludzi i obserwowała piękną kobietę z białym orłem na twarzy. Zmrużyła oczy, próbując przypomnieć sobie, czy skądś znała tę kobietę. Kiedy wydawało się, iż prawie do tego doszła, nieznana jej osoba, przez przypadek pchnęła ją na bok. Zdołała utrzymać równowagę, lecz zanim ktoś ją zauważył, przeszła do mniej zaludnionego miejsca, do którego prowadziły równie bogato zdobione korytarze.

Do restauracji jednej z najważniejszych sal w całym zamku, wysłano osoby posiadające zaufanie samego władcy. Zabytki, artefakty i antyki zdobyły całe ściany, których długość szacowana była na sto arszyn. Cenne skarby rodu wymagały dokładnego, lecz i delikatnego traktowania. Większość z nich, wykonana została ze złota próby dziewięćset sześćdziesiątej, co znacznie utrudniało prace renowatorskie. Uwagę na dziecko zwrócono dopiero w tymże miejscu. Skutkiem jej wejścia stały się pokłony delikatnie uśmiechniętej służby. Wszakże nie tajemnicą było, iż w Księstwie Moskiewskim trudno znaleźć było bardziej lubiane dziecko. Dziewczynce wróżono wielką przyszłość, co nikogo nie dziwiło. Rosjanką miała raptem lat dziesięć, a znała prócz języka rosyjskiego francuski, włoski i niemiecki. Interesowała się literaturą, filozofią, a przede wszystkim matematyką i historią. Od dawien dawna władcom trudno było zadowolić, swą osobą wszystkich bądź większość poddanym. Jednakże ona dzięki swemu dobremu sercu, w każdym zakątku państwa znajdowała o sobie jedynie dobre słowa.

-Księżniczka... - wyszeptała córka jednej ze służących. Pociągnęła swą matkę za fartuch, odrywając ją od czyszczenia miejsca na jeden z najcenniejszych zabytków. Oczy dziewczynki stały się duże, a jej twarz okazywała emocje takie jak radość, podziw czy zachwyt. Samo przebywanie nieopodal córki pary książęcej, dawało jej powód do chluby.

-Tak kochanie, to księżniczka - potwierdziła uśmiechnięta kobieta na tyle cicho, iż osoba, o której wspomniała, nie usłyszała jej słów. Córka trzydziestolatki przytuliła się do niej, zaciskając rączki na brudnym materiale ubrania rodzicielki. - Słonko, rozumiem, że spotkanie księżniczki to twe wielkie pragnienie, lecz ma osoba ma obowiązek ukończyć porządkowanie, wybacz dziecinko. - Pogłaskała córkę po skroni. - Może wyszłabyś z zamku, do starowiny i wspomożesz ją w obowiązkach? - Dziewczynka skinęła głową i śmigle zniknęła za przepierzeniem. Kobiecina spojrzała się w miejsce, gdzie kilka chwil wcześniej stała jedna z najważniejszych osób w państwie. Rosjanka nie znajdowała się w tymże miejscu, toteż służka powróciła do swej pracy.

Restytucja wróciła do swego wcześniejszego tempa, a nawet przyśpieszyła. Według dworzan już na następny rok, w przypadku braku niebagatelnych problemów, prace miały zostać ukończone. Zwykle optymistyczny Strielcow powstrzymywał się jednak od zapeszania dalszym czynnościom renowatorskim. Miał świadomość kłopotów, które nadejdą wraz z porą zimową, toteż skupił wszelkie działania na zewnątrz budynku. Podczas nadejścia sezonu mrozów, służba dworska nie będzie wewnątrz ziębnąć tak mocno, jak za murami. Książę początkowo nie był przychylny temu pomysłowi, ponieważ właśnie w zimę chciał zawitać do pałacu i zamieszkać w jego odrestaurowanym wnętrzu. Choć nie mówiono o tym głośno, wszyscy wiedzieli, iż to córka władcy przekonała go do tegoż pomysłu i oszczędziła wiele ludzkich żyć.

Rosjanka miała świadomość swej władzy w tym momencie oraz w przyszłości, kiedy zasiądzie na tronie. Przechodząc przez gwarne ulice wioski, obserwowała życie poddanych. Żal ściskał jej dziecięce serce, kiedy patrzyła na sposób bytowania zwykłych ludzi. Słyszała krzyk dzieci, który sprowadzał do domu matki, widziała koty jedzące beton, schowane pod stołami psy, palące się na palenisku ciasta, ciele liżące mleko oraz kipiący w płomieniach garnek. Nie mogła uwierzyć, jak jedna kobieta potrafiła z tymi trudnościami się uporać. Słychać przy tym musiała męża gdery, opierającego się o drzewo i popijającego bimbru. Mężczyzna nie zwracał uwagi na żonę, wymiatając miotłą cały brud z domu. Narzekał tylko na wszechobecnie unoszący się kurz, wyrzucany przez chłopkę na zewnątrz. Wieśniak wyśmiewał domostwo obok, gdzie chłop wyrzucał łajno na stos.

-Jeszcze dzisiaj przyjdom kapłony i kury. Zaczyną skroboć, a oni zoboczą jakie świństwo na powrót bedom mieli! - zaśmiał się, unikając rozwścieczonego wzroku gospodyni.

Droga, którą obrała moskwiczanka, z obu stron otoczona została drewnianymi gospodarstwami chłopów. Składały się one ze stodoły, szopy, lecz również z budynku mieszkalnego, jakim najczęściej były chatki jednoprzęsłowe z dachem pokrytym strzechą, często wykonaną z żarnowca bądź wrzosu. Sąsiadowały one z innymi domostwami, czasami dłuższymi ze słomianymi dachami. Wszystkie miały jednak mniejsze przybudówki, dopasowane do potrzeb domowników. Na oddalonym o wiorstę wzgórzu, stała ważna własność dworu - młyn. Również obok niego wzniesiono chatę. Aczkolwiek ta, była widocznie większa i z zewnątrz wyglądała na lepiej zadbaną. W pięcioprzęsłowej chacie wydzielono oddzielne pomieszczenia do przechowywania trunków czy przechowywania pożywienia. Pod dachem, zadufany dzierżawca młynu powiesił nieużywaną przez niego, starą zastawę wykonaną z mosiądzu.

Dziewczynka zatrzymała się na środku zaścianku - obok studni. Uważnie rozejrzała się wokół siebie i ze zdziwieniem stwierdziła, iż nikt jej nie rozpoznał. Założyła na siebie prostsze ciuchy, wmieszając się w ciżbe. Zdewastowane buty i łachmany miast sukni odbiegały od powszechnego rozumienia stroju przyszłej władczyni. Delikatnym ruchem dłoni przywoła do siebie rycerzy, stojących w dalszej odległości i ją obserwujących. Rozkazała za sobą nie iść, jednakże wiedziała, iż rozkaz ojca miał większą moc, a strata córki była dla niego czymś nie do pomyślenia i za wszelką cenę nie chciał do tego dopuścić. Sam organizm księżniczki niósł wraz z sobą wiele trudów. Drobne ciałko nie pozwalało na długie spacery ani na życie podobne do tego prowadzonego przez inne pociechy rodzin królewskich.

Księżniczka, widząc czerwone niebo z zachodzącym słońcem, które świeciło coraz niżej, nakazała zaprowadzić się do jednego z gospodarstw. Skoro stanęła przed chatą, jej oczom ukazał się przeciętny dom mieszkalny. Do wewnątrz natychmiast została wpuszczona jako zgubione dziecko i zaprowadzona do stołu, przy którym mogła siąść. Pokój dzienny, bawialnia, kuchnia, jadalnia i sypialnia łączyły się w jedną izbę, oświetlaną niewielkimi otworami bez szyb, lecz z okiennicami. Pod ścianami mieściły się stare, drewniane skrzynie, a podłogę chałupy stanowiło gliniaste klepisko, wysypane sitowiem. Rosjanka poczuła charakterystyczny zapach, utwierdzający ją w przekonaniu, iż część zwierząt żyło pod wspólnym dachem wraz z domownikami.

-Wybacz dziecinko, lecz to mało, co mamy. Rok ten to plony nieudane i ledwo naszej dziesiątki wystarcza do życia. Trzy córki mam, a jedna i męża, i piątkę poczwarek. - Starsza kobieta podsunęła dziewczynce glinianą miskę z mętną zupą i kromką chleba. Głos staruszki był słaby i kruchy. - Zjedz wszystko dziecinko, bo ty i wątła, i słaba widać. Zmrok nadchodzi, więc zostań na noc i się prześpij. O świcie jedna z moich wnuczek odprowadzi cię do twego domu. Musisz jej tylko powiedzieć, która chałupa twoja. Nie ma w okolicy dziecka, które lepiej wie, gdzie kogo chata stoi. - Mówiąc o swym wnuczęciu, uśmiechnęła się promieniście, a jej kręcone brązowosiwe włosy opadły na czoło równie zniszczone przez czas, jak reszta twarzy. W zakrwawionych, niebieskich oczach odbijała się dusza pomocnej, wyrozumiałej i empatycznej osoby.

Rosjanka delikatnie się uśmiechnęła, biorąc do ust pierwszą łyżkę zupy. Połyskujące oczy dziecka powędrowały na drzwi gospody, którymi w tymże momencie weszła mniejsza od niej dziewczynka, niosąca w fartuszku kilka jaj.

-To od pana Lebiediewa. Powiedział, że dziękuje za pomoc w pilnowaniu jego krów podczas nieobecności żony. - Położyła jajka na stole, spoglądając na księżniczkę. Staruszka chwiejnym krokiem wyszła z domostwa, a dziewczynka spytała gościa szeptem - Księżniczka Anastasiya?

-·-

-Dziękuję, że nie ukazałaś mej prawdziwej tożsamości. - Odłożyła swój grzebień na tarcicę.

-Dla księżniczki wszystko! Dla panienki mogę nawet za szablę chwycić! - chłopka odparła zdecydowanie.

-Śmiała jesteś, a sądzę, że i rezolutna. - Anastasiya uśmiechnęła się, poprawiając swą suknię w kolorze cyjanu. - Suponuję, iż obowiązek masz, by powrócić do swej chaty. Elizo, weź tę sakiewkę rubli dla swej familii. Jako księżniczka ja mieć monet pod dostatkiem, lecz u was sytuacja ma się inaczej.

Dziewczynka ze łzami w kącikach oczu i uśmiechem na twarzy przyjęła pieniądze z rąk Moskiewski, stokroć dziękując. Ostrożnie schowała sakiewkę do fartuchu, po czym rozradowana opuściła ogrody zamkowe. Ponadto, jako wyraz wdzięczności z dala było można usłyszeć melodyjny głosik wychwalający przyszłą władczynię. Rosjanka wskutek tego usiadła na pieńku drzewa pełna radości. W małym serduszku miejsce swe znalazło pewne niezwykle ważne uczucie. Jedno z tych, które trudno określić. Zwykle miłe. Dające tytuł autorytetu. Niekiedy budzące politowanie innych. Jednak i słabe. Wątłe i łatwe do skruszenia przez silniejsze dłonie.

Kąciki ust dziewczynki uniosły się w górę, gdy mała ptaszyna siadła na niedalekim pieńku. Niewiele większy od wróbla z małym, grubym dziobem z czarną czapeczką na głowie. Biała pręga na skrzydle i biały kuper kontrastowały z intensywnie czerwoną piersią.

-Witaj malutki. - Dziewczyneczka wstała, by po chwili mogła siedzieć na trawie. - Mam nadzieję, że ci się tutaj podoba! Czyż nie sądzisz, że piękna nasza okolica jest?

Otaczały ich bowiem ogrody zamkowe. Okalały zamek, będąc usytuowanymi między elewacją a zewnętrznym obwodem fortyfikacji. Same otoczone zostały wysokim żywopłotem. Gdy, więc przeszło się przez bramę, oczom ukazywał się królewski ogród, o który dbano z wyjątkową starannością. Całość rozczłonkowana została na mniejsze kwadraty, o powierzchni kilku ośminiż. Oddzielone od siebie drużkami z przypieckami. Do ich wykonania użyto drewna dębowego, a do łączenia konstrukcji - łyka, dybli i kołków drewnianych.

Klimat nadały w tymże miejscu kwiaty: bukszpan zarysowujący partery ornamentowe, kocimiętka, lawenda, ruta, margerytki, tojady, malwy, bylice, bazylia, rozmaryn, marzanka czy róża francuska cieszyły każdego. W części wschodniej całych ogrodów poczęto uprawiać inne kwiaty oraz zioła dla celów leczniczych i konsumpcyjnych: lawende, tymianek, majeranek, rozmaryn, lilie białe, piwonie, szałwie, goździk, nagietki i róże stulistne. Do zarysu fundamentów w tamtych częściach nawiązuje przebieg drewnianej balustrady. Wewnątrz niej znajdują się altana oraz partery rabatowe. Skrzyżowania alejek akcentowane są przez posadzone bukszpany. Prowadzą one aż do części południowej - sadu. Dominują w nim śliwy i jabłonie. Pośród nich postawiono altanę o kolistym kształcie. Im dalej od zamku, tym mniej drzew owocowych, a więcej winorośli. Wśród nich stoi mała winnica o małej powierzchni.

Zmrużyła oczy, wciąż skupiając się na ptaku. - Dziwni ludzie nas otaczają. - Zerwała jednego kwiatka. - Uważają się za wyedukowanych, jednakże gdzież ta ich wiedza uciekła? - Obracając go w dłoniach, zerwała drugiego. - Przecież w domu naszym często zimno. A oni wciąż próbują utrzymać ten ogród w obecnej formie! - Zaczęła swymi drobnymi palcami pleść wianek. - Poczytywałam dużo o innych Księstwach. Na zachodzie i południu o wiele cieplej. Tam pewnie wszystko by się im udało. Ale nie u nas; tu mroźno i ciemno. Najbardziej ciekawi mnie, co myślą o sadzie. Przecie drzewa tamte żyją przez trzy miesiące w roku! - Każde słowo wypowiadała z szacunkiem do słuchacza, jakby rozmawiała z kimś ważnym i wpływowym. Ukazywało to, iż to dziecko szanowało każdego równo sobie: nieważne czy był to król, czy gil.

-Księżniczko... - Przed dziewczynką stanął starszy mężczyzna, łagodnie się kłaniając. Rosjanka uniosła swój wzrok, po czym odłożyła omal skończony wianek na bok. - Twój ojciec pragnie przekazać ci pewne wieści. Prosi, abyś spotkała się z nim w sali tronowej. - Wyjął ze swej kieszeni małe pudełeczko.

-Aż czyżby w sali tej sługi chrząkać się nie muszą? - Wstawszy, otrzepała swą suknię i przyjęła podaną jej szkatułkę.

-Osiem dób do święta wielkiego. Książę Wielki pragnie uzgodnić z tobą, wasza wysokość, pewne sprawy - objaśnił, kładąc rękę na plecach i nieznacznie się pochylając.

-Powiedz ojcu memu, iż widzieć mnie będzie, kiedy księżyc na nieboskłonie zagości. Do swej komnaty wciąż zajść pragnę. - Ozdobiła swą głowę wiankiem. - A twa osoba niech skończy swą dzisiejszą służbę i wróci do ciepłej komnaty, gdzie leże stoi. Widać, iż wiek twój, szanowny Panie, przełożył się na zdrowie i reumatyzm cię dopadł. - Finezyjnie się uśmiechnęła, słysząc entuzjastyczy śmiech starca.

-Panienka młoda, a i ja już przeświadczon jestem twych świetlanych rządów - oznajmił, by następnie wypowiedział słowa, przez które z twarzy jego uśmiech zaniknął. - Żal serce ściska, kiedy uświadamiam sobie, iż na Ziemii wiek mój nie pozwoli mi w twej koronacji uczestniczyć.

-Świat pełny jest cierpienia. Niebo tylko czeka, aż przyjmie twą prawą duszę, by nie doświadczała dalszych udręk. - Pokłoniwszy się, poczęła zmierzać w kierunku swej komnaty.

Korytarze zamku ucichły, łapiąc każdy dźwięk. Butki dziewczyny odbijały się od podłogi, gdy biegła do swej komnaty. Rycerze nie śmiąc zapytać o cokolwiek, otworzyli przed nią drzwi, by mogła wejść do środka.

-Księżniczko... - Młoda chłopka ukłoniła się, gwałtownie wstając z ławy.

-Spokojnie. - Uniosła dłoń do góry - Odpoczywaj, mam wiedzę, iż ciężka twa jest praca. - Usiadła na łożu.

Pomieszczenia wypełniła przyjemna woń świeżych kwiatów. Obudził się delikatny wiatr. Począł tańczyć z krwistymi kotarami. Służka popędziła do okna, by je zamknąć, aczkolwiek nie było dane wykonać jej tejże czynności. Ni zowąd poczuła na swej skórze mocny podmuch. Z jej głowy spadł drewniany kołek, podtrzymujący fryzurę. Złote jak zboże włosy opadły na ramiona chłopki. Zainteresowana nimi Moskiewka, podeszła bliżej. Poczęła swymi małymi dłońmi zaplątać dwa piękne warkocze. Obchodziła swoje z pasemkami włosów niezwykle delikatnie. Były dla niej jak kłosy, podczas mizernych zbiorów: każdy na wielką wagę. Skupiona na swym zadaniu, zaczęła rozmowę z kobietą. Owa wymiana zdań przerodziła się w długą historię pełną zwierzeń i śmiechu. Dziewczynka, jak we wszystko, co robiła, włożyła w nią swoje serce. Nim udało się jej to pojąć, na niebie zagościł księżyc. Pozostawiła chłopkę samą i pobiegła do komnaty ojca. Z niej wyszła na balkon, gdzie odnalazła Wielkiego Księcia.

-Ojcze, wzywałeś. - Ukłoniła się przed swym rodzicem, nie zważając na zimny powiew zefiru, przechodzący przez jej ciało.

-Owszem - potwierdził głębokim głosem, odwracając się i kładąc swe dłonie na balustradzie. - Podejdź bliżej - rzekł, by po chwili mógł zauważyć przy swoim boku małą dziecinkę. - Piękne tego wieczoru niebo Bóg nam zobaczyć pozwolił, nieprawdaż? - spytał, czekając na natychmiastową odpowiedź o twierdzącej treści. Ku jego zdziwieniu, mała Rosjanka nie odpowiedziała od razu, a spojrzała w gwiazdy, podziwiając je z pełnym skupienia wzrokiem.

-Zgodzić z tobą się nie wypada, ojcze - ozwała się po minucie - Jednak czym dla ciebie jest piękne niebo? - zagabnęła, zdumiewając Moskala. - Tyle rzeczy na naszych ziemiach za piękne się uważa. Czym specjalnym wyróżnia się, więc nieboskłon z milionami, jak nie miliardami małych, jasnych punkcików? Z naszej perspektywy wszystkie są takie same, toteż czym razem się odznaczają?

Pytania zadawała z wielką swobodą. Nie zastanawiała się nad ich konsekwencjami. A może to jej dziecinnie serce nie przejmowało się następstwami słów, chcąc poznawać bliżej otaczający ją świat. Wielkie Księstwo spojrzało w kierunek, w który patrzyła jego córka, próbując poznać jej myśli. Niestety jak mocno by nie próbował, nigdy nie poznałby pełnego światopoglądu wytworzonego w umyśle przyszłej władczyni.

-Wezwałem cię tutaj, by powiedzieć ci o odwiedzinach Króla z kontynentu Europejskiego. Na zachodnich częściach tych ziem przez lata krew przelewana była za wolność i niepodległość. - Począł skracać historię ziem, których przedstawiciela miał zamiar spotkać. W zwyczaju swym miał wygłaszać obszerne wymowy, przykuwające uwagę na swojej osobie.

-Czemuż ojcze, rozdzierasz Europę na pół, gdy jest to jedna ziemia i jedna matka, dająca pożywienie, surowce czy potrzebne do życia produkty tamtejszej ludności? Czemuż wszystko należy dzielić? Przecież nawet my - moskwianie, jesteśmy od tego samego przodka, którego dzieci się podzieliły. - Moskiewka przerwała swemu ojcu, zadając kolejne pytanie, na które jejże rodziciel odpowiedzi nie znał, bądź znać nie chciał. Rosjanka stanęła przed Wielkim Księstwem, by z powagą na twarzy i dostojnością w głosie mogła spytać o rzecz zwykle utajane. - Pierw mówisz dokładnie o twojej jedności z poddanymi, których po chwili wykorzystywać zaczynasz. Władcą jesteś dobrym, nie zaprzeczam. Jednak czyż nie uważasz, że dostosowujesz swe słowa do aktualnej sytuacji? Skupże się na swoim języku, który to kłamać potrafi bez zarzutów. Ileż łgarstwa ono wymówiło? - mówiła powoli i spokojnie, nie ponosząc się emocjom.

Na twarzy władcy pojawiło się zdziwienie. Nie było ono jednak negatywne. Zdumiony został sposobem oświadczania przez przyszłą władczynią wątpliwości i pytań mających w głębi siebie. Otrząwszy się z pierwszego szoku, przemówił do swojej córki. - Nie sądzisz, że swymi słowami posuwasz się pewnym krokiem do przodu?"

-Widzisz ojcze... - Dostojnie odwróciła się, po czym usiadła na balustradzie, podtrzymując się obiema dłońmi. - To jest bardzo ważna prawda świata. Nigdy nie zastanie na nim sprawiedliwość. Gdybym była zwykłą chłopką, nawet osobiście nie wpuściłbyś mnie na zamek. Jeśliby jednak taka sytuacja i ta rozmowa zaistniałaby, dawno już wydałbyś mnie na śmierć - zauważyła, nie odrywając wzroku swego od gwiazd świecących. Każda z nich kojarzyła się jej z czymś innym; z czymś niespotykanym na świecie, w którym żyła. - A jednak wciąż tutaj stoję. Wciąż tutaj stoję i z tobą, ojcze, rozmawiam, wpatrując się w gwieździste niebo, którego nigdy więcej takiego samego nie zobaczę.

Słowa te rozpoczęły przyjemną dla ucha ciszę. Ptaki, jak i ludzie pogrążyli się we śnie, gasząc wszelkie świecie. Zamek i jego okolice umilkły. Tylko, co kilka minut słychać było przechodzących rycerzy, którzy z własnej woli zaprzysięgli strzec władcy o każdej godzinie doby. Jednak oni przeminą; tak jak przeminie wszystko, co ludzkie i marne. Straż zastąpią ich synowie i wnukowie; nowe kwiaty wyrosną na trupach starych; śpiew ptaków przechodzić będzie z pokolenia na pokolenie; a władca... władca też zostanie zastąpiony. Wielkie Księstwo Moskiewskie odejdzie nie tylko z tronu (bo i z Ziemi), pozostanie po nim raptem pamięć, ulotna i nietrwała. Wiara w życie pośmiertne pozostanie wiarą - niczym pewnym. Niech wola boska wypełnia się nieprzerwanie, lecz Imperium Rosyjskie stanie się tą, której dłonie więzy boskie rozplączą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro