[M!P!TD!] Stany Zjednoczone, Niemcy "Wspólny cel"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

«Podczas gdy świat wokół nich się pali, oni ukazują płomienie swojej miłości. Zakochani i od zawsze blisko siebie. Serce pełne uczucia, a oczy pełne chęci zemsty. Otaczającego ich pożaru nikt nie ugasi: żadne państwo nie posiada takiej mocy. Przez to będą stąpali po popiole, który sami stworzyli, a czego nie żałują.»

·Mścicielskie uniwersum alternatywne potęg z traumą z dzieciństwa
·Stany Zjednoczone Ameryki,
Republika Federalna Niemiec

≪•◦ ❈ ◦•≫

Republika Federalna Niemiec, Berlin Północny, XXIV wiek

-Mam dość — stwierdziła chłodno. Zdjęła swoje okulary i wyrzuciła je przez okno. Pustym wzrokiem obserwowała, jak zlatują i uderzają o asfalt. Rozbite kawałki szkła leżały na całej szerokości ulicy. Na czarnej drodze odbijały światło, mieniąc się na wiele kolorów. Wszystkie piękne, ale wydobywające się z niebezpiecznych elementów. Przez późną godzinę, przejeżdżało tamtędy raptem kilka samochodów przez godzinę: szanse, aby przejechały kawałki szkła, były małe. Ale mimo że prawdopodobieństwo jest niskie, to wciąż istnieje.

Niemka odwróciła się i podeszła do biurka. Stare, drewniane z domieszkami srebra komponowano się z wystrojem jej pokoju. Usiadła przy nim, zapalając lampkę. Oświetliła ona jej twarz; każdy zarys i najmniejsze niedoskonałości. Przed światłem nic się nie ukrywało, gdy w ciemnościach odnajdywało swoje miejsce. Za Republiką stała ogromnych rozmiarów mapa. Widniał na niej cały kontynent europejski, od wschodnich wybrzeży Grenlandii, aż po Nur-Sułtan — stolicę Kazachstanu. Czarne linie oznaczały granice państw, a pomarańczowe kropki ich stolice. Oprócz tego czerwonym markerem zaznaczone zostały inne obszary. Niektóre z nich posiadały przy sobie małą uwagę czy adnotację umieszczoną na dole mapy i doklejonych do niej karteczkach. Zbiór pochylonych liter z wieloma zawijasami był praktycznie nie do odczytania.

-Kiedy jestem miła, mówią, że tylko udaję, albo szukam w tym korzyści. Ale kiedy jestem twarda i dążę do swojego celu, cały świat zgodnie twierdzi, że jestem wiedźmą. - W jej dłoni znalazł się długopis, a pod nim kartka papieru. Wypełniona drobnym drukiem z tylko jednym wolnym miejscem. Puste pole przeznaczone było na podpis kobiety. Dotychczasowe zwlekanie z podjęciem decyzji odeszło w niepamięć. Rozpoznawcze litery uformowały trzy słowa.

Pomieszczenie pierw wypełnił dźwięk podpisywania arkusza. Przerywany i stosunkowo długi. Zaraz po nim nastąpił drugi. Jeden, ciągły, ale szybko zakończony wraz z odebraniem połączenia. Wargi Niemiec uniosły się w delikatnym uśmiechu. Odpowiadała, patrząc na swoją sygnaturę. Wkrótce odłożyła telefon, który po chwili znów wibrował. Nie odbierała go. Patrzyła z pogardą na dzwoniący numer. Wiedziała, że z każdą godziną coraz więcej państw będzie chciało z nią porozmawiać. Republika Federalna wstała i wyszła z pomieszczenia. Nie zgasiła światła i nie zamknęła drzwi. Zostawiła wszystko oprócz swojej komórki. Ściskała ją w dłoni, czując, jak wibruje. Szła tak przez główny korytarz. Wyprostowana, z twarzą uniesioną do góry, omal niewidocznych uśmiechem i wzrokiem pełnym amoku. Ciężkie martensy wydawały głośny stuk, gdy dotykały podłoża. Pewnym i szybkim krokiem dotarła do wielkiego holu.

Zatrzymała się, gdy stanęła w sercu budowli. Dźwięk kroków jednak nie ustał. Wciąż trwał, choć zdawał się cięższy i z każdą chwilą coraz głośniejszy. Kobieta odwróciła się, a kroki ustały. Uśmiech z jej twarzy nie schodził. Wręcz przeciwnie. Powiększył się, kiedy ujrzała przed sobą znajomy mundur. Oboje skinęli głowami, w momencie, w którym ich spojrzenia się spotkały. Amerykanin rozłożył ręce, robiąc krok do przodu. Niemka wtuliła się w niego, przymykając powieki. Poczuła subtelny, morski zapach perfum. Przypominał on jej plażę z poprzewracanymi kamieniami; nocne niebo, przyozdobione milionami gwiazd oraz delikatną bryzę, muskającą policzki. Wszystko to już przeżyła niejednokrotnie. Uwielbiała uciekać pamięcią kilka miesięcy wstecz, gdy obserwując morskie fale, otrzymała najważniejszą w swoim życiu obietnicę.

-Nie masz swoich okularów — zauważył mężczyzna. Spoglądając na twarz Europejki, przypominał sobie wszystkie jej rysy. Zmarszczył brwi, widząc ranę na prawym policzku. - Czegoś mi nie mówisz. Oboje wiemy, do czego jestem zdolny, więc nawet nie próbuj kłamać. - Przycisnął Niemkę bliżej siebie. Słyszał jej spokojny oddech, który ogrzewał jego klatkę piersiową. Nigdy nie pomyślałby, że posiada ona w sobie cokolwiek tak łagodnego.

-Spokojnie, to nic wielkiego — odparła. Uniosła głowę, łapiąc Stany Zjednoczone za dłoń. Położyła ją na swoim policzku, subtelnie go głaszcząc. - Poznajesz ten rodzaj rany? Jestem pewna, że tak. - Zacisnęła palce na nadgarstku mężczyzny. Jej ciało było zawsze ciepłe. Była to przyjemna temperatura, nie parząca, a o dziwo i nielodowata. Niesamowite jak niektóre nasze cechy, diametralnie różnią się od całokształtu osobowości.

-Poczekaj na mnie kilka miesięcy. - Zabrał swoją dłoń, obejmując Niemkę w pasie. - Dostaną zwrot wszystkich wyzwisk, które w nas rzucali. Raz ci to już obiecałem i swoją obietnicę podtrzymuję. - Mówił z uśmiechem na ustach i chęcią zemsty w oczach. Traktował kobietę jako osobę niebywanie mu bliską. Raz była dla niego siostrą, a innym razem kochanką.

-Stany, ja ci wierzę. - Spojrzała na niego z miłością. - Od zawsze wierzyłam i wciąż będę. Jesteś jedyną osobą, która mnie rozumie. Tylko ty potrafisz mi pomóc w każdej sytuacji. - Mocniej się uśmiechnęła, widząc, jak jej słowa trafiają wprost do serca Amerykanina. - Może i kiedyś nas dręczyli, ale przecież to była dla nich zabawa — zauważyła, przypominając dawne wspomnienia. - To było kiedyś, teraz nadeszła nasza tura na ruch.

Mężczyzna skinął głową, na znak aprobaty wobec jej słów. Patrząc po raz pierwszy tego dnia na usta kobiety, nie zawahał się ich dotknąć swymi. Z początku delikatnie muskał wargi Europejki, co zostało odwzajemnione z największą czułością. Finezyjnie i czule. Słabość do siebie towarzyszyła im od dawna. Nigdy nie chcieli jej stracić, bo mimo swojego zabójczego działania, była ona miła i im potrzebna. Działała jak narkotyk — raz skosztowana zapraszała ponownie, a skutki jej działania były unikatowe. Amerykanin przygryzł dolną wargę Republiki Federalnej. Przyzwyczaił się, że nie wywoływało to z jej strony jęku. Rozchyliła usta, pozwalając przerodzić pocałunek w bardziej romantyczny. Czuła, jak jej jama usta zostaje zbadana w każdym swoim zakamarku. Wypchnęła język Stanów Zjednoczonych, odwdzięczając mu się tym samym. Gdy odsunęli się od siebie na kilka milimetrów, czuli na skórze swoje cięższe niż zazwyczaj oddechy. Oboje odczuwali względem siebie rosnącą chęć pożądania w najobszerniejszym tego słowa znaczeniu.

-Jesteś europejskim mocarstwem — odezwał się Amerykanin — Przed chwilą wypowiedziałaś wojnę państwu na drugim końcu kontynentu. Chcesz podbić całą Europę, a następnie ruszyć dalej — zatrzymał się, patrząc na kobietę. - Jesteś jednym z najsurowszych krajów o najzimniejszym sercu. - Splótł ich palce, szukając odpowiednich słów. Spojrzał w jej oczy, które się lekko śmiały. - A jednak coś sprawiło, że ja czuję przy tobie tylko ciepło. Jesteś dla mnie słońcem, którego potrzebuję do życia. Jak to zrobiłaś?

-Może to wszystko dlatego, że jesteś taki sam jak ja? - spytała, po czym pocałowała Stany Zjednoczone w policzek. - Też jesteś potęgą i też chcesz zemsty. To nie moja wina, że jesteśmy ważnymi częściami naszych historii. - Nie chciała, by ktokolwiek uważał ją za twórcę przyszłości świata. Nie miała zamiaru jej tworzyć. Cały jej plan opierał się na ruszeniu odpowiednim pionem w grze, do której została wciągnięta lata wcześniej.

Amerykanin ponownie pocałował kobietę. Wyjął z jej dłoni telefon i schował go do swojej kieszeni. Podniósł Niemkę, trzymając ją pod kolanami. W ułamku sekundy miał na wysokości bioder oplatające go nogi. Na jego karku pojawiło się małe drapnięcie, a wkrótce i kolejne dwa. Nakreśliły one literę N. Mężczyzna delikatnie się uśmiechnął, odsuwając swoje usta. Patrząc na nie, zrozumiał, jak mocno ich kolor przypomina mu barwę krwi. Kojarzył ją z zemstą i cierpieniem, czyli z tym, czego pragnął. Trwoga, niepewność, wyrzuty sumienia. Dokładnie to wyobrażał sobie jako nieodłączną część przyszłości. Zemsta za nieszczęścia doznane w latach młodzieńczych. Choć rany się zagoiły, wspomnienia pozostały. Byli tak blisko siebie, bo łączyło ich prawie wszystko. Wspólnie przeżyli lata i z nie mniejszą lojalnością wobec siebie, przetrwają kolejne wieki. Ich losy poznawać będą dzieci na przyszłych lekcjach historii. W podręcznikach opisani zostaną jako para, która podporządkowała sobie cały świat. A wszystko zaczęło się lata wcześniej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro