[R!K!] Turcja, Niemcy "Mein Sultan"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

«W świecie, gdzie historia lubi się buntować, Imperium Osmańskie ma tytuł mocarstwa. Sułtan włada całym światem, podczas gdy jego państwo zajmuje niecałe osiemset tysięcy kilometrów kwadratowych. W praktyce wciąż funkcjonuje walka o miejsce przy boku władcy. Aczkolwiek w którymś momencie to jego syn przejmie władzę. A wraz z nim jego wybranka...»

·Romantyczne, królewskie uniwersum alternatywne
·Yildiz Tatlybal - Republika Federalna Niemiec,
Ömer Yilmaz - Republika Turcji

≪•◦ ❈ ◦•≫

Imperium Osmańskie, pałac sułtański Topkapı, XXI wiek

Pasza zaśmiał się, zrywając z jabłoni owoc. Podał go kobiecie i przy niej usiadł. Wziął jej dłoń i delikatnie ścisnął. Obserwował jej radosną twarz. Oparł się o konar drzewa. Uwielbiał patrzeć na swoją miłość. Kochał ją całym swoim sercem i tego wobec jej nie ukrywał.

-Paszo? - Kobieta oparła się o jego ramię, obracając jabłko w dłoni. - Skąd wiesz, że nie jest to nasz ostatni dzień spędzony razem? - Ugryzła owoc. Wciąż patrzyła przed siebie. Miała idealny widok na cały pałac i jego okolice. Jedną z jej ulubionych czynności było jego obserwowanie. Poczuła, jak zostaje przytulona. Na jej ramieniu oparta została głowa.

-Owszem, jestem kapudanem - cicho potwierdził. Umieścił swoją dłoń pod podbródkiem Niemki - Mam tytuł zwierzchnika armii. Często jestem na wyprawach i mnie nie widzisz. Wiedz jednak, że jesteś dla mnie wszystkim. - Uniósł głowę kobiety do tyłu. - Nie pozwolę, żeby coś nas rozdzieliło. Nie przejmuj się tym.

-Wierzę ci - odpowiedziała spokojnie. Wzięła drugi gryz jabłka. Gdy powolnie go przełknęła, dodała: - Powinieneś sobie jedno zerwać. Są słodkie.

Czy jednak naprawdę była tak spokojna? Czy czuła się bezpiecznie, patrząc w przyszłość? Bezpieczeństwo jest cenne. Cenniejsze dla większości ludzi są inne wartości. Niektóre drogocenne jak miłość czy szczęście. Znajdują się osoby, które jako cel w życiu stawiają sobie władzę. Samo to słowo wywoływało u Niemki dreszcze. Dla niej oznaczało tylko walkę. Walkę o tron i życie. Nigdy nie mogła się czuć bezpiecznie, mając sześcioro sióstr. Każda ambitna i waleczna. Wszystkie bardziej podobne do rodziców niż ona. Tron niemiecki należał się jej tylko z powodu wieku.

Narastające konflikty między kobietami zmusiły ją do ucieczki. Jako swój nowy dom wybrała Imperium Osmańskie. Sułtan ją znał, a ona znała niego. Zeszła do tytułu niewolnicy, by nie wybijać się w oczy. Planowała pozostać tak do czasu, w którym sytuacja w jej kraju się uspokoi.

O rodzinnych stronach przypominało jej tylko jedno: rozmowy kochanek książąt. W każdym zakątku Europy wyglądały one dla niej identycznie. Kobiety bez pokory opowiadały o wszystkich z pogardą. Zachowywały się nie inaczej.

Dlatego Yildiz z przyjemnością nie zwracała na nie nadmiernej uwagi. Podczas każdego prysznicu we wspólnej łazience, posiłku i zwykłych spacerów trzymała się od nich z daleka. Była zaś blisko zwykłych kobiet: niewolnic i mistrzyń. To z nimi rozmawiała i się bawiła. Razem tańczyły, wyobrażając sobie wielki bal, na którym musiały się pojawić. Śpiewały, jakby były gwiazdami na największych scenach świata. Pochłaniały wiedzę, aby nią zabłysnąć przed ukochanym. Uwijały wianki, żeby wyróżnić się sposób innych pań. Wszystko razem i wspólnie.

W czasie porannym w swoim towarzystwie siedziały na trawie i zwyczajnie rozmawiały. Niemka przysłuchiwała się rozmowom. Sama zaplatała wianek. W mistrzowski sposób używała w nim różnokolorowych tulipanów. Co jakiś czas zerkała przed siebie. Miała nadzieję na zobaczenie Paszy. Chciała, aby ją odwiedził i zabrał na łąkę.

Zatopiona w swoich marzeniach, odłożyła swoje dzieło na bok. Wstała, otrzepując płatki kwiatów ze swojej sukni. Spojrzała w niebo, które przybrało piękny niebieski odcień. Delikatny szum wiatru był jedynym dźwiękiem, który słyszała. Uśmiechnięta, podniosła uprzednio skończony wianek i włożyła go na swoją głowę.

Beztroski czas został przerwany gwałtownym wejściem kilku mężczyzn. Większość z nich była przedstawicielami wojska. Tylko jeden z nich, na oko najstarszy, wyglądał inaczej. Ubrany w tradycyjne tureckie szaty. Z dumną postawą, rozejrzał się po dziedzińcu. Widząc Niemkę, zatrzymał na niej swój wzrok i zrobił kilka kroków w jej stronę.

-Republiko Federalna Niemiec. - Pasza ukłonił się, po czym wyjął z kieszeni małe pudełeczko, jakby szkatułkę. Wykonana ze szkła, wielkości pięści z pozłacanymi krańcami. Mieniła się w słońcu, niegroźnie oślepiając.

Nagłe wejście paszy z kilkoma mundurowymi wzbudziło wszechobecne poruszenie. Kobiety poczęły między sobą szeptać. Niewolnice wraz z mistrzyniami przypatrywały się zainteresowane. Jedynie faworytki młodszych synów Sułtana stały niewzruszone. Stojąc w oddali, podziwiały swoją biżuterię.

Niemka przełknęła ślinę i ukłoniła się przed Paszą. Odsunęła włosy do tyłu. Splotła palce u swych dłoni, delikatnie się trzęsąc. Nie potrafiła ukryć swojego stresu. Nie spodziewała się takiego zakończenia dnia. Nie wiedząc, czego się ma spodziewać, spojrzała kątem oka na faworytki. Sam ich widok ją rozdrażnił. Wyprostowała swoją postawę. Nie miała zamiaru być powodem ich śmiechu. Nawet w najgorszym scenariuszu, odchodziła z uniesioną głową. Lecz wtedy znowu poczuła lęk. Strach przed kolejnymi sekundami i minutami jej życia. Wszystko zostało rozwiane słowami mężczyzny.

-Najstarszy syn naszego Sułtana, Ömer Yilmaz, pragnie cię pojąć za żonę - oznajmił, uchylając wieko. Ukazał się złoty pierścionek zaręczynowy, udekorowany małymi tanzanitami i czarnym opalem. Mienił się na fioletowo, odbijając promienie słoneczne.

Jedna z kobiet z tłumu zaczęła klaskać. Równocześnie z nią robiły to kolejne. Wystarczył ułamek sekundy, by cały plan wypełnił się gromkimi brawami. Dłonie się dotykały w pewien rytm, co rozniosło się po całym pałacu. Nie wszyscy wiedzieli, czemu klaszczą, ale wciąż to robili. Na plac poczęły się zbiegać inne kobiety. Z czystej ciekawości pytały i dowiadywały się o oświadczynach. Jedna z mistrzyń swoim delikatnym głosem wyśpiewała pierwsze słowa piosenki "Derine". Wkrótce dołączyły do niej inne kobiety.

Yildiz osunęła się na trawę, nie tracąc przytomności. Złapała się za głowę i zacisnęła powieki. Wokół niej wytworzyła się bańka. Nie dopuszczała do siebie żadnych słów ze swojego otoczenia. Wszystko stało się jednym dźwiękiem bez konkretnego znaczenia. Otwierając oczy, spojrzała w górę. Patrzyła prosto na słońce, które jej nie oślepiało. Powoli go zasłaniały białe obłoki, które z każdą sekundą się kumulowały. Wkrótce gwiazdy praktycznie nie było widać. Przez chmury przedzierały się jedynie pojedyncze promyki. Całą okolicę spowił cień.

Najgłębsza ciemność panowała w sercu kobiety. Nie chciała przyjąć pierścionka. Kochała Kapudana. To jemu oddała całe swoje serce. Wiedziała, że i on ją kochał. Widziała to w jego oczach i gestach. Lecz co miała zrobić? Nie wypadało jej odmówić najstarszemu synu Sułtana. Nie chciała również oddalić od siebie swojej jedynej miłości.

Ostrożnie wstała i rozejrzała się po placu. Spojrzała na każdą z kobiet z osobna. Na ich twarzach widziała radość. Jednej z nich oświadczył się przyszły sułtan. Cieszyły się z cudzego losu. Służąc, będą się z tego chlubiły, okazując szczery szacunek i miłość. Raptem garstka, wyższych pozycją społeczną kobiet okazywała zazdrość. Niezależnie od decyzji, jaką Niemka by nie podjęła, na zawsze pozostaną one jej wrogami. Nigdy nie będą jej przychylne w żadnej sytuacji.

-Chciałabym rozmawiać z księciem - stanowczo się odezwała, gdy pobieżnie przeanalizowała sytuację. Spojrzała w oczy mężczyzny, które emanowały wiarą. W duchu przeświadczony był o dobrym wyborze Ömera. Nie on jedyny widział w cudzoziemce cenne zalety i świetlaną przyszłość u szczytów władzy.

Pasza skinął głową. Gestem dłoni pokazał Yildiz, aby kierowała się za nim. Spokojnie, aczkolwiek nie powolnie szli w kierunku komnaty księcia. Przechodząc obok Bramy Szczęśliwości, możnowładca przekazał kobiecie pierścionek wraz z pudełeczkiem. Przyjęła go z akceptacją, bez burzliwych emocji.

Wreszcie znaleźli się przed komnatą Ömera. Pełniący tam straż wojskowi wpuścili ją do środka, zamykając za nią drzwi. Pasza stał przy tym uśmiechnięty. Po chwili odwrócił się i odszedł w dal.

-Panie. - Kobieta ukłoniła się, nie patrząc na księcia. - Zostałam obdarzona wielkim zaszczytem, że chcesz mieć mnie u swojego boku, lecz nie jestem pewna czy to najlepsza decyzja. - Stanęła prosto, wpatrując się w podłogę.

Zauważyła cień, który powoli się do niej zbliżał. Mogła łatwo wywnioskować, że należał od do osoby, z którą pragnęła rozmawiać. Jej włosy zostały subtelnie odgarnięte z ramion. Opadły na plecy, sięgając do linii pasa.

-Komu, więc chcesz się oddać przed Bogiem? - spytał, kładąc dłonie na ramionach kobiety. Zjechał nimi do palców, które delikatnie ścisnął.

-Pasze Kapudana spotkałam kilka razy w ciągu ostatnich miesięcy. Niesamowite jak szybko zakochałam się w osobie praktycznie mi obcej. - Szeroko się uśmiechnęła. - Wybacz książę, ale potrzebuję, chociaż tygodnia, by podjąć decyzję.

Ömer uśmiechnął się pod nosem, co szybko zamieniło się w cichy chichot. Wyjął z dłoni Niemki pudełko, a z niego pierścionek. Delikatnie wsunął obrączkę na jej palec, po czym ucałował dłoń. Odsunąwszy się, odłożył pudełko na komodę.

-Panie, ja naprawdę nie mogę tej decyzji podjąć teraz. - Odwróciła się, patrząc wzrokiem pełnym nadzieji na wyrozumiałość. Widząc księcia, zaskoczona dotknęła obrączki i nią poruszyła. Z niej przerzuciła wzrok na mężczyznę i z powrotem.

Podeszła bliżej niego i przytulając się, oparła głowę o klatkę piersiową. Dłonie oplotła wokół jego szyi. Czuła jak zostaje objęta i dociśnięta. Niemka ucałowała policzek Ömera i cicho się zaśmiała. Jej dłoń została podniesiona i ponownie ucałowana.

-Spotkaliśmy się tylko kilka pary, ponieważ musiałem być na prowincji. Wybacz mi, kochana. - Spojrzał w oczy kobiety. Na jej policzku położył swą dłoń. Finezyjnie go pogłaskał.

-Wybaczam, mój najdroższy. - Uśmiechnęła się serdecznie. Zjechała dłońmi na tors mężczyzny. Zacisnęła palce na ubraniu. - Chciałam paszę, a mam syna sułtana - zauważyła, a po chwili dodała - Najstarszego i najprzystojniejszego.

Ömer objął Niemkę w pasie. Z uśmiechem na ustach patrzył w jej oczy. Zbliżył do siebie ich twarze. Finezyjnie pocałował jej usta. Yildiz odwzajemniła pocałunek. Subtelnie, z największą troską.

-Mój Sułtan - powiedziała, gdy się od siebie odsunęli - W przyszłości. I tylko mój - dodała. Turek przytaknął gestem głowy. Jego odpowiedź była oczywista. Od miesięcy zachowywał się w jej otoczeniu jak zahipnotyzowany. Oślepiony przez swoją miłość. Jako kapudan czy przyszły władca czuł wobec niej to samo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro