"To wiele dla mnie znaczy" 🇪🇸x🇵🇱

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pikaxzu

Szli korytarzem w stronę jednej z szesnastu ogromnych sal. Trwali w niezręcznej ciszy, która była następstwem ich kłótni. Obydwoje zbliżali się do swojego celu różnym tempem. Pod koniec drogi zrównali jednak swoje kroki. Chłopak miał już otworzyć drzwi, ale usłyszeli dobrze im znany głos. Wiedzieli, że o tej godzinie tylko nieliczne osoby mogą rozmawiać ze Wspólnotą Europejską. Uchylili lekko i bezszelestnie drzwi, aby wślizgnąć się do środka i schować za jedną z półścianek. Usiedli na ziemi i zaczęli się przysłuchiwać. Początkowo słyszeli tylko Unię, który rzucał najgorszymi obelgami i wyzwiskami w stronę niższego mężczyzny. Zaczął on, wypominał mu wszystkie jego życiowe błędy, ale słychać było, że są one naciągane. Mimo iż przez swoje podejście do życia Hiszpan nie miał najlepszego kontaktu z innymi, państwom zrobiło się go żal. Czekali w tamtym momencie na spełnienie jednego z dwóch scenariuszy. Według pierwszego Królestwo wyśmieje bądź zignoruje te przezwiska i wyjdzie. Druga opcja mówiła jednak o wybuchu emocji chłopaka. Chowająca się dwójka wymieniła porozumiewawcze spojrzenia, czym zgodzili się czekać na dalszy ciąg wydarzeń.

-Wiesz co?! - krzyknął Hiszpania - Ty dobrze wiesz, że ja wcale nie jestem takim luźnym państwem, jak inni mnie widzą! Dobrze wiesz, że to ja postawiłem cię na dobrym gruncie! To ja wylicytowałem ten budżet! To ja sprawiłem, że wszyscy są tam, gdzie są! Ty to wszystko dobrze wiesz! - w każdym zdaniu kładł akcent i podkreślał zaimek "ja". Wspólnota na początku zaniemówił. Z każdym słowem jednak jego dotychczasowa złość zamieniała się w skruszenie. Hiszpan miał rację, oboje dobrze o tym wiedzieli — A zresztą, co mnie to obchodzi! — machnął ręką — Powodzenia w ogarnianiu mojej porcji dokumentów — wyraźnie powiedział z wymuszonym uśmiechem na ustach.

-Nie możesz tego zrobić! — krzyknął niebiesko-żółty, kiedy Królestwo zrobił pierwszy krok w kierunku drzwi wyjściowych. Zatrzymał się jednak i spojrzał na Wspólnotę z obrzydzeniem w oczach. Teatralnie odwrócił się na pięcie, po czym nie zważając na kolejne słowa Europejczyka, wyszedł z pomieszczenia.

Kilka chwil po nim zrobiła to chowająca się dwójka, korzystająca z okazji, iż najwyższa osoba usiadła na swoim miejscu, ukrywając twarz w dłoniach. Po opuszczeniu sali konferencyjnej kobieta zostawiła swojego przyjaciela i podeszła do okna, przy którym zatrzymał się Hiszpania. Stanęła naprzeciw niego i tupnięciem nogi zwróciła na siebie uwagę. Niezadowolenie na twarzy mężczyzny przerodziło się w szczery uśmiech.

-Polonia! — Hiszpan powitał się z kobietą, przyjacielsko ją obejmując — Dawno cię nie widziałem. Mimo upływu czasu ty jednak jesteś wciąż piękna i rozkwitasz każdego dnia jak najpiękniejsza z róż — delikatnie się ukłonił, łapiąc dłoń kobiety i ją całując.

-Witaj, Hiszpanio — odparła lekko zarumieniona Polka, prostując swoją postawę — Widzę i słyszę, że i ty nie zmieniłeś się wiele od naszego ostatniego spotkania — zauważyła, podchodząc bliżej parapet, na którym usiadła.

Powitanie zamieniło się w dwugodzinną rozmowę, której nie sposób było przerwać. Kilka telefonów i wiadomości zostało zignorowanych, jak i inne państwa, próbujące porozmawiać z Rzecząpospolitą bądź Hiszpanią. Konwersję zakończyła wiadomość o zbliżającej się burzy, którą mężczyzna odczytał z widocznym rozczarowaniem. Wyjaśnił Polsce, iż mieszka daleko, przez co zmuszony jest ruszyć w drogę. Przed tym podszedł do kobiety i delikatnie się ukłonił. Wziął jej dłoń i włożył do niej małą karteczkę, patrząc w poziomkowe oczy Polki.

-Nie zapomnij zadzwonić — wyszeptał do ucha biało-czerwonej. Ucałował jej policzek i odszedł, zostawiając zarumienioną Rzeczpospolitą z numerem telefonu do jej dawnego przyjaciela i zarazem odwiecznej miłości.

*★*

-Nie wiem, czemu tak mocno panikujesz — stwierdziła Amerykanka, jedząc popcorn i oglądając serial. Pochłonięta tego treścią, nie zwracała na swoją chodzącą w kółko przyjaciółkę większej uwagi.

-Jak to czemu?! — oburzyła się Polka, zatrzymując się w miejscu — On dał mi swój numer! — przypomniała, podchodząc do wyższej kobiety.

-No i? — spytała, podnosząc głowę i obserwując biało-czerwoną. Niższa kobieta po chwili obserwowania współlokatorki głęboko westchnęła, opadając na kanapę.

-Czego ja od ciebie oczekiwałam? Przecież ty się nigdy nie zakochałaś — przypomniała sobie, kładąc głowę na swoich kolanach.

-A ty owszem i zrobiłaś to lata temu — dodała Stany Zjednoczone, sięgając po pilot — Dobrze, że umarłeś. To za zabicie tego Davida, Marleya, Petera, czy jak tam mu było — wymamrotała w stronę lecących napisów końcowych — Chcesz coś obejrzeć? — spytała Rzeczpospolitą, która pokiwała przecząco głową — No to lecimy z kolejnym serialem sensacyjnym — wyszeptała uśmiechnięta, włączając pierwszy odcinek — A ty weź, zadzwoń do tego Hiszpana.

-Zadzwonić? — spytała zdziwiona Polka — Przecież może teraz spać albo jest zajęty — dostrzegła, patrząc na kwiaty stojące na parapecie.

-No a po co dał ci swój numer? — zapytała Amerykanka — Chyba nie po to, żebyś się patrzyła dzień i noc na tę kartkę — przewróciła oczami.

-Chyba masz rację — stwierdziła, wstając z kanapy i podchodząc do parapetu, na którym leżał jej telefon.

-Nie chyba, a na pewno — poprawiła przyjaciółkę, przewijając kilkanaście minut odcinka — Ej no! Nie mówcie, że ten serial taki słaby jest!

Polka wzięła komórkę, a następnie wyjęła z kieszeni małą karteczkę. Kierując się w stronę swojego pokoju, zaczęła spisywać numer. Usiadłszy na łóżku, kliknęła zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha. Po dwóch sygnałach usłyszała charakterystyczny głos Hiszpana, którego słuchała przez kilka następnych godzin. Znów ich rozmowa niesamowicie cię wydłużyła. Wystarczyło im to jednak na odrobienie raptem dwóch lat ich rozłąki.

-Nie widziałem cię dekadę, ale odczuwałem to jako lat trzydzieści minimum — stwierdził Królestwo, obserwując papiery leżące na jego biurku. Kobieta cicho się zaśmiała, potwierdzając jego słowa.

-A tak a ogóle, to co teraz robisz? — spytała Polska, bawiąc się swoimi włosami.

-Wypełniałem dokumenty, ale zadzwoniłaś — odpowiedział Królestwo, wyłączając zaktualizowany laptop.

-Bardzo przepraszam! Nie powinnam dzwonić! Nie wiedziałam… — ostatnie wyrażeniem wyszeptała prędzej do siebie, niżeli jej rozmówcy.

-Nie masz za co — odparł uśmiechnięty — Dla ciebie od dzisiaj czas będę miał o każdej porze dnia i nocy — uśmiechnął się, przerzucając wzrok na miejski krajobraz jego rodzinnego miasta — Jutro zabieram cię na kawę, wiadomością wyślę ci miejsce i czas. Nie przyjmuję odmowy — stwierdził stanowczo. «Chciałbym, żeby to była randka, lecz dopiero co znów się widzieliśmy. To trochę za wcześnie na takie kroki» zauważył w myślach lekko smutny.

-Dobrze — odpowiedziała Polka, dobrze znając jej dawnego przyjaciela — Przecież wiem, że nawet jakbym się nie pojawiła na miejscu to ty i tak jakimś cudem znajdziesz moje miejsce zamieszkania i wyciągniesz mnie z domu — zachichotała, opadając na łóżko.

-Dobrze mnie znasz — zaśmiał się mężczyzna, kładąc łokcie na blacie biurka — I dzięki, że zadzwoniłaś, to wiele dla mnie znaczy — zmienił temat, niezauważalnie rumieniąc kobietę. «Znaczy wiele, bo ty jesteś dla mnie wszystkimi» dodał w myślach.

=======================================
W najbliższym czasie powinnam żyć w tej książce

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro