Rozdział 16 - Don Juan

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— A to kto? — zapytała Françoise, wcielając się od razu w kolejną postać.

Przebywała z królem w jego komnacie od wielu godzin i nie zamierzała opuszczać jej aż do białego rana. Każdy, kto uważał ją jednak za królewską nałożnicę, szybko by się zdziwił, gdyby miał okazję podejrzeć, jak wyglądały ich wspólne noce. Czas upływał im głównie na przeróżnych zabawach (tym razem grali w kalambury) i długich rozmowach ciągnących się do świtu. W trakcie tych kilku miesięcy poruszyli chyba już wszystkie istniejące tematy i nie mieli przed sobą większych tajemnic.

Rozpoczynali na ogół od wspólnej wieczerzy, podczas której władca zdawał się być wyczerpany przez miniony dzień. Szybko jednak ulegało to zmianie i po długim masażu barków, kilku żartach rzuconych przez brunetkę i gorących pocałunkach, okazywało się, że był to dopiero początek nocy. Mimo że nie gościła w jego łożu, potrafiła zachować jego uwagę i nie dać o sobie zapomnieć.

— No kto? — zaśmiała się zniecierpliwiona. — Chyba nie zamierzasz się poddać?

Król zagryzł wargi, przyglądając się w skupieniu guwernantce. Od czasu do czasu poprawiała swoją suknię, mizdrzyła się przed lustrem i wyciągała głowę, jakby kogoś intensywnie poszukiwała. Potem poruszała się z przesadną gracją po jego komnacie, patrząc na niego spode łba i uśmiechając się zawadiacko.

— Henriette?

— No gdzie Henriette! — zawołała rozbawiona. — Patrz uważniej!

Louis zamyślił się głęboko, aż w końcu wypalił nagle:

— Markiza de Montespan?

— A kto inny chodzi w taki sposób? Tylko Madame de Montespan! W szczególności, gdy zaczyna tracić twoją uwagę, panie. Jej biodra latają wtedy na wszystkie strony świata!

Król zaśmiał się szczerze, nie mogąc uwierzyć, że Françoise zupełnie znikąd zaczęła parodiować przed nim jego własne kochanki. Nie zauważył wcześniej, jak śmiesznie wyglądały, gdy rywalizowały o jego względy.

— Usiądź, teraz moja kolej. Pokażę ci, jak powinno się grać w kalambury... Ale mnie nie rozśmieszaj!

Kobieta od razu spojrzała na niego w taki sposób, że nie był w stanie osiągnąć stanu pełnej powagi i wcielić się w jedną z osób przebywających na jego dworze. Odchrząknął, prychnął jeszcze raz i ponownie zebrał się w sobie. Skrzyżował ramiona za plecami i spacerował po pomieszczeniu, czujnie się wszystkiemu przyglądając. Wodził palcem po wszystkich powierzchniach, by skontrolować ich stan czystości, zapukał w drewno, żeby usłyszeć jego dźwięk, sięgnął nawet po nocnik i zajrzał do niego ostrożnie, na co Françoise wybuchła śmiechem.

— To albo Bontemps — twój pokojowy albo twoja matka. Innego wyjścia nie ma.

Louis parsknął cicho, ale szybko powrócił do roli.

— Strzelam, że Bontemps.

Nieznacznie skinął głową z uznaniem, na co guwernantka szybko poderwała się z miejsca i ucałowała go w wesołym uniesieniu. Przyciągnął ją natychmiast, by pogłębić pocałunek, ale wkrótce został niemal siłą ponownie posadzony przy stole. Zabawa trwała bowiem dalej.

— Jak zgadnę za pierwszym razem, to zastrzegam sobie prawo do długiego i bardzo namiętnego buziaka.

Françoise popatrzyła na niego uwodzicielsko i uniosła powoli kąciki ust. Miał ochotę do niej podbiec, wziąć ją w ramiona i nie opuszczać ich do końca świata. Wyglądała pięknie w subtelnej różowej sukni z odsłoniętymi ramionami, którą sam jej podarował i w delikatnym upięciu, które pozwalało jednak jej długim włosom opadać na piersi i plecy. Zauważył nawet, że jej policzki pokrywał róż, a zatem tej nocy postarała się bardziej niż zwykle. Zarumieniła się jeszcze bardziej na jego propozycję.

— Kto dał ci, panie, takie prawo? — flirtowała.

Jako utalentowana aktorka nie potrzebowała dużo czasu, by stać się w ułamku sekundy inną osobą i zupełnie zapomnieć o ich zalotach. A przynajmniej nie zdradzał tego wyraz jej twarzy. Wkrótce stała już przed wielkim lustrem i przyglądała się sobie uważnie z każdej strony, szczególnie często poprawiając włosy. Szybko zauważyła kątem oka niedbale rzucony różaniec. Chwyciła go zręcznie między palce, lecz nie zaczęła się na nim modlić. Złamała zasady gry, odzywając się podekscytowanym głosem:

— Diamentowe, a skromne!

Król prawie spadł z krzesła ze śmiechu. Niemal się dusząc, zdołał wydukać, że przecież nie tak się umawiali i gdyby mógł się odezwać, na pewno by sobie poradził lepiej. Ocierając łzy, wydusił jedynie:

— Philippe. Mój brat, Philippe.

Postanowił nie tracić ani chwili i czym prędzej odebrać zasłużoną nagrodę. Françoise obserwowała, jak zmierzał w jej stronę. Jego wyjątkowo napięte ruchy, ogniste spojrzenie i osobliwe szaleństwo malujące się na twarzy, zdradzały już wszystko. Gdyby tylko odeszła od niego na krok, z całą pewnością rzuciłby się na nią jak drapieżnik polujący na gazelę wśród gęstych traw sawanny. Jeśli znajdowałaby się na najwyższym szczycie świata, wdrapałby się na niego. Jeśli za szerokim brzegiem rzeki, przeskoczyłby go. Jeśli setki kilometrów dalej, choćby w baśniowej krainie, której pilnowałby smok, doszedłby tam na piechotę, a potwór odleciałby na wielkich skrzydłach po ujrzeniu jego wielkiego pragnienia zbliżenia się do niej.

Wkrótce jego drżące dłonie ściskały już jej talię. Jego usta przesuwały się po jej szyi coraz niżej, podczas gdy przyciskał jej ciało do swojego. Za chwilę wędrowały już po nagich ramionach i wracały z powrotem do jej warg, by złożyć na nich długi pocałunek. Tak długi, że zabrakło im tchu, ale Louis nie pozwolił go przerwać. Zezwolił na to dopiero, kiedy przywarł do niej tak mocno, że poczuła absolutnie każdy mięsień jego ciała, mimo że byli przecież całkowicie ubrani. Wydała z siebie ciche westchnięcie, co tylko spowodowało kolejną lawinę pocałunków i jeszcze mocniejsze napieranie na nią przez jego klatkę piersiową i krocze.

— Madame, czy zamierzasz mnie zwodzić do końca życia? — szepnął do jej ucha.

Wplotła palce w jego rudawe włosy i spojrzała mu głęboko w oczy. Oddychała ciężko, sama nie mogąc opanować własnego rosnącego pragnienia.

— Jeśli zajdzie taka potrzeba, Sire, będę cię zwodzić do końca świata i jeden dzień dłużej.

Wpiła się w jego usta, przyciągając go jeszcze bliżej. Nie miała pojęcia, w którym momencie uniosła nogę i oparła ją na jego biodrze, na co natychmiast zareagował, biorąc ją na ręce. Zanim się obejrzała, siedziała już na skrawku stołu, na którym akurat nie stała wieczerza. Wciąż bezwiednie ściskając go udami, wyrwała się z jego objęć i sięgnęła po stojące nieopodal wino. Podwinęła suknię do połowy uda, po czym zaczęła pić, nie spuszczając z niego oczu. Patrzyła na niego tak wyzywająco i intensywnie, jak tylko było to możliwe. Louis nie wiedział zatem, czy powinien utkwić spojrzenie w jej odsłoniętej skórze, czy w tym tak bardzo pociągającym wyrazie twarzy. Bez słowa podała mu kieliszek, który przechylił jednym ruchem, odstawił niedbale i począł znów ją całować, nie zdążywszy jeszcze wszystkiego przełknąć. Na jego wargach czuła bardzo wyraźnie posmak najlepszego, godnego samego króla wina.

— Nie zdołam się pani oprzeć.

Nagle jego pocałunki stały się wyjątkowo natarczywe i nieznoszące sprzeciwu. Nie ograniczały się jedynie do ramion i szyi, lecz atakowały również jej dekolt, zagłębiając się w niego coraz niebezpieczniej. W tym samym czasie jego palce sunęły po odsłoniętym udzie, zadzierając suknię jeszcze wyżej.

— Sire... — wyjęczała, starając się go odsunąć. — Jeszcze nie teraz...

Chwyciła stanowczo jego dłoń i zrzuciła ją ze swojej nogi. Następnie usiłowała oderwać go od swojej piersi, lecz na próżno. Władca nie miał zamiaru odpuścić. Im bardziej próbowała przerwać to błędne koło pożądania, tym mocniej się buntował. Oddałaby wszystko, by faktycznie doszło do czegoś więcej, ale to ona miała to zainicjować.

— Panie, proszę przestań...

Król dalej napierał ustami, rozwiązując jej gorset. Dokładał wszelkich starań, by czym prędzej pozbyć się jej sukni i móc w końcu posiąść kobietę, o której marzył już stanowczo zbyt długo. Stał się głuchy na jej wołania i ślepy na jej próby wyszarpania się z mocnego uścisku. Prędko zdjął górną część swojej garderoby. Gdy tylko koszula przestała ściskać jego szyję, wziął głęboki oddech i począł znów, tym razem ze znacznie większym sukcesem, dobierać się do jej piersi.

Françoise chciała Louisa tak samo, jak on pragnął jej, ale to ona miała wybrać moment i zadecydować o tym samodzielnie. Spodziewała się jakiegoś niekontrolowanego wybuchu pożądania, lecz to, co właśnie robił, przechodziło jej najśmielsze oczekiwania. Nie znosiła tego poczucia braku sprawczości, odbierania jej decyzyjności. Gdyby zachowywał się w nieco subtelniejszy sposób, być może nawet błagał ją na kolanach, aby zechciała mu się oddać, wylądowali by natychmiast w jego łożu. Jednak reagował wyjątkowo agresywnie i musiała dać mu lekcję pokory. Dlatego też, mimo że oddałaby wszystko, by zatracić się w pożądaniu, postanowiła za wszelką cenę zakończyć ten akt, który wyrwał się spod jej władzy.

Ponownie przejęła inicjatywę, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku. Wygięła się w nim jednak z całej siły do tyłu, żeby sięgnąć po przedmiot, który miał jej pozwolić znów znaleźć się na dominującej pozycji. Król zdawał się już bowiem nie zwracać uwagi na nic i na nikogo. Jego palce powędrowały w stronę spodni, które zamierzał czym prędzej zdjąć.

Wtem poczuł, że coś wciskało się w jego krocze. Przerwał pocałunki i z przerażeniem odkrył przyczynę tego dyskomfortu w tak intymnym miejscu. I nie było to bynajmniej to, co pragnąłby tam poczuć.

— Dlaczego przestałeś? Byłeś, panie, taki chętny.

Guwernantka trzymała w ręku nożyk do owoców i patrzyła na niego triumfalnie, gdy spojrzał na dół. Kobieta przycisnęła go mocniej, na co syknął, bojąc się, że naprawdę zamierza go nim zranić.

— Następnym razem go odetnę — wyszeptała. — Wierzę jednak, że nigdy więcej nie odważysz się mnie dotknąć, gdy ci tego wyraźnie zabronię.

Odłożyła potencjalne narzędzie zbrodni w taki sposób, by ostrze złowrogo zabrzęczało. Poprawiła górną część swojej sukni, zakrywając tym samym piersi i sięgnęła po kielich z winem.

Ona jedna wiedziała, jak wielką miała ochotę znaleźć się z nim w łożu i dokończyć to, co zaczęło się na stole. Bała się jednak, czy jej pozycja była już na tyle silna, by zatrzymać Louisa przy sobie na wypadek, gdyby Marie Thérèse wyrzuciła ją ze swojego dworu z powodu jej ewentualnego zajścia w ciążę z jej własnym mężem. Zaszła już zdecydowanie za daleko, by ryzykować dla chwili przyjemności.

Zaczęła wodzić opuszkami palców po jego klatce piersiowej, oddychając głęboko i zagryzając wargi. Uśmiechnęła się, widząc szczery wyraz zmartwienia na jego twarzy.

— Czy mogę liczyć na pani przebaczenie, Madame?

Przyciągnęła władcę bliżej i sama zaczęła składać lawinę pocałunków na jego piersi. Głaskała go przy tym delikatnie, by ponownie rozluźnić atmosferę. Miał ogromne szczęście, że naprawdę go pragnęła.

— Zastanowię się, Sire — zaśmiała się. — Gdybym tylko miała pewność, że zbliżenie nie zakończy się poczęciem, nie dałabym ci spokoju przez całą noc.

Ujął jej dłoń, a następnie pogłaskał ją nieśmiało. Ucałował po kolei wszystkie jej palce i ponownie przeprosiwszy ją za swoje zachowanie oraz obiecawszy, że nigdy nie dojdzie do tego ponownie, poprosił ją, aby została do samego rana mimo tej nieprzyjemnej sytuacji.

— Możesz być pewna, że nie pozwoliłbym cię odesłać z Wersalu. Nikt nie ma takiej mocy, by wyrwać cię z moich ramion, nie teraz, gdy cię już odnalazłem.

— Dlaczego miałabym panu ufać, jest pan w końcu prawdziwym Don Juanem, czyż nie? — zażartowała, łącząc swoje dłonie za jego szyją. — Pan Molière otrzymał stanowczo zbyt dużą krytykę za to dzieło. Nie podoba mi się to, że zabroniłeś mu wystawiać jakiekolwiek sztuki. Artyści nie zasługują na potępienie za uprawianie swojego rzemiosła, póki nie krytykują oczywiście mojego króla... Ale czy ktokolwiek by się odważył? Bardzo, ale to bardzo uszczęśliwiłoby mnie, gdybyś dał mu jeszcze jedną szansę.

— Skoro tylko pragnie tego tak utalentowana aktorka jak pani, Molière może powrócić na dwór ze swoimi komediami. Nie zgodzę się jednak na wystawianie Don Juana.

— Nie ośmieliłabym się ciebie o to prosić, panie — odparła, po czym uśmiechnęła się promiennie i złożyła pocałunek na jego ustach. — Mimo że mi się podobał... Tylko pan mi się znacznie bardziej podoba od Don Juana, Sire.

Louis wziął ją ostrożnie na ręce i zaniósł do swojego łoża. Niebawem leżeli już razem, wtuleni ciasno w swoje ciała. Król gładził jej włosy, pozbywszy się jedynie kilku ozdobnych spinek, które układały je w skromnym upięciu.

— Zdradzę ci, że mi również przypadł do gustu, ale nie powtarzaj tego nikomu — wyszeptał, całując jej gładkie czarne pukle. — Pan Molière wyprzedza jednak zbyt mocno swoje czasy, by mógł cieszyć się uznaniem ze strony opinii publicznej.

— Zabiorę ze sobą ten sekret do grobu... Zechcesz mi pomóc z moją suknią? Nie będę przecież spać w gorsecie.

Kilka minut później Françoise miała już na sobie jedynie znacznie wygodniejszą koszulę. Ułożyła wygodnie głowę na nagiej piersi Louisa, której nie miała okazji jeszcze głaskać przed tym pamiętnym wieczorem. Czując ciepło jego ciała, bicie jego serca i jego spokojny, miarowy oddech, emocje opadły już zupełnie. Całowała jego tors, spoglądając głęboko w jego roześmiane oczy.

Pragnął jej od dawna. Dzięki temu, że jasno postawiła granicę, zaczął ją naprawdę szanować. I... przynajmniej takie miała wrażenie, słuchać z wielką uwagą tego, co miała do powiedzenia.

Tak, Król Słońce niebawem miał sam zabiegać o to, by dzieliła się z nim swoimi przemyśleniami. Na wszystkie tematy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro