11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie do wiary, że zaledwie kilka tygodni temu moim największym marzeniem było posiadanie chłopaka, a teraz kiedy go miałam, nie byłam taka pewna, czy dokładnie tego chciałam. Nie zrozumcie mnie źle – Tomek był cudowny i nie mogłabym wyobrazić sobie lepszego partnera – ale cała ta otoczka związana z byciem w związku wydawała się niezwykle męcząca. A może to tylko ja robiłam z igły widły? No, ale przy moim jakże wysokim prawdopodobieństwie napotkania wszelakich nieszczęść, starałam się o wszystko dwa raz bardziej. I właśnie chyba ta chęć unikania jakichkolwiek wpadek, sprawiała, że czułam się niezwykle wykończona. A nawet jeszcze nie dotarliśmy na miejsce spotkania.

Od czasu aresztowania nie widziałam się niestety z Tomkiem, bo miał dużo pracy i zobowiązań rodzinnych. Dzisiaj natomiast przypadała impreza firmowa, na którą mnie zaprosił. Może to głupie, ale czułam wielką presję związaną z tym wyjściem. Zwłaszcza że moja idealna kiecka została podarta w strzępy i dodatkowo przyczyniła się do ponownego zakucia mnie w kajdanki. Po tamtym zdarzeniu nie miałam ochoty na kolejne zakupy, więc byłam zdana na łaskę mojej dotychczasowej garderoby, która niestety, jak na mój gust, nie zawierała niczego, co nadawałoby się na taką okazję. Gdyby to była zwykła randka, pewnie bym się aż tak nie przejmowała. Przerażał mnie jednak fakt, że zostanę przedstawiona ludziom, z którymi Tomek na co dzień pracował. Nie chciałam przy nich wyjść na głupią, źle ubraną blondi, która nie ma kompletnie pojęcia, czym zajmuje się jej facet. A że właśnie taka byłam, musiałam stwarzać chociaż pozory. A o nie nie było łatwo bez odpowiedniego ciuchu, który dodałby mi pewności siebie.

Przeciętna dwudziestolatka w takiej sytuacji pożyczyłaby jakąś kreację od swojej najlepszej przyjaciółki. W moim przypadku było to jednak wyjście bardzo wątpliwe. Ze względu na sporą różnicę wzrostu Tyśka i ja niestety nie mogłyśmy się wymieniać większością swoich ubrań. To, co ona miała za miniówkę, mnie kończyło się zazwyczaj poniżej kolan. A to co na mnie pod względem długości wyglądało sexy, Tyśce ledwo zakrywało tyłek i wyglądała jak tania zdzira. Tak że w tym wypadku przyjaciółka mnie nie poratuje.

Po jakichś dwóch godzinach spędzonych przed szafą, zdecydowałam się na granatową tiulową spódnicę z wyszywanymi kwiatami oraz elegancką bluzkę w kolorze liliowym. Do tego również granatowe szpilki, lekki makijaż i lekko pofalowane włosy, które, o dziwo, wyglądały całkiem przyzwoicie. Nie byłam w stu procentach przekonana do tego zestawu, ale nic innego nie wydawało się ani odrobinę lepsze. Miałam tylko nadzieję, że nie była to jakaś firma pełna bogaczy z żonami wystrojonymi jak milion dolarów w kiecki, za które zapłaciły coś koło tej kwoty.

– Skarbie, przestań się przejmować – oznajmił ze śmiechem Tomek, kiedy po raz chyba piąty w ciągu minuty wyciągnęłam z torebki lusterko i się w nim przejrzałam. – Wyglądasz olśniewająco.

Nie byłam pewna, czy to tylko pusty komplement, mający sprawić, że się wreszcie uspokoję, czy rzeczywiście tak sądził, ale postanowiłam uwierzyć w jego słowa i się nieco odprężyć. Poza tym kiedy się denerwowałam, zawsze zaczynałam gadać bez sensu albo robiłam inne głupie rzeczy, które okazywały się dla mnie zgubne w skutkach. Dlatego też musiałam się opanować, zanim dotrzemy na miejsce, bo jak nie, to zaprzepaszczę swoją godność, reputację Tomka i nasz kiełkujący związek.

Chociaż tak właściwie nadal nie wiedziałam, na jakim etapie znajdowała się nasza relacja. Chciałam porozmawiać o tym osobiście, a że do tej pory nie miałam ku temu okazji, wciąż żyłam w niepewności. Jasne, mogłam spytać o to teraz, ale nie chciałam psuć tego wieczoru być może niepotrzebną kłótnią. Postanowiłam więc, że zagaję ten temat w drodze powrotnej. Jeśli coś pójdzie nie tak, rozejdziemy się do swoich domów i będziemy mieli czas, aby przemyśleć wszystko na spokojnie. Udawanie szczęśliwej pary wśród obcych ludzi byłby zbyt męczące i niezręczne.

– Jesteśmy na miejscu – ogłosił Tomek, kiedy samochód zatrzymał się przed budynkiem, w którym znajdował się chyba jakiś klub.

Cóż, nie do końca tego się spodziewałam. Stawiałam raczej na jakąś wykwintną restaurację czy coś w tym stylu. Może jednak moje założenie co do charakteru firmy i jej pracowników było nieco mylne? Albo po prostu wielkie korporacje też od czasu do czasu lubią się zabawić przy barze.

– Nie denerwuj się tak – poprosił Tomek, pomagając mi wysiąść z samochodu. – Ci ludzie nie gryzą.

To się jeszcze okaże. Z doświadczenia wiedziałam, że ci, którzy z wyglądu wydają się mili, przy bliższym poznaniu wcale tacy nie są. Na przykład taki Janicki – niby posterunkowy ciacho, ale jak coś powie, to krew mi się w żyłach gotuje.

– No dobrze – mruknęłam, wygładzając poły spódnicy. – Chodźmy.

Tomek wziął mnie pod rękę i ruszyliśmy do wejścia. Na drzwiach zauważyłam informację, że na dzisiejszy wieczór lokal został zarezerwowany. Oznaczało to, że w środku będą tylko współpracownicy mojego chłopaka i ich partnerzy. Cóż, obawiałam się, że będzie to działało na moją niekorzyść. Gdyby byli tam też klienci z zewnątrz, w razie jakiejś wtopy, łatwiej byłoby mi się wmieszać w tłum. A tak to zostaje mi tylko ucieczka przez okno w toalecie. O ile tam w ogóle będzie jakieś okno.

Lokal był niebyt duży, więc nawet niewielka ilość osób sprawiała, że miało się wrażenie tłoku. Takie spore nagromadzenie obcych twarzy na małym metrażu sprawiła, że poczułam się odrobinę nieswojo. Z reguły nie byłam nieśmiała czy wstydliwa, ale jeszcze nigdy nie byłam w sytuacji, kiedy miałam poznać znajomych mojego chłopaka. To pewnie dlatego, że nigdy nie miałam chłopaka. Ale to już inna bajka. Teraz musiałam się skupić na tym, aby nie zrobić z siebie pośmiewiska, co, patrząc na moje ostatnie przygody, stało się moim znakiem rozpoznawczym.

Przyglądałam się mijanym mnie ludziom, chociaż na mnie prawie nikt nie zwracał uwagi. Ku mojemu zaskoczeniu, goście mieścili się w dość szerokim przedziale wiekowym. Mając przed oczami firmę informatyczną, spodziewałam się raczej średniej wieku około trzydziestki. Tymczasem była ona chyba jednak bliższa dekadzie wyżej. Wszyscy wydawali się dobrze znać siebie nawzajem, o czym świadczyły ożywione dyskusje i dużo śmiechów. Cóż, najwyraźniej to całkiem zgrana ekipa, która znała się od lat. Z tego, co kojarzyłam, Tomek pracował dopiero od niedawna, nie było się więc czemu dziwić, że nikt nas nie zaczepiał i nie witał z otwartymi ramionami.

A przynajmniej do pewnego momentu.

– Tomek, jesteś! – zawołał jakiś znacznie starszy od nas facet. – Już myślałem, że się nie zjawisz.

Mój towarzysz odpowiedział coś zdawkowo, po czym panowie wymielili jeszcze kilka krótkich zdań. Dopiero po chwili, mężczyzna zauważył, że stoję z boku. Przywołałam na twarz uśmiech pod hasłem „miła dziewczyna z sąsiedztwa, którą wszyscy lubią". Może się na to nabierze.

– O, nie wiedziałem, że kogoś przyprowadzisz – zagadnął, również się do mnie uśmiechając.

– A tak, to jest Zuza – przedstawił mnie Tomek, obejmując mnie czule ramieniem. – Zuza, to jest Andrzej, mój bezpośredni przełożony.

– Miło mi poznać – powiedziałam, podając mu dłoń i starając się ukryć lekkie rozczarowanie spowodowane faktem, że nie zostałam zaprezentowana jako dziewczyna. No cóż, najwyraźniej nadal tkwiłam w statusie nieokreślonym.

– Zuza, tak? – spytał nieco podejrzliwie Andrzej. – Wydawało mi się, że ostatnio mówiłeś coś o jakiejś Soni.

Na dźwięk tego imienia, aż mnie zmroziło. To już kolejny raz, kiedy ta laska pojawiała się na horyzoncie i nie będę ukrywać, że mi się to nie podobało. Coś zdecydowanie było na rzeczy i miałam niepokojące przeczucie, że nie powinnam tego ignorować. Musiałam zawalczyć o swoje.

Spojrzałam na Tomka, ciekawa jego odpowiedzi na ten komentarz, który stawiał go w dość kłopotliwej sytuacji. Zaśmiał się nerwowo, co tylko podsyciło moje przypuszczenia, że ta dziewczyna nie była mu obojętna.

– To tylko koleżanka ze studiów – zapewnił, mocniej mnie do siebie przytulając. – Chyba się we mnie zadłużyła, a ja nie bardzo wiem, jak ją spławić.

Aha. Czyli moje przeczucia nie były wyssane z palca. Szkoda tylko, że nie wspomniał o tym wcześniej. Wiedziałam, że nie byliśmy jeszcze na takim etapie, aby zwierzać się sobie z absolutnie wszystkiego, ale takie rzeczy wolałabym jednak wiedzieć. Wątpiłam w to, aby ta cała Sonia okazała się jakąś trudną przeciwniczką – skoro nie udało jej się poderwać Tomka, kiedy był w Krakowie, to wielce wątpliwe, że uda jej się teraz – ale mimo wszystko lepiej znać swojego wroga. Albo przynajmniej zdawać sobie sprawę z jego istnienia.

– Trzeba było jej powiedzieć, że się z kimś spotykasz – wypaliłam z naburmuszoną miną, zanim zdążyłam się porządnie zastanowić.

Chociaż z drugiej strony nie było w tym nic niewłaściwego. Chodziliśmy na randki od prawie miesiąca, a to chyba o czymś jednak świadczy, nie? I ta pańcia powinna zdawać sobie sprawę z tego, że już straciła swoją szansę, i przestać robić z siebie słodką idiotkę. To doprawdy żałosne.

– Jak zadzwoni następnym razem, to jej to powiem – zapewnił Tomek, całując mnie w policzek, zapewne w geście uspokojenia.

Tylko że ja wcale nie chciałam dać się udobruchać. Większość z was pewnie stwierdziłaby, że to nic takiego i nie ma się o co obrażać, ale nie mogłam nic poradzić na to, że byłam na tym punkcie nieco przewrażliwiona. Tyle razy nie wychodziło mi z facetami, że teraz, wyczuwając najmniejsze zagrożenie, popadałam w paranoję. Ale ja po prostu chciałam, aby w końcu wszystko się udało. I to bez zbędnych dramatów. I do tej pory czułam, że z Tomkiem tak właśnie mogłoby być. Ale nie. Jakaś Sonia musiała się wtranżolić w moje życie, które zaczynało być prawie idealne.

– Następnym razem, jak zadzwoni, to ją zignoruj – odparłam, nadal obrażona.

Wątpiłam, żeby zrozumiała coś tak subtelnego jak celowe nieodbieranie telefonów, ale może da to jej jednak do myślenia i weźmie na wstrzymanie. Po tym, co przeszłam w ostatnim czasie, użeranie się z jakaś namolną laską, która nie rozumiała subtelnych aluzji, nie było moim szczytem marzeń.

– Czyżbyś była zazdrosna? – spytał Tomek z cwanym uśmieszkiem, który miałam mu ochotę zmazać z tej cholernie przystojnej twarzy.

– A ty byś nie był, gdyby do mnie dobijał się jakiś napalony kolega ze studiów?

Kiedy już wybrzmiało to pytanie, zdałam sobie sprawę, że chyba nie chciałam poznać na nie odpowiedzi. Bałam się, że mogłaby być ona przecząca. Może Tomkowi wcale nie zależało na mnie tak bardzo, jak mnie na nim? To była naprawdę przerażająca myśl, ale nie mogłam wyeliminować ewentualności, że mogłaby być ona prawdziwa. Chociaż jak dotąd wszystko przemawiało za tym, że oboje dążyliśmy do tego samego statusu naszego związku, męska psychika była dla mnie czarną magią i nigdy nie byłam pewna, czego mogę się spodziewać. I tak też było teraz. Wstrzymałam na chwilę oddech, w oczekiwaniu na to, co usłyszę.

– Skarbie, czy musimy o tym teraz rozmawiać? – spytał zrezygnowany, a mnie się to naprawdę nie spodobało. – Przyszliśmy się tutaj dobrze bawić, a nie dyskutować o jakiejś dziewczynie, która, owszem, ma do mnie słabość, ale zupełnie mnie nie interesuje. Bo to ty mnie interesujesz – ostatnie zdanie wyszeptał mi prosto do ucha, a mnie od razu zrobiło się cieplej, jak zwykle kiedy był tak blisko mnie.

Gdy zbliżył swoje usta do moich, kompletnie zapomniałam, o czym jeszcze kilka sekund temu dyskutowaliśmy. Pocałunek nie był zbyt zachłanny, ale bardzo czuły. To jednak wystarczyło, abym odpłynęła gdzieś daleko. Wszystko wokół nas przestało istnieć. Otaczający nas ludzie, obawy związane z Sonią, niedokończona rozmowa. Zniknęło. Tak właśnie działał na mnie Tomek.

– Może się czegoś napijemy? – zaproponował, kiedy już się ode mnie oderwał.

Najwyraźniej uznał naszą wcześniejszą wymianę zdań za zakończoną. Osobiście wolałabym omówić kilka niepokojących mnie kwestii, ale uznałam, że może to poczekać. Ten wieczór rzeczywiście miał być dla nas relaksem i nie chciałam tego psuć z powodu mojego przewrażliwienia.

Andrzej już się gdzieś stracił, zapewne nie chcąc uczestniczyć w naszej sprzeczce, więc po prostu udaliśmy się do baru, gdzie Tomek zamówił nam drinki. Potem ruszyliśmy w stronę jednego z wolnych boksów. Mijając dość spory tłum ludzi, zauważyłam kilka twarzy, które wydawały mi się znajome, ale za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Może po prostu przez te emocje już wszystko mi się mieszało.

Siedzieliśmy przez chwilę sami, opowiadając sobie, co się u nas działo w czasie, kiedy się nie widzieliśmy. Pominęłam oczywiście historię z aresztowaniem. Miałam kiedyś zamiar zwierzyć się ze swojej przypadkowej próby kradzieży samochodu policjanta, ale jakoś się tak złożyło, że ostatecznie nie nawiązałam do tego tematu. Zapewne kiedyś jeszcze mu o tym opowiem, ale obecnie nie była to chyba najlepsza chwila. Jak będziemy sami, może będę czuła mniej upokorzenia, przyznając się do zdarcia z prawem. I to de facto trzy razy.

– Nie masz tu chyba zbyt wielu znajomych – zagadnęłam, kiedy w przeciągu pół godziny nikt do nas nie podszedł, aby się przywitać.

– Cóż, pracuję w takim dziale, gdzie nie mam zbyt wielkiego kontaktu z innymi pracownikami – wyjaśnił. - Poza tym jestem tu od niedawna, a to dość spora placówka, więc nie wszystkich jeszcze poznałem. Ale gdzieś tu powinien się kręcić sąsiad mojej ciotki, który dał mi cynk o tej pracy. Jak tylko go zobaczę, to go zawołam. Naprawdę spoko facet. Gdyby nie on, pewnie nie znalazłbym tak szybko tej roboty.

Nie widziałam dokładnie, czemu Tomek przerwał studia i wrócił do rodzinnego miasta, ale chyba miało to także związek z finansami. Już kilka razy powtarzał, jakie to miał szczęście, że w tak ekspresowym tempie udało mu się znaleźć całkiem przyzwoitą i dobrze płatną pracę.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o bzdetach, a kiedy skończyły nam się drinki, Tomek zaproponował, że przyniesie kolejne. Zostałam na moment sama wśród zupełnie obcych ludzi, ale nawet mnie to zbytnio nie krępowało. Aby nie zwracać na siebie uwagi, wyciągnęłam z torebki telefon i zaczęłam przeglądać Facebooka. Nie byłam z tych, co nałogowo siedzą w Internecie, ale lubiłam być w miarę na bieżąco. Tak więc ze dwa, trzy razy dziennie zaglądałam na swoje konto. Lajkowałam właśnie nowe zdjęcie profilowe jednej z moich koleżanek z liceum, kiedy usłyszałam radosny głos Tomka.

– Zuza, zobacz kogo znalazłem – zawołał. – To właśnie Bartek, o którym ci mówiłem.

Po raz kolejny tego dnia na dźwięk wypowiedzianego imienia na moment zamarłam. Przez dłuższą chwilę nie odrywałam wzroku od ekranu telefonu, próbując przekonać samą siebie, że to na pewno tylko jakiś cholerny zbieg okoliczności. W końcu ilu Bartków może mieszkać w tym mieście? Zapewne jakieś setki.

Niestety, jak zwykle w moim wypadku, o żadnym dziwnym przypadku nie było mowy. Kiedy tylko podniosłam głowę, moje oczy ujrzały zszokowany wyraz twarzy Janickiego.

Kuźwa mać! To jest nieprawdopodobne! Czy los znowu sobie ze mnie bezczelnie kpił?!

– To ty! – wrzasnęliśmy równocześnie, a Tomek spojrzał na nas jak na kosmitów.

– To wy się znacie?

Cóż za głupie pytanie. Miałam wrażenie, że oglądałam tego faceta częściej niż własną rodzinę!

– Muszę się napić – mruknęłam, wyrywając Migalskiemu z ręki drinka, który miał być przeznaczony dla mnie, i duszkiem upiłam z niego połowę.

Jak Boga kocham, nie zniosę tego na trzeźwo. Chyba już nie zażyczę sobie, aby nigdy więcej go nie spotkać, bo najwyraźniej odnosi to przeciwny skutek. Widocznie za bardzo się staram, aby go unikać. A z doświadczenia wiadomo – jak na czymś bardzo mi zależy, to nigdy mi nie wychodzi.

– I to jest twoja reakcja na mój widok? – zapytał Janicki, kiedy już minął pierwszy szok. – Mam nadzieję, że nie pijesz za każdym razem, jak mnie spotkasz, bo nie chcę być odpowiedzialny za twój alkoholizm.

Boże, daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to znów trafię za kratki. Tym razem za napaść na policjanta.

– To nie moja wina, że każde spotkanie z tobą muszę odreagować – fuknęłam, pociągając kolejny łyk. – Gdybyś był dla mnie milszy, nie musiałbym się uciekać do środków odurzających.

Oczywiście znów zaśmiał się cwanie, jak to miał w zwyczaju.

– Ale przecież ja jestem dla ciebie miły – odparł ze słodką minką.

– Nie byłeś, kiedy zakuwałeś mnie w kajdanki!

I to by było na tyle w kwestii mojej cierpliwości i spokoju. Ale to chyba oczywiste, że w obecności tego człowieka coś takiego jak samokontrola dla mnie nie istniało. Choćbym nie wiem, jak bardzo się starała, on zawsze robił coś, co totalnie wyprowadzało mnie z równowagi. Spotkałam go zaledwie cztery razy w życiu, a zszargał mi więcej nerwów niż ktokolwiek inny w ciągu ostatnich dwudziestu lat.

– Ile razy jeszcze będziesz mi to wypominać? – spytał pretensjonalnie. – Przeprosiłem. I to nawet chyba dwa razy.

– A co mi po twoich przeprosinach, jak ja mam traumę na całe życie!

Dobra, może odrobinę przesadziłam, ale kiedy tylko go widziałam, przypominało mi się to upokorzenie, jakie mi zafundował. Chyba już zawsze, kiedy tylko się na niego natknę, pamięć będzie mi podsuwać obraz mnie przyciśniętej do mokrej maski nie-mojej corsy i uczucie zimnego metalu na nadgarstkach. Nic nie poradzę na to, że jestem pamiętliwa.

– Naprawdę ludzie mają gorsze życiowe problemy niż oskarżenie o kradzież – odparł, kręcąc głową z politowaniem. To chyba jego ulubiony gest do skomentowania mojej osoby.

– Fałszywe oskarżenie! Fałszywe! – krzyknęłam oburzona, celując w niego palcem wskazującym.

– Czy ktoś mi wytłumaczy, co się tutaj dzieje? – nagle między nasze wrzaski wtrącił się Tomek, o którym już prawie zapomniałam. – Jaka kradzież? Jakie oskarżenie?

– Fałszywe – zaznaczyłam po raz kolejny, po czym zrobiłam zmieszaną minę, zastanawiając się, jak zgrabnie przedstawić tę historię, abym nie wyszła na zbyt wielką idiotkę.

Oczywiście jednak ktoś postanowił mnie uprzedzić.

– O, nie pochwaliłaś się swojemu nowemu chłopakowi o zatargach z policją? – spytał sarkastycznie Janicki. – Nie ładnie, Zuziu, nie ładnie.

Posłałam mu podwójnie mordercze spojrzenie. Jedno za to bezczelne pytanie, a drugie za nazwanie mnie Zuzią.

– Myślałem, że nie lubisz, jak ktoś mów do ciebie „Zuziu" – zagadnął Tomek, na szczęście póki co puszczając główny temat rozmowy mimo uszu.

– Bo nie znoszę – syknęłam. – I on dobrze o tym wie. Prawda, Bartłomieju?

Janicki nawet nie drgnął. Najwyraźniej tym razem postanowił sobie odpuścić.

– On ma na imię Bartosz – poprawił mnie Migalski, przenosząc wzrok między mnie i sierżanta, jakbyśmy odbijali piłeczkę pingpongową.

– Wiem przecież! – wrzasnęłam na pełnej frustracji.

Przez chwilę żaden z nich się nie odezwał, więc wzięłam kilka głębokich wdechów. Kiedy stwierdziłam, że niewiele pomogły, chwyciłam szklankę z resztką mojego drinka i wypiłam go na raz. Wiem, że alkohol nie rozwiązuje problemów, a wręcz przeciwnie – jeszcze ich przysparza, ale w tej sytuacji nie było niczego innego, co mogłoby chociażby na moment wyciszyć moje nabuzowanie.

Dlaczego ja po prostu nie mogłam prowadzić nudnego życia przeciętnej dwudziestolatki? Czy naprawdę wymagałam od życia za wiele? Chciałam tylko świętego spokoju i fajnego chłopaka. Jak dla mnie to niezbyt wygórowane wymagania. Opatrzność chyba jednak twierdziła inaczej.

– Co to za wrzaski? – Usłyszałam niepodziewanie całkiem znajomy głos. – Słychać was po drugiej stronie pomieszczenia!

Pięknie. Jeszcze tego mi brakowało. Za chwilę zjawi się to cały posterunek, aby się ze mnie ponabijać. Ale to właśnie byłam cała ja – zrobić jak najgłośniejsze przedstawienie, a potem zwalać winę na innych. To jedna z niewielu rzeczy, które mi w życiu wychodziły.

– O, Zuza, miło cię widzieć – oznajmił Darek na mój widok. – Czyżbyś już na tyle zadomowiła się na naszym komisariacie, że wkręciłaś się nawet na imprezę firmową? Słyszałem, że znowu nas odwiedziłaś w zeszłym tygodniu.

Jak pragnę zdrowia, widziałam człowieka drugi raz w życiu i już zaczynałam go nie lubić. A wydawał się taki miły, kiedy spotkaliśmy się przy okazji historii z bombą. Ale to nie pierwszy raz, kiedy przekonałam się, że pozory jednak mylą. Nie czułam się już nawet tym faktem rozczarowana. Po prostu przybyła mi kolejna osoba, z którą przyjdzie mi się wykłócać o swoje racje.

– Zuza przyszła ze mną – odezwał się Tomek, zanim ja zdążyłam wymyślić jakąś ciętą ripostę.

Darek spojrzał na niego zdziwiony, jakby dopiero go zauważył. Miałam wrażenie, że ostatnimi czasy zrobiłam się tak absorbującą osobą, że ludzie zupełnie nie zauważali, co dzieje się wokół nich. Szkoda tylko, że ta uwaga skupiała się na moich wadach, a nie zaletach. No, ale niestety tych pierwszych miałam chyba znacznie więcej. I ku mojemu nieszczęściu lubiły się ujawniać w najmniej odpowiednich momentach.

– Tak? – zapytał zaintrygowanym głosem. – A skąd znasz naszą sławną niedoszłą kradziejkę? Czyżby przypadkowo zabłądziła do twojego biura?

Ja wiem, że to miało być na żarty, ale moje opanowanie w zastraszającym tempie zbliżało się do zera. Starałam się pogodzić z tym, jak to się wszystko potoczyło, ale nie było to zbyt łatwe, skoro co chwila ktoś mi o tym brutalnie przypominał. I to w dodatku w tak bezczelny sposób! Mój dystans do siebie, który i tak występował już w nikłych ilościach, z każdą taką uszczypliwą uwagą był wdeptywany w ziemię i za moment nic już z niego nie zostanie.

– Kradziejkę? – Tomek wybałuszył oczy, nadal nic z tego nie kumając.

– Pamiętasz, jak opowiadaliśmy ci o tej blondi-wariatce, która próbowała zwinąć furę Bartka? – spytał Darek z cwanym uśmieszkiem. – To właśnie twoja dziewczyna.

Blondi-wariatka? Serio? Gorszego przydomku chyba nie mogli mi wymyślić. Nie dość, że psychiczna, to jeszcze blondynka. Najgorsze połączenie, jakie mogłam sobie wyobrazić. Ale to właśnie byłam ja. I chyba czas się z tym pogodzić.

– To naprawdę byłaś ty? – nadal nie dowierzał Migalski.

Cóż mogłam na to odpowiedzieć? Wypieranie się prawdy nie miało sensu. Poza tym i tak miałam w planach mu o tym opowiedzieć. Kiedyś. Niekoniecznie dzisiaj i nie w takich okolicznościach, ale jak zwykle los zadecydował za mnie. To niesprawiedliwe, że pozbawia się mnie podejmowania świadomych decyzji.

– Tak jakoś wyszło – odparłam niewinnie, wzruszając ramionami. – Każdemu zdarza się popełniać błędy – dodałam dyplomatycznie.

– Tylko że u mało kogo przejawiają się one w postaci próby kradzieży samochodu policjanta – wtrącił Darek ze śmiechem.

Posłałam mu mordercze spojrzenie, ale nie zrobiło to na nim nawet najmniejszego wrażenia. Cudownie. Mieli mnie za nieszkodliwą blondynkę, która potrafi tylko robić z siebie widowisko. I to w całkiem spektakularny sposób. Ciekawe, czy byłoby im tak do śmiechu, gdybym to ja miała na nich jakiegoś haka. Ja im jeszcze pokażę. Przekonają się, że nie należy lekceważyć głupiutkiej blondi.

– Jesteście okropni! – fuknęłam. - Ale skoro macie zamiar nadal naśmiewać się z głupiej pomyłki niczemu winnej dziewczyny z życiowymi problemami, to proszę bardzo! Ja muszę się napić.

Nie zwracając na nich uwagi, wyminęłam ich i ruszyłam w stronę baru. Czułam, jak wcześniejszy, dość szybko wypity, drink zaczyna uderzać mi do głowy, ale nie powstrzymało mnie to przed zamówieniem następnego.

Co za brak szacunku do kobiet! Nie byłam może wykwintną damą, ale, do cholery jasnej, coś mi się od życia należało! I aroganckie wypominanie mi życiowych błędów na pewno się do tego nie zalicza. Zresztą co z nich za policjanci? To powinni być przyzwoici ludzie, a nie jakieś podłe dupki! Okej, z ich punktu widzenia może i było to śmieszne, ale dla mnie raczej tragiczne. I oni powinni to uszanować. Niech sobie żartują, ale nie w mojej obecności. Pożal się Boże, stróże prawa bez krzty przyzwoitości.

Nagle uderzyła mnie pewna myśl.

Policja. Te znajome twarze, które zauważyłam wcześnie, to policjanci. Byli tutaj Janicki i Gadoń. A Tomek twierdził, że to spotkanie ze współpracownikami. To wszystko prowadziło do tylko jednej konkluzji – Migalski pracował na komisariacie.

To już nie jest zrządzenie losu. To jest, kuźwa, jakaś kpina z mojej marnej egzystencji. I chyba poważnie zacznę rozważać jej zakończenie. Aż się bałam pomyśleć, jakiej rewelacji dowiem się za kilka minut, bo z każdą kolejną moje życie zaczynało przypominać tragikomedię.

Wzięłam duży łyk drinka i postanowiłam na spokojnie przyswoić sobie wszystkie ostatnie newsy, chociaż wolałabym pozostać w błogiej nieświadomości. To naprawdę niewiarygodne, że to wszystko mnie spotykało. Mogłabym napisać książkę o moich przygodach ostatniego miesiąca i mogłam się założyć, że nikt nie uwierzyłby, że naprawdę mi się to przytrafiło.

Chociaż nie wiedziałam, czy było się czym chwalić, bo póki co to prześladowało mnie pasmo porażek. No dobra, było światełko w tunelu w postaci Tomka, ale po tym, czego się właśnie o mnie dowiedział, może i ono zgaśnie, zanim zdąży rozpalić się na dobre. Aby przygotować się na tę ewentualność, wypiłam połowę zawartości szklanki. Myślę, że łatwiej będzie mi to znieść, kiedy nie będę w pełni trzeźwa.

Czasami zastanawiałam się, po co w ogóle znalazłam się na tym świecie, skoro spotykają mnie same nieszczęścia. Ja rozumiem, że life is brutal and full of zasadzkas i tak dalej, ale dlaczego miałam wrażenie, że ktoś tam u góry się na mnie uwziął i postanowił zwalić na mnie wszystko złe, co tylko możliwe? To niesprawiedliwe. Inni też powinny trochę pocierpieć.

– Wszystko w porządku? – zapytał zatroskany Tomek, siadając na barowym stołku obok mnie.

– Nigdy nie było lepiej – odparłam sarkastycznie, po czym wlałam sobie w gardło ostatnią porcję drinka. 

Rzadko piłam tak dużo w tak ekspresowym tempie, i zapewne nie skończy się to dla mnie dobrze, ale miałam to gdzieś. Już chyba nic gorszego mnie dzisiaj nie spotka. A nawet jeśli, co z moim szczęściem do pecha było wielce prawdopodobne, to przynajmniej będę na tyle pijana, aby się tym nie przejmować. Tak, to był doskonały plan. Skoro i tak czeka mnie nieuchronna katastrofa, miło będzie o niej nie pamiętać.

– Słuchaj, Zuza, przykro mi, że się z ciebie naśmiewali – powiedział i, o dziwo, zabrzmiało to nawet szczerze. – Nawet jeśli ta historia wydawała się zabawna, nie powinni tego robić, jeśli sprawiło ci to przykrość.

– Gdybyś wcześniej powiedział, że pracujesz w policji może udałoby się tego uniknąć – odparłam z lekkim wyrzutem, ale nie na tyle, aby poczuł się winny. A przez uniknięcie miałam oczywiście na myśli niepojawienie się na tej imprezie. Zaoszczędziłoby mi to masę problemów.

– Nie sądziłem, że to będzie stanowiło jakiś problem – oznajmił z nutką skruchy. – Ale teraz jest najważniejsze, abyś się tym nie przejmowała. To tylko banda matołków. Ich zdanie nic nie powinno dla ciebie znaczyć.

Oooo. I jak go tu nie kochać? Każda kobieta chciałby, aby jej facet trzymał jej stronę, kiedy ona popada w konflikt z jego kumplami. A przyznanie głośno, że ci kumple to idioci, to już w ogóle sukces jakiego rzadko można się spodziewać. W dodatku nie uciekł, gdzie pieprz rośnie, zaraz po tym, jak na jaw wyszły moje niesławne wyczyny. Czyż to nie cudownie, że trafił mi się taki wspaniały chłopak?

– Nic się nie stało – zapewniłam, chociaż nie do końca było to prawdą. – Po prostu nie chciałam, abyś dowiedział się w taki sposób. To trochę żenujące, kiedy ktoś przedstawia cię jako blondi-wariatkę.

Tomek uśmiechnął się do mnie pocieszająco, ale bez cienia litości.

– Dla mnie nie jesteś żadną wariatką – odparł, kładąc mi dłonie na policzkach i czule je gładząc. – Niech inni myślą sobie, co chcą. Dla mnie jesteś po prostu piękną, cudowną i uroczą dziewczyną.

Zaraz chyba się rozpłynę. Jak to możliwe, że jedno dobre słowo ze strony tego faceta sprawiało, że zapominałam o wszystkich niemiłych sytuacjach, które ostatnio mi się przytrafiły? Może jednak była dla mnie jakaś nadzieja? Może moje życie nie było tak kompletnie spisane na straty?

– Naprawdę? – spytałam cicho dla pewności.

– Naprawdę – odparł z uśmiechem, po czym pocałował mnie długo i czule. To wystarczyło, aby puścić w niepamięć kpiący uśmieszek Janickiego i chamskie uwagi Gadonia. Zdecydowanie do szczęścia wystarczy mi Tomek i jego wbijające w fotel pocałunki.

Kiedy oderwaliśmy się od siebie, Migalski zmienił temat, co bardzo mnie ucieszyło. Nie miałam teraz ochoty rozmawiać o tym, jak jego znajomy najpierw mnie aresztował, a niedługo potem pomógł w opuszczeniu celi. Zresztą o tym drugim Tomek może nawet jeszcze nie wiedział. Miałam nadzieję, że tym razem dowie się ode mnie, a nie od tych palantów.

Posiedzieliśmy chwilę przy barze, popijając kolejne drinki i gawędząc na neutralne tematy. Bartek i Darek na szczęście zniknęli mi z pola widzenia i obym się na nich już dzisiaj nie natknęła, bo wątpię, abym zniosła to dobrze nerwowo. Jak na jeden wieczór starczy mi wrzasków i denerwowania się bez celu. Nie znaczy to jednak, że w przyszłości się z nimi nie policzę. Zrobię to, jak tylko wytrzeźwieję.

Swoją drogą chyba powinnam przystopować z tym alkoholem, bo szumiało mi w głowie jak jeszcze nigdy w życiu. Nie byłam zbyt imprezową osobą, więc takie picie na umór nie było w moim stylu i mogło z tego wyniknąć coś niedobrego. A przecież miałam uchodzić za kulturalną dziewczynę nowego pracownika. Oj, coś chyba mi nie pykło. Ale wszyscy doskonale wiemy, czyja to wina.

Niespodziewanie ktoś zawołał Tomka z drugiego końca sali. Migaliski odmachał temu komuś z uśmiechem, po czym zwrócił się do mnie:

– Za chwilę wrócę, okej? – zapewnił. – Dasz sobie radę?

– Jasne – odparłam nieco niewyraźnie.

– Mam tylko nadzieję, że nie zastanę tu pijackich zwłok – dodał z uśmiechem, całując mnie krótko w usta.

– Zrobię co w mojej mocy, aby tak nie było – odparłam, uśmiechając się zalotnie.

Obróciłam się na stołku plecami do baru, aby móc podziwiać idealną sylwetkę Tomka, wtapiającą się w tłum. Westchnęłam, uświadamiając sobie, że mój facet to chodzący ideał. No dobra, nikt nie jest perfekcyjny, ale w ciągu ostatniego miesiąca nie dostrzegłam w nim niczego, co można by uznać za naprawdę poważną wadę. Z każdym kolejnym spotkaniem, coraz bardziej utwierdzałam się w przeświadczeniu, że był wprost stworzony dla mnie. I co najważniejsze – zupełnie nie przyjmował się tym, że ja byłam wręcz totalnym przeciwieństwem doskonałości.

Nagle obok mnie rozdzwoniła się komórka. Na pewno nie moja, bo ta tkwiła w torebce na trybie wyciszonym. Na blacie leżał natomiast znajomy telefon. A na ekranie wyświetlało się imię Soni.

Zazgrzytałam zębami ze złości. Czy ta laska serio nie miała za grosz godności? Jeśli mnie jakiś facet tak by olewał, już dawno dałabym sobie z nim spokój. Nie ma sensu uganiać się za kimś, kto cię ewidentnie nie chce. To doprawdy uwłaczające.

Gapiłam się na ten telefon złowrogo, aż nagle w przejawie pijackiej odwagi postanowiłam go odebrać. Skoro Tomek nie potrafił spławić jej, jak należy, to ja chętnie go w tym wyręczę. Nie będzie mi się tu jakaś pańcia wdzięczyła do mojego chłopaka.

– No, kotku, w końcu odebrałeś. – Usłyszałam obrzydliwie słodziutki głosik, zanim zdążyłam się odezwać. – Dobijam się do ciebie cały wieczór.

– Odpierdol się od mojego faceta! – wrzasnęłam do słuchawki, dochodząc do wniosku, że nie ma co się bawić w zbędne uprzejmości. Najlepiej walić prosto z mostu. Może wtedy szybciej dotrze.

– Że co proszę? – sapnęła wyraźnie oburzona.

– To, co słyszałaś! – warknęłam, będąc na granicy niekontrolowanego wybuchu emocjonalnego. – Tomek się tobą nie interesuje! Zrozum to wreszcie i daj mu święty spokój!

Na moment po drugiej stronie zapadła zupełna cisza. Miałam nadzieję, że uważnie analizowała moje słowa i postanowiła wziąć je sobie do serca.

– A z kim w ogóle mam przyjemność? – spytała niespodziewanie, czym odrobinę zbiła mnie z pantałyku, bo uznałam, że to oczywiste.

– Z Zuzą – odparłam hardo. – Jego dziewczyną.

Cóż, rozmowa na temat statusu naszego związku nadal była przed nami, ale doszłam do wniosku, że w tej chwili nie ma to znaczenia. Spotykaliśmy się, okazywaliśmy sobie czułości, świetnie spędzaliśmy razem czas. To chyba oznaczało tylko jedno.

– Aha – oznajmiła, jakby właśnie dowiedziała się czegoś zaskakującego. – A więc dla twojej wiadomości, to ja jestem jego dziewczyną. Spotykamy się od ponad dwóch lat. Owszem, zrobiliśmy sobie przerwę ze względu na jego powrót do domu, ale nie mam wątpliwości, że jeszcze się zejdziemy. Tak że przykro mi to mówić, ale Tomek po prostu chciał się zabawić twoim kosztem.

A to podstępna lafirynda! Wyczuła mój brak zupełnej trzeźwości i postanowiła wcisnąć mi jakiś kit, licząc, że ot tak w niego uwierzę. O, złociutka, nie ze mną te numery! Może i byłam pijaną blondynką, ale swój rozum jednak mam!

– Nie pogrywaj sobie ze mną, paniusiu! – po raz kolejny krzyknęłam do słuchawki. – Myślisz, że uwierzę na słowo jakiejś stalkerce, która nie chce się odczepić do ducha winnego chłopaka?!

– Chcesz dowodu? – spytała całkiem opanowanym głosem. – Przejrzyj galerię zdjęć w jego telefonie. Folder „moje kochanie". Kod odblokowujący 2409.

I tak po prostu się rozłączyła. Odsunęłam komórkę od ucha i spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Co to, do cholery, było?! Jeśli wcześniej sądziłam, że ten wieczór nie może już potoczyć się gorzej, byłam w ogromnym błędzie. Ta cała Sonia tylko dolała oliwy do ognia. Oczywiście mogła zmyślić tę historyjkę, aby mnie zdenerwować i pozbawić pewności siebie, ale miałam przeczucie, że wcale nie kłamała. Bardzo nie chciałam, aby to, co usłyszałam, okazało się prawdą, ale był tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać. Byłam tak zdesperowana, że bez zastanowienia wpisałam podany ciąg cyfr w celu odblokowania telefonu.

W głębi duszy, liczyłam na to, że okaże się on błędny i tym samym zaprzeczy doniesieniom Soni, ale niestety ekran został odblokowany. To, że ona znała ten kod, niezbyty dobrze świadczyło na moją korzyść. Postanowiłam jednak do samego końca nie tracić nadziei. W końcu psychopaci zbierają na temat swoich ofiar wszelakie informacje. W tych czasach pin do wszystkich możliwych urządzeń elektronicznych były chyba podstawą.

Znalezienie odpowiedniego folderu nie przysporzyło mi najmniejszych problemów. Otworzyłam go drżącym palcem i moim oczom ukazały się zdjęcia. Całe mnóstwo zdjęć. Na większości z nich była sama naprawdę piękna dziewczyna, ale zauważyłam też takie, które przedstawiały ich razem. Sonia i Tomek. Uśmiechnięci, objęci, całujący się. Szczęśliwa para.

Instynkt podpowiadał mi, że nawet photoshop nie dałby rady sfabrykować tak wiarygodnych fotek. Musiały być prawdziwe.

A to oznaczało tylko jedno. Okłamał mnie. Perfidnie kłamał mi w żywe oczy, że to tylko namolna koleżanka! A ja głupia mu uwierzyłam. I jak zwykle miałam za swoje.

Zbierająca się we mnie przez cały wieczór furia, musiała w końcu znaleźć swoje ujście. W pakiecie z alkoholem nie stanowiła dobrego połączenia. Nie myśląc za wiele, chwyciłam drink Tomka, który ledwo tknął, i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę Migalskiego.

Ludzie chyba widzieli mord wymalowany na mojej twarzy, bo schodzili mi z drogi i dzięki temu jakimś cudem udało mi się o nic nie potknąć. Chociaż tyle dobrego. Gdyby pijacki upadek zniweczył mój plan i tym samym spowodował kolejne upokorzenie, chyba wolałabym zginąć na miejscu. Oszczędziłoby mi to kolejnej fali wstydu.

Niczego nieświadomy Tomek gawędził sobie w najlepsze z jakimś nieco starszym od niego facetem. Nie powstrzymało mnie to jednak przed wykonaniem tego, co zamierzałam. Wiem, że powinnam załatwić to w bardziej prywatnych okolicznościach, i pewnie zrobiłabym tak, gdybym znajdowała się w nieco odmiennym stanie. Obecnie jednak pozwoliłam sobie dopuścić do głosu emocje, które aż we mnie buzowały. W ostatnim czasie zostałam tyle razy upokorzona, że w końcu musiałam odpłacić komuś pięknym za nadobne. A że padło na biednego Tomka... Cóż, facet miał pecha, że akurat dzisiaj złożyło się kilka rzeczy, które ostatecznie przelały czarę goryczy.

– Ty perfidny kłamco! – wrzasnęłam na cały budynek i chlusnęłam mu drinkiem prosto w twarz.

Oczywiście oczy wszystkich zebranych skierowały się na moją skromną osobę. Zdawałam sobie sprawę, że zapewne tak się stanie, więc nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Skupiłam się na Migalskim, który ocierał twarz dłońmi, a następnie spojrzał na mnie niezrozumiale.

No, jasne! Najlepiej grać głupiego! Zaraz pewnie się wszystkiego wyprze. Ale ja nie dam się nabrać. Nie tym razem!

– Zuza, co się stało? – spytał spokojnie, jakby naprawdę nie miał pojęcia, o co mogłoby mi chodzić.

– Koleżanka ze studiów, tak?! – nadal wydzierałam się na cały głos. – Zapomniałeś tylko wspomnieć, że chodziliście ze sobą dwa lata!

Twarz Tomka na moment pobladła. Zaskakująco szybko jednak odzyskał rezon i, tak jak przypuszczałam, zaczął mnie przekonywać, że to nic takiego.

– Ale zerwaliśmy – zapewnił. – Nie jesteśmy już razem – dodał dobitnie.

– To ciekawe, bo ona twierdzi co innego! A nawet jeśli, to i tak mnie okłamałeś, mówiąc, że to tylko zwykła znajoma! Powinieneś się wstydzić!

Czułam, jak z tego zdenerwowania spłycił mi się oddech, więc wzięłam kilka głębokich wdechów. Kątem oka zerknęłam na Migalskiego. Cholera! Nawet ociekający drinkiem i z poczuciem winy wymalowanym na twarzy wyglądał diabelnie przystojnie. Jak ja miałam się dalej na niego wściekać?

– Zuza, nie denerwuj się, okej? – zaczął łagodnie, robiąc w moim kierunku niewielki krok. – Pogadamy na spokojnie, jak wytrzeźwiejesz.

O, nie. Teraz to sobie nagrabił! Może i byłam pijana, ale nie musiał mówić tego głośno. Przez niego znów wyszłam na kłótliwą wariatkę, która pierze brudy w miejscach publicznych. No dobra, niewiele mijało się to z prawdą. Ubodło mnie jednak to, że jeszcze kilkanaście minut temu zapewniał, że nie obchodzą go moje wybryki, a teraz sam mnie do takiego prowokował.

– Nie mów do mnie teraz! – krzyknęłam, cytując jedną z polskich celebrytek. – I nie zbliżaj się do mnie!

– Ale, Zuza... – próbował się kajać, robiąc kolejny krok w moją stronę. – Lepiej stąd wyjdźmy – dodał, chwytając mnie za łokieć.

– Nie dotykaj mnie!

No więc tak, oto moje nowe motto – jak robić z siebie przedstawienie, to na całego. Tomek nadal nie chciał mnie puścić i nawet zaczął ciągnąć w stronę wyjścia, więc zaczęłam stawiać opór. W szpilkach i z zachwianym poczuciem równowagi nie było to zbyt efektywne, więc zaczęłam okładać go pięściami na oślep. Po ramionach, klatce piersiowej, brzuchu, raz chyba nawet trafiłam w twarz. Tę piękną twarz, której w tej chwili tak bardzo nie znosiłam.

– Ty kłamco! – wrzeszczałam, nadal go bijąc. – Jak mogłeś? Myślałam, że miedzy nami będzie coś poważnego, a ty tylko chciałeś się mną zabawiać! Wracaj sobie do swojej Soni! Ona na pewno przyjmie cię z otwartymi ramionami!

W końcu Migalski się poddał i pozwolił mi się okładać. Zapewne nie zrobiłam mu żadnej krzywdy – miałam na to za mało siły – ale przynajmniej dałam upust negatywnym emocjom, które gromadziły się we mnie od dłuższego czasu. Póki co nie czułam jeszcze ulgi, ale miałam nadzieję, że niedługo się pojawi.

Miałam właśnie sięgnąć po cięższą artylerię w postaci buta na obcasie, którym mogłabym w niego rzucić, ale niespodziewanie znalazłam się w powietrzu. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że czyjeś silne ręce chwyciły mnie w pasie, podniosły do góry i odciągnęły od Tomka na taką odległość, abym już nie miała do niego swobodnego dostępu.

– Dość już tego przedstawienia. – Usłyszałam tuż przy uchu. – Chyba że chcesz spędzić noc w celi za zakłócanie porządku publicznego.

Nie chciałam. Bardzo nie chciałam. Dlatego też pozwoliłam Janickiemu wynieść mnie poza ten tłum, który nadal wpatrywał się we mnie z zaskoczeniem i zainteresowaniem. Nawet nie próbowałam się mu wyrywać. Zaczęłam opadać z sił, napędzająca mnie adrenalina przygasała i nieuchronnie zbliżała się faza histerii. I jeśli już ktoś musiał być jej świadkiem, to wolałam, aby był to Bartek niż spora grupa nieznanych mi osób.

Nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się przed budynkiem. Chłodny wieczorny wiatr, owiał moje czerwone ze złości policzki i przeszedł mnie lekki dreszcz. Może to mnie chociaż odrobinę otrzeźwi.

– Och, Zuzia, Zuzia – westchnął sierżant, stawiając mnie na ziemi. – I co ja mam z tobą zrobić? Czy naprawdę każde nasze spotkanie musi się kończyć z takim impetem?

Nie miałam ani siły, ani ochoty mu odpowiadać. Wzruszyłam tylko drżącymi z zimna ramionami. Czułam, jak zbiera się we mnie żal i rozpacz, które zapewne za kilka chwil będą chciały znaleźć swoje ujście.

Bartek chyba dostrzegł, co się święci, więc nawet nie próbował ciągnąć rozmowy. Chociaż raz potrafił ugryźć się w język i powstrzymać od wrednych komentarzy, widząc, że byłam na skraju załamania nerwowego.

– Chodź, odwiozę cię do domu – zakomunikował tylko, ruszając w stronę parkingu.

Ja natomiast stałam jak kołek, nie wiedząc, co ze sobą począć. Ten wieczór miał być taki cudowny, ale jak zwykle wszystko musiało się spieprzyć. Nie byłabym sobą, gdybym ja tego nie spieprzyła. Czemu zawsze gdy przytrafia mi się coś dobrego, wartościowego, zaraz sama świadomie lub nie spisywałam to wszystko na straty?

Z zamyślenia wyrwało mnie ciepło, które opatuliło moje ramiona. Podniosłam wzrok i spostrzegłam Bartka, który zarzucił na mnie swoją marynarkę. Była zdecydowanie za duża – sięgała mi prawie do kolan – ale było mi to zupełnie obojętne. Pachniała męskimi perfumami. Zaciągnęłam się tym zapachem, mając nadzieję, że odrobinę ukoi moje nerwy.

– No chodź – powtórzył, wyciągając do mnie rękę. – Obiecuję, że nie będę się odzywał, jeśli nie będzie to konieczne – dodał z bladym uśmiechem.

Jeszcze kilka godzin temu odmówiłabym bez wahania. Teraz byłam jednak sama, pijana oraz nieszczęśliwa i nikt inny nie zaoferował mi pomocy, więc postanowiłam z niej skorzystać.

Obym tylko tego później nie żałowała. 

******************** 

Kolejny jak zwykle za tydzień :)  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro