12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Tylko, błagam, nie rozpłacz mi się tu. Nie mam pojęcia, co zrobić z płaczącą kobietą.

Oderwałam zamyślony i lekko przeszklony wzrok do szyby i posłałam siedzącemu obok mnie Janickiemu wrogie spojrzenie. Wytrzymał w ciszy całe pięć minut i mogłam przewidzieć, że dla niego to o całe pięć za dużo. Wsiadając jednak do nie-mojej corsy (która swoją drogą nadal przypomina mi o bardzo niemiłych przeżyciach), miałam cichą nadzieję, że jednak uda nam się pokonać dość długą drogę do domu z zupełnym milczeniu. Powinnam była wiedzieć, że jego zapewnienia są nic nie warte.

– Miałeś się do mnie nie odzywać – warknęłam, starając się dyskretnie zetrzeć z policzka pojedynczą łzę.

– Powiedziałem, że nie będę się odzywał, jeśli nie będzie to konieczne – odparł, nie odrywając wzroku od jezdni. – Zapobiegnięcie ścianie płaczu, która z dużym prawdopodobieństwem za chwilę zaleje twoją twarz, jest koniecznością. Naprawdę nie wiem, jak sobie radzić w takich sytuacjach.

Och, przynajmniej raz przyznał się, że coś go przerasta. A już myślałam, że jest taki nieustraszony. Sądziłam jednak, że zatrważać go będzie coś bardziej przerażającego niż kobiece łzy. No, ale najwyraźniej nawet najtwardszy policjant wymiękał przy okazywaniu odrobiny emocji przez płeć przeciwną.

– Skoro nie chcesz być świadkiem mojej kolejnej histerii, trzeba było nie oferować mi podwózki – syknęłam, zakładając ręce na piersi i obracając twarz z powrotem w stronę szyby.

– Wolałem nie zostawiać cię samej, bo pewnie jeszcze narobiłabyś tam niezłej rozróby. I nie wiadomo, dla kogo skończyłoby się to gorzej. Dla ciebie czy dla Migalskiego.

– Ach, więc to wszystko z troski o mnie. – Mój głos aż ociekał sarkazmem.

– A jakże by inaczej – odparł Bartek ze swoim firmowym cwanym uśmieszkiem.

No, to niech się wypcha tą swoją troską. Ja o nic go nie prosiłam. Mógł mnie z czystym sumieniem zostawić na tym parkingu, jakoś bym sobie poradziła. Chyba. Na pewno coś bym wymyśliła. W końcu bywałam już w gorszych sytuacjach, prawda?

Znów zapadła cisza, a ja powróciłam myślami do ostatnich wydarzeń. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że Tomek okazał się zupełnie kimś innym, niż sądziłam. Miałam go za miłego chłopaka z sąsiedztwa, któremu dobrze z oczu patrzy, a tymczasem okazał się podłym kłamcą. Naprawdę nie miałabym problemu z tym, że w Krakowie miał jakąś dziewczynę. No dobra, może trochę bym miała, ale gdyby był ze mną szczery, łatwiej byłoby mi się oswoić z tą sytuacją. W końcu prawie każdy ma jakiegoś ex, który może stanowić potencjalne zagrożenie. I jeśli przyznałby się, że Sonia była dla niego kimś znacznie więcej niż koleżanką, jakoś bym to przełknęła. Uciekł się jednak do kłamstwa i widziałam tylko jedno wytłumaczenie tego, czemu to zrobił. On nadal coś do niej czuł. Sonia wciąż była dla niego ważna, a ja miałam być tylko rozrywką na jego czas pobytu w rodzinnym mieście.

Ta świadomość wypaliła mi niemal dziurę w sercu. Ja naprawdę na poważnie zaczęłam angażować się w ten związek i taki kubeł zimnej wody w momencie zniweczył wszystkie moje plany i wyobrażenia. Poczułam się zdradzona, chociaż może nie miałam do tego podstaw. Tomek tak naprawdę ani razu nie nazwał mnie swoją dziewczyną, ani razu nie zadeklarował naszej relacji jako związku. To tylko ja sobie coś ubzdurałam na podstawie pieszczotliwych zwrotów, miło spędzanego razem czasu i czułych pocałunków. Najwyraźniej dla niego to jednak nic nie znaczyło. A przynajmniej nie na tyle, aby odstawić Sonię na boczny tor i w pełni skupić się na mnie.

Próbowałam się pocieszyć faktem, że odkryłam prawdę, zanim sprawy zaszły za daleko. Co prawda nakręciłam się już na „żyli długo i szczęśliwie", ale myślę, że mimo wszystko łatwiej będzie mi się pozbierać teraz niż za kilka miesięcy, gdybym już była zakochana na zabój. Oczywiście moje uczucia do Tomka, nie znikną ot tak, ale może w miarę szybko mi przejdą, tak jak wtedy, gdy byłam nastolatką. W chwili obecnej chyba nie mogłam liczyć na nic więcej.

Jedno jednak nie dawało mi spokoju. Czy byłam jedyną ze znajomych Tomka, która nie wiedziała o roli, jaką Sonia odgrywała w jego życiu? Chyba przy innych się z tym nie krył – w końcu jego przełożony o niej słyszał i przez chwilę myślał, że jestem nią. Miałam zamiar zapytać o to Kondzia, ale musiałam na to poczekać, aż dotrę do domu. Albo nawet do jutra, bo chyba wybierał się dzisiaj z na jakąś imprezę z Paulą i mieli zamiar zabalować do rana.

Był jednak jeszcze ktoś, kto z dużym prawdopodobieństwem mógł odpowiedzieć na to pytanie i siedział tuż obok mnie.

– Wiedziałeś o Sonii? – spytałam zadziornie, świdrując go wzrokiem.

– Hm? – zapytał, jakby wyrwany z zamyślenia, zerkając na sekundę w moją stronę.

– Sonia – powtórzyłam. – Wiedziałeś, że była dziewczyną Tomka?

Zwlekał chwilę z odpowiedzią, ale miałam wrażenie, że nie dlatego, iż zastanawiał się nad tym, co powiedzieć, tylko jak to zrobić, aby zbytnio mnie nie dobić. Cóż, jakoś wcześniej nie przejmował się moimi uczuciami, tylko walił wszystko prosto z mostu. Ciekawe, czemu akurat teraz postanowił być taki wielkoduszny. A, tak. Kierowała nim obawa przed niekontrolowanym wybuchem płaczu.

– Owszem, wiedziałem – odparł w końcu. – Chyba nawet raz widziałam ją, jak przyszli w odwiedziny do jego ciotki, która mieszka obok moich rodziców. Nie wnikałem jednak, jak mają się sprawy między nimi, bo nie utrzymuję z Tomkiem zbyt bliskiego kontaktu. Kiedy cię dzisiaj zobaczyłem, uznałem, że nie są już razem – dodał i wzruszy ramionami.

Musiałam przyznać, że to się nawet trzymało kupy. Być może rzeczywiście zerwali lub – jak to ujęła Sonia – zrobili sobie przerwę, uznając, że związek na odległość nie ma sensu. Nie miałabym do tego zastrzeżeń, gdyby ta lalunia nie twierdziła, że to nic takiego i prędzej czy później i tak do siebie wrócą. Nie znałam wersji Tomka – bo oczywiście nie dałam mu dojść do głosu – ale wszystko przemawiało za tym, że i on właśnie tak widział swoją przyszłość. Gdyby było inaczej, nie miał by powodu, aby zatajać przede mną prawdę.

– Mnie wmawiał, że to tylko nachalna koleżanka ze studiów, która się w nim zadurzyła – mruknęłam żałośnie, przyglądając się swoim paznokciom, które tak starannie pomalowałam z myślą o tym wieczorze.

Dlaczego po raz kolejny coś, co zapowiadało się tak dobrze, skończyło się taką katastrofą? Miałam wrażenie, że czegokolwiek się podejmuję, już z góry jest skazane na porażkę. Nawet zanim na dobre się za to zabiorę. Naprawdę miałam przeczucie, że z Tomkiem będzie inaczej, że mój zły los wreszcie się odczaruje. Niestety wychodziło na to, że to największa klęska, jaką przyszło mi ponieść. Aż się bałam pomyśleć, co jeszcze czeka mnie w przyszłości. Bo póki co im dalej w las, tym gorzej.

– A mogę zapytać, skąd znasz Migalskiego? – odezwał się policjant po kolejnej chwili milczenia.

– To najlepszy kumpel mojego brata z liceum – odparłam z westchnieniem. – Jako smarkula strasznie się w nim podkochiwałam – dodałam, sama nie wiedząc dlaczego, bo ten szczegół był raczej zbędny. I w dodatku dałam Janickiemu kolejny powód do droczenia się ze mną. Ale jakoś się tym nie przejęłam. Ku swojemu zdziwieniu stwierdziłam nawet, że całkiem dobrze mi się z nim rozmawiało. Kiedy nie był taki sarkastyczny i arogancki, to całkiem spoko z niego gość. Znając jednak moje szczęście, pewnie to jego miłe oblicze nie będzie się przejawiało zbyt długo. – No co? – zagadnęłam, kiedy się nie odezwał. – Nie masz zamiaru się ze mnie ponaigrywać?

Zerknął na mnie i posłał mi ciepły uśmiech.

– Moja młodsza siostra też podkochiwała się w moim kumplu. To całkiem urocze.

Prychnęłam. Jeśli Janicki uważał, że coś jest „urocze", to ta konwersacja chyba zmierzała w nie najlepszym kierunku. Chociaż z drugiej strony dzisiaj już kilka razy wykazał ludzkie odruchy, więc może nie jest aż tak bezduszny, za jakiego go miałam. Ale nie ma co zapeszać. Zapewne zaraz powie coś, po czym znów będę mogła z czystym sumieniem nim pogardzać.

– Mam nadzieję, że dla niej to zauroczenie skończyło się lepiej niż dla mnie – mruknęłam, zapadając się głębiej w fotelu.

– Znacznie lepiej – potwierdził Bartek z uśmiechem. – W przyszłą sobotę biorą ślub.

No, proszę bardzo! Znowu słyszałam o kimś, komu się udało! Dlaczego mnie się nie mogło udać? Wszyscy wokół są szczęśliwi i zakochani – Tyśka z Pawłem, Kondziu z Paulą, siostra Janickiego z jego kumplem, nawet cholerni Tomek i Sonia. Tylko ja byłam sama jak palec. Wieczne forever alone!

– No jasne – odparłam z rezygnacją. – Jak zwykle miłość wisi w powietrzu i tylko mnie omija szerokim łukiem.

To była chyba najtrafniejsza metafora tego, jak wglądało moje życie uczuciowe. A raczej jego brak. I znów nie zapowiadało się na to, aby miało się to zmienić. Nadzieja, która przez ostatni miesiąc dryfowała na horyzoncie, odpłynęła w siną dal, zanim zdążyłam przycumować ją do brzegu.

– Ej, nie załamuj się – niespodziewanie odezwał się Bartek. – Na pewno sobie kogoś znajdziesz. Może po prostu nie przeszedł jeszcze na to czas.

Nie poznawałam tego faceta. To chyba pierwsze całkiem miłe i pocieszające słowa, jakie od niego usłyszałam. Nie były zbyt wyrafinowane, raczej nie podniosły mnie na duchu i pewnie chodziło mu tylko o to, abym nie zalała się łzami, ale przynajmniej zabrzmiały dość szczerze. To już coś – plus za starania.

– Nie musisz się wysilać – mruknęłam, żeby nie czuł się w obowiązku prawić mi puste komplementy. – I tak wiem, że masz mnie za blondi-wariatkę, która nie zasługuje na porządnego faceta.

Janicki westchnął ciężko.

– Wcale tak nie uważam – odparł, zerkając na mnie co kilka sekund. – Owszem, czasami robisz z siebie niepotrzebne widowisko i na pewne rzeczy reagujesz zbyt gwałtownie, ale taki już chyba twój urok. Poza tym jesteś naprawdę sympatyczną, otwartą na ludzi dziewczyną, której po prostu brakuje trochę szczęścia. Nie jest to jednak powód, aby się zniechęcać i od razu uznawać, że nie spotkasz na swojej drodze nikogo wyjątkowego. Ten ktoś pojawi się w odpowiednim, być może całkiem nieoczekiwanym momencie. Zobaczysz.

Chyba będę musiała zbierać szczękę z podłogi. Nie spodziewałam się czegoś takiego i zupełnie nie miałam pojęcia, jak na to zareagować. To były naprawdę miłe słowa i trudno było mi je przyjąć z ust kogoś, kto, jak mi się wydawało, miał o mnie nienajlepsze zdanie. Miałam jednak przeczucie, że w tej wypowiedzi nie było ani grama fałszu. Bartek naprawdę chciał mi dodać otuchy.

Policjant zauważył chyba, że mam problem z odpowiedzą, więc postanowił przerwać ciężką ciszę, która między nami zapadła.

– A tak à propos – zaczął z chytrym uśmieszkiem. – To przezwisko wymyślił Darek, nie ja.

Zrobiłam nad wyraz oburzoną minę.

– No jasne, najlepiej wszystko zwalić na kumpla – sparafrazowałam jego słowa sprzed kilku tygodni. – Oj, nie ładnie, Bartłomieju, nie ładnie.

Oboje zaśmialiśmy się głośno i po raz pierwszy, odkąd wsiadłam do nie-mojej corsy, poczułam się naprawdę rozluźniona i beztroska. Na moment zapomniałam o klęsce tego wieczoru, o niepowodzeniach całego mojego marnego życia i postanowiłam chociaż na moment nacieszyć się towarzystwem faceta, którego właściwie nawet nie lubiłam. Przez ostatnie pół godziny jednak moja niechęć do niego odrobinę stopniała. Daleko nam jeszcze było do przyjaznych stosunków, ale miałam wrażenie, że zrobiliśmy dość spory krok w ich stronę.

Znów zapadła cisza, ale nie była już ona tak przytłaczająca jak na początku. Atmosfera wyraźnie się rozluźniła i czułam się naprawdę dobrze. A przynajmniej na tyle dobrze, na ile pozwalały na to okoliczności. Nadal byłam podłamana z powodu tego, co się stało, ale nie zbierało mi się już na napad histerii. Mogłam spokojnie przetrwać pozostałą drogę do domu bez rozpaczy i naburmuszenia.

Skoro już tak gawędziliśmy sobie całkiem przyjemnie, postanowiłam zapytać Bartka o coś na jego temat. W końcu on wiedział o mnie całkiem sporo, a ja o nim prawie nic. A nigdy nie wiadomo, co się kiedyś może przydać. Zawsze warto mieć na kogoś haka.

– A twoja dziewczyna nie ma nic przeciwko, że odwozisz po nocy do domu inne laski? – spytałam swobodnym tonem, jakby właściwie wcale mnie to nie obchodziło.

Zerknął na moment w moją stronę.

– Nie mam dziewczyny – odparł równie beznamiętnym głosem.

Nie powiem, że mnie to nie zdziwiło, ale starałam się tego nie okazać. Cóż, był bardzo przystojny i, jak się okazało, potrafił też być całkiem uprzejmy, więc oczywistym dla mnie było, że kogoś miał. Gdybyśmy poznali się w innych okolicznościach, sama chętnie bym się z nim umówiła. Jak widać jednak, wygląd i miłe usposobienie to nie wszystko. Chyba że jest samotnikiem z wyboru – to już inna bajka.

– Co, zaskoczona? – spytał, kiedy nie odezwałam się przez dłuższą chwilę. – Nawet posterunkowemu ciacho nie łatwo jest znaleźć odpowiednią osobę – dodał lekkim tonem, sugerując, że wcale nie stroni od płci przeciwnej.

A może wolał tę samą płeć i to stanowiło problem? Cóż, w obecnych czasach różnie to bywa i wszystkiego można się spodziewać. Postanowiłam jednak w to nie wnikać. Co za dużo szokujących informacji na jeden wieczór, to niezdrowo.

– W takim razie chyba oboje jesteśmy w tych sprawach do kitu – mruknęłam, obracając się w stronę szyby i stwierdzając, że jesteśmy już na mojej ulicy.

Nie podałam mu adresu, ale nawet nie zdziwiłam się, że wiedział, gdzie ma mnie odwieźć. W końcu znał prawie wszystkie moje podstawowe dane. Odrobinę mnie to przerażało, ale w tej chwili nie miałam siły się tym martwić.

– Jesteśmy na miejscu – ogłosił Janicki, zatrzymując corsę przed moim domem. Na podjeździe stała taka sama – moja – i naprawdę wyglądało to zabawnie. Że też coś tak absurdalnego spowodowało, że spotkałam tego faceta i wciąż na niego wpadałam.

Już chciałam chwycić za klamkę, ale uznałam, że nieładnie byłoby wysiąść tak bez słowa. W końcu poświecił mi swój czas i paliwo, chociaż wcale nie musiał ani nawet go o to nie prosiłam. Sam wykazał inicjatywę, ale mimo wszystko jakieś podziękowania się należały.

– W takim razie – zaczęłam niepewna, co właściwie powiedzieć – dzięki za podwózkę. I uratowanie mnie przed większą kompromitacją, niż już zdążyłam sobie zafundować. I za miłe słowa. Naprawdę tego potrzebowałam.

Nie kłamałam. Nawet jeśli trudno było mi się do tego przyznać, naprawdę byłam mu wdzięczna. Gdyby nie on, pewnie popadłabym w taką histerię, że do teraz bym się jeszcze nie pozbierała.

– Nie ma sprawy – odparł. – Wiesz, Zuza, kiedy nie krzyczysz i nie płaczesz, to całkiem fajna z ciebie dziewczyna – dodał z szerokim uśmiechem.

Nie był to może komplement najwyższych lotów, ale postanowiłam go przyjąć bez zastrzeżeń, a nawet się zrewanżować.

– A z ciebie, Bartoszu, też całkiem miły facet, o ile nie masz zamiaru wpakować mnie do więzienia – odparłam, odwzajemniając uśmiech.

– O, czyli jednak wiesz, jak mam na imię – zaśmiał się, a ja szturchnęłam go lekko w ramię w wyrazie udawanego oburzenia.

Boże, zachowywałam się, jakbym naprawdę go lubiła. A wcale tak nie było. Chyba. To znaczy, po dzisiejszej przejażdżce moje uczucia wobec niego stały się raczej ambiwalentne i ciężko mi się jednoznacznie określić.

– Jeszcze raz za wszystko dziękuję – oznajmiłam, kiedy nasze śmiechu ucichły. – Dobranoc, Bartku – dodałam, pociągając za klamkę z zamiarem wyjścia z auta.

– Dobranoc, Zuziu – odparł zadziwiająco miłym tonem. – Już nie mogę się doczekać naszego kolejnego spotkania! – zawołał, zanim zdążyłam zamknąć za sobą drzwi.

Nie odpowiedziałam, ale pomachałam mu na pożegnanie. W tej chwili ponowne spotkanie nie wydawało się tak straszne jak jeszcze kilka godzin temu.

Zauważyłam, że poczekał, aż wejdę do domu, jakby obawiał się, że na odcinku tych kilkunastu dzielących nas metrów, mogłoby mi się coś stać. Było to niepotrzebne, ale dość urocze. Nawet jeśli było kierowane przeczuciem, że zrobię coś głupiego i znów będę potrzebowała jego odsieczy.

W domu panowała głucha cisza, więc na palcach udałam się do swojego pokoju. Opadłam ciężko na łóżko i dopiero wtedy zorientowałam się, że nadal miałam na sobie marynarkę Janickiego.

~ ~ ~

– Pobudka, śpiąca królewno! – zawołał ktoś tak głośno, że omal nie rozsadziło mi głowy, a kilka sekund później na moją twarz padła oślepiająca jasność.

– Wyłącz to światło – jęknęłam, zasłaniając się kołdrą.

– To jest słońce, złociutka. Jego nie da się wyłączyć.

Zazwyczaj lubiłam w Tyśce to, że jest szczera do bólu, ale w tej chwili miałam ochotę ją znienawidzić. Zresztą tak samo jak wszystko dookoła. Dlaczego czułam się tak kijato, skoro kiedy kładłam się spać, zupełnie nic mi nie dolegało? Zasnęłam kamiennym snem, jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki. Teraz, mimo zapewne długiego odpoczynku, prawie umierałam.

– Uuuu... Czyżbyśmy miały do czynienia z kacem? – oceniła moja przyjaciółka, przyglądając mi się uważnie.

A więc to tak. Może rzeczywiście przeholowałam wczoraj odrobinę z alkoholem, ale nie wiedziałam, że niesie to za sobą takie tragiczne skutki. Ja się nie upijałam. Nigdy. I to, co czułam teraz, było przestrogą dla tego, aby więcej tego nie robić. Jeden raz zupełnie mi wystarczy. Chwila błogiego relaksu nie była warta takiego cierpienia.

– Pamiętasz chociaż, co się wczoraj wydarzyło? – spytała Tyśka, kiedy ja próbowałam przyzwyczaić się do nieznośnej rzeczywistości.

Spojrzałam na nią z wyrzutem. Czy naprawdę wyglądałam tak, jakby mi się film urwał? W sumie może nie byłoby to takie złe. Niestety pamiętałam wszystko. I wcale mi się to nie podobało.

Mentalny powrót do wydarzeń poprzedniego wieczoru wywołał kolejny grymas na mojej twarzy. Czy to działo się naprawdę? Może to tylko jakiś koszmar wywołany nadmiarem wypitych procentów? Chociaż chciałam w to wierzyć, podświadomość podpowiadała mi, że to chyba jednak nie były senne majaki, tylko rzeczywistość.

– Pamiętam – mruknęłam. – I to nawet za dobrze.

– Sądząc po twoim stanie, zabawa była epicka lub totalnie dupiata – zagaiła Tyśka, siadając na krawędzi mojego łóżka. – Liczę na to, że prawdziwa jest wersja pierwsza, ale coś czuję, że jednak przytrafiła ci się ta druga.

Jak ona dobrze mnie znała. Wystarczyło jedno spojrzenie na moją wołającą o pomstę do nieba kondycję i już wszystko było dla niej jasne. No może nie wszystko – w końcu nadal nie wiedziała, co mi się właściwie przytrafiło – ale i tak była niezła w te klocki. Posiadanie przed nią tajemnic w moim wypadku było prawie niemożliwe.

– Niestety to drugie – mruknęłam niemrawo.

Moja przyjaciółka westchnęła ciężko, ale nie zapytała o żadne konkrety. Najwyraźniej widziała, że potrzebuję trochę czasu, aby się ogarnąć. Sama nie wiedziałam, od czego tu zacząć. Jeden wieczór, a wydarzyło się tyle zarówno całkiem fajnych jak i tych o wiele mniej miłych rzeczy, że musiałam najpierw sama sobie to poukładać. Już chyba dawno nikt nie zafundował mi takiej huśtawki emocji.

– A to czyje? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki, wskazującej na przewieszoną przez poręcz łóżka męską marynarkę. – Tomka?

– Bartka – odparłam automatycznie, nie zastanawiając się nad tym, że wywoła to ogromne znaki zapytania w oczach Tyśki.

– Posterunkowego ciacho? – spytała z niedowierzaniem. – A co on ma do tego wszystkiego?

No i teraz już nie mogłam się wykręcić od odpowiedzi. Aby wszystko było jasne i zrozumiałe, zaczęłam od początku. Z najdrobniejszymi szczegółami zrelacjonowałam wszystkie najważniejsze punkty – rozmowa z panem Andrzejem, przy której padło imię Sonii, a Tomek zapewniał, że to tylko koleżanka; spotkanie Janickiego i Gadonia, którzy znów się ze mnie naśmiewali; zorientowanie się, że Tomek pracuje na komisariacie; zapewnienie Migalskiego, że nie obchodzą go moje wybryki; odebrany telefon od Sonii i odkrycie, że Tomek kłamał; mało udany na niego atak; interwencja Bartka i propozycja podwózki do domu; całkiem miła rozmowa w drodze powrotnej oraz nieumyślne zatrzymanie jego marynarki. A w międzyczasie jeszcze jakieś cztery drinki. A może pięć? Szczerze mówiąc, straciłam rachubę, ale w tej chwili nie miało to większego znaczenia. Liczyło się tylko to, że miałam wrażenie, jakby moja głowa miała zamiar zaraz wybuchnąć.

Tyśka słuchała tego wszystkiego z zapartym tchem i nawet mi nie przerywała, co było u niej wręcz niespotykane. Była w chyba jeszcze większym szoku niż ja wczoraj. Skoro już nawet dla niej to za dużo wrażeń na raz, to co ja miałam powiedzieć? To naprawdę cud, że nie wpadłam w histerię stulecia.

– A to drań – syknęła, mając zapewne na myśli Tomka. – A wydawał się taki porządny!

– Nie wszyscy faceci są tacy porządni jak twój Paweł – mruknęłam z nutką żalu w głosie.

– Nie no wiadomo, Misiu jest jedyny w swoim rodzaju – pochwaliła się Tyśka z szerokim wyszczerzem.  – Myślałam jednak, że ten cały Migalski też się postara, a tu taka dupa. Naprawdę przykro mi, Zuza. Zasługujesz na kogoś lepszego.

To, że  na to zasługiwałam, nie było niestety równoznaczne z tym, że kogoś znajdę. Spójrzmy prawdzie w oczy – wszystkie moje dotychczasowe randki zapowiadały się obiecująco, a ostatecznie i tak wychodziła z tego figa z makiem. Jak więc miałam wierzyć w to, że w końcu spotkam tego jednego, jedynego? Miałam dość karmienia się złudną nadzieją, która tylko coraz bardziej mnie pogrążała. Nie było sensu czekać w nieskończoność na coś, co może nigdy nie nastąpić. Prościej będzie chyba zostać starą panną z gromadką kotów. Przynajmniej nie będę tracić energii na niespełnione marzenia.

– Boli mnie tylko to, że naprawdę zaczęłam się angażować, a teraz to wszystko przepadło – poskarżyłam się, miętosząc w dłoniach róg kołdry.

– Wiem – odparła Tyśka pocieszająco. – Najwyraźniej nie był ciebie wart. Skoro już od samego początku kłamał w tak istotnej sprawie, to nie wiadomo, co mogłoby się dziać później. Lepiej, że przejrzałaś go teraz niż na przykład, nie daj Boże, po ślubie.

To akurat prawda i jedyny plus tej całej sytuacji. Zrobił naprawdę rewelacyjne pierwsze wrażenia, ale jak się okazało pod tą fasadą idealności, kryła się przynajmniej jedna poważna wada, której nie tolerowałam. Oczywiście mnie też czasami zdarzało się minąć z prawdą, ale tylko w błahych kwestiach. Nigdy nie wypierałabym się w żywe oczy ex-chłopaka, do którego bym coś jeszcze czuła.

– Mam nadzieję, że nie będziesz rozpaczać zbyt długo – zagadnęła moja przyjaciółka, kiedy zamyśliłam się na chwilę. – Absolutnie nie jest tego wart – powtórzyła dobitnie, aby do mnie dotarło. – A w ogóle najlepiej, to umów się z kimś innym. Łatwiej będzie ci zapomnieć.

Prychnęłam na tę propozycję. Naprawdę nie miałam ochoty tak od razu zaznajamiać się bliżej z kolejnym facetem, który znów okaże się totalną porażką. Te trzy, które zaliczyłam w ciągu ostatniego miesiąca, zupełnie mi wystarczą.

– Niby z kim? – zapytałam, nie wyznając prawdziwego powodu swojej niechęci. Wiedziałam, że Tyśka miałaby w tej kwestii zupełnie inne zdanie, a to nie skończyłoby się dla mnie dobrze. Nadal bolała mnie głowa i wzrost decybeli w postaci krzyku mojej towarzyszki, mógłby być dla mnie zabójczy.

Tyśka przyjęła pełną zamyślenia minę, zapewne szukając w zakamarkach pamięci jakiegoś kumpla Pawła, który byłby „wręcz idealny dla mnie". To nie pierwszy raz, kiedy organizowałaby mi randkę w ciemno. Chyba nie musiałam dodawać, że żadna z nich nie przebiegała tak, jak bym chciała, a ich zakończenia można by określić mianem jednej wielkiej klęski.

– A posterunkowy ciacho? – wypaliła nagle, a ja wybałuszyłam na nią oczy.

– Kobieto, czy ciebie Bóg opuścił? – niemal wrzasnęłam. – Przecież wiesz, jak mnie traktował! Jak jakąś przestępczynię! Choćby mi zapłacili, w życiu bym się z nim nie umówiła!

Ot co! Ze wszystkich możliwych absurdalnych wariantów, Janicki był najgorszym. Może i wczoraj odrobinę się zrehabilitował, ale to i tak nie zmieniało faktu, że był moim wrogiem numer jeden. I nie miałam zamiaru go oglądać, o ile nie będzie to ostateczna konieczność.

– E tam, dałabyś już sobie spokój z tą nienawiścią. – Przy ostatnim słowie zrobiła cudzysłów w powietrzu. – Przecież sama powiedziałaś, że wczoraj całkiem miło ci się z nim rozmawiało. Poza tym pomógł ci bezinteresownie. Uratował cię przed upokorzeniem na oczach całego komisariatu, odwiózł do domu, okrył marynarką i nawet pocieszył kilkoma uprzejmymi słowami. Czy tak zachowywał by się ktoś, kto miałby cię za kryminalistkę?

– Może po prostu było mu mnie żal – odparłam naburmuszona.

Takie wytłumaczenie wydawało mi się bardziej prawdopodobne. No, bo niby dlaczego Janicki tak nagle miałby zapałać do mnie sympatią? Przecież sprawiałam mu tylko same kłopoty. Nie miałby żadnego pożytku w tym, aby utrzymywać ze mną w miarę dobre relacje. Ja z resztą też nie widziałam takiej potrzeby. Jeśli znów się spotkamy, będę się starała traktować go w jak najbardziej neutralny sposób. Tak, aby nie dać mu nowych powodów do pogardzania moją osobą ani nie być zbyt przyjazna. Niech sobie nie myśli, że zaczęłam go lubić. Bo wcale tak nie było. No dobra, może odrobinę. Ale tak tyci, tyci.

– Nie sądzę – oceniła Tyśka.

– A niby skąd możesz to wiedzieć? – oburzyłam się. – Nie było cię tam!

– Ale byłam w celi i widziałam, jak on na ciebie patrzył – odparła z lekkim uśmiechem.

Spojrzałam na nią jak na mądrą inaczej. Co to niby miało znaczyć? Ten facet znał wszystkie moje najgorsze cechy i co więcej lubił się ze mnie z tego powodu naśmiewać. Więc jak mógł na mnie patrzeć? Jak na rozhisteryzowaną wariatkę, którą, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, zawsze się przy nim stawałam.

– Nie rób takiej naburmuszonej miny – skarciła mnie przyjaciółka. – Jak na mój gust, to wpadłaś mu w oko.

– Ta, jasne. A tu mi pociąg jedzie. – Wskazałam na swoją powiekę.

Co też ta Tyśka wymyśliła? Zazwyczaj liczyłam się z jej zdaniem, bo rzadko mijała się z prawdą, ale ta sugestia to jakiś absurd. Janicki to największa zmora mojego życia, a nie kandydat na potencjalnego chłopaka.

– Boże, Zuzka, czemu ty tak sobie utrudniasz życie? – Tyśka westchnęła sfrustrowana. – Okej, z Tomkiem nie wyszło, ale to nie powód żeby się załamywać. Poza tym nie uważasz, że to jakiś znak, że ty i posterunkowy ciacho ciągle na siebie wpadacie?

Jeśli to miał być jakiś znak to chyba sygnał opatrzności, mówiący, że moje życie to jedno wielkie, niekończące się pasmo porażek i że nie powinnam nawet próbować z tym walczyć, bo to i tak nic nie da. I naprawdę zaczynałam to pojmować. Szkoda tylko, że posłannikiem tej tragicznej wiadomości musiał być cholernie przystojny i całkiem fajny facet, u którego w chwili obecnej na bank nie miałabym już żadnych szans.

– Powiedziałam nie i koniec dyskusji – ogłosiłam, nie mając siły na dalszą dyskusję, która przerodziłaby się w przerzucanie się swoimi racjami. – I nie waż mi się organizować żadnych cholernych randek w ciemno. – Pogroziłam jej palcem. – Muszę na jakiś czas odpocząć od nadmiaru wrażeń – dodałam, opadając ciężko na poduszki.

Widziałam, że Tyśka nie była zbytnio zadowolona z tego obrotu sprawy, ale musiała wyczuć mój podły nastrój i postanowiła odpuścić. Na szczęście.

– No dobra, na razie dam ci spokój – odparła z westchnieniem. – Ale nie myśl, że to potrwa wiecznie – dodała z cwanym uśmieszkiem. – Jak tylko na nowo zbierzesz siły, wkraczam do akcji.

Jęknęłam głośno i to nie tylko z powodu wzbudzającego niepokój zapewnienia mojej przyjaciółki, ale także bólu głowy, który zamiast maleć zaczął się nasilać.

– Chcesz jakieś proszki na kaca? – spytała wspaniałomyślnie Tyśka, widząc moją zbolałą minę.

– Nie mogłaś tak od razu? – warknęłam. – Umieram od godziny, a ty dopiero teraz o tym mówisz?

Na szczęście nie wzięła tego do siebie. Wiedziała, że byłam w kiepskiej formie i nie warto przejmować się moimi komentarzami.

– Pójdę poszukać czegoś w kuchni – zaoferowała, podnosząc się z łóżka.

Kiedy wyszła, odetchnęłam nieco z ulgą. Co prawda ból nadal rozsadzał mi czaszkę, ale przynajmniej nie musiałam zaprzeczać niedorzecznym teoriom mojej przyjaciółki.

Janicki i ja? Też mi coś. Co za chory pomysł. To by się nie mogło udać. O, nie. Zdecydowane, stanowcze NIE. 


******************** 

Dzięki za gwiazdki pod ostatnimi rozdziałami. Następny w przyszły piątek :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro