8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Skarbie, wybierasz się gdzieś?

Nie, kuźwa, wystroiłam się i wymalowałam tylko po to, żeby zalec na kanapie na całą resztę wieczoru.

Gdyby mój ojciec zadał sobie trud oderwania choć na chwilę wzroku od telewizora i spojrzenia na mnie, nie zadawałby tak durnych pytań. Niestety mecz piłki nożnej jakiejś podrzędnej ligi był istotniejszy niż jego własne dziecko.

– Owszem, wychodzę – oznajmiłam dumnym tonem, wrzucając do torebki kilka drobiazgów, które wcześniej zostawiłam na komodzie w salonie.

– Z Tomkiem? – spytał także wgapiony w ekran Kondziu.

W sumie dobrze, że na mnie nie patrzyli, bo poczułam, jak się rumienię. Przez miniony tydzień praktycznie nie myślałam o niczym innym tylko o najprzystojniejszym kumplu mojego brata. Już w niedzielę z samego rana otrzymałam od niego zaproszenie do znajomych na fb. Przez cały poranek cieszyłam się jak małe dziecko, bo to oznaczało, że naprawdę był mną zainteresowany i propozycja ponownego spotkania nie była z jego strony tylko uprzejmością. Potwierdził to popołudniową wiadomością na messengerze. Od tamtej pory pisaliśmy do siebie niemal non stop z niewielkimi przerwami w czasie, kiedy Tomek był w pracy, oraz na sen.

Internetowa korespondencja bardzo nas do siebie zbliżyła. Co prawa znaliśmy się od siedmiu lat, ale naprawdę niewiele o sobie wiedzieliśmy. Zwłaszcza że od czasu dojrzewania człowiek bardzo się zmienia. W klubie też nie za wiele porozmawialiśmy, ale okazało się, że mieliśmy sporo wspólnych tematów. Lubiliśmy te same książki i filmy. Oboje byliśmy śpiochami, ale za to uwielbialiśmy kawę, która ratowała nam życie. Mieliśmy podobny gust kulinarny i muzyczny. W ciągu tygodnia omówiliśmy wiele kwestii i mało w której się nie zgadzaliśmy.

Tomek podtrzymywał lekki, swobodny ton rozmowy, wyraźnie ze mną flirtując. To było naprawdę słodkie i momentami nawet skutecznie utrudniało mi sformułowanie jakiejś sensownej wypowiedzi. Wszystko, co napisałam, czytałam dwa razy przed wysłaniem. Bardzo nie chciałam wyjść na głupią blondynkę. Bardzo, bardzo. I chyba nawet mi się to udało. Skoro nasze dzisiejsze spotkanie do tej pory nie zostało odwołane, to chyba szczęśliwie go do siebie nie zraziłam. Przynajmniej na razie. I oby tak zostało.

– Nie powinno cię to interesować, ale tak. Spotykam się z Tomkiem – odparłam lekceważącym tonem. Jakoś nie obchodziło go to, kiedy tydzień wcześniej obściskiwałam się z nim w miejscu publicznym.

– Migalskim? – upewnił się tata, pociągając łyk piwa z butelki.

O co im, kurde, chodziło? Nigdy wcześniej mnie tak nie wypytywali, gdzie i z kim wychodzę. Nie byłam już nastolatką z ustaloną godziną policyjną. Na miłość boską, byłam dorosła i miałam prawo spotykać się, z kim mi się żywnie podobało. 

– Czy możecie już skończyć przesłuchanie? – warknęłam poirytowana. – A może mam wam przesłać relację na żywo na fejsie?

W końcu raczyli na mnie spojrzeć. Zlustrowali moją sięgającą kolan letnią, zwiewną sukienkę w kwiecistym wzorze, sandałki na niewielkim obcasie, małą lawendową torebkę i związane w luźny kok włosy. Żaden z nich się nie odezwał, więc uznałam strój za zaakceptowany. Zresztą nawet jeśli nie spotkałby się z ich aprobatą, i tak nie miałam zamiaru niczego zmieniać. Wybrałam ten zestaw z pomocą Tyśki i obie uznałyśmy, że to idealny look na późnopopołudniową randkę w parku. Nie za wyzywająco, ale równocześnie dziewczęco i zmysłowo.

– Nie bulwersuj się tak, skarbie – rzucił tata z uśmiechem. – Po prostu się o ciebie martwię. Cały tydzień klikałaś tylko w ten swój telefon, a teraz wychodzisz gdzieś ładnie ubrana. Dla każdego ojca to trochę niepokojące. Wiesz, randki z Internetu mogą być bardzo niebezpieczne.

– To nie jest żadna randka z internetu! – oburzyłam się. – Po prostu Tomek nie miał czasu na spotkanie w tygodniu, to do siebie pisaliśmy. A teraz w końcu możemy się spotkać. I nie odstawiaj mi tu dramy. Znasz go przecież od kilku lat.

Naprawdę nie mogłam zrozumieć, czemu się tak nagle zainteresował moim życiem uczuciowym. Jakoś kiedy faktycznie spotykałam się z nieznajomymi, zupełnie go to nie obchodziło. Ale jak postanowiłam się spiknąć z chłopakiem, którego znał i lubił, to robił z tego wielkie halo.

– No, już dobrze, dobrze – zaczął mnie uspokajać. – To już nawet nie mogę się podroczyć ze własną córką?

Ach, więc chciał być zabawny? No cóż, niestety mu nie wyszło.

– Mam dość – westchnęłam nieco przesadnie, po czym ruszyłam w stronę przedpokoju. – Wychodzę!

– Baw się dobrze! – Usłyszałam za sobą krzyk taty. – Pamiętaj tylko, że nie chcę jeszcze zostać dziadkiem!

Nie, no serio? To naprawdę nie było śmieszne.

– Ani ja wujkiem! – dorzucił swoje trzy grosze Konrad.

– Ty to lepiej pilnuj swojej Pauli! – odkrzyknęłam, po czym z rozmachem otworzyłam drzwi wejściowe.

Zanim się za mną zamknęły, usłyszałam, jak zdziwiony tata pyta mojego brata „To jest jakaś Paula?", i uśmiechnęłam się cwaniacko. Niech teraz Kondziu tłumaczy się ze swojego skrzętnie ukrywanego życia miłosnego. W końcu nie byłam jedynym dzieckiem-singlem w tej rodzinie.

~ ~ ~

Do parku dotarłam po jakichś piętnastu minutach. Mimo późnego popołudnia słońce grzało jeszcze całkiem mocno, a powietrze było niezwykle parne. Miałam nadzieję, że makijaż nie spłynął mi z twarzy. Chociaż był delikatny, naprawdę się nad nim napracowałam. Poza tym to moja pierwsza naprawdę obiecująca randka od dłuższego czasu. Musiałam wyglądać idealnie. Wszystko musiało być idealne.

Zbliżyłam się do umówionego miejsca i zauważyłam, że Tomek już na mnie czekał. Co prawda nie rozglądał się za mną, bo rozmawiał przez telefon, ale przyszedł przed czasem, a to się liczy. Przystanęłam na moment, aby przyjrzeć się mu ukradkiem. W świetle dziennym wydawał się jeszcze przystojniejszy niż w klubowym półmroku. Włożył schludne dżinsy i koszulę z krótkim rękawem w kratkę. Westchnęłam głośno. Mogłabym go tak podziwiać godzinami.

Wzięłam ostatni głęboki wdech, poprawiłam nieco dekolt sukienki, aby odpowiednio eksponowała piersi, i pewnym siebie krokiem ruszyłam w jego stronę. Byłam tak w niego zapatrzona, że zupełnie nie zwracałam uwagi na to, co się koło mnie działo. I to był błąd. Poważny błąd.

Nie mam pojęcia, skąd nagle wyrósł przede mną ogromny owczarek niemiecki. Ostrzegawczy krzyk jego właściciela dotarł do mnie o wiele za późno, abym mogła cokolwiek zrobić. Zwierzę biegło prosto na mnie i nie miało najmniejszego zamiaru się zatrzymać. Dlatego też w ostatecznym rozrachunku, pies mnie totalnie staranował, a ja wylądowałam z wielkim hukiem na żwirowej alejce.

Kilka sekund zajęło mi zrozumienie, co tak właściwie w ogóle się stało. Ktoś podbiegł do mnie i zaczął gorliwie przepraszać. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to musiał być właściciel psa. Staruszek wyglądał na bardzo przejętego i skruszonego. Próbował pomóc mi wstać, ale byłam jeszcze w za dużym szoku, aby stanąć na własnych nogach. Poza tym prawie wszystko mnie bolało.

Powoli zaczęło to do mnie docierać. Moja głowa. Moja dupa. Moja duma! Kuźwa mać!

– Zuza, nic ci nie jest? – Usłyszałam nagle zaniepokojony głos Tomka.

Pięknie. Po prostu pięknie! Czy naprawdę facet moich marzeń musiał być świadkiem uwłaczającego mojej godności upadku z owczarkiem niemieckim w roli głównej? Najwyraźniej łut szczęście na ten tydzień już mi się wyczerpał. Fatum sobotnich randek witaj z powrotem!

– W porządku – odparłam niemrawo, pozwalając Tomkowi chwycić mnie w pasie i ustawić na powrót w postawie stojącej. Jego ciepły dotyk sprawił, że przeszły mnie dreszcze, ale nie byłam w stanie odpowiednio się nimi nacieszyć, bo nadal odczuwałam skutki niespodziewanego spotkania trzeciego stopnia w parkową alejką.

– Bardzo panią przepraszam – dukał nadal nieco wystraszony starszy pan. – Syn poprosił mnie, abym zaopiekował się tą bestią, a ona jest taka nieobliczalna. Mam już swoje lata i za nią nie nadążam. Mam nadzieję, że nie wyrządziła pani żadnej poważnej krzywdy.

Przyglądałam się sobie, oceniając straty. Lekko obtarte kolana i jeden łokieć, nieco poszarpana sukienka i bolący tyłek, na którym pewnie będę miała ogromnego siniaka. Tak że tego... Z mojego idealnego wyglądu na idealną randkę nici, ale zawsze mogło być gorzej.

Przez następne pięć minut zapewniałam staruszka, że naprawdę nic mi się nie stało. Nie chciał mi uwierzyć na słowo i zapewniał, że jakbym jednak wymagała jakiejś pomocy lekarskiej, to on pokryje wszystkie koszty leczenia. Zdecydowanie się zapędził, ale wymusił na mnie obietnicę, że w razie czego się z nim skontaktuję.

W tym czasie Tomek podjął się zadania złapania niesfornego zwierzaka, który potraktował mnie jak przeszkodę, którą się pokonuje, a potem biegnie dalej. Na szczęście nie uciekł zbyt daleko. Pomogliśmy staruszkowi przypiąć mu smycz, po czym pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w przeciwną stronę. Miałam nadzieję, że już nigdy więcej nie spotkam tego potwora.

– Jeśli nie czujesz się najlepiej, odprowadzę cię do domu – zaproponował Tomek, kiedy niechcący zahaczyłam zranionym łokciem o pasek torebki i syknęłam z bólu.

– To nic takiego – zapewniłam z uśmiechem. – Trochę poszczypie i przejdzie.

Nawet jeśli nie byłaby to prawda, nie miałam zamiaru zmieniać zdania. Czekałam na tę randkę siedem lat. Nie ma mowy, żebym odwołała ją z powodu jakiegoś narwanego psa. Nawet jeśli mój obecny wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Liczyłam na to, że Tomek dostrzeże moje prawdziwe, wewnętrzne piękno, a nie podartą kieckę i poranione kolana. A jeśli nie, to niech spada na drzewo! Nie będę zadawać się z pustakami.

– No, muszę przyznać, że to najbardziej niespodziewany i zaskakujący początek randki, jaki kiedykolwiek mi się przydarzył – zagadnął rozbawionym tonem.

Nie do końca podobało mi się, że go to śmieszyło, bo w końcu byłam ofiarą całego tego zdarzenia, ale po namyśle, stwierdziłam, że to właściwie całkiem zabawne. Poza tym nie chciałam wyjść przed Tomkiem na wyniosłą paniusię z ciągłym fochem. Miałam zamiar pokazać, że mam do siebie dystans i potrafię takie rzeczy obrócić w żart.

– Cóż, nie mogę powiedzieć tego samego. Mnie się niestety takie historie bardzo chętnie trzymają. Więc jeśli planujesz się jeszcze ze mną spotkać, to musisz być przygotowany na absolutnie wszystko. – Ostatnie zdanie starałam się wypowiedzieć lekkim tonem, ale kiedy skończyłam, przygryzłam nerwowo wargę.

To była moja chwila prawdy. Liczyłam na to, że komentując to moje wyznanie, wyrazi chęć ponownego spotkania. Bałam się jednak, że przemilczy sprawę lub uniknie jednoznacznego potwierdzenia. Przez te pierwsze dziesięć minut naprawdę się nie popisałam i nie zdziwiłabym się, gdyby postanowił sobie jednak mnie odpuścić. No bo kto chciałby być z dziewczyną, która wiecznie pakuje się w jakieś tragikomiczne sytuacje?

– W takim razie coś czuję, że z tobą nuda mi nigdy nie zagrozi – odparł, puszczając mi oczko.

Słysząc to, musiałam wyszczerzyć się jak głupia do sera. Nie była to oczywista deklaracja, ale to musiało coś znaczyć. Moja nadzieja na wizję cudownego związku wzrastała z każdą sekundą.

– Cóż, rzeczywiście u mnie ciągle coś się dzieje. Niestety nie zawsze ma to pozytywny wydźwięk – rzuciłam lekceważącym tonem.

Przygotowałam się na to, że zapyta, co mam na myśli, i nawet byłam gotowa opowiedzieć mu o tym nieszczęsnym aresztowaniu, abyśmy mogli razem się pośmiać, ale niespodziewanie zadzwonił jego telefon. Przeprosił mnie i wyciągnął komórkę z kieszeni. Kątem oka zauważyłam, że na ekranie pojawiło się zdjęcie jakiejś dziewczyny. Bardzo ładnej dziewczyny. Nie byłam pewna, ale chyba została podpisana imieniem Sonia. Szybko odwróciłam jednak wzrok, aby nie wyjść na wścibską.

Tomek wahał się chwilę, po czym odrzucił połączenie. Z jednej strony mnie to ucieszyło, bo nie chciałam, aby ktokolwiek nam przeszkadzał, ale z drugiej poczułam też cień niepokoju. Może był jakiś szczególny powód, dla którego nie chciał rozmawiać z nią w mojej obecności?

– Mogłeś odebrać, jeśli to coś ważnego – zagadnęłam, aby wybadać grunt. Starałam przekonać samą siebie, że to zapewne nikt istotny, ale ziarnko podejrzliwości już zostało we mnie zasiane i nie potrafiłam zupełnie go zignorować.

– Nie, to nic takiego – zapewnił mnie Tomek. – Koleżanka z Krakowa pewnie chce mnie prosić o jakieś materiały na zajęcia. Jest rok niżej i od samego początku sępi ode mnie notatki. Potrafi być bardzo przekonująca, a ja mam niestety za dobre serducho i ciągle jej coś podsyłam.

Uznałam, że to naprawdę słodkie, ale po chwili zdałam sobie sprawę z jednego dość istotnego szczegółu.

– Ale przecież mamy lipiec – zaczęłam podejrzliwym tonem. – Po co jej notatki, skoro sesja już się skończyła?

Wydawało mi się, że przez moment na twarzy Tomka pojawiło się zmieszanie, ale zaraz potem uśmiechnął się i wzruszył ramionami.

– Pewnie pisze jakieś poprawki we wrześniu i chciała się już zacząć przygotowywać. Oddzwonię do niej później i się dowiem.

Jeszcze przez chwilę wydawało mi się to odrobinę naciągane – kto normalny uczy się do poprawkowego egzaminu na początku wakacji? – ale postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy. Może dziewczyna była po prostu ambitna i chciała jak najlepiej przygotować się do drugiego podejścia. Zresztą to nie moje zmartwienie. Ja szczęśliwie zaliczyłam wszystko w pierwszym terminie.

– Masz ochotę na lody? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Tomka. Najwyraźniej uznał poprzedni temat za zakończony i ja też nie miałam zamiaru do niego wracać. Jeszcze wyszłabym na zazdrosną lalunię, nie mając do tego żadnych podstaw. W każdym razie żadnych w pełni uzasadnionych podstaw. Poza tym to nasza druga, a właściwie pierwsza, porządna randka i nie chciałam jej psuć jakimiś wyimaginowanymi urojeniami.

– Jasne – odparłam z uśmiechem, nie chcąc dać po sobie poznać, o czym przed chwilą myślałam.

Skierowaliśmy się w stronę budki z lodami, stojącej u wylotu alejki. W międzyczasie wymieniliśmy się kilkoma błahymi uwagami związanymi z pogodą oraz naszymi ulubionymi smakami lodów. W tej kwestii nie byliśmy niestety jednomyślni. Ja wybrałam miętę z kawałkami czekolady, a Tomek truskawkę. No, ale cóż nie we wszystkim musimy się zgadzać.

Szczerze mówiąc, przerażały mnie nieco pary, które zawsze były ze sobą zgodne. To takie... nienaturalne. Moi rodzice na przykład często spierali się o prozaiczne sprawy, ale nigdy nie przeradzało się to w jakieś wielkie awantury. Sprawiało to jednak, że ich miłość była autentyczna, bo akceptowali siebie mimo wad i odmiennego zdana na niektóre kwestie.

Mówiłam Tyśce, że chcę znaleźć sobie idealnego faceta, ale tak naprawdę nie liczyłam na to, że będzie taki w stu procentach perfekcyjny. Nikt taki nie jest. Pragnęłam jednak, aby na mojej drodze stanął ktoś, kogo nie przerazi mój notoryczny pech i szczęście do pakowania się w kłopoty. Kto będzie mnie wspierał w tym wszystkim i trwał przy mnie nawet, jeśli popełnię największe głupstwo świata (co zapewne kiedyś zrobię, biorąc pod uwagę moje dotychczasowe osiągnięcia w kwestii głupoty). Po prostu kogoś, kto pokocha mnie za to, jaka jestem. Naprawdę tylko tyle mi wystarczy.

I przyglądając się tak Tomkowi, który próbował skonsumować swój deser, zanim zupełnie się on roztopi, marzyłam o tym, aby to właśnie on okazał się tym mężczyzną. Mogłam bez przeszkód wyobrazić nas sobie razem za kilka lat. Szczęśliwych, zakochanych, pełnych zapału do życia. Zresztą ten obraz żył w zakamarkach mojej duszy od dobrych siedmiu lat. Teraz wydawał się jednak tak wyraźny, jak nigdy wcześniej.

– Ubrudziłaś się.

Nie od razu dotarł do mnie sens tych słów. Zaraz potem poczułam jednak, że coś lepkiego spływa mi po odsłoniętym dekolcie. No tak. Byłam tak zajęta fantazjowaniem o przyszłości, że zupełnie zapomniałam o lodzie, który w tym upale topił się w szaleńczym tempie i zaczął kapać mi niemal na piersi.

Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, Tomek wyjął z kieszeni paczkę chusteczek higienicznych. Myślałam, że mi je poda, abym jak najszybciej zatamowała miętowy strumyk, który niezwykle szybko zbliżał się do mojego stanika, ale ku mojemu zaskoczeniu, chłopak postanowił sam pozbyć się problemu. Chwycił jedną z chusteczek, po czym bez najmniejszego skrępowania starł słodką maź z mojego dekoltu. Nie wiem, czy z premedytacją, czy też nie, otarł się lekko o moją lewą pierś. Było to dość niewinne muśnięcie, ale wystarczyło, abym poczerwieniała jak dorodny rak.

O. Mój. Boże. Jeszcze jeden taki ruch, a zejdę tu na zawał serca! Wiem, że mam dwadzieścia jeden lat i coś takiego nie powinno wzbudzać we mnie tak silnych emocji, no ale helloł! To był Tomek Migalski! Moje nastoletnie marzenie! Nie mogłam pozostać obojętna na taki gest z jego strony.

– Sytuacja opanowana – powiedział zalotnie, kiedy wytarł wszystko dokładnie i upewnił się, że żadna samotna strużka już nie przedostanie się nigdzie dalej.

Przez cały ten czas stałam jak łup soli. Zapewne miałam też oczy jak pięciozłotówki i szeroko otwarte usta. O czerwonych policzkach nawet nie wspominając. Nie no super. Po prostu super! On tu wyraźnie daje mi do zrozumienia, że liczy na coś więcej niż przyjaźń, a ja jak zwykle robię z siebie idiotkę! W sumie nie powinno mnie to już dziwić.

– Wyglądasz naprawdę uroczo, gdy się rumienisz – szepnął mi prosto do ucha, znacząco zmniejszając dystans między nami.

Przełknęłam głośno ślinę. Bałam się odezwać, bo zapewne palnęłabym jakieś głupstwo, które potwierdziłoby mój brak inteligencji objawiający się w tego typu sytuacjach. Czy zawsze w obecności przystojnych facetów musiałam zamieniać się w bezmózgą amebę? I to szczególnie wtedy, gdy sprawy wchodziły na nieco bardziej intymne tory? To takie niesprawiedliwe! Wszystko, czego chciałam od życia, to prawdziwa miłość, a ono robiło, co mogło, żebym akurat tego nie dostała.

Nim zdążyłam coś z siebie wykrztusić, ujął w palce kosmyk moich włosów, który wysunął się z koka, i delikatnie założył mi go za ucho. Przeszedł mnie dreszcz, który nie zniknął zbyt szybko, bo Tomek nie cofnął ręki. Zaczął subtelnie gładzić mój policzek, powoli przesuwając się coraz bliżej moich ust. Przez te kilka sekund nie śmiałam oddychać. Czułam, że jakikolwiek ruch z mojej strony spowoduje, że cały ten nastrój pęknie niczym bańka mydlana i moje marzenie o idealnym pocałunku oddali się bezpowrotnie.

Kiedy twarz Tomka zaczęła zbliżać się do mojej, pozwoliłam sobie na przymknięcie powiek. Miałam nadzieję, że chłopak odebrał to jako zachętę z mojej strony, bo chyba nie zniosłabym rozczarowania, gdyby nagle zrezygnował ze swoich wyraźnych planów. Ten pocałunek musiał się wydarzyć. Teraz albo nigdy!

I się wydarzył. Pierwsze muśniecie było bardzo delikatne i jakby niepewne. Zdziwiło mnie to nieco, bo Tomek nie wyglądał na takiego, który by się wstydził. Na pewno całował przede mną masę innych dziewczyn. Nie powinien czuć się nieswojo. Za to ja zaczęłam się tak czuć, zdając sobie sprawę, że nie jestem pierwszą, która dotyka tych boskich ust.

Jednak dosłownie sekundę później wszystkie te wątpliwości zupełnie wyparowały z mojego umysłu. Tomek przyciągnął mnie bliżej siebie i o wiele mocniej naparł swoimi wargami na moje. Zaraz potem rozsunął je językiem i wsunął go do środka. Nie opierałam się. Pozwoliłam, aby mój język wyszedł mu na spotkanie.

Czas zatrzymał się w miejscu. Przeżywałam właśnie najcudowniejszą chwilę swojego życia. Całowałam się już kilka razy, ale nigdy nie wywołało to we mnie tylu emocji co teraz. Miałam ochotę unieść się nad ziemią i odlecieć gdzieś daleko. Z parkowej alejki przeniosłam się prosto do nieba.

Nie byłam pewna, czy Tomek był tak dobry w całowaniu, czy to moje uczucia względem niego sprawiły, że doświadczyłam takiej rozkoszy, ale w tamtym momencie mało mnie to obchodziło. Zapewne oba te czynniki złożyły się na ten najlepszy w moim życiu pocałunek, którego pod żadnym pozorem nie miałam ochoty przerywać. Po nieskończenie długiej chwili chłopak oderwał się jednak ode mnie. Przez sekundę poczułam się nieco rozczarowana, że to już koniec, ale zdałam sobie sprawę, że chociaż nasze usta się nie stykały, to nadal pozostawałam w jego dość mocnych objęciach. Oparł czoło o moje i uśmiechnął się do mnie słodko. Nieśmiało odwzajemniłam ten gest.

– Smakujesz miętą – szepnął, trącając mój nos swoim.

– A ty truskawką – odparłam, siląc się na najbardziej opanowany ton głosu, na jaki było mnie stać po tak intensywnym doznaniu.

– Całkiem przyjemne połączenie – dodał ze śmiechem.

O, matko. Był taki uroczy, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Być może darzyłam tego chłopaka sentymentem ze względu na stare czasy, ale czułam, że teraz to uczucie pomału przeradzało się w coś więcej. To już nie było beznadziejne zauroczenie zakompleksionej nastolatki. O, nie. Teraz, kiedy naprawdę miałam u niego szansę, zaczynałam się w nim zakochiwać.

Uświadomienie sobie tego wywołało we mnie równoczesną falę podniecenia i niepokoju. Z jednej strony to było to, na co czekałam od tak dawna, ale z drugiej obawiałam się, że jak się już zaangażuję to znowu coś pójdzie nie tak. Do tej pory szczęśliwie moje niefortunne przygody z facetami kończyły się, zanim na dobre się zaczęły i dzięki temu mogłam oszczędzić sobie złamanego serca. Czułam jednak, że tym razem to coś zupełnie innego. To naprawdę mogło się udać. Wreszcie miałam wrażenie, że wszystko jest takie, jak powinno. Czemu więc prześladowało mnie przeświadczenie, że to zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe?

Po kolejnej długiej chwili, Tomek rozluźnił uścisk. Niespodziewanie chwycił mnie za rękę i ruszył na dalszą przechadzkę. Dość pewnie oddałam uścisk, chcąc przekazać mu, jak wiele to dla mnie znaczy. Nie musiał wiedzieć o marnym bilansie moich byłych chłopaków, ale chciałam, aby zdawał sobie sprawę, że nie jest dla mnie tylko kolejnym facetem na chwilę. Sama chętnie też przyjęłabym taką deklarację, ale póki co wystarczyła mi radość płynąca z jego bliskości. Dopiero zaczynaliśmy się poznawać. Na poważne deklaracje jeszcze przyjdzie czas.

– Chodźmy na huśtawki – poprosiłam, kiedy znaleźliśmy się przy placu zabaw.

Zbliżała się pora kolacji, więc dzieci wyraźnie zaczęło ubywać. Zauważyłam dwie wolne huśtawki i zapatrzyłam się na nie z tęsknotą. Jako mała dziewczynka mogłam bujać się całymi dniami. Jako dorosła lubiłam do tego wracać.

Tomek bez problemu zgodził się na moją propozycję. Wszystkie obiekty zabaw znajdowały się w ogromnej piaskownicy, więc nie ominęło nas przejście przez wsypujący się do butów piasek. Cieszyłam się, że ubrałam sandały – ziarenka wypadały równie szybko, jak wpadały mi między palce. Kiedy dotarliśmy na miejsce, z przykrością stwierdziłam, że sprzęt ten musiał być przeznaczony dla nieco młodszych dzieci albo ja się ostatnio roztyłam, bo moje biodra i tyłek ledwo zmieściły się między łańcuchami. Mój towarzysz także miał lekkie kłopoty z zajęciem huśtawki, ale nie narzekał. Schlebiało mi to, że był dla mnie gotowy ponosić takie niedogodności.

Bujaliśmy się lekko, rozmawiając na tematy, których do tej pory nie poruszyliśmy. Uśmiech nie schodził z moich ust i czułam się naprawdę szczęśliwa. Chociaż ta randka miała naprawdę kiepski początek, cały czas zmierzała ku lepszemu. Znając moje szczęście, w najśmielszych snach nie przypuszczałam, że tak dobrze się to wszystko potoczy.

W pewnym momencie zaczęłam odpychać się mocniej nogami i niedługo później znalazłam się już dość wysoko nad ziemią. Tomek postanowił iść w moje ślady. Sukienka powiewała mi nieco, ale zupełnie się tym nie przejęłam. Czułam się taka lekka i beztroska. Wszystko było wręcz idealne.

– Skaczemy? – zapytał Tomek, kiedy wydawało mi się, że wyżej już się nie rozbujam.

– Zwariowałeś? – oburzyłam się.

Owszem, w podstawówce uwielbiałam brać udział w konkursie na najdalszy skok z huśtawki. I nawet dość często udawało mi się go wygrać. Dopiero wiele lat później zrozumiałam, jakie to było niebezpieczne. Nawet piasek nie był w stanie zupełnie zamortyzować upadku.

– Nie bój się – przekonywał mnie chłopak. – Zrobimy to razem. Na trzy. Raz. Dwa. Trzy!

Do końca się wahałam, ale ostatecznie z dzikim okrzykiem radości puściłam łańcuchy i wybiłam się w powietrze. Nie wiem, jakim cudem, ale w locie Tomek zdołał chwycić mnie za rękę. To było takie niezwykłe i romantyczne.

Sekundę później upadliśmy ciężko na piasek. To mój drugi upadek w ciągu godziny, ale ten był zupełnie inny niż ten poprzedni. Ten wyrażał radość z życia i tęsknotę za beztroskimi latami dzieciństwa. Chciałam też, aby był takim symbolem skoku, na jaki byłam gotowa się zdobyć w kwestii tego rodzącego się między nami uczucia.

Leżeliśmy na piasku, nadal trzymając się za ręce i śmiejąc się głośno z tego niezbyt odpowiedzialnego i nieprzystającego naszemu wiekowi wyczynu. Po chwili Tomek przyciągnął mnie do siebie i złożył na moich ustach krótki pocałunek.

Z każdą kolejną chwilą, coraz bardziej wierzyłam w to, że moje życie w końcu zmierzało w odpowiednim kierunku. 

**************************************** 

Kolejny za tydzień :)   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro