warum küsst du mich nur, wenn ich schlafe?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

krótkie i softowe, niepowiązane z właściwą fabułą. miłego. :]


Zygmunt zdawał sobie sprawę z tego, że powinien się chociażby postarać zasnąć, skoro jego protektorka była zafiksowana na badanie jego astmy i co rusz wymyślała mu jakieś kretyńskie testy wysiłkowe, a okazji na przyjęcie dziennej dawki kalorii nie miał za wiele. Ba, ledwo przyjmował dawki kalorii, co dopiero dzienne, a doktor Geiser i tak codziennie, z tym samym sadyzmem, decydowała się na zmuszenie go do solidnych ćwiczeń fizycznych. 

Dobre kilka miesięcy z tą rutyną nie należało do szczytu marzeń przeciętnego dwudziestoparolatka, ale co poradzić. Nie było tajemnicą, że Niemcy nie pałają do Żydów zbędną sympatią, a wręcz nie pałają sympatią żadną. Gdyby Niemiec widział płonącego Żyda i miał w dłoni szklankę wody, wypiłby wodę z wystudiowaną powolnością. 

Vice versa zapewne byłoby podobnie. Przebywanie w KL, konkretnie w jego głównej części przez dobre pół roku uświadomiło mu to i owo w tej materii.

Jednak znalazł wyjątek od reguły, nawet jeżeli nie był on tak oczywisty. O ile za dnia Lisa Geiser, jego pani doktor na której bloku medycznym znalazł się już jakiś czas temu, wydawała się czerpać istną radość wyłącznie z jego pognębiania, o tyle kiedy sądziła że Zygmunt świadomy jej obecności nie jest... Cóż, było nieco inaczej. Lepiej.

Lepiej dlatego, że miał odpoczynek od jej paskudnych tortur. Nie dlatego, że Niemrę lubił.

Za pierwszym razem, kiedy w nocy obudziło go stosunkowo ciche szczęknięcie klamki w trzysta piątce, odruchowo udał, że nadal śpi. Był odwrócony twarzą do ściany, przez światło księżyca wpadające małym okienkiem, dlatego wyszło mu całkiem nieźle.

Wnosząc po lekkości kroków i charakterystycznym westchnieniu, wizytę złożyła mu sama Geiser. Przysiadła na wolnym skrawku jego pryczy i nie zrobiła nic poza tym, jedynie w którymś momencie wymamrotała krótkie verdammt, diese Arbeit kann hart sein. Wtedy miał pewność, że to ona. 

Posiedziała może kwadrans, trochę więcej i wyszła. Ot tak.

Mógłby to puścić płazem, gdyby nie to, że za kilka dni przyszła znowu, po raz kolejny w nocy i po raz kolejny została na jakiś czas, jakby jego klitka stanowiła namiastkę pokoju socjalnego dla pracowników czy czegoś takiego. Nie zapalała światła ani nic, więc z pewnością zakładała, że Zygmunt śpi. 

On sam po raz kolejny po prostu starał się normować oddech i nie uchylał oczu ani na cal.

Było nieco dziwnie, ale w gruncie rzeczy chyba mu nie przeszkadzało. Wolał taką neutralność od nacjonalistycznego syfu.

Przy którymś razie, kiedy już się przyzwyczaił, ostrożnie zaczęła głaskać go po odrastającej, złotej czuprynie, niby drzemiącego kota albo psa do terapii. Wątpił, że zakładała że Żyd cokolwiek z tego zapamięta, więc obstawiał, że zrobiła to dla własnego komfortu. I tylko dlatego nie oponował. 

Był empatyczny i ludzki, przeciwnie do szwabów, nie było innych powodów takiej decyzji. Szczupłe palce mierzwiące swobodnie jego kudełki, stłumiony waniliowy zapach skóry kobiety nie miały nic do rzeczy.

Tak samo nie obeszło go, kiedy zaczęła subtelnie, delikatnie całować go w skalp tuż przed wyjściem. Za pierwszym razem omal nie zachłysnął się powietrzem, cudem podtrzymując wrażenie tego, że śpi i o niczym nie wie. Z ust wydobyło się mu cichutkie jęknięcie, poruszył się nieznacznie, ale równie dobrze mógłby to zrobić bez przytomności.

Na absurd zakrawało to, że lubił nocne wizyty Geiser, jak i równocześnie zaczął wyczekiwać końca każdej z nich właśnie przez ten mały nawyk. Myślał o tym później, przed właściwym i ponownym zaśnięciem, z żenadą nazywając niektóre odczucia po imieniu, prosto, ale nadal krępująco dla jego mentalności niezależnego Żyda–buntownika.

Zygmunt jednak nie miał w zwyczaju pozostawiać rozmyślań bez odpowiedzi na istotne pytanie, jak to na dociekliwego, inteligentnego młodzieńca przystało. Potrzebował usłyszeć niektóre rzeczy wprost, co całkiem zrozumiałe. 

Zebrał myśli i po pobieżnej analizie możliwych obrotów spraw, zdecydował się na przełamanie specyficznego lodu między nimi przy kolejnym spotkaniu. O ile spotkaniem można było nazwać te wizyty.

Kiedy Geiser po raz kolejny złożyła delikatny pocałunek na jego włosach, notabene całkiem zadbanych jak na realia obozowe, nie mógł powstrzymać niepewnego uśmiechu i zapytał, brzmiąc możliwie najbardziej przytomnie i nonszalancko:

— Pani Geiser, a dlaczego całujesz mnie pani tylko wtedy, kiedy śpię?

Miał nadzieję, że chociaż odrobinę uroczego speszenia wkradnie się w kobiecą manierę, jednak na nieszczęście nie dostrzegł nic na drobnej twarzyczce kiedy obrócił się lekko w jej stronę. Wina tandetnego oświetlenia, jak nic. Zobaczył za to, jak krucha figurka pochyla się nad nim z osobliwym pietyzmem i znów przymknął oczy, czując jak specyficznie jaszczurczo wargi dopasowują się do jego własnych, delikatnie je skubią, dzielą się z nimi mimowolnie swoją fakturą, słodkim smakiem.

— Mogłeś uprzedzić, że chciałbyś odmiany, 213769.

Geiser poczyniła kolejny krok dalej w nocnych wizytach u Zygmunta. Przecież nigdy wcześniej nie kładła się obok niego na pryczy, nie rozmawiali, a już na pewno nie robili tego tak blisko i komfortowo. Dosyć osobliwe było jednak to, że kolejne odwiedziny po zmroku zaczęła swoim dotychczasowym pożegnaniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro