Rozdział 17 Szkarłatne Oczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Budowla była ogromna, zbudowana tylko i wyłącznie z dużych, prostokątnych bloków kamiennych. Miała jedno wejście do środka, które było mocno zarośnięte przez liany. Wokół świątyni rosły pojedyncze drzewka, co było zdumiewające dla całej piątki, że na tak suchym terenie rosną jakiekolwiek drzewa. Wielbłądy przywiązali liną do jednego z drzewek, tak by zwierzęta nie uciekły nigdzie podczas ich nieobecności. Spakowali do torby dwie manierki wody, jedzenie na drogę oraz latarki w razie wypadku. 

Nita wyjęła butelkę z szmaragdową substancją.

- Dobra, teraz słuchajcie mnie uważnie – oczy pozostałych skupiły się na szatynce. – jednorazowe wzięcie mikstury noktowizji powinno nam starczyć na około trzy godziny. Jednak też nie możemy tylko na niej polegać, dlatego bierzemy również latarki.

- Dlaczego nie możemy korzystać tylko z mikstury? – zapytał Gon.

- Ponieważ jeśli przedawkujemy, możemy później odczuwać skutki uboczne. – wyjaśniła spokojnie, wzruszając przy tym ramionami.

Leorio uniósł jedną brew do góry.

- Skutki ubocze? – zapytał w końcu brunet. – Co może się stać?

- Przykładowo w wypadku tej mikstury, po przedawkowaniu możemy cierpieć przez jakiś czas na bezsenność, lub odczuwać okropne bóle głowy przez kilka dni. – wyjaśniła Nita otwierając buteleczkę. – dlatego bierze się zawsze po jednym, maksymalnie dwa łyki.

Wystawiła szklane naczynie przed siebie.

– To co, kto chce pierwszy?

Na pierwszy ogień poszedł Gon, po nim zdecydował się Killua, później Kurapika, Leorio z grymasem obrzydzenia na twarzy wziął łyk jako czwarty, Nita zakończyła kolejkę. W butelce zostało jeszcze dużo mikstury, więc spakowała ją z powrotem do swojej torby, ponieważ wiedziała, że jeszcze się im przyda.

- Okropność – stwierdził Paradnight z miną jakby miał zaraz zwymiotować. – każdy eliksir czy tam mikstura smakuje tak źle?

Nita cicho się zaśmiała.

- Nie każda – przyznała ładując swój karabin nabojami. – kiedyś zrobiłam miksturę, która smakowała jak najpyszniejszy sernik na świecie.

Po tych słowach cała piątka ruszyła w stronę wejścia do świątyni, trochę zajęło zanim udało im się przedrzeć przez liany. Rozpoczęli wędrówkę w głąb budowli, mikstura zaczęła działać niemalże natychmiastowo, ponieważ po przekroczeniu wejścia wszyscy widzieli w ciemności. Szli powoli, uważnie rozglądając się za jakimiś wskazówkami, które będą mogły ich zaprowadzić do mapy. 

Kurapice coś nie pasowało. Kto zostawiłby tak wartościowy kawałek mapy, która prowadzi do zaginionego miasta, w niechronionej starej świątyni? Przecież to czysta głupota. Nie zastanawiał się nad tym tak długo, ponieważ usłyszał za sobą cichy świst. Stanął w miejscu i odwrócił się do tyłu, jednak nic nie zauważył. Po chwili znów usłyszał ten sam dźwięk.

- Kurapika? – Gon stanął koło wyższego przyjaciela. – Co się dzieje?

Świst stał się głośniejszy, wtedy to blondyn coś dostrzegł, to coś leciało w ich stronę z niewyobrażalną prędkością.

- Na ziemie wszyscy! – Kurapika runął z zielonowłosym na ziemie, a nad nimi przeleciało długie ostrze.

Spojrzał przed siebie, wszyscy leżeli na ziemi, zdezorientowani tym co się właśnie stało. Kiedy wszyscy się podnieśli, pod jedną stopą Killuy zapadła się kamienna płytka. Wtedy to zaczął się istny koszmar. 

Z jednego ostrza, zrobiła się istna burza. Cała piątka ile sił w nogach uciekała starając się robić przy tym uniki, jednak ostrza zadały im kilka niewielkich ran. Zakończyło się to dopiero wtedy, gdy skręcili do jednego korytarza. 

Zdyszana Nita oparła się o ścianę. 

- Dobra, najważniejsze że żyjemy. – odpowiedziała przecierając spocone czoło, po czym usiadła. 

Jednak kiedy to zrobiła, podłoga się zatrzęsła. Wtedy zaczęła się druga fala, a dokładniej z sufitu zaczęły spadać ogromne, okrągłe skały. Wszyscy znów zaczęli biegnąć przed siebie, jednak tym razem musieli również spoglądać w górę, by wiedzieć czy jakaś skała nie leci prosto na nich. Kiedy tak biegli zobaczyli przed sobą wejście w którym świeciło się światło.

- Szybko! Do tamtego wejścia! – wołał Leorio, który akurat biegł na przodzie grupy. 

- Doktorku, nie jesteśmy ślepi – stwierdziła złośliwie Nita, która dogoniła bruneta. – każdy z nas widzi to wejście.

- Zamiast mi dogryzać, to skup się na bieganiu! – warknął na nią zdenerwowany, że jeszcze w takiej sytuacji musi rzucać swoimi złośliwymi tekstami. 

***

Wszystkim się udało dobiec, na szczęście nikt nie został zmiażdżony przez skały. Miejsce do którego weszli, wprawiło całą piątkę w zdziwienie. Była to wielkie pomieszczenie, po którego obu stronach były duże zbiorniki wodne. Wszystko było oświetlone pochodniami. Na przeciwko nich była wyłożona długa kamieniami ścieżka, która prowadziła pod kamienny piedestał. 

- Tam pewnie jest mapa! – zawołał Gon wskazując przy tym palcem w piedestał. 

Już chciał iść, jednak zatrzymała go dłoń Killuy.

- Poczekaj Gon, nie wiemy czy nie kryje się tam jakaś pułapka. – wyjaśnił, uważnie się też przy tym rozglądając za potencjalnym zagrożeniem.

- Muszę się zgodzić z Killuą – przyznała Nita która ściągnęła karabin ze swoich pleców. – musimy być czujni. 

W tym momencie kiedy szatynka to powiedziała coś się poruszyło przy piedestale. Wszyscy byli gotowi do możliwej walki. Jednak to co wyszło zza piedestału, przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Stanęła przed nimi ogromna kreatura, czarna i owłosiona, pomiędzy szczękoczułkami miała wielkie, szpiczaste zęby, z którym spływała jakaś żółta maź. Wyglądem przypominała pająka.

Czarnego, niebezpiecznego, wielkiego na trzy metry pająka.

- Co to do chuja jest?! – Nita aż podskoczyła z przerażenia, opuszczając przy tym broń. 

- To wygląda jak pająk! – zawołał zaskoczony Killua. – Tylko taki przerośnięty!

Nita po chwili odzyskała odwagę, po czym przyłożyła oko do celownika, jednak nie oddała strzału ponieważ przeszkodził jej w tym Kurapika. Blondyn wyjął swoją broń, dwa drewniane miecze związane sznurkiem, po czym sam ruszył na ogromnego potwora, jednak to nie to zaniepokoiło zielonooką. 

Zaniepokoiły ją jego oczy, które zmieniły barwę na szkarłatny czerwień.

- Kurapika! – zawołała najgłośniej jak umiała, ten jednak nawet na nią nie spojrzał. – Nie możesz iść sam się bić z tym czymś!

- Kurapika, uspokój się! – zawołał tym razem Leorio który zaczął biec w stronę przyjaciela.

Blondyn nie słuchał wołań przyjaciół, jedyne co miał w myślach to by zabić pająka. Tylko to się teraz liczyło. Potwór zamachnął się jednym z odnóży, chłopak jednak bez problemu zrobił unik. Wyskoczył wysoko do góry po czym wylądował na odwłoku. 

Miecz wbił w sam środek odwłoku, przez co pająk wydał okropny i głośny dźwięk. Potwór zaczął się tak miotać, że blondyn prawie spadł. Wyjął broń po czym wbił ponownie, zrobił tak z kilka razy dopóki nie usłyszał strzału. Ciało potwora padło martwe na ziemie. Kurapika patrzył na nie żywego już pająka, po czym zaczął ponownie wbijać w nie swoją broń.

Podbiegli do niego przyjaciele.

- Kurapika, – zaczął Leorio, jednak blondyn go nie słuchał. – Kurapika przestań, on już nie żyje!

Nic do niego nie dochodziło przez stan w jakim się znajdował. Nita nie miała pojęcia co się z chłopakiem dzieje, nie wiedziała również jak może mu pomóc. Wyglądało to tak, jakby Kurapika był w jakimś amoku, z którego nie umie wyjść, a zaczął się tak zachowywać po tym jak oczy mu się zmieniły.

Nita zbliżyła się do chłopaka po czym mocno go przytuliła, to jedyne co przyszło jej do głowy. Przez ten ruch przestał wbijać miecz w ciało potwora. 

- Spokojnie, jesteśmy przy tobie – mówiła spokojnym tonem, czując jak klatka piersiowa chłopaka szybko się unosi. – już wszystko jest dobrze, już dobrze.

Kiedy to powtarzała, oczy Kurapiki powoli zmieniały się z powrotem w szare, a chłopak niepewnie objął szatynkę, jego oddech zdążył się unormować.

- Nita... – szepnął cicho, po czym mocniej przytulił do siebie szatynkę.

Poczuł również dłoń Leoria na swoim ramieniu, spojrzał na niego po czym spojrzał jeszcze na Gona i Killue. Cała trójka była szczęśliwa, że już jest po wszystkim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro