Rozdział 2 Wyspa Śniegu Retav

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wylot na wyspę Retav był o siódmej rano, przyjaciele byli na lotnisku dwie godziny wcześniej by przejść wszystkie formalności. Po wejściu do samolotu, pilot ogłosił że podróż będzie trwała około dwóch godzin, więc każdy zajął się czymś, co pozwalało zabić czas. Przed wylotem przeczytali, że lot z Yorknew City na Retav nie jest bardzo długą trasą, z reguły taki lot w jedną stronę zajmuje około dwóch godzin tak jak to powiedział pilot, ewentualnie że są komplikacje związane z pogodą. Jednak nie musieli się o pogodę martwić, ponieważ dzisiaj nie miało być żadnych problemów. 

Gon i Killua grali w karty, Kurapika czytał książkę, natomiast Leorio wybrał proste i przyjemne rozwiązanie - poszedł spać.  Czas mijał dość szybko, bohaterowie bardzo się zdziwili gdy usłyszeli z głośnika informacje od pilota, że za około trzydzieści minut odbędzie się lądowanie.

- Ale szybko zleciało – powiedział Gon odwracają się na chwile w stronę okna, by obejrzeć któryś raz tego dnia chmury

- Będą go później boleć plecy – stwierdził Killua wskazując kartą na śpiącego bruneta. – a może zrobimy mu dowcip, co ty na to Gon?

-Killua, nie radzę – wtrącił się Kurapika na co białowłosy tylko machnął ręką i szybko chwycił swój plecak.

Po chwili z plecaka Zoldyck wyciągnął czarny marker, po czym podszedł do śpiącego bruneta. Ostrożnie zaczął rysować mu na twarzy duże wąsy, wielkie okulary na pół twarzy oraz brodę. Gon starał się z całych sił nie śmiać, nawet Kurapikę rozbawiło to co ma jego przyjaciel na twarzy, niby prosty żart a jak bardzo umie rozśmieszyć. Po chwili Killua skończył swoje dzieło przy czym dumnie się uśmiechał.

- Teraz to na pewno każda będzie go chciała – w tym momencie wszyscy zaczęli się śmiać na co Leorio się obudził.

- Co się stało? – zapytał zaspany brunet przecierając oczy.- Czemu się tak śmiejecie?

Nie uzyskał odpowiedzi, jednak wiedział że coś jest nie tak. Przecież nie śmiali by się tak bez powodu. Wstał i ruszył w stronę łazienki by spojrzeć w lustro, po minucie biegiem wrócił do przyjaciół cały czerwony na twarzy ze złości. 

- Przyznać się który to zrobił?! – zawołał zdenerwowany a jako odpowiedź dostał tylko głośniejsze śmiechy towarzyszy.

- Ale przyznaj, że teraz każda dziewczyna na ciebie spojrzy – powiedział Killua uśmiechając się szeroko.

- Mogłem się domyśleć że to ty! – Leorio już miał ochotę rzucić się na młodszego, ale powstrzymała go stewardesa.

- Proszę niech pan natychmiast usiądzie i zapnie pasy! Za niedługo będziemy lądować. – upomniała go kobieta o blond włosach upiętych w kok. 

Leorio mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, jednak posłusznie zapiął pasy. Samolot zaczął się obniżać, a przez okno można było już zobaczyć zaśnieżony budynek lotniska. Retav jest to wyspa śnieżna, która w osiemdziesięciu procentach była nie zamieszkana przez ludzi, jednak jest tylko jeden obszar który był osiedlony- to była północna część wyspy. Mieszkańcy żyli głównie z rybołówstwa oraz handlu między innymi wyspami.

- Matko, ile śniegu... – stwierdził Gon wyglądając przez okno samolotu.

- Musimy popytać ludzi z miasta czy wiedzą coś o tej mapie. – dodał Kurapika pakując książkę do swojej torby. 

- O ile w ogóle ta mapa tu jest... – mruknął Leorio, który próbował zmyć z swojej twarzy dzieło Zoldyck'a za pomocą mokrych chusteczek które dostał od jakieś pani co siedziała przed nim.

Po chwili samolot bezpiecznie wylądował na wyspie. Było wielu pasażerów, w głównej mierze turystów którzy przyjechali na wczasy, dlatego przyjaciele chwilę odczekali by nie pchać się przez tłum. Gdy wsiedli do autobusu z ust Gona padło pytanie.

- Kurapika? – blondyn skinął głową na to że słyszy młodszego. – skoro większość wyspy nie jest zamieszkana, to co tam jest?

- Czytałem że nie licząc ludzi z północy, wyspę zamieszkuję też dzikie plemię – odpowiedział mu Kurapika spoglądając na krajobraz na szybą autobusu. – podobno nie są zbyt mile nastawieni do mieszkańców i turystów.

- Ale mapa może być gdzieś w głębi wyspy, prawda? – tym razem głos zabrał Killua na co blondyn znów skinął głową.

- To będzie ciekawa podróż. – Leorio spuścił zrezygnowany głowę, to miała być miła przygoda a nie szukanie jakieś mapy po niebezpiecznych plemionach.

***

W tym czasie dziewczyna ubrana w gruby płaszcz, powoli szła przez zaśnieżony las. Mocno trzymała karabin, który był naładowany, w każdej chwili gotowy do strzału.  Skradała się za jelonkiem, który miał być jej przyszłym obiadem, najciszej jak umiała stawiała kroki. Po chwili schowała się za drzewo i kucnęła na jedno kolano, przy czym przystawiła prawe oko do celownika. Według niej podczas polowania na zwierzę taka pozycja jest najwygodniejsza, chociaż spotkała w życiu osoby co uważają inaczej.

- Dobra Nita – szepnęła do siebie mocniej dociskając broń do ramienia. – to tylko głupi jelonek, już nie raz strzelałaś do zwierząt.

Wycelowała idealnie, po czym nacisnęła spust a głośny strzał opuścił karabin. Jelonek nie zdążył w porę zareagować, padł po chwili martwy. Dziewczyna założyła kosmyk swoich długich brązowych włosów za ucho, już chciała iść w stronę zdobyczy jednak usłyszała głośne wołanie z głębi lasu. Schowała się za drzewem i przyglądała się, widziała jak jacyś ludzie, a dokładniej trzech mężczyzn pokaźnej postury, szli w stronę zabitego jelonka. Po chwili zaczęli ze sobą rozmawiać a jeden z nich wziął zwierzę na barki. 

Nita czuła że rośnie w niej złość.

- Jakieś leśne chłopy zabierają mi obiad! – pomyślała ściskając pięść, a tyle się nachodziła za tym jelonkiem.

Mężczyźni zaczęli wracać tą samą drogą którą przyszli, jednak Nita dostrzegła że temu co szedł na samym tyle grupy coś wypada na śnieg, jednak nawet nie spostrzegł tego. Kiedy całkowicie straciła ich z swojego pola widzenie, podeszła powoli do miejsca gdzie wypadł tajemniczy przedmiot, podniosła go z śniegu i otrzepała. Była to kartka, która ze starości aż nabrała żółtego koloru ale to nie było najdziwniejsze. Najdziwniejsze było to że przy krawędzi coś było, tak jakby kartka była elementem większego rysunku lub układanki. Zaciekawiona szatynka spakowała kartkę do torby i ruszyła przed siebie. Po około godzinnym kręceniu się bez celu usiadła pod jednym z drzew a koło siebie położyła karabin.

- Widzisz jakie świnie, Sztabka? Zabrali nam obiad! – narzekała zakładając ręce za głowę. – a tak miałam ochotę na pieczone mięso... ale już trudno się mówi.

Dziewczyna była zmęczona, postanowiła że utnie sobie drzemkę ale zanim to zrobi, musi sprawdzić czy znalazła na Retav wszystko co potrzebowała. Wyciągnęła z torby mały notatnik, z którego wylatywały różne kartki z zapisanymi składnikami, przeskoczyła na stronę zatytułowaną Retav i zaczęła sprawdzać listę. Gdy skończyła, uśmiechnęła się lekko do siebie, zadowolona z faktu że wkrótce opuści to zimne miejsce.

Nałożyła kaptur na głowę po czym przysunęła do siebie torbę i karabin.

- Sztabka, jak tylko się obudzę, to ruszymy dalej. – gdy to powiedziała to zamknęła oczy i zasnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro