Rozdział 4 Nieoczekiwany Ratunek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Są aż tak okrutni? – Leorio poczuł jak włosy mu się jeżą na karku.

- Och, nie wiesz jak bardzo  – mężczyzna skończył pić swoją herbatę, odłożył kubek na stolik i rozejrzał się po swoich gościach. – dlaczego zależy wam akurat na tej mapie?

- Ponieważ chcemy jako pierwsi dojść do Glardio – powiedział Gon a po krótkiej chwili zapytał. – ta mapa od zawsze należała do plemienia?

Mężczyzna chwilę się zamyślił, szukając w głowię odpowiedzi dla zielonowłosego. 

- Przykro mi ale nie mam pojęcia od jak dawna ją mają. – przyznał zamykając oczy na moment.

Cała czwórka głośno westchnęła. Mieli już trop do znalezienia mapy, jednak wyzwaniem teraz będzie jej zdobycie. Plemię było niebezpieczne, nawet jeśli przyszliby do ich osady by spokojnie ponegocjować, to pewne było to że nie wrócą stamtąd w jednym kawałku. Więc co mają zrobić? Killua znów zaproponował pomysł by mapę ukraść, jednak ten pomysł został przez wszystkich odrzucony.

- Jeśli byśmy ukradli tą mapę, to narazilibyśmy się na poważne kłopoty – Kurapika po chwili wstał z krzesła i chwycił za swój płaszcz. – ale zawsze się w nie pakujemy, co nie?

Pozostała trójka przez chwilę nie rozumiała słów blondyna, jednak po chwili na twarzy Killuy oraz Gona pojawiły się szerokie uśmiechy, które świadczyły o tym że zrozumieli co ma na myśli Kurapika. Podczas gdy młodsi się cieszyli, to Leorio w tym samym czasie zaczął podawać szarookiemu mnóstwo powodów by nie iść do osady plemienia. Zdanie Paradnight'a popierał również pracownik muzeum, jednak wiedział że nie przemówi swoim gościom do rozsądku. 

- Dziękujemy bardzo za pomoc! – przed wyjściem Gon podszedł szybko po mężczyzny i uściskał mu dłoń.

- Cieszę się że mogłem pomóc takim miłym ludziom – stwierdził czarnowłosy uśmiechając się w stronę chłopca, po czym puścił jego dłoń. – tylko wróćcie przed szóstą, ponieważ potem jest już ciemno.

- Wrócimy, proszę się nie bać. – Kurapika lekko się uśmiechnął, otwierając w tym samym czasie drzwi. – zbieraj się Leorio. 

- Już, już – mruknął zapinając płaszcz pod szyję i biorąc swoją walizkę w dłoń zamknął drzwi do muzeum.

***

Przyjaciele szli drogą która prowadziła w głąb lasu, przygotowani na ewentualne spotkanie z ludźmi z plemienia.  Kto wie co mogą spotkać na drodze? Z nieba padały pojedyncze płatki śniegu, a dookoła wiał zimny wiatr. Podczas wędrówki rozmawiali na temat zdobycia mapy, ale w taki sposób by nie zostać złapanym przez plemienników. 

- Ale my umiemy używać nenu, nie będą mieć z nami szans przy walce, – Killua twierdził że nawet jeśli by zostali zaatakowani to nie grozi im nic wielkiego. – wtedy to my im pokażemy gdzie raki zimują.

- A skąd wiesz, czy umieją władać nenem? – spytał Gon przez co niebieskie tęczówki Killuy spojrzały w jego stronę.

- Trafne spostrzeżenie Gon – pochwalił młodszego Leorio na co Killua prychnął.

- Nie lekceważmy przeciwników – powiedział Kurapika poważnym tonem, zwracając się do całej trójki. – kto wie, może się okazać że to oni nam pokażą gdzie, jak to określił Killua, raki zimują.

Rozmowę przerwał głośny krzyk, dochodzący z prawej strony lasu. Cała czwórka była gotowa do potencjalnej potyczki jednak nic z tej strony lasu nie wyszło, po minucie zaś usłyszeli wołanie oraz krzyki. Szybko zerwali się do biegu w stronę miejsca, z którego dochodzi wołanie. Nie biegli długo, gdyż po około dwóch minutach dobiegli do celu. Dobiegli to zamarzniętego jeziora, na którym siedziała nieznajoma postać atakowana przez trzy wilki. Osoba broniła się karabinem oraz było widać że ma wiele ran po ugryzieniach oraz że jest wykończona walką ze zwierzętami.

- Kto to jest? – zapytał sam siebie Leorio. 

- Nie mam pojęcia ale zaraz te wilki zabiją tą osobę! – zawołał Gon chcący się rzucić na pomoc rannemu, jednak zatrzymał go Killua.

- Nie możesz tak po prostu tam wbić! Musimy mieć plan – rzekł mimo tego iż sam chciał iść na ratunek.

Po chwili osoba upadła, zamarznięty lód zaczął przybierać barwę czerwoną, ale dalej trzymała w dłoni swój karabin. Wtedy do głowy Kurapiki przyszedł pewien pomysł jak jeszcze można uratować ranną osobę.

- Gon, na mój sygnał rozwalisz lód dobrze? – zapytał patrząc na zielonowłosego na co ten zdecydowanym ruchem głowy potwierdził

- Jasne!

- Killua, za to ty jak tylko lód pęknie w kawałki masz użyć swoich zdolności Transmutacyjnych by porazić wilki prądem w wodzie. – tym razem blondyn zwrócił się do Zoldyck'a.

- Zrozumiałem!

Na dłoni Kurapiki pojawiły się łańcuchy, chłopak się zamachnął po czym jeden z nich ruszył w stronę nieprzytomnej osoby oraz stada wilków, które już szykowały się do kolacji. Łańcuch owinął rannego wokół talii i szybko przyciągnął do blondyna. Wilkom nie spodobało się to że ktoś zabrał im ich zdobycz, zaczęły szczerzyć kły i zbliżać się do grupy.

- Teraz Gon!

Zielonowłosy posłusznie wykonał polecenie przyjaciela, podskoczył w górę skupiając przy tym nen w swojej zaciśniętej dłoni, po czym uderzył w lód. Do uszów wszystkich doszedł dźwięk łamanego lodu, który po chwili pękł na milion kawałków. Wilki próbowały się wydostać z jeziora jednak uniemożliwił im to Killua który użył swojego prądu by porazić zwierzęta. Po chwili martwe już zwierzęta, opadały na dno.

Po chwili Leorio już zajmował się opatrywaniem ran nieznanej osoby, nie były to rany śmiertelne jednak wymagały odpowiedniej opieki. Zdziwili się jednak kiedy zobaczyli twarz nieznajomego, lub raczej nieznajomej. Uratowali dziewczynę, drobną dziewczynę z długimi brązowymi włosami, jasną cerą oraz wyposażoną w karabin oraz torbę. 

Leorio przyłożył swój policzek do jej czoła, było gorące.

- Ma gorączkę – określił brunet po czym schował bandaże do walizki. – musimy szybką ją stąd zabrać.

- Przeżyje? – spytał przejęty Gon, który ze współczuciem patrzył na nieprzytomną szatynkę.

- Rany nie zagrażają jej życiu, ale gorączka już zagraża. – odpowiedział zgodnie z prawdą Leorio.

- Nie możemy jej tak tu zostawić na pastwę losu – swoje trzy grosze dodał Kurapika który klęknął przy rannej.

Wziął ją na ręce, na styl panny młodej, polecił Gonowi by ten wziął torbę jaką dziewczyna miała na ramieniu, za to Killua dostał za zadanie noszenie karabinu. Postanowili zawracać w stronę miasta, ponieważ zaczęło się ściemniać oraz śnieg zaczął mocniej sypać.

- Co z nią zrobimy jak się obudzi? – zapytał Gon idący koło Kurapiki.

- Jeszcze nie wiem, – przyznał blondyn patrząc na nieprzytomną twarz dziewczyny. – na razie ważne jest by przeżyła.

Wtedy czworo przyjaciół nie wiedziało, że ta ranna dziewczyna zmieni ich podróż o sto osiemdziesiąt stopni

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro