3. | Co ja mu znowu zrobiłam? |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Czyli Adrien, mega ciacho Agreste, obmacywał cię na pierwszych zajęciach z modelingu? Ha! Wiedziałam,co robię, ubierając cię w te seksowne szmatki — zawołała zadowolona z siebie Alya. — Jak tylko zobaczyłam na twoim planie, z kim masz te zajęcia, od razu wiedziałam, że nie możesz wyglądać jak straszydło w dresie. Agreste to klasa! Przynajmniej jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, bo z charakteru to podobno kawał sukinkota. No ale kto by się tam tym przejmował.

Marinette patrzyła tępo, jak jej przyjaciółka pakowała właśnie do ust całego tosta z serem. Ona sama ledwie co poskubała swoją porcję frytek, robiąc z tego co miała na talerzu paćkę ziemniaczano – ketchupową. Na szczęście przybyła odsiecz. Juleka szła właśnie w ich kierunku, wymachując bliżej niezidentyfikowanym świstkiem papieru na lewo i prawo.

— Mam dobre wieści, Marinette! Mówiłaś, że szukasz pracy dorywczej, zgadza się? — zawołała wesoło.

— Tak, to prawda, ale niestety nigdzie nie chcą przyjąć studentki dziennej — odparła zgodnie z prawdą, krzywiąc się nieco. Juleka umościła się wygodnie na wolnym krześle i podała jej dzierżoną dotąd w dłoni ulotkę.

— No więc wspominałam trochę o twojej sytuacji mojemu bratu. Okazało się, że jego szef oprócz tej pizzerii, w której pracuje Luka, ma też kawiarnię. Mała studencka kanciapa dla nerdów. Okazało się, że dziewczyna, która do tej pory tam pracowała, wyleciała z uczelni już pierwszego dnia. Wyobrażasz sobie? To szansa dla ciebie! — Juleka aż zaklaskała w dłonie.

— Serio?! O Boże, dziękuję Jules! To naprawdę podreperowałoby trochę mój skromny budżet. Jesteś kochana! — wrzasnęła, zamykając przyjaciółkę w niedźwiedzim uścisku.

— Spoko. W sumie to Luka załatwił ci tę pracę, nie ja — odparła z tajemniczym uśmiechem.

— Po naszym pierwszym i ostatnim spotkaniu, chyba raczej powinien załatwić mi bilet na pociąg prosto do domu — odparła, przypominając sobie z narastającym zażenowaniem ich pierwsze spotkanie.

— Tak daleko jego znajomości nie sięgają — zachichotała Couffaine, upijając nieco soku porzeczkowego ze szklanki Alyi.

Dziewczyny plotkowały jeszcze przez chwilę, absolutnie nie zdając sobie sprawy, że przez cały czas były uważnie obserwowane przez parę intensywnie zielonych oczu, których właściciel siedział właśnie samotnie przy stoliku na drugim końcu kafeterii, konsumując z gracją sushi i popijając wodę z cytryną.

— Siemanko śliczne! W sobotę imprezka w bractwie. Startujemy równo o 19:00, nie może was zabraknąć! — powiedział Nino Lahiffe, bezczelnie obracając ostatnie wolne krzesło oparciem do przodu. Usiadł na nim okrakiem, wpatrując się intensywnie w dekolt Alyi.

— Na mnie nie liczcie — wybąkała pod nosem Juleka, siorbiąc przez słomkę resztę ciemnego napoju.

— Couffaine, nie wydurniaj się! Twój brat to prawdziwy wirtuoz basu, musisz przyjść go posłuchać! — obruszył się chłopak.

— Nie — ucięła i nawet Nino Lahiffe nie był w stanie zaoponować wobec stanowczego tonu jej odpowiedzi.

— Okej, okej. Nie naciskam. A co z tobą, Czekoladko? Mogę mieć nadzieję, że umilisz mi czas swoją obecnością? Jeśli się nie pojawisz, złamiesz moje serce — westchnął, chwytając się teatralnie za klatkę piersiową z przesadnie smutną miną wymalowaną na twarzy.

— Oczywiście, że będziemy, Lahiffe. Nie przegapiłybyśmy takiej okazji, prawda Marinette? — spytała niewinnym tonem.

Gdyby wzrok mógł zabijać, współlokatorka niebieskookiej już leżałaby trupem.

— Ja raczej nie chodzę na imprezy. Dziękuję za zaproszenie Nino, ale... raczej nie — wymamrotała.

— A więc to jest słodka Marinette? Dziewczyno, twoje imię od wczoraj padło w naszym pokoju tyle razy, że stwierdziłem, że jeszcze trochę, a zacznę rysować słupki i skreślać je potrójnie — zachichotał DJ.

— Przepraszam, nie rozumiem? — zapytała zupełnie skonsternowana.

— No nic, nieważne. Naprawdę fajnie byłoby, gdybyś przyszła. Znam kogoś, komu bardzo na tym zależy. Lipa tylko z tym że będziemy mieć obstawę — westchnął zniesmaczony. — Staruszek Agreste po zeszłorocznych imprezach już nam nie ufa i zarządził, że na każdej kolejnej będziemy mieć opiekuna z grona wykładowców. Na sobotnią idzie nas pilnować jego synalek. Mam nadzieję, że ziomek da się wkręcić w balety, trochę sobie dziabnie i będziemy mogli robić, co nam się żywnie podoba. No dobra, spadam. Gdybyś zmieniła zdanie, słodka Marinette, daj znać — zawołał na pożegnanie i puścił w jej stronę oko.

— Będę! — krzyknęła nagle Marinette, zupełnie poza kontrolą.

Czuła to. Na swoich plecach, czuła palące spojrzenie bursztynowych oczu swojej przyjaciółki, jednak nie mogła stać tam w nieskończoność. W końcu odwróciła się przodem do stołu i usiadła na swoje miejsce, z miną szczeniaka, który właśnie nasikał właścicielowi do butów.

Będę?! Słyszałaś to Jules? Będę?! — zaperzyła się okularnica. — Czy jesteś w stanie wyjaśnić mi swoją nagłą zmianę frontu, bo wybacz mi, ale jestem dość... skonfundowana? Jeszcze dwa dni temu, opowiadałaś mi o zarzyganych ludziach i hektolitrach alkoholu, a dzisiaj krzyczysz na pół stołówki, że będziesz na tej imprezie?

— No bo... sama mówiłaś, że muszę się zacząć udzielać i... myślę, że masz rację — tłumaczyła Marinette. — Powinnam pójść na tę imprezę. Poznać nowych ludzi, pobawić się... — Marinette wiedziała, że nawet kot jej przyjaciółki nie uwierzyłby w te bzdury, które wygadywała, ale Alya była tak zadowolona z faktu, że jej przyjaciółka postanowiła towarzyszyć jej na tej imprezie, że uznała, iż nie warto drążyć tematu. — Poza tym, jak myślicie, o kim Nino mówił? Powiedział, że ktoś wczoraj opowiadał o mnie cały wieczór, wiecie może, kto to mógł być? — zaczęła od niechcenia, żeby zmienić temat.

— To chyba proste. Nino dzieli pokój z tym osiłkiem, Kimem i z Luką. Pomyślmy... Jules, masz jakieś teorie? — podpytywała ironicznie Alya.

Juleka podniosła oczy znad lektury, w której była zatopiona od dobrych kilku minut i wymamrotała:

— No... Luka się w tobie buja od zeszłego semestru. Tylko ten kretyn wstydził się do ciebie zagadać, bo nigdy nie było okazji, żebyście mogli się poznać osobiście. Kiedy otworzyłaś mu wtedy drzwi, trochę... ześwirował. Totalnie ześwirował — oznajmiła ze znudzeniem Juleka. — Cały czas gada tylko o tym, że ma nadzieję, że przyjdziesz na tę imprezę, bo chciałby do ciebie zagadać. Mówił też, że jesteś śliczna i że nie może zapomnieć "spojrzenia twoich fiołkowych oczu" — dodała, rysując w powietrzu cudzysłów.
— Oj, przepraszam... nie wiedziałam. Nigdy mi o tym nie mówiłaś... — odparła nieco skrępowana.

— Marinette, daj spokój. Nawet nie wiedziałaś, że mam brata. Zresztą... Luka jest mocny, tylko jeśli chodzi o kontakty z kumplami. Jak spodoba mu się jakaś dziewczyna, zamienia się w totalnego lamusa. Nie kieruj się tym — skwitowała.

— W takim razie tym bardziej muszę iść na imprezę. Muszę mu podziękować za to, że załatwił mi pracę.

— No to musimy ci poszukać jakiś ekstra szmatek. No wiesz, żebyś mogła mu ładnie podziękować — zadrwiła Alya, poruszając znacząco brwiami.

Marinette słysząc reakcję przyjaciółki, pacnęła się otwartą dłonią w czoło, zastanawiając się, dlaczego tej dziewczynie wszystko musiało się kojarzyć tak jednoznacznie?

Twarz Marinette byłaby ukryta w otwartej dłoni pewnie jeszcze dłużej, gdyby nie fakt, że usłyszała jakiś hałas. Gdy podniosła swój wzrok, zobaczyła jak Adrien Agreste, ubrany w obcisły, czarny golf, przez który niemal można było poczuć jego imponującą muskulaturę, wstaje z impetem, przewracając przy tym swoje krzesło. Blondyn nie pofatygował się nawet, żeby podnieść mebel z podłogi. Po prostu wyprostował się i wyszedł nerwowym krokiem. Przechodząc obok stolika studentek, zatrzymał się na moment, obrzucił Marinette tym swoim przeszywającym, zielonym spojrzeniem, które wywołało u niej gęsią skórkę i wyszedł, trzaskając szklanymi, dwuskrzydłowymi drzwiami kafeterii.

— Możecie mi powiedzieć, co ja mu znowu zrobiłam? — spytała retorycznie, lecz współlokatorki nie były w stanie odpowiedzieć jej na to pytanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro