Prolog - Linia czasowa opowiadania

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mały prolog, aby wszyscy ogarnęli gdzie stoimy z linią czasową

Ominęłam jedną ważną rzecz, ale później się to wyjaśni.

###################

Dwadzieścia lat temu, na odosobnionym kontynencie, istniało sobie królestwo Mobotropolis. Było to królestwo prawie kompletnie odcięte od reszty Mobiusa, nieufne technologii i bardzo pokojowo nastawione. Nic dziwnego: nikt nie miał chęci, ani środków, by podbijać ten niewielki kontynent, pozbawiony jakichkolwiek drogocennych dóbr.

Stolicą Mobotropolis było miasto o tej samej nazwie. Wiem, mylące. Urzędowała tam rodzina królewska, ponieważ Mobotropolis było monarchią absolutną. Bardzo dobra i łagodna rodzina królewska, warto zaznaczyć.

"Dobra, ale po co nam to wiedzieć?" 

Okej, będę się streszczać. 

Pamiętacie, jak wspominałam, że nikomu się nie chciało zdobywać Mobotropolis? W końcu znalazł się jeden szaleniec. Nazywał się Doktor Ivo Robotnik.

Mobotropolis padło ultra-szybko. Obecna królowa chwyciła swoje dzieci i uciekła, wystraszona listami gończymi. I wtedy spotkała Wyrocznię. Wyrocznia opowiedział jej o przepowiedni, według której kiedyś ona i jej trójka dzieci mieli stworzyć Radę Czworga i odbić Mobotropolis. Ale była cena. Królowa musiała porzucić swoje maluchy, osobno, by dorastały w niewiedzy. 

Dziwne, jakby mnie spytać. 

Każde z trojaczków dostało od matki specjalny medalion. Powód? Ciekawy. Jedno z nich było Dotknięte przez Chaos, ale nikt nie wiedział które. Medalion działał jak ogranicznik, przekierowując sporą część energii Dotkniętego do dwójki pozostałych. Ale był haczyk (znowu). Medalion trzeba było zdjąć przez trzynastymi urodzinami dziecka, albo stawić czoła strasznym konsekwencjom. Dziecko mogło po prostu wybuchnąć. Mogło umrzeć. Mogło też oszaleć i zacząć zabijać wszystko co żywe.

Nie pytajcie mnie o powód działań królowej. Sama nie mam zielonego pojęcia. 

Tak więc królowa podrzuciła najstarszego syna rodzinie mieszkającej w skromnym domku na przedmieściach stolicy.

Druga najstarsza, dziewczynka, trafiła do posiadłości samotnej arystokratki.

Najmłodszy miał w zamierzeniu trafić do średnio zamożnej rodziny w mieście. Ale los miał swoje plany, więc maluch został ukradziony spod progu i dostarczony do kryjówki złodziej.

I tak minęło pięć lat rządów Robotnika. Słowem? Okupacja. Jak to mówiły słowa pewnej piosenki "w nocy nalot, w dzień łapanka". Właśnie w takim nalocie najstarszy z rodzeństwa stracił rodziców i dom. Pięciolatkiem zajął się jego wujek, Sir Charles. Zwany po prostu Wujkiem Chuckiem. Najstarszy stał się tajną bronią Ruchu Oporu. Podczas gdy siostra uczyła się dobrej etykiety, a najmłodszy kradzieży kieszonkowych.

Dobra, przyspieszamy. 

Dziesięcioletniego Sonic'a odwiedza Wyrocznia. Opowiada mu o matce królowej i dwójce rodzeństwa. Każe mu ich odnaleźć, wreszcie nadszedł czas spełnienia się przepowiedni. Sonic z pomocą medalionu lokalizuje swoje rodzeństwo. Na ich trop wpada Robotnik, każe aresztować i zrobotyzować Wujka Chuck'a, opiekunkę Sonii, oraz opiekuna Manic'a. 

Rodzeństwo postanawia połączyć siły i odnaleźć matkę. 

Kilka miesięcy oraz kilkanaście przygód później mamy ani widu ani słychu. Za to Robotnik (szukając czegoś na załatwienie Sonica) natyka się na klejnot rodem z baśni. No, przynajmniej na kontynencie Mobotropolis, gdzie poziomy energii Chaosu są ekstremalnie niskie. Tak, Robuttnik znalazł Szmaragd Chaosu, jakimś cudem. Poprawka, Szmaragdy, bo aż sześć. Z takim szczęściem to powinien grać w Totka.

Zachwycony ilością energii produkowanej przez Szmaragdy, Robuttnik wyzwał Sonica na epickie jeden-na-jednego. W sensie, jeden Sonic kontra jedna baza Robuttnika. W innym wypadku Egghead wysadzi cały kontynent. 

Sonic, zgodnie z obietncą, stawił się sam. Robotnik nie omieszkał w podziękowaniu zafundować mu traumy na całe życie.

Kilka godzin później baza wyleciała w powietrze. W akompaniamencie ogromnej eksplozji. Sonic, cudem wspomaganym Szmaragdem Chaosu, przeżył. Czego już nie można powiedzieć o jego medalionie, który się rozleciał na trzy kawałki. 

Mobotropolis było wolne. Ale, straumatyzowanemu Sonicowi daleko było do radości. Sonic był najstarszy, pierwszy w kolejce do tronu. Pierwszy w kolejce do korony, która by go przykuła i zniewoliła na całe życie. A Sonic zbyt polubił wolność, by teraz ją oddać bez walki. 

Dlatego odwrócił się na pięcie i pognał jak wiatr przed siebie. Po raz pierwszy w życiu przebijając barierę dźwięku. Zostawił swoje problemy (oraz połamany medalion) za sobą, uciekł od nich. Poczuł się, jakby mógł przegonić sam czas. (Spojler, później tak zrobił) Liczyła się tylko ziemia pod nogami, szum krwi w uszach, wiatr w kolcach. Nie zauważył, kiedy dobiegł do oceanu. Nie zauważył, kiedy pobiegł po tafli jak po stałym gruncie, z łatwością pokonując zbiornik wody. 

Wreszcie, kiedy zwolnił, dotarł do Green Hill Zone. To tutaj odkrył świat bez kontroli Robotnika. Jednak dobry doktor dokonał już szkód na psychice jeża, wywołując mutyzm wybiórczy. (Sonic umie mówić i czasami to robi, ale zwykle milczy i używa języka migowego)

Wyobraźcie sobie więc wściekłość Sonica, kiedy odkrył, że Doktor Robotnik nie tylko żyje, ale planuje podbój całej planety? Wszak po co rządzić nieznanym królestwem na uboczu, kiedy z pomocą Szmaragdów może mieć cały Mobius w garści?

Sonic nie myślał - reagował. Nie miał swojej głównej broni, ale miał swoją prędkość. Tuż przed zderzeniem z pierwszym "badnikiem" instynktownie zwinął się w kulkę, roztrzaskując robota na części pierwsze. Ze środka wyskoczył dziki królik. Sonic śmignął ścieżkami Green Hill Zone, roztrzaskując roboty i zbierając złote pierścienie. Pierścienie, jak się później okazało, tworzące się z nazbieranej w powietrzu energii Chaosu, chroniące przed urazami i dodające trochę siły.

Pomiędzy ściganiem Robotnika i zbieraniem sześciu Szmaragdów Chaosu ze specjalnych Stref, Sonic na własną rękę obronił South Island przed doktorkiem. Robotnik dał radę uciec, ale przecież długo nie poucieka przed najszybszym bytem w istnieniu. Sześć Szmaragdów zatoczyło pożegnalne kółko wokół Sonica, po czym zniknęło. 

Dalszą część historii większość zna~ 

Sonic poznał Milesa Prowera, czule przezwanego "Tails". Razem pokonali znów Robotnika i zdobyli siedem (tak, naprawdę było siedem Szmaragdów, kto by pomyślał) Szmaragdów Chaosu. Moc przepłynęła przez ciało Sonica. Jego futro zmieniło się z kobaltowego na czyste złoto, a kolce postanowiły, że prawa grawitacji są po to by je łamać. Z mocą Super Sonica zniszczyli Death Egg i uratowali zwierzęta na Westside Island. 

Tylko po to, żeby nadziać się na kolczastą pięść pewnej naiwnej, twardogłowej, szybko wkurzającej się kolczatki z paranoją. Której Eggman/Robotnik wmówił, że Sonic ma złe zamiary. Bo Death Egg nie mogło rozbić się gdziekolwiek indziej, niż na latającej wyspie z ogromnym kamieniem zdolnym kontrolować Szmaragdy Chaosu. 

Witamy na Angel Island. 

Znowu zabawa w zbieranie Szmaragdów ze specjalnych Stref, przeszkadzajka w postaci Eggheada i wnerwiającej kolczatki, oraz uwalnianie zwierząt z robotów. Zwykły wtorek w kalendarzu Sonica i Tailsa. Ale hej, Sonic miał jedyną w życiu okazję przelecieć się za sterami Eggmobile! A, i Eggman naprawił Death Egg. Więc Sonic i Tails musieli je zniszczyć.

Znaleźli kryjówkę kolczatki, a w środku ogromny, zielony Szmaragd Chaosu. Mniejsze Szmaragdy ustawiły się na siedmiu piedestałach, urosły i zszarzały. Zanim Tails i Sonic się powstrzymali, dotknęli jednego. I znowu trafili do Specjalnej Strefy. Gdzie znaleźli Super Szmaragd Chaosu. Tak więc krótka przebieżka po siedmiu Strefach i mieli siedem naładowanych Super Szmaragdów.

Sonic zyskał nową transformację, Hyper Sonica. Oraz z jakiegoś powodu jego oczy zmieniły kolor z czarnego na zielony. 

Eggman nakłamał kolczatce i ukradł wielki, zielony Szmaragd Chaosu (potem się okazało, że nazwa się Master Emerald). Zawarli pakt z kolczatką (miał na imię Knuckles), który zaprowadził ich do Sky Sanctuary. Stamtąd wskoczyli na Death Egg, które Eggman znowu naprawił. I które znowu trzeba było zniszczyć. Odzyskali Master Emerald, oddali go Knucklesowi...

I tak narodziła się przyjaźń~ 

Następnie Eggman zrobił mechanicznego sobowtóra Sonica, Sonic z jego szponów uratował niejaką Amy Rose. W zamian za co zyskał dożywotnią fankę. Z wielkim młotkiem. 

Eggman próbował coś kombinować ze Szmaragdami, obudził Chaosa. Wodne bóstwo. Które ewoluowało do wielkiego wodnego potwora, zalewając całe miasto. Kto musiał to sprzątać? Super Sonic, oczywiście. 

Ledwo poradzili sobie z Chaosem, a tu (oczywiście) Eggman, obudził Ostateczną Formę Życia sprzed 50 lat. Niejakiego Shadow the Hedgehog. Którego z jakiegoś powodu wszyscy mylili z Sonicem. Wspominałam, że Shadow chciał zemsty na ludzkości za zamordowanie mu (przyszywanej) starszej siostry? Nie? To mówię. 

Szczęście, że Amy i Sonic mu to wyperswadowali z głowy. Do pomocy rzuciła się prototypowa Ostateczna Forma Życia w formie wielkiej jaszczurki, oraz stwórca Shadowa i dziadek Eggmana w jednym. Sonic oraz Shadow dali radę uratować biedną populację Mobiusa przed losem dinozaurów, kosztem życia Shadowa. A raczej wszyscy tak myśleli. Bo Shadow, skurczybyk, przeżył.

Potem jeszcze mieli na głowie:

⁜ bunt metalowego sobowtóra Sonica, przy którym zdławieniu pomagała nowo poznana Agencja Chaotix; 

⁜ CHOLERNĄ INWAZJĘ KOSMITÓW poprowadzoną przez kosmicznego ojca Shadowa; 

⁜ skakanie przez wymiary z Blaze the Cat; 

⁜ gang ptaków na deskolotkach Extreme Gear i turniej;

⁜ zrąbaną linię czasową która z jakiegoś powodu się sama usunęła (pozostawiając za sobą sobowtóra Shadowa oraz zdezorientowanego Silvera the Hedgehog);

⁜ Sonica wciągnęło do "Baśni Tysiąca i Jednej Nocy" na prośbę pewnego dżina;

⁜ Eggman rozbił planetę na siedem kawałków a Sonica zmieniło w puchatą hybrydę jeża i wilka;

⁜ Sonica znowu wciągnęło do książki, "Król Artur i Rycerze Okrągłego Stołu"; został królobójcą, potem nowym królem, potem zabujał się na zaś w Lancelocie, a następnie zabił go Mordred. I to wszystko w ciągu jednego popołudnia~ według Tailsa, bo w książce minęło kilkadziesiąt lat:

⁜ Eggman zrobił sobie park rozrywki w kosmosie, jako źródło zasilania wykorzystując rasę kolorowych kosmitów 

⁜ I, niczym musztarda po obiedzie, Sonic w swoje dwudzieste urodziny musiał tłuc się z bytem zżerającym czas, spotkał swoją młodszą wersję, wyleczył pośrednio sam siebie z mutyzmu wybiórczego, skopał tyłek jednocześnie dwóm wersjom Eggmana i miał niesamowite przyjęcie urodzinowe w gronie przyjaciół

Sprawy się wreszcie uspokoiły po incydencie z Time Eaterem, a Eggmana ani widu an słychu. Sonic już powoli zaczynał się nudzić rutyną.

No cóż... Los usłyszał i powiedział "no to, kûrwa, patrz, Sonic"

Ups?

###########

Sonic: *mamrota pod nosem* "Mały prolog" mówiła szefowa.... też mi "mały", to coś ma ponad 1500 słów!

Nieuchwytna: *wymiata miotłą Sonica do przyszłych rozdziałów*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro