Rozdział 4.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ikari była niespokojna przez całą trasę jaką dzisiaj pokonały. Była jedyną osobą, której klacz pozwalała się osiodłać i dosiąść. Hideki uratował ją z fatalnych warunków i nie spełniała żadnych kryteriów jakie stawiano koniom królewskim. Mimo to Ikari została przez nich zaadoptowana i przez kilka miesięcy intensywnej pielęgnacji w stajni króla oraz po wdrożeniu prawidłowej diety, wyrosła na przepiękną, siwą damę. Dobre warunki nie potrafiły jednak zmienić urazów jakie powstały na jej psychice, dlatego do tej pory nie tolerowała w swoim pobliżu rosłych mężczyzn i unikała ciasnych pomieszczeń. Jej boks był największy ze wszystkich jakimi dysponowali. Tylko w nim potrafiła spokojnie odpoczywać.

- Dałaś mi dziś w kość. – przyznała łagodnie, zsuwając się z końskiego grzbietu i ocierając wierzchem dłoni pot z czoła. Poranek był nadzwyczaj upalny. Podeszła do klaczy i przytuliła się do niej, gładząc napięte po wysiłku mięśnie. Klacz rozluźniła się nieznacznie pod jej dotykiem, prychając głośno. Zupełnie jakby chciała powiedzieć: „sama tego chciałaś". Mayumi uśmiechnęła się do siebie, odsuwając od końskiego ciała i rozpinając popręg.

- Przepiękna klacz, księżniczko. Ma jakieś imię?

Nie wiedziała, że nie jest sama. Odchyliła głowę, zerkając na kobietę, która opierała się plecami o ścianę stajni. Była wysoką brunetką i jeśli pamięć jej nie myliła, doradczynią Piątej Hokage.

- Ikari. – odparła, zsuwając z ciała siodło i kładąc je na drewnianej podpórce. – Dziękuję za komplement, pani...

- Mai Nara. – odparła kobieta, odpychając się od zimnego muru i podeszła bliżej. – Furia to nietypowe imię dla konia.

- Jest dość charakterna. – przyznała, obserwując jak kobieta z wyczuciem głaska klacz po ganaszy. Wydawała się mieć rękę do zwierząt.

- A więc pasujecie do siebie, Wasza Wysokość. – Mai posłała jej uprzejmy uśmiech, co zignorowała, zdejmując końskie ogłowie. Ikari sama skierowała się leniwie na swoje pastwisko. Klacz wiedziała, że po porannej przejażdżce miała czas dla siebie i lubiła z tego korzystać.

- Nie powinna pani uczestniczyć w dzisiejszych negocjacjach? – zagaiła Mayumi uprzejmie, prostując się i zerkając na swoją rozmówczynię. Wydawała się bardzo bystra i nie przypuszczała, aby pojawiła się w okolicy stajni zupełnym przypadkiem. Prawdopodobnie doskonale wiedziała, że Mayumi była na przejażdżce oraz że się tu pojawi. Teraz zachowywała tylko pozory.

- Czcigodna Tsunade sama uczestniczy w negocjacjach. Ja pozostaję tylko skromnym doradcą. Zresztą teraz decyzja należy już wyłącznie do króla Takuyi. Konoha przedstawiła swoje warunki. Szkoda, że nie chce na nie przystać.

Uważnie obserwowała, jak kobieta odwraca wzrok w stronę pasących się koni i wsuwa dłonie do kieszeni luźnej sukni. Ta obojętność była niczym więcej jak odwróceniem uwagi od tego, co miało kluczowe znaczenie. Mayumi takie zachowania nie były obce i teraz bez trudu potrafiła je wyłapać. Nie było to trudne o tyle, że nieznajoma najwyraźniej przyszła jej tu coś przekazać i niezależnie od tego, czy Mayumi zacznie drążyć temat, czy nie, to dowie się tego, co członkini klanu Nara chciała jej powiedzieć. Dlatego też zsunęła z ramion lnianą koszulę i mruknęła zdawkowo:

- Doprawdy?

- Cena wydaje się dla niego zbyt wysoka. – odpowiedziała Mai, przerywając obserwację koni i sięgając do kieszeni sukienki. Wyjęła z niej papierosa, którego odpaliła, zaciągając się głęboko. Przez chwilę milczały, obserwując się wzajemnie, aż brunetka przerwała ciszę dodając: - Twoja ręka ma dla niego dużą wartość. Szkoda. Przykro będzie najeżdżać tak piękny kraj.

Po tych słowach Mai Nara zaciągnęła się kolejny raz, dygając po tym z należnym szacunkiem i oddaliła się w kierunku pałacu. Mayumi poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy, a nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Usiadła na drewnianym, odwróconym do góry dnem wiadrze, bo tylko ono znajdowało się w pobliżu, starając uspokoić oddech.

Jeżeli to była prawda i Konoha chce wymienić ją na pakt pokojowy...

Jasna cholera. Takuya nigdy go nie podpisze.

Zerwała się na równe nogi tak szybko, jak przysiadła i skierowała się w stronę głównego, pałacowego wejścia. Musiała porozmawiać z kuzynem. Natychmiast. Może nie było jeszcze za późno.

***

Hideki skłonił się, wchodząc do gabinetu króla. Wyjściowa korona, symbol władzy w Kraju Słońca, już tkwiła na głowie Takuyi. Ten jeden prosty atrybut dodawał mu powagi oraz nakazywał liczyć się z jego zdaniem. Nic dziwnego, że postanowił mieć go na sobie podczas negocjacji pokojowych, zaznaczając tym samym swoją pozycję. Chciał być traktowany poważnie. Tak poważnie, jak poważnie on traktował dyplomatyczne relację z Krajem Ognia i Wioską Ukrytą Wśród Liści Drzew.

- Możemy ruszać, Hideki. – powiedział Takuya, podpisując coś niespiesznie i chowając to do eleganckiej koperty. Najwyraźniej wykorzystał poranek na kontrolę bieżącej poczty. Cała korespondencja trafiała do jego osobistego sekretarza, a on dokonywał jej drobiazgowej selekcji. To co powinno trafić do króla, trafiało na jego biurko. Całą resztę brał na swoje barki sekretarz, posiadający odpowiednie upoważnienia. Tym sposobem Takuya zajmował się wyłącznie tym, co wymagało jego osobistej ingerencji.

- Oczywiście. Nasi goście już czeka...

Drzwi otworzyły się z takim impetem, że zareagował intuicyjnie. Ostrze jego katany zatrzymało się tuż przy szyi księżniczki Mayumi, która musiała biec przez całą drogę do gabinetu króla, bo teraz oddychała szybko. Ubrana była w swój strój do jazdy konnej i wydawała się czymś szczerze przejęta.

Hideki natychmiast cofnął dłoń z bronią, kłaniając się w geście przeprosin. Mimo to czuł, jak zimny dreszcz biegnie wzdłuż jego kręgosłupa. Nie był głupi. Dobrze wiedział, że niewiele rzeczy potrafiło wyprowadzić Mayumi z równowagi w takim stopniu, by biegła od stajni do gabinetu króla i wpadała do środka z takim impetem. Musiała się dowiedzieć. Pytanie brzmiało, od kogo?

- Kuzynie. – skłoniła się z należytym szacunkiem, ignorując w pełni katanę, którą wycelował w jej kierunku Hideki. Najwyraźniej nie uznała jego reakcji za błędną, chociaż dostrzegł karcące spojrzenie króla skierowane w jego stronę. – Proszę o wybaczenie. Ale muszę z tobą porozmawiać. Natychmiast i na osobności.

Zacisnął zęby. Czuł. Do cholery czuł, co planuje zrobić. Nie patrzyła na niego. Unikała jego spojrzenia wiedząc, że nigdy nie pozwoli jej popełnić takiej głupoty jak ślub z tym pieprzonym Uchihą.

- Myślę Wasza Wysokość...

- Zostaw nas samych, Hideki. – polecił Takuya, wchodząc mu w słowo. Ściągnął z głowy koronę, odkładając ją na blat masywnego biurka i zerkając na kobietę. Nie mógł zaprotestować na tak wyraźne polecenie króla, chociaż bardzo chciał. Zwłaszcza, gdy dostrzegł, jak zmienił się wyraz twarzy mężczyzny, gdy spojrzał na swoją ukochaną kuzynkę. Wyglądał, jakby los dodał mu co najmniej kilkanaście lat wieku i doświadczenia.

- Panie Hideki, proszę wykonać rozkaz króla. – poleciła łagodnie Mayumi, nie patrząc w jego stronę. Wyszedł, zamykając za sobą drzwi i czując, jak jego serce pęka na milion kawałków. Nie był przygotowany na to, by ją stracić.

***

Obserwował ją, odkąd wpadła do jego gabinetu. Znał ją od dziecka i potrafił czytać w niej jak w otwartej księdze. Linijka po linijce. Akapit po akapicie, a potem rozdział po rozdziale. Prawdą było też, że nigdy nie ukrywała przed nim swoich prawdziwych emocji. Potrafiła przy nim śmiać się w głos i płakać, mówić o tym czego się boi i czego pragnie, by wyjść z jego pokoju i nałożyć na twarz maskę idealnej księżniczki. Dobrotliwej, ale też stanowczej i w pełni poświęconej dobru kraju. Była dla niego wyjątkowa i jeśli w życiu szczerze kochał jakąś kobietę, to była nią Mayumi. Nie miłością romantyczną oczywiście. Kochał ją tak, jak brat kochał swoją siostrę. Dlatego od momentu, gdy przekroczyła próg tego pomieszczenia wiedział, o co go poprosi. I czuł jak ciężar jego obowiązków przygniata go tak mocno, że nie był w stanie złapać tchu.

- Takuya...

- Skąd o tym wiesz? – spytał spokojnie, splatając dłonie i spoglądając na kobietę. – Wyrzuciłaś Hidekiego, traktując go jak jednego z wielu gwardzistów. Jeżeli to zrobiłaś, to tylko po to, by nie próbował wpłynąć na moją decyzję.

- Jakie ma znaczenie skąd wiem jakie są żądania Konohy? – odparła, podchodząc bliżej niego i spoglądając na niego roziskrzonym wzrokiem. – Zgódź się. Jeśli tego nie zrobisz... Zrobią sobie z nas swoją kolonię. Wiesz, że nasz potencjał militarny...

- Mayumi. – przerwał jej, pocierając skronie. – Doskonale wiem, że wystarczyliby ci shinobi, którzy przyjechali wraz z hokage, by przełamać naszą linię obrony. Nie jestem idiotą. Naruto Uzumaki? Bohater Wielkiej Wojny i Jinchūriki Dziewięcioogoniastego. Bracia Uchiha? Ostatni żyjący użytkownicy Mangekyō Sharingana, techniki ocznej niewiele ustępującej samemu rinneganowi, którego w jednym oku nosi zresztą młodszy z nich. Do tego Tsunade, legendarna Sanninka Konohy, Shikamaru Nara, jeden z głównych doradców podczas ostatniej wojny i na dodatek syn Białego Kła Konohy. Odrobiłem lekcje. Powiedz mi tylko, jak mógłbym im ciebie oddać?

Nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok, chwilę obserwując lilie stojące w wazonie na niskim stoliku, jakby było w nich coś prawdziwie interesującego. Intuicyjnie wiedział, że w jej wnętrzu trwa prawdziwa burza. Walka tego, czego pragnęła i tego, co było słuszne. Kiedy znów spojrzała prosto w jego oczy, dostrzegł, jak szkliły się niebezpiecznie.

- Strasznie cię kocham, Takuya. – wyszeptała, podchodząc i klękając przy jego fotelu. Przytuliła się do jego ud, a on objął ją ramionami, zapominając o dworskiej etykiecie. – Ale... Nasz kraj kocham jeszcze mocniej.

Coś boleśnie chwyciło go za gardło i nie chciało puścić. Trzymał ją w swoich ramionach tak długo, jak długo płakała, podejmując za niego decyzję, na którą jego nie było stać. Kolejny raz wzięła na swoje barki ciężar, który to on powinien dźwigać. Kolejny raz wpłynęła na historię Kraju Słońca, pomimo że nigdy na kartach historii nie pojawi się jej imię i nazwisko. Była cichym aniołem, który strzegł spokoju i bezpieczeństwa wszystkich członków tej wielkiej rodziny.

Dopiero teraz uświadomił sobie, że pomimo tych wszystkich łez, które wsiąkały w materiał jego szaty, jego kuzynka była silniejsza niż on czy Hideki.

- Zrobię wszystko o co tylko poprosisz. – wydusił z siebie w końcu, urywając twarz w jej miękkich włosach. – Dla ciebie zrobię absolutnie wszystko, Mayumi.

***

Nie rozumiał. Nigdy nie przypuszczał, że król tak po prostu zgodzi się na wydanie za mąż księżniczki Mayumi. Wiedział przecież, że to wiązało się ze ślubem w Konosze, jej wyjazdem z Kraju Słońca i utratą bieżących kontaktów. Mimo to, z grobową miną, tak po prostu zgodził się i niemal od ręki podpisali dokument, który gwarantował im nie tylko pokój między dwoma krajami oraz puszczenie w niepamięć wszelkich grzechów, ale również współpracę gospodarczą, handlową i obietnicę wsparcia militarnego ze strony Konohy dla kraju, który nie miał swoich shinobi.

To była cena za jaką król sprzedał ukochaną kuzynkę.

- Wydajesz się zaskoczony. – Mai leżała na jego łóżku i czytała jego książkę. Uniósł brwi, nie komentując jej bezczelnego wtargnięcia do jego pokoju oraz zaanektowania jego łóżka. Zdjął z siebie zarówno szatę, jak i kapelusz, po czym usiadł na krześle. Zapach róż uświadomił mu, że pod jego nieobecność pokój posprzątano, a wazon wymieniono na zupełnie świeży. Jeszcze rano stały tu lilie.

- Jak patrzę na twoją pewną siebie twarz, to dziwię się decyzji króla coraz mniej. Jesteś żmiją, Nara. Knujesz, prowokujesz, przewidujesz i manipulujesz ludźmi. – powiedział spokojnie, uświadamiając sobie jak wielką rolę w tych negocjacjach odegrała kobieta, którą sam tu ze sobą zabrał. Od początku układała scenariusz ich wizyty w pałacu, bezbłędnie odczytując ludzkie reakcje i wywołując kolejne lawiny zdarzeń. Nie mógł tego wiedzieć, ale intuicja podpowiadała mu, że za dzisiejszą decyzją króla też musiała stać Mai.

Roześmiała się, zamykając z hukiem książkę i siadając wygodnie. Podciągnęła przy tym nogi pod siebie, zapewniając:

- To jeden z milszych komplementów jakimi ostatnio mnie obdarzono.

- Jesteś bardziej niebezpieczna niż twój chrześniak. – dodał, nie spuszczając z niej swojego spojrzenia.

- Bzdura. Shikamaru brakuje tylko doświadczenia. I pierwiastka kobiecości, ale tego już nie nadrobimy. Od tego na szczęście ma mnie i Temari. – odparła lekko, nie przejmując się jego sugestiami. Zsunęła bose stopy na zimną posadzkę i wstała, skracając między nimi dystans. – Czemu mam wrażenie, że mi nie ufasz, Kakashi?

Nie odpowiedział. Pochyliła się tak blisko, że jej czarne jak smoła włosy muskały jego policzki, a jej zapach intensywnie wypełnił wszystkie jego zmysły. Wiele kosztowało go, by zachować zdrowy rozsądek i nie spuścić wzroku na rozsunięty na piersi materiał jej sukienki. Była tym najbardziej niebezpiecznym typem kobiety. Przebiegła jak lisica i podniecająca jak zawodowa gejsza. Mógł jej pragnąć, ale jeśli dziś ulegnie, będzie musiał rozgrywać dalej partię na jej zasadach. Intuicyjnie czuł, że byłaby tym rozczarowana.

Bez cienia delikatności złapał jej szczękę dłonią i silnym ruchem zamienił ich ciała miejscami. Teraz to ona siedziała na krześle, a on pochylał się nad nią. Nie wystraszyła się go, a jej oczy dalej błyszczały wyzywająco.

- Nie ma znaczenia, czy ci ufam, Mai. Istotne jest, czy mamy wspólne cele. – odparł, obrysowując kciukiem kształt jej warg. Gdy przymknęła oczy pod wpływem tej pieszczoty, cofnął się i oświadczył zupełnie lekko:

- Spakuj się. Wyruszamy za dwie godziny. Nie będziemy na ciebie czekać.

Niełatwo było grać z nią w tą grę.

Chyba jednak mu się udało, bo uśmiechnęła się w sposób, który pamiętał z tamtej nocy. Wiele lat temu. Podniosła się i podeszła, przytulając do jego pleców.

- Nie musisz się martwić. Zdążę spakować kosmetyczkę. – rzuciła z pewnym przekąsem, by dodać już zupełnie szczerze: - Ładnie pan pachnie, Szósty.

Odsunęła się i wyszła, zostawiając go samego. W samą porę. Czuł, że potrzebował zimnego prysznica.

***

- Prawie ci się udało!

Sachiko roześmiała się, obserwując sfrustrowaną minę pewnego blondyna. Wydawał się naprawdę zdeterminowany, aby wygrać pluszowego królika, który przypadł jej do gustu. Z zawiązanymi oczami i zakazem używania ninjutsu nie było to jednak takie proste. Karpie, które pływały w wielkiej bali z wodą wcale nie były chętne, by dać się złapać chłopakowi. Kiedy już w końcu Naruto jednego wyciągnął, zebrał tylko rybim ogonem po twarzy, a piękne, wielobarwne koi uciekło z powrotem do wody.

- Durne ryby, dattebayo! – przeklął zły, ocierając wodę z policzków. W ocenie młodej dziewczyny nie zdawał sobie sprawy z tego, jak uroczo wygląda z mokrymi włosami. Kiedy w nocy zaproponowała mu wizytę na festynie zorganizowanym z okazji Święta Morza, nie odmówił. Wręcz przeciwnie. Zachowywał się tak radośnie jak dziecko, które dowiaduje się, że za chwilę będzie miało szansę wydębić od rodziców kolorowe żelki z jednego z wielu straganów. Był absolutnie uroczym młodym mężczyzną i Sachiko zdążyła zaplanować im już zaręczyny, ślub, trójkę dzieci i uroczy domek gdzieś pod lasem z rabatami pełnymi kwiatów. On wychodziłby na poważne misje, łapał złodziei, czy co ci shinobi tam robią, a ona codziennie rano szykowałaby mu pudełko z kanapkami i zdrową sałatką. Westchnęła z rozmarzeniem do swoich planów i przekrzywiła głowę, obserwując jak desperacko Naruto rzucił się na największą z ryb i nie puścił jej, nawet gdy niemal wsadziła mu ogon do nosa.

- Gratuluje! Wygrał pan tego oto puchatego królika. – stwierdził wesoło prowadzący zabawę, a ona podała Naruto ręcznik, by mógł się osuszyć. Nie było to konieczne przy słońcu, które osiągnęło najwyższy punkt na nieboskłonie, bo i tak wyschnąłby całkiem szybko. Chciała być jednak pomocna.

- Proszę. – oznajmił dumnie, podając jej nagrodę. Przytuliła maskotkę do piersi, uśmiechając się radośnie.

- To najpiękniejszy królik jakiego w życiu dostałam. – zapewniła, ignorując upierdliwy głosik z tyłu głowy, który sugerował, że nigdy w życiu nie dostała żadnego innego królika. Ani tygrysa, słonia, niedźwiedzia... W zasadzie nigdy nie dostała od mężczyzny pluszaka. Ale jakie to miało znaczenie?

Naruto uśmiechnął się zadowolony z siebie i splótł dłonie na karku, rozglądając się.

- Szkoda, że nie zostaniemy na wieczornych uroczystościach. – stwierdził szczerze. – Moglibyśmy się świetnie zabawić.

- Nie zostajecie? – spytała Sachiko, nie wiedząc czy bardziej jest zaskoczona, czy rozczarowana. W końcu jeszcze nie zdążyła uwieść swojego przyszłego męża i wyznać mu miłości.

- Nie słyszałaś? – Naruto zerknął na nią ze zdziwieniem. – Król wyraził zgodę na ślub księżniczki Mayumi z Itachim i podpisano rano pakt pokojowy. Nasza wizyta dobiegła końca.

Mało elegancko otworzyła usta ze zdumienia. Nie zdawała sobie sprawy, że Konoha zażądała ręki księżniczki. I to akurat księżniczki Mayumi!

- To znaczy... - wydukała mało zgrabnie. – Czekaj, czekaj, Naruto! To znaczy, że ten cały Itachi się tu sprowadzi?

Spojrzał na nią trochę zakłopotany, jakby niekoniecznie cieszyło go, że to on musi przekazywać jej te wszystkie informacje.

- No... Eee... nie. – bąknął, wsuwając dłoń we włosy. – Zamieszkają w Konosze. Itachi jest starszy i... ej! Gdzie biegniesz?!

- Muszę coś załatwić! – krzyknęła przez ramię, nie czekając na ciąg dalszy historii. Jeśli to, co Naruto mówił było prawdą, a nie miał przecież żadnego powodu by ją okłamać, to była tylko jedna rzecz, którą mogła zrobić jako najwierniejsza służąca najjaśniejszej księżniczki Mayumi.

Musiała poprosić króla, aby pozwolił jej odejść jako osobistej służbie Mayumi-sama. Po tym wszystkim co dla niej zrobiła, Sachiko nie miała prawa zostawić ją samą. Nigdy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro