Rozdział 4.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień dobry wszystkim! 

Ciocia Koseina w końcu się zmobilizowała i zmajstrowała ostatni rozdział, którego akcja dzieje się w Kraju Słońca. Ostatnio mam znacznie mniej czasu (sic, byle do urlopu!), ale obiecuję jeszcze dzisiaj zabrać się za nadrabianie zaległości w Waszych historiach ❤

Trzymajcie się cieplutko! 😘

---------------------------------------------------------

Czuła się tak, jakby ktoś wyjął cząstkę jej samej i postanowił ją zdeptać. Kąpiel nie pomogła jej się w żaden sposób otrzeźwić, dlatego wybrała się na spacer po pałacowych ogrodach, licząc na to, że cisza i spokój, które je cechowały, pomogą jej zebrać myśli.

Nie umiała wyobrazić sobie, że zostaje żoną, ale jeszcze trudniej było jej uświadomić sobie, że będzie musiała opuścić Kraj Słońca. Miejsce, w którym się wychowała i w którym doświadczyła zarówno najpiękniejszych, jak i najtrudniejszych chwil życia. Ludzi, których szczerze kochała i na których zawsze mogła liczyć. Wszystko to co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku godzin wydawało jej się tak absurdalne, że jej umysł skutecznie to wypierał. Doskonale zdawała sobie sprawę, że niejednokrotnie księżniczki spotykał los małżeństwa z rozsądku, często aranżowanego jeszcze wtedy, gdy sami zainteresowani byli dziećmi. Niemniej powoli się od tego odchodziło. Takuya nigdy sam z siebie nie wpadłby na taki pomysł, a jej nigdy nie przeszło przez myśl, że spotka ją to osobiście. W końcu pochodziła z bocznej linii, tej obciążonej klątwą córek, gdzie praktycznie nie rodzili się męscy potomkowie godni zastąpienia króla. Tej mało istotnej królewskiej gałęzi.

A jednak los bywał przewrotny.

Mayumi usiadła na dużej, drewnianej huśtawce i ukryła twarz w dłoniach, starając się oswoić z sytuacją w jakiej się znalazła. Im dłużej trwała jednak w tej pozycji, tym bardziej była przekonana o tym, że jej się to nie uda. Jak miała przygotować się do bycia żoną człowieka, którego nawet nie znała? Do życia w wiosce, której nigdy nie widziała? Z ludźmi, którzy żyli według innych wartości niż ona?

- Przykro mi księżniczko, że starszyzna nie zmieniła zdania.

Drgnęła wystraszona. Nie wiedziała, kiedy do niej dołączył i jak długo ją obserwował. Jej przyszły małżonek opierał się o pień wysokiej akacji i wydawał się niezwykle spokojny. Oczywiście, że wiedziała kim był Itachi Uchiha. Ostatni z dwóch członków klanu, który dysponował potężnym dōjutsu, starszy brat Sasuke Uchihy, cudownie ocalały podczas Wielkiej Wojny. Teraz mogła jednak przyjrzeć mu się z zupełnie innej perspektywy. Nie jak na żołnierza w delegacji, ale mężczyznę, z którym los związał ją na całe życie.

Był wysokim shinobi i niewątpliwie atrakcyjnym, chociaż jego skóra była blada i pozbawiona blasku. Wydawał się zmęczony, a drobna siateczka zmarszczek wokół oczu podkreślała, że nie był podlotkiem, tylko dojrzałym mężczyzną. Długie włosy miał spięte nad karkiem tak, że tylko pojedyncze kosmyki opadały na jego twarz. Jej uwagę przykuły jednak jego oczy. Czarne jak węgiel, przenikliwe i... puste. Przeraziła się tego spojrzenia. Nie wzbudzał w niej lęku wynikającego z poczucia zagrożenia, ale strach, że można być w takiej sytuacji tak emocjonalnie obojętnym. Czy to rezultat szkolenia jakie przeszedł? Nałożona na twarz maska? A może w jego życiu zdarzyło się coś, co sprawiło, że bał się czuć?

- Rozumiem. – odpowiedziała po dłuższej chwili, uświadamiając sobie, że milczy. Bynajmniej nie było to z jej strony zbyt uprzejme, ale Uchiha nie wydawał się urażony. – Mów mi proszę Mayumi.

- Itachi. – odpowiedział, podchodząc bliżej i siadając na tej samej huśtawce, na której ona. Zerknęła na niego zastanawiając się, dlaczego ją odnalazł. Chciał ją poznać? Porozmawiać? A może chciał jej wyjaśnić, jak teraz zmieni się jej życie? Nawet jeżeli wyczuł na sobie jej wzrok, nie dał tego po sobie poznać. Obserwował owady, które krążyły nad największym, kwiatowym krzewem w tym zagajniku, dopiero po chwili podejmując nad wyraz spokojnie: - Nie zamierzam cię unieszczęśliwiać, Mayumi. Decyzji starszyzny oraz króla nie zmienimy, ale chcę żebyś wiedziała, że możesz zabrać ze sobą kogo chcesz i co chcesz. Mam duży dom z ogrodem. Nie jest to pałac, ale na pewno będziesz mogła zaznać tam prywatności, zwłaszcza że często wyruszam na misje.

Pierwszy raz usłyszała z jego ust tak wiele słów na raz. Z tego co zdążyła zaobserwować, był raczej oszczędny w rozmowie, w przeciwieństwie do Naruto Uzumakiego.

- Dziękuję. – powiedziała, nie bardzo wiedząc co miałaby dodać. On zresztą wstał, jakby uznał rozmowę za zakończoną i skierował się w stronę pałacu. Nim jednak zdążył się oddalić, palnęła: - Jaka jest Konoha?

Zatrzymał się, zerkając na nią przez ramię. Przez moment miała wrażenie, że dostrzegła w tych ciemnych, pustych oczach cieplejszy błysk. A może jej się wydawało?

- Piękna. Jest pełna ludzi, zieleni, ciągle coś się dzieje. Polubisz ją.

Jego opis był lakoniczny, ale wystarczający dla niej do wyciągnięcia odpowiednich wniosków. Mogła się założyć, że niewiele osób tak mocno kochało Wioskę Ukrytą w Liściach jak on.

***

Prawdopodobnie to nie było zbyt roztropne. Jej mama zganiłaby ją za to, gdyby tylko żyła. Była może biedną, ale bardzo zasadniczą kobietą o dużych pokładach własnej godności. Bicie czołem niemal o podłogę, nawet przed królem, z pewnością naruszyłoby jej poczucie dumy. Sachiko była jednak zdesperowana. I nie chodziło tu już tylko o Naruto Uzumakiego, jej przyszłego męża, ale o księżniczkę Mayumi.

No dobrze. O tego przystojnego, młodego shinobi też trochę chodziło.

Prawda była taka, że musiała uzyskać zgodę króla na przeniesienie swojej służby do Konohy. Wtedy po pierwsze zachowałaby pałacowe uposażenie, na które specjalnie przecież nie narzekała, a po drugie upewniłaby się, że księżniczce niczego nie będzie brakować. Kwestia potencjalnego zamążpójścia była tylko przyjemnym dodatkiem.

- Skąd ty, na wszystkie bóstwa, zdążyłaś się o tym dowiedzieć?

Głos króla Takuyi był surowy, ale nie zlękła się. Władca nie słynął z okrucieństwa wobec służby. Wręcz przeciwnie. Jeśli go bardzo zdenerwuje, to co najwyżej każe iść jej w cholerę, ale to Sachiko była w stanie przyjąć z godnością.

- Od konoszańskich oficjeli, Wasza Wysokość. – odparła zdawkowo, dalej tkwiąc w głębokim pokłonie. – Odkąd pracuje dla Waszej Wysokości zajmuje się wygodą księżniczki Mayumi. Nie wyobrażam sobie zostawić ją w takiej sytuacji. Przygotowania panny młodej do ślubu wymagają wiele pracy, a na dodatek przypuszczam, że pan Uchiha nie posiada służby, która zadba o wygodę panienki. Wasza Wysokość, przecież samo ułożenie fryzury ślubnej na włosach księżniczki wymaga ogromu pracy. A co z resztą?

Król, którego obserwowała kątem oka, usiadł za swoim biurkiem i westchnął, pocierając twarz dłońmi w wyrazie głębokiej rezygnacji. Chwilę nic nie mówił, co dla Sachiko wydawało się niezwykle nieuprzejme, ale zmęczenie jakie emanowało od mężczyzny wskazywało nie na jego złe intencje, ale brak siły do podejmowania wiążących decyzji. Gdyby się tak zastanowić, wcale nie zazdrościła mu pozycji i odpowiedzialności za każdego, pojedynczego obywatela tego kraju. Może i bycie królem miało swoje zalety, jak chociażby ta kolejka chętnych do zamążpójścia szlachcianek o naprawdę ogromnej urodzie, ale z drugiej strony bagaż jaki trzeba było nieść, wydawał się Sachiko za ciężki.

Kiedy w końcu skupił na niej swój wzrok, dłonią kazał jej się wyprostować.

- W porządku. Wydam odpowiedni dekret, który ureguluje twoją sytuację. Sachiko, tak?

- Tak, Wasza Wysokość. – powiedziała spokojnie, z trudem powstrzymując się od uściskania swojego władcy.

- Mam jeden warunek. – król spojrzał na nią zupełnie poważnie, wskazując na krzesło znajdujące się po drugiej stronie biurka. Zmieszała się, nie czując się dostatecznie ważną osobą, by je zajmować. Widząc jej wahanie, Takuya dodał: - Usiądź. To, co ci teraz zlecę, pozostanie wyłącznie między nami, Sachiko-chan.

Cokolwiek od niej chciał, Sachiko była zdeterminowana. Księżniczka Mayumi nie zasługiwała na samotność.

***

- O czym z nią rozmawiałeś?

Sasuke był coraz lepszy w ukrywaniu swojej aury. Wystarczyła chwila zamyślenia, by nie był w stanie odkryć obecności swojego młodszego braciszka. Zadarł głowę, spoglądając na siedzącego na gałęzi drzewa mężczyznę i uśmiechnął się kącikiem warg. Nie znał słów, które mogłyby opisać, jak bardzo był z niego dumny. Zniszczył mu życie, odebrał dzieciństwo, a mimo to Sasuke potrafił w najważniejszych momentach swojego młodego życia podjąć słuszne decyzje. Ogromna zasługa była w tym Naruto Uzumakiego, z czego Itachi doskonale zdawał sobie sprawę. Ten roztrzepany blondyn uratował nie tylko świat, ale też ostatnich przedstawicieli jego przeklętego klanu.

- Nie chcę, aby się bała. – odpowiedział, podchodząc do drzewa i opierając się o nie plecami. Wsunął dłonie do kieszeni, wbijając wzrok w krzątających się opodal ogrodników. Usłyszał kpiące parsknięcie i skrzypienie drewna, gdy jego brat postanowił zmienić pozycję na wygodniejszą.

- I tak będzie. Wychodzi za mąż za faceta, który zaszlachtował całą swoją rodzinę. Za jednego z Uchihów. Samo nasze nazwisko nadal budzi lęk. Myślisz, że nikt jej nie uświadomi jaki to wątpliwy zaszczyt ją kopnął?

Itachi nie zaprzeczył, bo to mijało się z celem. Doskonale wiedział, że nawet Naruto Uzumaki nie mógł zmienić sposobu myślenia ludzi. Ludzie byli słabi. Bali się tego, czego nie rozumieli. Moc sharingana była jedną z tych rzeczy. Jeśli dodać do tego ludzką skłonność do karmienia się plotkami... Nie był idiotą. Wiedział doskonale, dlaczego wszyscy w wiosce go unikali, a jego iście królewski ożenek z pewnością tego magicznie nie zmieni.

Odepchnął się od chropowatej powierzchni i zadarł głowę spoglądając na młodszą wersję samego siebie.

- Wydaje się naprawdę mądrą kobietą. Może zrozumie, że ja już nie chcę nigdy więcej nikogo unieszczęśliwiać. – stwierdził, nim przeniósł wzrok na słońce. Było już stosunkowo wysoko na nieboskłonie. – Chodź. Dochodzi południe. Starszyzna nie będzie chciała tu zostać dłużej, niż to konieczne. Zwłaszcza w towarzystwie matki chrzestnej Shikamaru.

Sasuke opadł miękko na ścieżkę obok niego i wyprostował się z wrodzoną gracją.

- Jest znacznie sprytniejsza niż to po sobie pokazuje.

- Nie zrobi nic przeciwko wiosce. – stwierdził Itachi, kierując swoje kroki w stronę pałacu. Znał takich jak Mai Nara i tego jednego mógł być całkowicie pewien. Nie zmieniało to faktu, że przy okazji rozegra zapewne kilka swoich własnych, osobistych rozgrywek. Niewielu poza klanem Nara potrafiło układać tak wieloaspektowe plany działania, przewidując równie skutecznie zachowania i działania innych osób. Mai zapewne nie zrobiła takiej kariery jak swój brat nie z powodu braku kompetencji, ale z uwagi na fakt bycia kobietą. Od czasów Piątej, to spojrzenie na różnicę płci nieco się zmieniło, przestało być tak mocno zero-jedynkowe. W tamtych czasach wyjątkiem była Koharu Utatane. Nawet Mito Uzumaki, żona Pierwszego, pomimo swoich umiejętności i mądrości, z której słynęła, nie została dopuszczona do kierowania losami wioski. Może gdyby pozwolili kobietom podejmować decyzje, gdyby wykorzystali te kilkanaście lat temu ich empatię i zrozumienie... kto wie? Może nigdy nie musiałby naklejać sobie na czole łatki mordercy?

Zatrzymała go dłoń Sasuke, którą ten oparł na jego ramieniu. Oderwał się od swoich myśli i spojrzał w czarne jak smoła oko, tak bardzo podobne do jego własnych oczu.

- Jeżeli nie chcesz brać ślubu, ja...

- Dziękuję Sasuke. – wszedł mu w słowo, hamując jego nieodpowiedzialne, bo narodzone w gniewie, pomysły. Uniósł dłoń i nim młodszy brat zareagował, uderzył go lekko dwoma palcami w czoło. – Zbierajmy się. Sakura na pewno zdążyła się za tobą poważnie stęsknić.

***

- Jestem rozczarowana. Dzisiaj obchodzą tu Święto Morza. Sake, z tego co ustaliłam, leje się tu wtedy strumieniami. W końcu działoby się coś ciekawego, a my wracamy do Konohy. Jestem przekonana, że ten stary cep Jiraya nigdy nie przepuściłby takiej okazji do zabawy. Koharu z Homurą kompletnie nie mają ikry. Beznadziejne staruchy!

Mai uśmiechnęła się, obserwując jak Tsunade z frustracją pakuje swoją torbę. Pomimo wyraźnego niezadowolenia z decyzji, która zapadła w przedmiocie wcześniejszego powrotu, kiedy wspominała o przyjacielu, jej głos stał się dziwnie miękki i przyjazny.

- Tęsknisz za nim? – zagaiła rozmowę, chociaż doskonale znała odpowiedź. Miała wrażenie, że od chwili, kiedy straciła Daisuke, potrafiła wyczuwać tą charakterystyczną tęsknotę u innych kobiet. Tsunade nie była wyjątkiem. Mogła być starsza, silniejsza i bardziej doświadczona. Czuły jednak tak samo.

- To był zboczony idiota. Nic nie robił, tylko zbierał materiały do tych swoich książek, a na dodatek wykorzystywał każdą okazję, by popatrzeć na kobiece tyłki. – odpowiedziała jej, zasuwając torbę i prostując się. – Z drugiej strony nigdy nie poznałam nikogo, na kim mogłabym polegać tak, jak na nim. Nigdy w nas nie zwątpił.

Mai wyprostowała się, odrzucając włosy na jedno ramię. Pamiętała Jirayę-sama z czasów, gdy jeszcze była dzieckiem. Już wtedy razem z Tsunade i Orochimaru byli znani. Nieco później, po starciu z Hanzo Salamandrą, stali się prawdziwą legendą.

- Idę zabrać swoje rzeczy, Tsunade-sama. – powiedziała, podnosząc się i kierując w stronę wyjścia. – Zaraz wyruszamy.

Nim jednak nacisnęła klamkę i pchnęła masywne, drewniane drzwi, dobiegł ją spokojny, wręcz smutny głos Piątej.

- Nie czekaj.

Zerknęła na nią przez ramię, unosząc brwi ze zdziwieniem. Jeszcze nigdy u tej szalonej kobiety nie usłyszała takiego tonu.

- Słucham?

- Nie czekaj z miłością na później. Bo później może nigdy nie nastąpić. – wyjaśniła jej Tsunade, spoglądając na nią z powagą, której na co dzień ciężko było się u niej dopatrzeć. – Ucieknie ci jak piach między palcami, a ty do końca życia będziesz żałować, że nie pozwoliłaś sobie otworzyć się na mężczyznę. Nawet, jeśli jest ten mężczyzna jest niewychowanym zboczeńcem.

Mai zmieszała się, pierwszy raz tracąc rezon. Nie wiedziała, czy Piąta ciągle mówiła o sobie i Jirayi, czy może dostrzegła swoiste napięcie między nią i Hatake. W końcu on też najlepiej wychowanym mężczyzną nie był i czytał te swoje Icha Icha z zamiłowaniem godnym podziwu. Nie wiedząc co odpowiedzieć przytaknęła i wymknęła się na chłodny, pałacowy korytarz, zostawiając kobietę samą.

Z drugiej strony, przecież ciągle miała jeszcze czas. Tyle, że...

Daisuke też tak myślał.

***

- Taa... To upierdliwe, ale myślę, że to dobry pomysł.

Hatake uniósł brwi, spoglądając na młodego mężczyznę. Leżał na trawie w pałacowych ogrodach, palił papierosa i obserwował przemieszczające się po niebie białe obłoki. Był najbardziej leniwym egzemplarzem swojego klanu, jaki Kakashi miał okazję poznać i obawiał się, że duży wpływ na to miała edukacja Asumy. On też nie lubił się przepracowywać, co nie zmieniało jednak faktu, że w tym co robił, był genialny. Zupełnie tak samo jak Shikamaru Nara.

Westchnął i podparł podbródek na dłoni czując, że to nie będzie najłatwiejsza rozmowa.

- Nie tak wyobrażałem sobie jej działania w Kraju Słońca. – kontynuował temat, ciekawy opinii Shikamaru. – Zakładałem, że pomoże wyplątać Uchihę z tej patowej sytuacji, a nie dodatkowo go pogrąży.

- To kłopotliwe Szósty, ale zabrałeś ją, by pomogła ci znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji i to zrobiła. – mruknął w odpowiedzi Nara, gasząc niedopałek papierosa o ziemię i siadając. Teraz mógł patrzeć prosto na niego. Westchnął ciężko, jakby wyjaśnianie mu tej całej sytuacji było wyjątkowo męczące i dopiero wtedy kontynuował: – Widziałeś na pewno jak silną więź ma król z tą całą Mayumi. Gdybyś uważnie słuchał dworzan, zorientowałbyś się, że Kraj Słońca rozpoczął szeroko zakrojoną inwestycję. Rozbudowują port królewski, który będzie największym tego typu miejscem w regionie. Wystarczy słowo tej całej Mayumi, a podejrzewam udostępni nam tę infrastrukturę na preferencyjnych warunkach. Będziemy mogli rozszerzyć zasięg terytorialny naszych szlaków handlowych. Idąc dalej tym tropem ustaliliśmy, że król zamierza drogą morską transportować kamienie szlachetne ze złóż, które niedawno odkryto. Takie konwoje kupieckie będą mocno zagrożone atakami wszystkich rzezimieszków i nukeninów z okolicy. To oznacza, że król będzie musiał nawiązać w najbliższym czasie współpracę z którymś z Pięciu Krajów, by zapewnić swoim transportom bezpieczeństwo. Po co ma szukać gdzie indziej, skoro siłą rzeczy będzie z nami już w jakiś sposób związany? Jest jeszcze trzeci element. Itachi Uchiha. Jeden z najbardziej wybitnych i cennych żołnierzy w twoich szeregach. Jest geniuszem. Nie potrzebuje mojej głowy i z powodzeniem może poprowadzić trzeci oddział na wypadek wojny, przy założeniu, że na czele pierwszego stanie Szósty, a na czele drugiego ja. Aby mógł to jednak zrobić, ludzie muszą mu zacząć ufać. Nic nie ociepli jego wizerunku lepiej niż obrazek szczęśliwej rodziny. Nie będę udawał, że ten ostatni argument budzi w mojej ciotce podejrzanie niezdrowe zainteresowanie.

Przez chwilę pomiędzy nimi zapanowała cisza. Kakashi był pod wrażeniem tego, jak wiele informacji posiadł Shikamaru i jak świetnie szło mu nadzorowanie działań swojej ciotki, pomimo że pozornie to ona kontrolowała przebieg wydarzeń w Kraju Słońca. W końcu uśmiechnął się, poprawiając maskę na swojej twarzy i podniósł się, rozprostowując kręgosłup.

- Teraz to wszystko brzmi całkiem logicznie. – przyznał, dostrzegając Koharu z Homurą i ich bagaże przy wejściu do pałacu. Najwyraźniej byli już gotowi do drogi. Odpowiadający za ich bezpieczeństwo Naruto wydawał się bezgranicznie znudzony zadaniem, które mu przydzielono i teraz przeskakiwał z lewej nogi na prawą jak prosty dzieciak, a nie przyszły hokage. – Mai sprzedała mi to w dużo bardziej... kobiecy sposób. I pominęła rozbudowę infrastruktury portowej. Dam sobie odciąć rękę, że o tej kopalni też nie wspomniała.

Shikamaru uśmiechnął się z rozbawieniem, również wstając i otrzepując spodnie ze źdźbeł trawy.

- Wracając do twojego pytania, Szósty. – podjął, splatając dłonie na karku. – Trzymanie mojej ciotki blisko siebie nie będzie dla ciebie złym rozwiązaniem. Jeśli ktoś będzie w stanie... stawić czoła światopoglądowi starszyzny, to właśnie ona.

Szczerze mówiąc, na taką odpowiedź Kakashi liczył. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro