Rozdział 5.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Było jej niedobrze. Nikt poza nią samą nie mógł wiedzieć, jak wiele wysiłku kosztowało ją zachowanie na twarzy spokoju i chłodnego opanowania. Wychodziło jej to niemal idealnie. Cztery służące pod nadzorem Sachiko kręciły się po udostępnionym im przez jej przyszłego męża domu, dbając od kilku godzin o każdy, nawet najdrobniejszy element jej wyglądu. Patrzyła tępo na swoje odbicie w lustrze, widząc najlepszą wersję samej siebie. Upięte włosy odsłaniały smukłą szyję i tylko pojedyncze, lekko falujące kosmyki opadały na jej twarz. Jej cera muśnięta była południowym słońcem, a zielone oczy podkreślono kolorami złota i subtelnego bordo. Ciemne rzęsy tylko uwydatniały jej spojrzenie, dodając jej wyglądowi romantyczności i tajemniczości. Kości policzkowe zostały podkreślone przez Sachiko różem, podobnie jak usta. Musiała zrezygnować z tak lubianej przez nią krwistej czerwieni i zdecydować się na coś tak delikatnego jak reszta jej dzisiejszego stroju. Może była w swojej ocenie nieskromna, ale wyglądała jak uosobienie marzeń każdego mężczyzny.

I tylko te jej dłonie. Chłodne, drżące. One jedne nie chciały jej słuchać, dlatego ukryła je między udami, rozpaczliwie usiłując uzyskać nad nimi kontrolę.

W końcu była dumna. Potrafiła trzymać wysoko uniesioną głowę nawet w najgorszych chwilach swojego życia. Dzisiaj też tak musiało być.

- Mayumi-sama. – łagodny ton Sachiko wyrwał ją z zamyślenia. Przeniosła wzrok na twarz dziewczyny, która postanowiła nie opuszczać jej do samego końca. – Musimy się ubrać. Nie zostało nam zbyt wiele czasu.

Zabawne. Trzy miesiące, jakie dzieliły ją od chwili podjęcia decyzji przez Takuyę aż do teraz, minęły jej tak szybko, jakby los złośliwie z niej zadrwił i celowo przyspieszył bieg czasu. Skinęła mechanicznie głową i wstała, przenosząc wzrok na uszytą przez nadworne krawcowe suknię. Sachiko twierdziła, że była dokładnie taka jak ona. Delikatna, ale z drugiej strony odważna i kobieca. Przyciągała spojrzenia i nie pozwalała odebrać sobie uwagi. Pewnie, gdyby brała ślub z miłości, a nie z obowiązku, byłaby nią zachwycona. W tej chwili nie potrafiła jednak wykrzesać z siebie nic więcej poza obojętnością, która stanowiła jej barierę przed zbliżającą się rzeczywistością.

Pozwoliła Sachiko zdjąć jej kimono i nasunąć delikatny materiał na swoje ciało. Czuła, jak oplata ją ciasno w talii, rozchodząc się ku dołowi. Perły, z których uszyto ramiączka, delikatnie wbijały się w jej skórę, jakby chciały jej przypomnieć, że nie jest tu dla swojej przyjemności, a błyszczące nici tylko podkreślały wagę wydarzenia.

- Wianek. – poleciła Sachiko, a młoda dziewczyna w pośpiechu podała jej florystyczne dzieło uplecione z eukaliptusa i japońskich kamelii. Pochyliła się, ułatwiając dziewczynie zadanie jego umocowania na swojej głowie i nie protestowała, gdy nałożono na nią drogą biżuterię i postawiono przed nią eleganckie sandały. Sachiko dopracowywała każdy element z nadzwyczajną starannością, wykorzystując lata swojej wiedzy i doświadczenia. Dopiero, kiedy skończyła odsunęła się, mierząc ją pełnym zrozumienia spojrzeniem. Odesłała służące ruchem dłoni i powiedziała cicho:

- Wygląda pani tak pięknie, jak jeszcze nigdy w życiu. Jeśli to tylko mogłoby poprawić pani humor...

Uśmiechnęła się łagodnie, opierając dłoń na ramieniu służącej i zapewniła:

- Wystarczy, że ty mi go poprawiasz, Sachiko. Dziękuję. Podaj mi proszę szklankę wody i zadbaj teraz o siebie. Chcę żebyś wzięła udział w uroczystości wraz z resztą gości. W Konosze nie będzie nas obowiązywać już ta sztywna etykieta.

- Ale Mayumi-sama...!

- Naruto Uzumaki jako przyszły Hokage Wioski Liścia z pewnością znajduje się na liście zaproszonych oficjeli. Chyba nie zamierzasz przywitać się z nim w tym stroju po trzech miesiącach niewidzenia? – spytała przekornie, widząc jak policzki dziewczyny oblewa rozkoszna czerwień. Sachiko długo zajęło przyznanie się jej do swojej fascynacji, a gdy już to zrobiła, spodziewała się najwyraźniej z jej strony ostrej bury. Mayumi nie mogłaby jednak ganić młodej dziewczyny za porywy serca. Skoro ona jest zmuszona wziąć ślub z pobudek politycznych, niech Sachiko kocha za nie dwie. Dlatego dodała: - Wybierz sobie coś odpowiedniego z mojej garderoby.

- Bardzo Księżniczce dziękuję. – Sachiko skłoniła się głęboko, uśmiechając promiennie. Sekundę później już wbiegała po drewnianych schodach na górę, uprzednio stawiając przed nią szklankę z wodą, o którą ją prosiła.

Mayumi chwilę trwała bez ruchu, aż w końcu zdecydowała się stanąć przed wysokim lustrem i ponownie przyjrzeć się swojej osobie. Oddałaby całą swoją urodę i pozycję za dziewczęce zauroczenie Sachiko. Za ten rumieniec na policzkach, wiatr we włosach i śmiech na ustach. Za bijące mocno serce i motyle w brzuchu oraz tą słodką, młodzieńczą naiwność. Ona była piękną księżniczką, która jako wartościowy towar została sprzedana za cenę pokoju i bezpieczeństwa. A ponieważ Kraj Słońca kochała całym swoim sercem, zamierzała udźwignąć ciężar jaki położono na jej barkach i stać dziś z dumnie uniesioną głową.

***

Potarł skronie, starając się nie słyszeć napływających do niego ze wszystkich stron informacji. Konoha cała huczała od plotek przekazywanych sobie z ust do ust, licznych komentarzy i ciepłych bądź krytycznych osądów. Już dawno żadne wydarzenie polityczne nie wywołało wśród mieszkańców tak dużego poruszenia jak dzisiejszy ślub Itachiego Uchihy z księżniczką Kraju Słońca. Większość ludzi współczuła serdecznie południowej monarchini, przypominając jak okropnym człowiekiem był Itachi, jak wymordował cały klan i jak to rządzący popełnili katastrofalny błąd, pozwalając mu wrócić. Na dodatek pulsujący ból w okolicach potylicy zwiastował pojawienie się wyjątkowo intensywnego bólu głowy, a to było ostatnie, na co dziś miał ochotę.

- Nie powinien Szósty udawać, że jest zdziwiony tymi reakcjami.

Miękki głos siedzącego na wprost niego Shikamaru przywrócił go do rzeczywistości. Na gest mężczyzny przechylił własną czarkę z sake i upewnił się, że zasłona, która odgradzała ich od reszty barowych gości, w pełni ukrywa jego sylwetkę. Namówił Narę na wizytę tutaj, bo chciał odpocząć, ale weselny rozgardiasz dosięgnął go nawet tutaj.

- Biedny Uchiha.

- To upierdliwe, ale on znosi to nadzwyczaj dobrze. – odparł od razu Shikamaru, sięgając po kamionkowe naczynie i rozlewając resztę alkoholu. – Biedna będzie ta cała Mayumi, która zostanie chodzącą sensacją. Nie sądzę, aby Sasuke, czy Itachiemu udało się ją skutecznie ukryć przed światem. W końcu zderzy się z tymi wszystkimi opiniami i sama będzie musiała wyciągnąć słuszne wnioski.

- Nie wyciągnie ich. Nie jest shinobi, by zrozumieć wybory Itachiego. – powiedział z przekonaniem, mocniej naciągając kapelusz hokage na twarz. – Nie rozumieją go mieszkańcy, których ocalił, a miałaby zrozumieć księżniczka z południa?

Shikamaru oparł się o krzesło, przesuwając palcami po swojej brodzie i zerkając gdzieś w pustą przestrzeń. Najwyraźniej nad czymś się intensywnie zastanawiał, ale ostatecznie nie wyraził swoich przemyśleń głośno. W oficjalnym stroju wyglądał o wiele bardziej dostojnie niż na co dzień, a Kakashi nie dziwił się kobiecym spojrzeniom, które odprowadzały go do baru, kiedy wspólnie szli ulicami wioski.

- Ostatnio nie widziałem się z twoją ciotką. – zagaił, zmieniając temat. Shikamaru uśmiechnął się na tą jego uwagę, jakby wspomnienie ciotki bardzo go rozbawiło i przyznał:

- Skupiła się na zbliżających się wyborach głowy klanu. Mój kuzyn zjechał do wioski i od tego czasu obie z Temari dostały bzika na tym punkcie. Zorganizowały mi w domu prawdziwą szajkę wywiadowczą. Za niedługo dowiem się jaki rozmiar bielizny nosi Haruto.

Kakashi powstrzymał parsknięcie śmiechu, ale musiał przyznać, że był w stanie sobie to wyobrazić. Temari oraz Mai były tego rodzaju kobietami, które kiedy coś sobie postanowiły, to nie potrafiły odpuścić. Ten cały Haruto pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy, ale miał naprawdę przegwizdane.

- Będzie dziś na ślubie i przyjęciu weselnym. Będziesz mógł z nią porozmawiać. – dodał Nara, dyplomatycznie udając, że nie dostrzega zbyt intensywnego zainteresowania Hatake własną ciotką.

- Przyjdzie sama?

- Z wujem Gentaro. Jest wdowcem z bocznej linii i odkąd ciotka wróciła, zapuszcza swoje sidła. – wyjaśnił Shikamaru, dopijając wraz z nim po ostatniej czarce alkoholu. – To dla niego najkrótsza droga do władzy w klanie, a poza tym ciotka dalej pozostaje całkiem atrakcyjną kobietą. Prawda, Szósty?

Kakashi udał, że nie dostrzega złośliwości, którą młody podszył swoje pytanie. Podniósł się i zostawił pieniądze za alkohol na stoliku.

- Chodźmy, Shikamaru. Obowiązki nie pozwalają mi zbłądzić na swojej ścieżce życia i dotrzeć na miejsce już po uroczystości.

Nie zamierzał jednak udawać, że coś takiego nie przeszło mu przez myśl.

***

Obserwował ją z bezpiecznej odległości, gdy rozmawiała z różowowłosa kobietą. Nieznajoma wydawała się silna pomimo dość subtelnej urody, ale nie sprawiała wrażenia niebezpiecznej. Odnosiła się do Mayumi z życzliwością i należnym jej szacunkiem i najwyraźniej starała się dodać księżniczce trochę otuchy. Mayumi za to wyglądała zjawiskowo. Nigdy nie wyobrażał sobie jej na ślubnym kobiercu, bo mimo że uważał ją za mądrą i silną kobietę, była jego małą przyjaciółką. Teraz stała przed nim piękna kobieta, która lada moment zostanie sprzedana niczym worek ziemniaków. Na samą myśl o tym, ogarniała go fala złości i irytacji, nad którą nie potrafił zapanować. Miał poczucie, że odebrano mu coś naprawdę cennego, a on nie mógł zrobić absolutnie nic, by temu zapobiec.

Odebrano mu ją, nie pytając go o zdanie.

Odepchnął się od masywnego drzewa i podszedł do rozmawiających kobiet. Różowowłosa już się żegnała, a gdy go dostrzegła, uśmiechnęła się do niego szczerze i życzliwie.

- Hideki. – mruknęła zaskoczona Mayumi, robiąc mu miejsce, by wszedł do środka.

- Nie będę wam już przeszkadzać. Do zobaczenia na przyjęciu weselnym. – zakończyła rozmowę nieznajoma, dygając uprzejmie i kierując się do bliźniaczego domu. Podobno tam przygotowywał się przyszły pan młody. Wszedł do środka, nie pozwalając sobie na okazanie jakiejkolwiek emocji, a przynajmniej, dopóki drzwi nie oddzieliły ich od reszty świata. Pozwolił wtedy schronić jej się w jego ramionach, wtulając twarz w jej włosy. Schudła. Wyczuwał, że jest drobniejsza niż jeszcze kilka miesięcy temu. Dalej emanowała jednak od niej ta charakterystyczna siła, która pozwalała im przetrwać nawet najtrudniejsze chwile rządów króla Tadashiego. Mogła nosić nazwisko Uchiha, ale to dalej będzie jego maleńka Mayumi.

- Przepraszam. – szepnął, przesuwając z czułością dłonią po jej odsłoniętych plecach. – Wybacz mi, że nie mogłem tego w żaden sposób powstrzymać.

- Głupi. – skwitowała go, odsuwając się i spoglądając prosto w jego oczy. Pod tym spojrzeniem czuł się nagi i bezbronny. – Wszystko jest w porządku. Nikt mi nie robi krzywdy, a ty nie mogłeś zmienić tej decyzji. Dla mnie najważniejsze jest, że jesteś tu dziś razem ze mną.

- Jeśli dotknie cię chociaż palcem...

- Nie dotknie.

W głosie Mayumi było tyle przekonania, że początkowo sam w to uwierzył. A potem uświadomił sobie, że to przekonanie nie brało się ze znajomości osoby i charakteru Itachiego Uchihy. Oboje wiedzieli, że nigdy mu nie powie, że on ją skrzywdził. Nie zrobi tego, bo wie, że Hideki zrobiłby wszystko by go zabić. Nie zrobi tego, bo oboje wiedzą, że dla Itachiego Uchihy pozbawienie Hidekiego życia byłoby dziecinna igraszką.

- Bardzo cię kocham, wiesz? – dodała łagodniej, otulając go ramionami. – Ślub nic tutaj nie zmieni. A teraz idź i przekaż Takuyi, że wszystko jest piękne i cudowne. Że nie dzieje mi się żadna krzywda i bądź przy tym przekonywujący, dobrze?

Zgodził się. Dla niej zgodziłby się na wszystko.

***

Cisza panująca między braćmi nie była szczególnie uciążliwa. Każdy z nich siedział na fotelu w mieszkaniu Sasuke i bezmyślnie zaciskał palce na szklance z zimnym alkoholem. Itachi pogodził się z faktem, że lada moment zostanie mężem kobiety, która niczym nie zawiniła w swoim życiu poza urodzeniem się w królewskiej rodzinie oraz poza zirytowaniem Czcigodnej Koharu rozsądnymi posunięciami politycznymi. Był spokojny. Może nieco przygnębiony, ale spokojny. Jego młodszy brat, który przywdział maskę zimnej obojętności, reagował na te wszystkie wydarzenia z dużą większą irytacją. Miał poczucie niesprawiedliwości, która od co najmniej kilku pokoleń prześladowała ich klan. Ciągle powtarzał, że przerwą tą pieprzoną passę nieszczęść, że skoro z Uzumakim i Sakurą zapieczętowali Kaguyę Ōtsutsuki, to oni dadzą radę uratować historię rodu Uchiha przeklętą wiele wieków temu. Bo dlaczego nie?

Tyle, że nie wszystko szło po jego myśli. Ludzie ich nie rozumieli, obawiali się ich potęgi, pamiętali ich grzechy z przeszłości. Starszyzna próbowała się ich pozbyć, a teraz on na dodatek został zmuszony do politycznego ożenku. Itachi powoli zaczynał się obawiać, aby Sasuke nie powtórzył błędów swoich przodków, którzy sfrustrowani dyskryminacją jaka ich dotknęła posunęli się do okrutnych czynów. To były błędy, których nie należało powielać.

- Właśnie zajrzałam do twojej żony. – radosny głos Sakury pasował do współdzielonej przez nich grobowej atmosfery jak kij do oka. Nie mniej Itachi nie miał jej tego za złe. Haruno robiła wszystko co potrafiła, by wprowadzić do ich domu atmosferę normalności. Odkąd wyszła za Sasuke, jadali wspólne obiady lub kolacje, wypoczywali razem w ogrodzie, a w ich domach pojawiły się świeże kwiaty. Odsunęła ich chłodny ascetyzm, dając namiastkę rodzinnego ciepła. – Jest absolutnie przepiękna. Sama bym za nią wyszła bez wahania.

- Jak ona się czuje? – spytał, bo to nie jej wygląd go interesował najbardziej.

- Teraz przyszedł do niej jakiś młody żołnierz z obstawy króla. Wydawali się dobrze znać... - mruknęła z namysłem Sakura. Nim dodała cokolwiek, równocześnie z bratem stwierdzili:

- Hideki.

- Tak do niego powiedziała. – skinęła różowowłosa, przysiadając na szerokim parapecie na wprost nich. Ubrana była już w eleganckie, jedwabne kimono, które Sasuke podarował jej niedługo po ślubie. Wyglądała zjawiskowo. – Ale wydaje mi się, że jesteście do siebie podobni, Itachi. Jej postawa bardzo przypominała twoją. Jest dumna i zdystansowana.

- Nie jestem dumny. – westchnął Itachi, ale drwiący uśmieszek na wargach kobiety pozwolił mu założyć, że wcale mu nie uwierzyła.

- Zbierajcie się. – poleciła, prostując się i zeskakując z parapetu. Odebrała im szklanki z alkoholem i poprawiła Sasuke kołnierz od jego koszuli upewniając się, że wygląda stosownie do okazji. – Król niedługo przybędzie. Podobnie jak sensei. Nie powinniśmy kazać im na siebie czekać. Tylko pannie młodej wolno przyjść ostatniej.

Wstał i ostatni raz zerknął przez okno. Rozciągał się z niego taki sam widok jak z jego kuchni i tarasu. Drewniany pomost wchodzący w głąb jeziora. Symbol jego dziecięcej udręki. Nigdy nie polubi tego miejsca.

***

Wszystko przebiegało zgodnie z dużo wcześniej ułożonym planem. Goście zebrali się punktualnie, nawet Szóstemu i jej chrześniakowi udało się dotrzeć na czas, pomimo że Shikamaru uważał to na pewno za niezmiernie kłopotliwe. Sama pogoda zdawała się rozumieć, że nie może zawieść. Pomimo tygodniowych opadów, dzisiaj było nad wyraz ciepło. Mężczyźni luzowali kołnierzyki, a kobiety wachlowały się swoimi torebkami. Wykorzystała to i uciekła od Gentaro, wymawiając się potrzebą pobycia w cieniu. Stojąc pod drzewem miała doskonały punkt widokowy i na dodatek mogła zapalić, nie urażając tym niczyich uczuć oraz nie naruszając etykiety.

Mai pamiętała swój ślub. Był dużo skromniejszy. Było raptem kilka osób i ona z Daisuke. Miała na sobie tradycyjne, ślubne kimono i kwiaty we włosach. Pamiętała ten dzień, jakby to wszystko wydarzyło się ledwie wczoraj. Była najszczęśliwszą kobietą na świecie, która nie miała nawet cienia wątpliwości w przedmiocie decyzji, którą podjęła. Czuła się zupełnie inaczej niż dzisiaj Mayumi-sama i serdecznie jej tego współczuła.

Przeniosła wzrok na Itachiego Uchihę, który czekał na przybycie przyszłej małżonki. Był opanowany i spokojny. Żołnierz idealny, wyszkolony do działań w każdych warunkach. Za nim stał jego brat i żona Sasuke. Już oni w trójkę byliby w stanie powalać kolejne reżimy i chronić pokój. Mai nie dziwiła się, dlaczego ludzie podchodzili do klanu Uchiha z taką nieufnością. Ludzie bali się siły, której nie potrafili się przeciwstawić.

Westchnęła cicho, wsuwając papierosa do ust i zaciągając się. Zrobiła to akurat w chwili, gdy na ścieżce prowadzącej do centralnego punktu w ogrodzie, pojawił się król Takuya i księżniczka Mayumi. Sam fakt, że król podjął decyzję o osobistym odprowadzeniu księżniczki do jej przyszłego małżonka, był cichym manifestem. Wręcz groźbą: zostawiam wam pod opieką kogoś dla mnie cennego i dbajcie o nią, jeśli nie chcecie mieć ze mną do czynienia. Prawdopodobnie zrobił dla niej więcej niż przypuszczał. Mai doceniała wieź jaka łączyła tą dwójkę. Król Takuya mógłby odesłać kuzynkę do jednego ze swoich pałaców na obrzeżach lub zrobić z niej zwykłą dworkę. Tymczasem on potrafił docenić jej bystry umysł i talent i z niego korzystać w pełnym zakresie, obdarzając ją zaufaniem. Mayumi szanowała zaś to, że to on jest władcą i nawet jeśli korzysta z jej pomocy, jej miejsce jest za jego plecami.

Znów się zaciągnęła, obserwując całą ceremonię. Księżniczka była śliczna. Jej każdy krok przepełniony był naturalną gracją i swobodą, a dźwięki harfy, która rozbrzmiała w tle, idealnie komponowały się z jej osobą. I tylko w jej oczach widać było niepewność, gdy puszczała dłoń króla, przyjmując tą podaną przez Itachiego. Nie puściła jej zresztą aż do końca przysięgi. Mai nie była pewna, czy wynikało to z próby zamanifestowania swojego małżeńskiego oddania, czy też potrzebowała oparcia, bo z nerwów i stresu ciężko było jej ustać przez całą ceremonię. Niezależnie od pobudek, pani Uchiha wzbudziła jej uznanie. Mai potrafiła poznać i docenić silne kobiety, które potrafiły żyć, a nie tylko być. Mayumi taka właśnie była. Polubią się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro