[22] Fenomenalnie Cudowny

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

https://youtu.be/M0IDiVQxZYg

Cleo od kilku minut wgapiała się zmęczonymi oczami w ekran laptopa siostry, ale bez względu na wysiłek umysłu, nie potrafiła pojąć niczego, co widziała na nim.

— Kutas odpowiedział bardzo agresywnie — powiedziała Max, widząc ich skonsternowane miny, podczas gdy jej palce niemal z gracją baletnic z Jeziora Łabędziego pląsały po klawiszach klawiatury. — Myślał, że rozpierdoli mi system, ale nic z tego!

— Jak to? — Cleo ziewnęła, rozcierając prawe oko knykciem dłoni. Udali się do jej pokoju, by na własne oczy przekonać się, że to prawda.

— Wysłał swoje robaczysko, ale je przechwyciłam — odparła siostra tryumfująco, a koniuszek jej języka wystawał zabawnie z kącika wargi. — Wymazał swój podpis, ale i tak przechwycę źródło tej poczwary. — Mówiąc to, jeszcze agresywniej uderzyła w klawisz enter.

— Amor chciał rozwalić ci system? — Cleo podwinęła nogi pod brodę, odruchowo wtulając się w Jake'a, który siedział obok, obejmując ją ramieniem. — To cię tak cieszy? Serio?

— Wsadziłam mendę do kwarantanny. — Max wzruszyła ramionami. — Sama napisałam odpowiedni program na takich jak on. — Uśmiechnęła się diabelnie. — Teraz rozłożę go na czynniki pierwsze i co nieco dowiem się o jego twórcy.

— Ile to potrwa? — Jake pogłaskał Cleo po ramieniu zupełnie nieświadomie, co sprawiło jej ogromną przyjemność. No i pachniał tak ładnie, aż nie miała ochoty słuchać siostry i jej hakerskiej paplaniny.

— Trochę, niestety. — Max rzuciła im przelotne spojrzenie. — Ale przysięgam, że wycisnę z tego robala ile się da.

— Trochę znaczy ile? — Cleo zmarszczyła brwi.

— Dzień, góra dwa dni.

— Aż tyle!?

— Nie drzyj mordy, złotko. — Max uniosła palec i wsadziła go w środek policzka siostry, wiedząc, jak bardzo ją to denerwuje. Za młodu robiła to częściej. — Może jakieś dziękuję? Ja tu się poświęcam.

— Dziękuję. — Cleo strząsnęła jej palec, mrużąc oczy. — I tak widzę, jaką masz radość. Przyznaj, że dawno się tak dobrze nie bawiłaś.

— No może trochę. — Max uśmiechnęła się niczym słodkie niewiniątko.

— Ale to nie zmienia faktu, że przerwałaś nam całkiem interesujące rzeczy. — Cleo złapała Jake'a za rękę i podniosła się z łóżka siostry.

— Tylko grzecznie! — Max pogroziła im palcem. — Nie chcę słyszeć żadnych jęków!

— Jesteś obrzydliwa! — Cleo kopnęła ją stopą w kostkę i wymaszerowała z jej sypialni.

Jake podążył za nią. Był dziwnie spięty, kiedy wrócili do niej.

— O co chodzi? Czemu jesteś taki blady? — Dziewczyna spojrzała na niego z troską.

— Po prostu dotarło do mnie, że to naprawdę się dzieje — powiedział nerwowo. — Amor nas już zauważył.

— Dzieją się dobre rzeczy, Wellington.

— Wiem, ale...

— Ale co?

— Wciąż mam przed oczami tego chłopaczka, no wiesz, Lincolna — wyznał nieco zażenowany słabością. — Kiedy myślę o tym, jakie problemy Amor narobił całej jego rodzinie...

— My nie jesteśmy Lincolnem. — Cleo wyciągnęła dłoń i dotknęła jego ciepłego policzka. — Lincoln popełnił jeden, ważny błąd: nie był bratem Maxine.

— A jeżeli ją przeceniamy? — Jake zmartwił się. — Wiem, że twoja siostra jest super zajebista i w ogóle, ale... tego człowieka nie udało się złapać od kilkunastu lat. Dlaczego nam miałoby się to udać?

— Bo próbujemy — powiedziała z pełnym przekonaniem. — Nikt nie złapał Amora, bo wszyscy się go boją. Ja nie mam zamiaru pozwolić, aby ktoś tak tchórzliwy i podły, jak on, decydował o naszym życiu.

— Mimo wszystko, nie chcę, by coś ci się stało. — Dojrzała w jego oczach autentyczny żal i niesamowite ciepło rozlało się po jej sercu.

Czy to właśnie znaczy być kochanym?

Nigdy nie przypuszczała, że miłość w cudzym spojrzeniu może być tak podniecająca. Stanęła na palcach, by dosięgnąć jego ust, ale gdy go pocałowała, nie odwzajemnił tego.

— Naprawdę masz zamiar się przejmować tym, co nadejdzie? — spytała z żalem.

— Wybacz, ale to znaczy troska o innych, a ty... jesteś dla mnie najważniejsza.

Uśmiechnęła się.

— Głupek. Tak czy siak, jesteśmy udupieni, za przeproszeniem — parsknęła — Jeżeli nie dobierzemy mu się do jaj, sam dobierze się do nas w taki czy inny sposób. Poza tym już za późno, żeby się wycofać.

— Wiem, po prostu...

— Zamknij się w końcu. — Zamknęła mu usta pocałunkiem i tym razem zamierzała dokonać wszelkich starań, aby go odwzajemnił.

Była stremowana jak nigdy. Oto nadszedł dzień przedstawienia, tak długo wyczekiwany. Chodziła nerwowo tam i z powrotem za kulisami ogromnej, szkolnej auli, gdzie zbierali się powoli uczniowie z wszystkich roczników.

— Jezu, nigdy nie widziałem takich tłumów — gwizdnął Christian, lekko wyglądając zza kotary na miejsca widowni, które z każdą chwilą zapełniały się coraz bardziej.

— Trzeba było wcielić do obsady Wellingtona lata temu, wtedy frekwencja byłaby olimpijska — stwierdził z zadowoleniem Simon, a potem jego spojrzenie powędrowało ku scenografii. — Ale przyznajcie, że sam także odwaliłem kawał dobrej roboty.

— Tak, Stone, zduś w sobie to ogromne ego. — Lilian poklepała go po plecach, a jej wzrok naraz się nachmurzył, gdy w polu widzenia pojawił się Jake. Natychmiast udała, że go nie zauważa.

Cleo omal nie parsknęła śmiechem na widok jego charakteryzacji.

— Widmo jak się patrzy — zawołała, komentując jego bladą twarz i sztuczne cienie pod oczami oraz śliwkową szminkę na ustach, ale zaraz zamilkła, gdy wyczuła na sobie uwagę reszty członków, zdumionych jej poufałością.

Nigdy nie była w stosunku do Wellingtona tak radosna.

— Charakteryzacja to tylko mały wycinek sukcesu, doskonałość postaci leży w mojej znakomitej grze aktorskiej — zauważył z zadowoleniem Jake, a ona zyskała okazje, by mu się odgryźć, więc teatralnie przewróciła oczami, prychając sarkastycznie.

— Też coś, pamiętaj, że dałam ci tę rolę z litości, Wellington. Jeżeli o mnie chodzi, nie masz żadnego talentu, poza zgrywaniem totalnego cymbała, ale pewnie tylko dlatego, że w głębi duszy faktycznie nim jesteś. — Już, gdy to powiedziała poczuła się straszliwie głupio. Poza tym zabrzmiało to tak cholernie sztucznie, iż wydawało jej się, że nikt ze słuchających w to nie uwierzył.

Jake nadął policzki, by nie wybuchnąć śmiechem. Zresztą ona także poczuła łaskoczącą wesołość na dnie żołądka.

Oboje byli imbecylami, a przynajmniej tak się zachowywali.

Nie mieli czasu się nad tym zastanawiać, gdyż panna Bayne pośpieszała ich na każdym kroku.

— Jeszcze dwie minuty, bądźcie gotowi.

Jake miał pojawić się dopiero w drugim akcie, więc usiadł na ławce, zupełnie odprężony. Cleo podziwiała jego wyluzowanie. Ona sama chętnie wyzionęłaby ducha i stała się upiorem z własnej sztuki.

Tak bardzo chciała usiąść teraz obok niego i potrzymać go za rękę, tak dla otuchy, jednakże musieli zachować pozory obojętności, a przynajmniej Jake stanowczo tego zażądał. Jeżeli o nią chodzi, już dawno wyznałaby wszystkim, jak bardzo go kocha, mając w dupie sekret ojca, nieważne, że stawiało ją to w świetle wyrodnej córki.

Po prostu chciała chronić ukochanego. Allan i Kate wydawali się małym skandalem w porównaniu do tego, co by się stało, gdyby całe Neville poznało prawdę o śmierci ojca Wellingtona. Na samą myśl o tym drżała.

Jake był taki lubiany, nie chciała, żeby coś zmieniło tę postać rzeczy. On zasługiwał na to uwielbienie. Nie zgodziłaby się ze sobą jeszcze sprzed kilku tygodni, ale teraz była absolutnie pewna, że chłopak nie bez powodu ma taką popularność.

Był po prostu absolutnie, fenomenalnie cudowny. Dostrzegła to wreszcie, dziwiąc się, że nie zakochała się w nim o wiele wcześniej. Nie kochać go wydawało się totalnym absurdem.

Wstrzymała oddech, gdy kurtyna poszła w górę, a na sali zgasły światła. Muzyka poszła w ruch, zaś na scenie pojawili się aktorzy.

Pierwszy akt przeszedł bez zarzutu, gdy przyszła kolej na Jake'a, spojrzał na nią i puścił jej oczko na znak, że wszystko będzie dobrze. W odpowiedzi uniosła obie dłonie, pokazując, że trzyma za niego oba kciuki.

Nie zdziwiła się jednak, gdy Jake niemal od pierwszego zdania wykazał się stalowymi nerwami, gładko wchodząc w swoją postać. Zachowywał się naturalnie, a nawet komicznie. W paru miejscach widownia wybuchała śmiechem, ku radości Cleo.

To ona napisała tę sztukę!

I chociaż wiedziała, że gra aktorska Jake'a faktycznie odwala największą robotę, to jednak miała na uwadze, że wypowiadane przez niego kwestie wyszły spod jej pióra.

Nawet Lilian zagrała perfekcyjnie, mimo że grała u boku Wellingtona.

Wszystko poszło, jak należy i gdy sztuka dobiegła końca, widownia oddała im brawa na stojąco. Pani Bayne przeżegnała się kilkakrotnie.

— Udało się! Są zachwyceni!

— Tak. — Cleo przycisnęła dłoń do ust, nie mogąc w to uwierzyć. To była jedna z najlepszych chwil w jej życiu, chociaż na pierwszym miejscu plasowała się ta, gdy Jake pocałował ją po raz pierwszy.

Chętnie rzuciłaby mu się na szyję, wołając, jak bardzo jest z niego duma, ale powstrzymała się. Wyręczyli ją w tym pozostali członkowie kółka, którzy zebrali się w radosną grupkę, dyskutując z emocjami o tym, co zaszło przed chwilą.

— Owacje na stojąco! Widzieliście to?

— Tyle ludzi! Przyszła chyba cała szkoła!

— O matko! To doskonałe zakończenie semestru!

Cleo przystanęła na dźwięk ostatniego zdania. Zmroziło ją, ponieważ to oznaczało, że gra Amora była już na finalnym etapie. Jutro Jake przegra.

Wiedziała, że Max może coś wykombinuje, ale czy zdąży do jutra? A jeżeli nie?

Spojrzała w uradowaną, tak szczęśliwą twarz chłopaka i zadziałała pod wpływem impulsu. Przedarła się przez mały tłumek i dopadła do niego, całując go w usta ku jego zaskoczeniu.

— Byłeś wspaniały, Jake! Kocham cię! — I znów pocałowała go przy wszystkich.

— Oszalałaś do reszty? — Złapał ją już po przedstawieniu, gdy odebrali tuzin kwiatów i podziękowań ze strony grona pedagogicznego i w końcu wszyscy mogli rozejść się do domu po lekcjach. — Mówiłem ci, że masz nic nie robić!

— Jutro gra się skończy. — Spiorunowała go wzrokiem. — Miałam pozwolić, żebyś przegrał, chociaż tak naprawdę wygrałeś?

— Po to mamy Max, żeby coś wykombinowała!

— To prawda, ale... musiałam cię zabezpieczyć, tak na wszelki wypadek. Nie żałuję, Jake! Zrobiłabym to tysiąc razy!

— Głupia! — warknął.

— Kłótnie małżeńskie? — Niespodziewanie podszedł do nich Louis, uśmiechając się od ucha do ucha. Dłonie trzymał w kieszeni spodni, tuż za nim szedł Marvin za rękę z Brittany.

Jake spuścił nieco z tonu.

— O, hej, stary.

— No hej! — Louis przybił z nim żółwika, a potem spojrzał na Cleo. — Niezłe przedstawienie, Bennett. Udało mi się nie zasnąć.

— Nie bądź durny, śmiałeś się jak popapraniec. — Marvin szturchnął go z łokcia.

— Rey liznął trochę kultury — stwierdziła Cleo. — To już duży sukces.

— Było naprawdę świetnie. — Brittany posłała jej ciepły uśmiech. — Dobra robota.

— Dzięki. — Cleo pokraśniała z dumy.

— Helen nie przyszła — powiedział Louis. — Wciąż się boczy.

— Przejdzie jej — odparł pośpiesznie Jake, patrząc ostrzegawczo na przyjaciela. Jeszcze tego brakowało, żeby palnął coś przy Cleo o Helen i jej durnym ubzduraniu sobie, że ona i Jake mają szanse być razem.

— Cleo? — Dziewczyna drgnęła, gdy usłyszała głos ojca.

— Tato? Przyszedłeś? — Zdumiała się, odchodząc na chwilę od Jake'a, by pozwolić się uściskać Richardowi.

— Nie mogłem tego przegapić. — Pogłaskał ją po plecach. — Alba upiekła ciasto na twoją cześć. Myślałem, że mogłabyś zaprosić znajomych. — Zerknął w kierunku Jake'a, który śmiał się do Marvina. — Naprawdę masz zamiar się z nim zadawać?

— Nie zaczynaj, tato. — Cleo zacisnęła dłonie. — To ważny dla mnie dzień i chcę go spędzić z ważną dla mnie osobą. A jest nią Jake.

Ojciec wyglądał, jakby miał ochotę coś powiedzieć, ale ostatecznie się powstrzymał. Nagle w jego kieszeni zadzwonił telefon.

— Wybacz, muszę odebrać.

— Jasne. — Cleo odsunęła się. Nie była zaskoczona. Ojciec wiecznie odbierał telefony. Na stanowisku burmistrza wydawało się to konieczne.

Wróciła do przyjaciół, ale nie dane jej było się nimi nacieszyć, gdyż nagle Richard złapał ją za ramię. Twarz miał śmiertelnie przerażoną.

— Dzwonią z Lincolna — szepnął, zaś ona pobladła.

— Coś z mamą?

— Uciekła z ośrodka. Wezwano już policję.

Nie przepadam za tym rozdziałem. Jakoś dziwny wyszedł. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Staram się dokończyć tę historię w miarę możliwości, ale mam wrażenie, że z każdym rozdziałem to robi się coraz gorsze. :c I'm sorry! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro