Czy ufać?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam się bać? To zabrzmiało niepokojąco. Sam fakt jak przyjaźnie i olewnie podchodzi do faktu, że jestem więźniem i że mam, jak uważa, UMRZEĆ, mnie przeraża i jest podejrzane. Jeszcze to, że umie czytać w myślach? Czy to prawda, czy mnie wkręca? Jak to możliwe?

- Czytasz w myślach? - spytałam ją prosto z mostu.

- Skąd takie pytanie?

- Dokańczasz moje myśli. To jest...

- Niepokojące.

- Znowu to zrobiłaś! Z resztą wcale nie miałam tego na...

- Myśli.

- Przestań to...!

- Robić.

Zgromiłam ją wzrokiem. Kazachstan dopiero teraz się zorientowała o co chodzi.

- Oh, tak, przepraszam. Poprostu jesteś taka przewidywalna.

- Ja?! Przewidywalna?! - prychnęłam. - Nie powiedziałabym.

No może troszeczkę... Ale żeby wiedzieć o czym myslę i dokanczać moje zdania to trzeba być naprawdę rąbniętym!

- Mam się obrazić? - spytała Kazachstan ze skwaszoną miną.

- Nie czemu?

- Nie jestem głupia.

Już sama nie wiedziałam czy ona to mówi, bo to "przewidziała" czy ona myśli, że ja myślę, że ona jest głupia... Już się gubię! Nie powinnam jej ufać

- Dobrze, zmieńmy temat...

- Tyle z braćmi i siostrami mieszkałam, że nauczyłam się trochę o ich charakterach. Twój jest podobny do Białorusi.

- Że co, proszę?!

Do Białorusi? Tego durnego, agresywnego, samolubnego... 

- Wcale nie jesteś durna - odrzekła Kazachstan.

Nastała cisza.

- Gdzie my w ogóle jesteśmy? Głupie pytanie. DOKĄD MY IDZIEMY?! - powiedziałam zdenerwowana.

- A co jeśli uciekniesz?

- Oh, pewnie, że ucieknę.

- W takim razie trzeba cię zamknąć - Kazachstan spojrzała na mnie beznamiętnie.

- Ucieknę! I to w tej...

- Chwili.

- Aarrghhh!!!

Ruszyłam przed siebie, ale coś mnie zatrzymało. Spojrzałam się za siebie. Moja noga była przykuta do łańcucha.

- CO TO DO JASNEJ CIASNEJ MA ZNACZYĆ?!

- Żebys nie uciekła - Kazachstan zaśmiala się. - No wiesz, chciałas to cię zakułam.

- Kiedy?!

- No teraz.

Czy ona jest jakas niedorozwinięta? A może nad to mądra? Ciężko stwierdzić. Na pewno jest BARDZO IRYTUJĄCA I DENERWUJĄCA.

- No chyba się naprawdę obrażę - powiedziała Kazachstan kopiąc niewinnie zgniłą szyszkę.

- Idź w cholerę! I wypuść mnie!

- Nieładnie się tak wyrażać. No Białoruś, mówiłam. Tylko wersja wyższa i damska.

Zmrużyłam oczy.

- Mam rację, braciszku? - Kazachstan spojrzała za mnie i pomachała.

Odwróciłam się. Poczułam się tak, jakbym się zadławiła powietrzem.

Za mną stał Rosja i uśmiechał się złowieszczo.

- Idź już, Kaziu.

- Jeszcze się nie zdążylam zaprzyjaźnić!

- Miałas na to czas! Bo ci podepczę złote piórka - zawarczał Rosja i podbiegł do siostry.

Kobieta wzbiła się w powietrze wzburzając suche czarne liście w powietrze. Wilgotny pył i kurz naleciały mi do nosa, kiedy odlatywała.

Rosja odwrócił się do mnie.

- Boisz się mnie? - spytał. - Ha ha, oczywiście, że tak.

- Wcale, że nie. Wiem, że tylko udajesz...

- Wcale, że nie - odparł spokojnie.

- No i co? - podniosłam brew. - Chcecie mnie dla okupu? Tylko jest pewien problem. Teraz światów pilnuje pan zielonej krainy. Oh, jakże ona zielona.

- Tak. To nam wychodzi na plus - Rosja uśmiechnął się.

Ciarki mnie przeszły, ale starałam się ukryć strach.

Nic mi nie zrobi. Nie może mnie zabić!

A jednak jest złowieszczy.

Chociaż Rzesza bardziej... Nie ma się co martwić. Kanada mnie uratuje.

Przyjedzie mój zabójczy książę na czarnym koniu i uratuje mnie - dziewczynę człowieczkę w kurtce i czapce z obsranymi butami. Czy naprawdę zależy mu na mnie na tyle, żeby mnie ratować? Kraj, którego populacja wynosi kilkadziesiąt milionów ludzi ma ratować taki pyłek jak ja? Czy to nie zbyt ryzykowne?

I tak już zbyt wiele dla mnie poświęcił.
Może to dowód na to,że naprawdę zrobiłby dla mnie wszystko? Bo dlaczego inne kraje miałyby mnie porywać?



_____ 

Myślałam, że ten rozdział był opublikowany wcześniej. Najwyraźniej nie, więc robię to teraz

603 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro