Powrót tyrana

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kończyłem układać naczynia, kiedy [T/I] włączyła sobie jakiś amerykański teleturniej. Bo co innego tu ma robić?
Nie mogłem się skupić na tym co mi zadał USA. Ona mnie rozprasza. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Sam nie wiem czy to przyjemne uczucie czy raczej dyskomfort.

Ocknąłem się.

Nie mogę uwierzyć, że tak szybko zakochałem się w nieznajomej dziewczynie jak jakiś naiwny nastolatek.

Nie wiem kiedy to się zaczęło... Odkąd strzeliła mnie w krocze czy odebrała przytomność za pomocą jakiegoś patyka? Czuję się taki... Słaby i podległy. Nie kontroluję nad sobą. Nie wiem co się ze mną dzieje...

- Jeszcze to robisz? - [T/I] oderwała mnie od dziwnych myśli.

Ocknąłem się i spojrzałem na [T/I].

- Już kończę - wróciłem do pudeł.

- Pomóc ci? - spytałam podchodząc do mnie od tyłu.

Wzdrygnąłem się jak mnie szturchnęła podchodząc do szklanek i talerzy.

Spojrzałem na nią.

Dziewczyna jak dziewczyna, ale ma w sobie coś co mnie... Sam nie wiem co to. Coś co mnie blokuje, sprawia, że nie mogę przestać o niej myśleć. To uczucie, którego wcześniej nie znałem.

Przynajmniej USA mnie rozumie. On ma wprawę w te klocki. Jest w wiele rzeczy lepszy ode mnie, chociaż wcale tak nie wygląda. Dlatego większość krajów chce się zadawać właśnie z nim. Ze mną oczywiście też, ale nie aż tak. USA był jako pierwszy na księżycu. Jednak nie w kosmosie. Pamiętam, jak się z niego nabijałem, że to ZSRR był pierwszy.
Albo jego wojna w Weitnamie. USA jest założycuelem NATO. A ja? Ja tylko pilnuję obu naszych swiatów i większosć czasu spędzam wśród ludzi.
Straszę, przeganiam, albo nawet w skrajnych przypadkach... Zabijam...

- Kanada? Wszystko w porządku? - spytała [T/I].

Wróciłem do rzeczywistości.

- Tak.

[T/I] wyglądała jakby chciała mi coś powiedzieć, ale nie jest pewna czy to dobry pomysł. Jej oczy mówiły "Wyglądasz na zmęczonego. Powinienieś się chyba położyć".

Naprawdę tak wyglądam? Aż tak nie umiem nad sobą zapanować, żeby przy [T/I] wyglądać normalnie?

- Zostaw to już. Potem USA sobie poukłada - powiedziałem idąc w stronę schodów na piętro.

- Dobrze.

[T/I] spojrzała przez okno.

- Już się zciemnia - powiedziała.

Zerknałem przez szybę przy wejściu na taras.

Rzeczywiście, niedługo będzie ciemno.

Nie widziałem że schodów zegara więc zgadłem, że jest około 22:00.

[T/I] pewnie już nie wróci do domu. Czy będzie tutaj spała? Czy naprawdę chcę tu zamieszkać? Mój dom to też nie jest, ale czasami mogę tu bywać.

Zauważyłem, że USA już dawno powinien być już w domu.

- Możesz spać na kanapie. Przynieś sobie z góry jakąś kołdrę. Za chwilę wracam.

Zszedłem że schodów i minałem [T/I].

- Czekaj! Chcesz mnie zostawić samą?

- Jesteś dorosła dasz sobie radę.

- Ale to nie jest mój dom. Gdzie ty w ogóle idziesz?

Stanąłem na chwilę w zamyśleniu.

- Zaraz wracam. Naprawdę.

- Idziesz szukać USA?! Ale ja...

Reszty jej wypowiedzi nie słyszałem, bo zamknąłem drzwi.

Napewno nic jej nie będzie. Idę tylko brata poszukać.

Już było dużo ciemniej. Szybko można było zobaczyć gwiazdy wśród gęstych świerków.

Szedłem teraz przez las.

Droga do willi USA była dosyć szeroka, żeby mogło zmieścić się na nim auto i dosyć krótka, bo USA mieszka blisko innych krajów.

- Dobrze, że się zjawiłeś... - odezwał się jakiś męski głos.

Wiedziałem kto to jest. Ale to nie możliwe! Jak on... Kto go...

Rozejrzałem się nerwowo, jednak starałem się zachować spokój.

- To była tylko kwestia czasu, kiedy stracisz czujność... - dodał mężczyzna.

- Wiesz, że tym gorzej dla ciebie... Nikt cię tu nie chce... - powiedziałem.

- Upokorzyłeś mojego najlepszego potomka.

- Tylko na Rosji ci zależy? Pozostałe 14 są już nie ważne?

- Nie dla mnie. One są poprostu niepotrzebne. Rosja niedługo zdobędzie ich terytoria a ja mu w tym pomogę...

ZSRR pojawił się za mną, lecz zanim się zorientowałem, kopnął mnie w nogi i powalił na ziemię. Kiedy chciałem wstać, przyłożył mi karabin do głowy.

- To nie na tobie powinienem się mścić, tylko na USA. Ale pomyślałem, że będzie cierpiał jeszcze bardziej gdy najpierw zabiję ciebie i twoje rodzeństwo.

- Wielka Brytania ci na to nie pozwoli.

- Potem w końcu pozbędę się tego czegoś, czego dawno nie powinno tu być...

Wiedziałem, że chodzi mu o Polskę.

- Ciebie już nie ma... - powiedziałem.

- Wróciłem... Dobranoc, Kanada...

Uderzył mnie bronią w głowę. Straciłem przytomność. Dalej już niczego nie pamiętałem...

______________________________________

Oczywiście najłatwiej powiedzieć dobranoc i zabić, ale ponieważ nie miałam już miejsca na ratunek to pomyślałam, że to tak będzie.

Nie ważne...

TAK, PODMIOTEM LIRYCZNYM JEST KANADA :3
.

W ogóle zrobiłam awanturę na grupie na messie i jakoś się chłopaki uspokoili. Haha jestem najlepsza.

⬆️🇨🇦
⬇️⭐✨ Dawaj gwiazdkę






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro