Po drugiej stronie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odwróciłam się gwałtownie i wycelowałam w niego moją bronią.

Kanada stał dosyć blisko, jak na taki niecelny strzał. A może specjalnie mnie nie trafił?

Mężczyzna dmuchnął w swoją broń myśliwską, żeby się nie dymiła od wystrzelonego pocisku. Uśmiechnął się do mnie.

Pierwszy raz się uśmiechnął. Tak, jakby chciał mnie zabić, ale jednak się uśmiechnął.

- Nie chcesz tam iść. - powiedział.

- W takim razie powiedz mi co tam jest...

Kanada odłożył broń na śnieg i z wyciągniętymi rękami do góry zaczał iść powoli w moją stronę.

Pistolet cały czas trzymałam wycelowany w jego głowę.

-  Mój świat...

Jego świat? Czy chodziło mu o miejsce gdzie może mordować ile mu się zachce?

- Jaki twój świat? - odważyłam się spytać.

Pochylił się nademną.

- Ty nie masz tam wstępu...

Dobra, jedyna szansa. Improwizacja lub koniec.

- Zobaczymy! - strzeliłam w jego krocze i otworzyłam szybko drzwi.

Pobiegłam długim ciemnym korytarzem. Po pewnym czasie zobaczyłam, że tunel się rozwidla.

No i co teraz? Jaka że mnie debilka! Nawet nie wiem czy go trafiłam i czy mnie nie goni!

Wybrałam tunel po lewej nie myśląc nawet czy to był dobry wybór.

Nagle przedemną otworzyły się jeszcze cztery inne.

Nie no co jest?!

Poszłam teraz przez środkowy prawy.
Biegłam jeszcze trochę aż przedemną pojawiły się te same drewniane drzwi, którymi weszłam do środka.

O nie... On tam pewnie czeka...

W pewnej chwili usłyszałam za sobą strzały, które odbijały się echem od korytarzy.

Nie miałam wyjścia. Muszę spróbować.

Otworzyłam klapę i oślepiło mnie jasne słońce. Wyszłam na zewnątrz. Zrobiło mi się bardzo gorąco.

Kiedy przyzwyczaiłam się już do jasności zauważyłam, że nie ma śniegu a las nie jest lasem sosnowym tylko świerkowym. Trawa była niesamowicie zielona.

Gdzie ja jestem?!

Za mną znajdowała się piękna willa.

To jest ten jego świat? Chwila... A może chodziło mu o to, skąd pochodzi? Z willi? Nie, jak taki niecywilizowany, żyjący w dziczy ktoś, mógłby mieć willę?

Poszłam trochę w las. Nagrobków nie było. Usłyszałam, że ktoś się do mnie zbliża od tyłu.

- No to widzisz już. Niestety nie mogę cię puścić wolno... - odrzekł za mną Kanada.

Wzdrygnęłam się. Odwróciłam się gwałtownie biorąc pistolet w dłoń.
Spojrzałam w dół na jego krocze.

Albo nie trafiłam, albo jest jakiś nieśmiertelny...

- Co niby widzę? Dlaczego mnie nie puścisz? Chcesz mnie zabić?

- Nie wiem, zastanowię się czy cię zostawić, czy nie.

Kanada odetchnął świeżym powietrzem.

- Witaj w moim świecie, [T/I]... - odrzekł w końcu.

- Skąd znasz moje imię?! - odskoczyłam.

Kanada znowu się uśmiechnał.

- Mieszkasz przy moim lesie. Obserwuję cię odkąd tam przyjechałaś.

Przeszył mnie dreszcz.

Po chwili Kanada złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do klapy w ziemii.

- Hej! Puszczaj! - krzyczałam próbując się wyrwać.

- Kanada! Co ty wyprawiasz?! - krzyknał USA z pierwszego piętra willi.

Kanada się wzdrygnał.

- Nie twój interes! - mruknał.

- Miałeś nikogo tu nie wpuszczać, brat!

Kanada wyrwał mi pistolet z ręki i wycelował do USA. Ten schował się za ścianą.

- Jeszcze zobaczysz! Ojciec cię zabije! - krzyczał USA.

Kanada opuścił broń i znowu zaczął mnie ciągnąć w kierunku drewnianego przejścia.

Nagle mu się wyrwałam.

Mężczyzna odwrócił się do mnie zaskoczony i jednocześnie rozgniewany.

- Nawet się nie waż, [T/I]... - powiedział.

Zmrużyłam oczy.

Nie mam zamiaru dać się tak łatwo złapać...

Kanada rzucił się na mnie a ja zrobiłam unik. Upadł na ziemię, a ja wziąwszy jakiś patyk z ziemi walnąłem go w głowę.

- Brat! - krzyknął USA.

Kanada się nie podniósł. Mała strużka krwi spłynęła z tyłu jego głowy.

Rety.... Czy ja go zabiłam?

Okej dodałam T.I twarz, żeby nie było dziwnie, bo nie wiedziałam jaka dać tutaj scenę lol
______________________________________

Zbyt szybka akcja godna mnie :")

Oto witajcie w "naszym" świecie.

Nie zapomnij.                    ლ⁠(⁠◕⁠ω⁠◕⁠ლ⁠)
⬇️⭐


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro