Z kosza na piętro

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Człowiek! Skąd?! Jak?! - powiedział z niedowierzaniem.

- No co?

Ukraina po chwili rozluźnił się.

- Привіт... - podał mi niepewnie rękę.

- Eee... Priwit? To po rosyjsku? - spytałam.

Urażony Ukraina zmarszczył czoło.

- po mojemu... Ukraińsku...

- Aha, sorki - podałam mu swoją rękę.

Ukraina odwrócił się do lasu.

- Szwajcaria! Приходь! - zawołał.

Po chwili podbiegła do nas dziewczyna. Była bardzo zaskoczona na mój widok.

- Hallo... - powiedziała niepewnie.

Ona także miała bukiet kwiatów w ręku.

- Skąd się tutaj wzięłaś? - spytał Ukraina.

- Co wy tu robicie? - powiedział USA, kiedy do nas podszedł.

Wystraszyłam się.

- Jak tam Kanada? Nic mu nie jest? - spytałam.

- To coś mu jest? - wtrącił się zdziwiony Ukraina.

USA zrobił kwaśna minę.

- Eee... Well, he's not in the best shape. I think he shot himself with some kind of gun in the... - powiedział.

Ukraina i Szwajcaria zmarszczyli czoła. Najwyraźniej nie rozumieli angielskiego.

- In the... What? - spytałam.

Myślałam, że USA specjalnie nie chce żeby tamta dwójka coś wiedziała, więc też mówiłam w jego języku. Nie jestem dobra w angielskim, ale rozumiem co nieco.

- in the crotch... - dokończył zniesmaczony.

W sumie spodziewałam się tej odpowiedzi. Ale ja Kanady przecież nie trafiłam. A jeśli tak? Dopiero teraz coś poczuł?

- Ale teraz jest dobrze. - USA uśmiechnął się głupio.

- Dlaczego mi to mówisz? - spytałam.

USA odwrócił wzrok.

- No nie wiem, myślałem, że się przyjaźnicie... - odrzekł w końcu.

Przyjaźnimy? Najwyżej jesteśmy jednodniowymi znajomymi.

- Mówiłeś, że... - zaczęłam, kiedy przypomniałam sobie, że za mną są Ukraina i Szwajcaria.

Odwróciłam się do nich.

- Em... Musz...simy już iść.

- До побачення... - odpowiedział Ukraina kiedy razem z USA szliśmy w kierunku jego domu.

- Mówiłeś, że nie mogę was zranić! - szepnęłam do USA.

- To ty mu to zrobiłaś? - spytał zaskoczony.

Przewróciłam oczami.

- To był... Eee... Odruch obronny...

- Przecież ci mówiłem, że nic ci nie... - zaczał, ale przerwał, bo zobaczył kogoś przy drzwiach do willi.

Obok był też elegancki, angielski samochód.

- O nie... - powiedział USA.

- Coś nie ta... Ej!

USA popchnął mnie w pobliskie krzaki.

Wywaliłam się o korzeń. Już miałam wydać z siebie oburzony dźwięk, kiedy usłyszałam jakiegoś mężczyznę.

- Witaj, synu... Kogo tam popchnąłeś w...

- Aaa... To tylko... Eee... - USA nie mógł wymyślić kto to mógłby być - To tylko Meksyk.

Wyjrzałam przez szparę w gałęziach. To był Wielką Brytania. Miał elegancki czarny garnitur, cylinder i staromodny złoty okular na prawym oku.

- Nie popycha się sąsiadów w krza...

USA zaciągnął ojca w stronę drzwi wejściowych.

- On się tylko w chowanego z Kubą bawi...

USA, ty idioto. Takie wymówki wymyślasz, że nawet moi rodzice by się nie nabrali...

Zaczekałam jeszcze chwilę i wyszłam z krzaków. Byłam cała w gałązkach i listkach. Całą dupę miałam w ziemii.
Otrzepałam się i spojrzałam w las. Ukrainy i Szwajcarii już nie było.

Poszłam do najbliższego okna w willi i zajrzałam do środka.

To był salon. USA gościł w nim Wielka Brytanię, ale... Kanady nie było.

Poszłam do około domu i zaglądałam do każdego okna. Nie było go. Pewnie siedzi na piętrze. Kurcze. Nie mogę się pokazać Wielkiej Brytanii, bo USA mnie zabije. Ale Ukraina i Szwajcaria to okej. O co tu chodzi?

Zobaczyłam śmietnik akurat pod jednym z okien.

Bingo.

______________________________________

Dobra ten rozdział jest dluższy od poprzednich troszeczkę◖⁠⚆⁠ᴥ⁠⚆⁠◗

Nie wiem czy to był dobry pomysł z tym, że strzeliła go w krocze, ale trudno ¯⁠\⁠_⁠(⁠ ͡⁠°⁠ ͜⁠ʖ⁠ ͡⁠°⁠)⁠_⁠/⁠¯
Takie życie

Dziękuję za 26 głosów^v^
Oraz za 62 wyświetlenia

Przypominam o gwiazdce!
⬇️⭐


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro