Zły sen

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Myślę, że powinien już dawno wrócić... Nie wiem czy mam się martwić czy być spokojna. Od tego siedzenia w ciemności straciłam rachubę czasu.

- Jeśli ktoś tu jest... To niech się pokaże i sobie pójdzie - mówiłam na wpół do siebie.

Ja tu zdziczeję...

Siedziałam bardzo długo. Po chwili zaczęłam myśleć nad łańcuchem i próbować się z niego uwolnić siłą.

A jeśli Nowa Zelandia się mylił? Skąd ta pewnosć co to jest? Może jest inny sposób?

Zebrałam kilka patyków i wyrwałam sobie trochę włosów. Stłumiłam wrzask. Bolało mnie bardziej niż moja rana na brzuchu.

Z materiałów utworzyłam coś przypominające roztrzepane pióro w czarnym kolorze. Przyłożyłam je do pudełka.

Nic się nie zadziało.

Może potrzebuję prawdziwego pióra... LUB W OGÓLE CZEGOŚ INNEGO...

Jednak w pobliżu nie było żadnych ptaków ani luźnych piór.

W końcu się poddałam. Rzuciłam się na ziemię, która wcześniej oczyscilam z brudu. Była obrzydliwie mokra, ale i tak już byłam mokra i ufafluniona.

Nie mogłam zasnąć. Nie chciałam. Musiałam być czujna.

Jednak moje wyczerpanie ciągnęło moje powieki w dół. Cięśko było je powstrzymać.

Okej, wzrok to nie wszystko. Mam jeszcze słuch i inne takie. Na pewno będzie dobrze.

Nastała cisza.

Zatopiłam głowę w ziemi.

Ja chcę wrócić do Kanady. Boję się. Niech on mnie znajdzie. Proszę...

Jednak jeśli przyjdzie po mnie Kanada, nie będę mogła pójść i wyjaśnić sobie pewne sprawy z Grenlandią. Może Nowa Zelandia ze mną pójdzie. Wolę mieć kogoś przy sobie... Ale czy w ten sposób narażam go na niebezpieczeństwo? Swoje naruszę na pewno, ale wiem, że Kanada nie da mnie skrzywdzić. Ufam mu. Chociaż nie znamy się zbyt długo, wiem, że to ten właściwy.

Nagle otworzyłam oczy, jednak szybko tego pożałowałam, bo oślepiło mnie jasne światło.

Skąd się w tym mrocznym lesie wzięło światło?

Po chwili zorientowałam się, że to światło słońca, które przeswitywało przez gałęzie. Siedziałam w najjaśniejszym miejscu w okolicy.

- Ehm, [T/I] - odezwał się ktoś za moimi plecami.

Znałam ten głos. Jednak nie kojarzyłam do kogo mógł on należeć.

Odwróciłam się i zamarłam.

Dwoje ludzi stało nade mną. Kobieta przykucnęła i przytuliła mnie mocno, jednak nic nie czułam.

- Mamo! Tato! - powiedziałam i uściskałam ich - Co wy tu robicie?!

- Przyszliśmy cię stąd zabrać. Nie możesz być z Kanadą.

Mój entuzjazm zadtąpiła powaga.

- Skąd o nim wiecie? Kto wam powiedział?

- Oh, córeczko - odezwał się tata. - Wróć do nas. Tęsknimy. Szukamy cię...

Szukają mnie? Czy już nie znaleźli?

- Pan [I/S] nam pomógł - dodała mama i pogłaskała mnie po głowie.

- Możesz rzucić szkołę. Przecież jesteś już dorosła. Tylko wróć do nas. Ten dziwny świat nie jest dla ludzi - przekonywał tata.

- Ale skąd wy o nim wiecie? Kto wam powiedział?! Od kiedy tu jesteście?!

- Wróć, córeczko... - powiedzieli niemal jednocześnie.

Ich oczy były... Takie puste i nieprawdziwe. Zaczęłam się zastanawiać czy oni są tu naprawdę.

- Chodź, rzuć tego psychopatę, on nic nie znaczy. Jesteś teraz Amerykanką, naszą córką.

- Nie jestem Amerykanką! - machnęłam rękami, żeby ich odepchnąć, ale oni nagle zniknęli.

Zamarlam. Nastała cisza.

Wróć do nas, córeczko, mówiły głosy w mojej głowie.

Złapałam się za skronie.

Nagle obudziłam się z koszmaru. Podniosłam się gwałtownie z ziemi. Serce waliło mi mocno.

To był tylko zły sen...

Wstałam i otrzepałam się z liści. Musiałam się uspokoić. 

Jeśli nie naprawdę mnie szukają? Jacy rodzice by tak nie postąpili? A jeśli mnie znajdą? Może tak się nie stanie, skoro światów pilnuje teraz Grenlandia. Jednak czy można mu ufać?

- Witaj, малышка. Widzę, że już wstałaś - odezwał się męski głos za moimi plecami i na moim ramieniu poczęła ręka ZSRR. 

_______

Dobra powiedźcie kiedy się zorientowaliscie, że to był sen XD

599 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro