1. "Serce"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak bardzo nienawidzę ludzi.

Idę szkolnym korytarzem z mordem w oczach.

Nóż mi się w kieszeni otwiera.

Gatunek ludzki jest tym najgorszym.

Każda jedna istota ludzka wraz ze mną powinna zginąć.

Bez wyjątku.

***

Na imię mi Ozawa Kokoro. Mam coś koło siedemnastu lat i uczęszczam do drugiej klasy publicznego liceum którego pełnej nazwy nawet nie pamiętam.

Moje życie nie jest zbyt interesujące, w zasadzie mało rzeczy robię. Chodzę do szkoły, wracam ze szkoły, błądzę po mieście, czasami coś jem lub śpię.

Unikam ludzi jak tylko się da. Czy może jednak to oni unikają mnie? Nie wiem. Czasami niektórzy uciekają na mój widok, chociaż nie wyglądam zbyt groźnie. Tak mi się wydaje.

Kiedyś bardzo lubiłam ludzi, jednak nigdy nie znalazłam żadnego przyjaciela. Po latach przestałam się trudzić i znienawidziłam gatunek ludzki. Nawet jeśli ktoś próbuje się ze mną zakolegować, po kilku dniach męki odpuszcza.

Nie tnę się i nie mam myśli samobójczych, nie jestem mięczakiem. Nie boję się też ludzi, po prostu ich nienawidzę. Tak jak niektórzy brzydzą się pająków, czy też węży, tak ja brzydzę się ludźmi.

Niestety jednak moje piękne sny o świecie, w którym gatunek ludzki nigdy się nie narodził zostają przerwane wraz z irytującym wrzaskiem budzika.

Niechętnie zwlekłam się z łóżka i uciszyłam ten irytujący dźwięk. Jakby obudził matkę, nie byłoby wesoło. Zmęczonym krokiem podeszłam do lustra, w które jak zawsze miałam ochotę uderzyć. Worki pod oczami na pół polika to dla mnie był standard. Dawno nie spałam przepisowych ośmiu godzin.

Zdjęłam z siebie koszulkę i moim oczom ukazała się nowa, fioletowa plama na żebrach. Podobna również znajdowała się na mojej prawej łydce, oraz na całym ciele. Wyjęłam pognieciony mundurek z szafy i niechętnie ubrałam go na siebie. Obowiązkiem w moim mundurku zawsze były czarne zakolanówki zasłaniające moje siniaki.

Weszłam do łazienki, gdzie równocześnie myjąc zęby uczesałam moje granatowe włosy. Przy okazji zauważyłam również, iż mam rozciętą brew. No nic. Zdarza się. Wyszłam z łazienki i pokierowałam się do salonu, gdzie smacznie spała sobie moja ukochana mamusia.

A wokół niej jakieś cztery butelki po tanim winie i zapełniona wypalonymi papierosami popielniczka. Obrzydlistwo.

Gorszym od zwykłego człowieka jest człowiek chlejący jak popierdolony w każdą noc i wypalający kilka paczek papierosów dziennie. Takimi ludźmi gardzę jak żadnymi innymi.

Niechętnie posprzątałam cały ten syf. Gdyby nie ja ten dom wyglądałby jeszcze gorzej. Jak jakieś wysypisko śmieci tylko z samymi butelkami po tanim winie. Chociaż i tak wygląda bardzo źle. No cóż, w końcu od jakiegoś roku nikt tu nie odkurzał.

- Cześć tato - Mruknęłam cicho do niewielkiego ołtarzyka w rogu pokoju. To jedyna część tego domu, która zawsze wygląda idealnie. Jedyne kwiaty, które regularnie są wymieniane i jedyna odkurzona półka.

Mój tata zmarł dwa lata temu w wypadku. Przez pierwszy rok moje życie niewiele różniło się od tego wcześniejszego, jedynie nie było taty. Jednak po tym roku moja mama nie była w stanie pogodzić się ze śmiercią swojego męża i zaczęła pić. Najpierw niewielkie ilości, jednak z czasem zaczęło się to powiększać, do tego doszło uzależnienie od palenia i posypał się domek z kart.

Wina na śmierć taty poleciała na mnie. Wszystko przez to, że to ja tamtego dnia obudziłam go, kiedy jego budzik nie zadzwonił. To była najgorsza decyzja w moim życiu. Do tej pory pamiętam jej pijackie spojrzenie, kiedy po raz pierwszy się na mnie rzuciła, jej płacz, jej krzyk. Na początku protestowałam, próbowałam uciekać, krzyczeć. Jednak po czasie zrozumiałam, że i tak od tego nie ucieknę.

Nie wiem skąd moja mama bierze pieniądze na alkohol. Mam przeczucie, że po prostu została dziwką. Wraca do domu zazwyczaj około trzeciej, czwartej i zaczyna pić. Mimo, że staram się jak najciszej spać, ona zawsze pamięta, że to przeze mnie jej życie tak bardzo się posypało i nigdy nie zapomina by mnie za to ukarać.

Czasami mdleję z bólu, innym razem ona zgonuje. Później kiedy wstaję zazwyczaj śpi w jakiejś części domu otoczona fortecą z pustych butelek. Gdy wracam ze szkoły, jej już nie ma. Nie wiem gdzie wychodzi, nie chcę wiedzieć.

Uśmiechnęłam się smutno i ubrawszy buty wyszłam z domu. Nadal się dziwię, że nigdy nasz dom nie został okradziony, ponieważ matka zabrała mi klucze kilka tygodni temu, a zanim się obudzi mija ładnych parę godzin. Kiedy ja wracam do domu również czasami drzwi są otwarte. Jednak jeżeli nie są bardzo często muszę wchodzić oknem. OKNEM.

Wiosna zaczęła się na dobre. Gdziekolwiek się nie pójdzie tam zobaczyć można piękne, różowe kwiaty Sakury, które tak często wplątują się we włosy. Jednak mimo tych pięknych krajobrazów nie mam sił się uśmiechać. W sumie na nic nie mam sił, ale nie lubię zostawać w domu. Nie raz już wyjechałam do sąsiedniego miasta na kilka dni, a mama nawet tego nie zauważyła.

Chciałabym posłuchać muzyki w drodze do szkoły, jednak mój telefon został rozwalony przez moją mamę kilka miesięcy temu, a pieniądze na naprawę któregoś dnia wydała na wódkę.

Jednak dzięki brakowi słuchawek mogę słuchać wiosennego śpiewu ptaków, szumu wiatru, ewentualnie trzęsień ziemi czy tajfunów.

Niedaleko mojego domu znajduje się drewniana skrzynka z wydrążonymi otworami i kocykami w środku. Jakiś dobry człowiek postawił ją kiedyś dla kotków. Uwielbiam tutaj przychodzić. Jak ludzi nienawidzę tak zwierzęta kocham najmocniej. Zawsze jak zostanie mi trochę pieniędzy to kupuję jakąś karmę, przychodzę tutaj i je karmię. Schroniska dla psów niestety w okolicy nie mamy, dlatego też zaprzyjaźniłam się z kotkami.

Kucnęłam przy skrzynce i zajrzałam do środka w poszukiwaniu jakiegoś zwierzęcia. W jednym z otworów spała sobie jakaś śliczna, ciemnoszara kuleczka. Nie chciałam go budzić dlatego też tylko lekko pogłaskałam jego wystającą główkę palcem, na co ten zamruczał cichutko. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w dalszą drogę.

Do szkoły nie mam daleko. To tylko jakieś dziesięć minut spacerkiem, więc z taką pogodą jak dzisiaj mija mi to bardzo szybko i przyjemnie.

Pod szkołą zasadzili nam masę drzew wiśni, więc wiele osób ten odcinek przebiega bardzo szybko, by kwiaty nie wplątały się we włosy. Mnie jednak niewiele to obchodzi, więc idę sobie takim samym tempem jak resztę trasy.

Nasza szkoła nie jest jakaś elitarna, ani również nie jest to jakaś podrzędna buda. Jeszcze w gimnazjum miałam chęć się uczyć, by dostać się do dobrej szkoły. Totalnie nie wiem skąd.

Nie lubię szkoły. Głównie dlatego, iż jest tutaj mnóstwo ludzi, którzy stwierdzili, że wyglądam na tyle strasznie, by rozpowiedzieć o mnie plotkę. Według tej plotki jestem jakąś postacią z horroru i należy się mnie bać. Zabawne to w sumie, kiedy chowam się w toalecie przed ludźmi a pod kabiną jakieś dziewczyny mówią jaka to ja jestem straszna i, że morduję ludzi na tyłach szkoły a ciała wrzucam do niedalekiej rzeki. I wtedy ja wychodzę i mówię do nich "Czyli już wiadomo, kto będzie moją następną ofiarą.", a one uciekają z piskiem.

Przebrałam buty wywołując wielkie zamieszanie wokół siebie, w końcu morderczyni przebiera buty i poszłam w stronę mojej klasy.

Miałam naprawdę dużego farta na początku roku, ponieważ zajęłam ławkę na samym końcu pod oknem. Położyłam torbę obok ławki i oddałam się błogiemu snu, który miał potrwać aż do przerwy obiadowej.

***

I tak też się udało. Zaraz po obudzeniu usłyszałam charakterystyczny dźwięk oznaczający początek przerwy obiadowej. Zeszłam na dół do sklepiku szkolnego z zamiarem kupienia sobie czegoś do jedzenia.

Zawsze zazdroszczę wszystkim uczniom, którym rodzice robią pyszne drugie śniadanie. Kiedy widzę ten śliczny ryż z jakimś mięskiem, a do tego jakieś warzywka, wszystko ułożone w taki estetyczny i dokładny sposób, aż mam ochotę im to ukraść. Ostatni raz takie bento jadłam w gimnazjum.

- Co podać? - Spytała pani za ladą sklepiku szkolnego. Spojrzałam przelotnie na wystawione bułki słodkie, by zdecydować co wziąć tym razem.

- Drożdżówkę i wodę. - Odparłam spokojnie.

- To będzie sto sześćdziesiąt jenów*. - Powiedziała, kiedy znalazła i podała mi owe produkty.

Wyjęłam pieniądze i zauważyłam, że mam tylko sto jenów. Podałam więc je pani i myślałam przez chwilę co mam zrobić. Nie mając za bardzo lepszego wyjścia odwróciłam się do dziewczyny stojącej za mną w kolejce.

- Hej, masz może pożyczyć sześćdziesiąt jenów? - Spytałam starając się brzmieć jak najmilej.

- Ja-ja-jasne! - Zająknęła się. - M-m-masz cały portfel, n-nie musisz oddawać... - Powiedziała oddając mi swój portfel i uciekła.

Trochę żal było mi tej dziewczyny, nie chciałam jej przestraszyć. Dałam więc kasjerce moje brakujące pieniądze i zabrałam swoje zakupy.

Schowałam portfel tej dziewczyny w torbie w razie gdybym kiedyś ją gdzieś zauważyła, żeby móc jej oddać. Nie śmierdziało od niej ani alkoholem ani szlugami, więc należy jej się jakikolwiek szacunek.

Zawsze jem drugie śniadanie na dachu. Zazwyczaj jest tam cała gromada ludzi nie mających znajomych, tak więc nie boję się, iż ktoś zachce do mnie zagadać. Usiadłam obok drzwi, opierając się o ścianę i zaczęłam jeść moje drugie śniadanie. Tym razem na dachu nie było nikogo innego prócz jakiejś nie znajomej mi parki. Prawdopodobnie była to trzecia klasa.

O ile zazwyczaj nie podsłuchuję rozmów innych ludzi tak dzisiaj coś mnie podkusiło by posłuchać troszkę ich rozmowy. Początkowo rozmawiali oni o jakimś nauczycielu ze szkoły, jednak po chwili chłopak skrzywił się jedząc swoje bento.

- Co jest? - Spytała dziewczyna siedząca obok.

- Nic. Po prostu matka znowu przypaliła kurczaka. Yh. Tego nie da się jeść. - Powiedział, po czym podszedł do barierek. Tam przechylił pudełko z jedzeniem w dół tak, że całe wyleciało i co lżejsze kawałki zostały zabrane z wiatrem. - Nie mam zamiaru jeść tego obrzydlistwa. - Dodał zamykając pudełko i chowając je do torby.

- Masz rację. Szkoda kubków smakowych. - Stwierdziła jego dziewczyna i zrobiła ze swoim jedzeniem dokładnie to samo.

- Chodź, kupimy coś lepszego w sklepiku szkolnym. - Złapał ją za rękę i razem powędrowali na dół.

Właśnie dlatego nienawidzę ludzi. Nie potrafią docenić tego, co mają. Zawsze pragną więcej. Ile ja bym dała, by móc jeść w szkole pyszne drugie śniadanie zrobione przez mamę. Ile ja bym dała żeby jeść coś tak dobrego zamiast tych obrzydliwych słodkich bułek ze sklepiku.

Dokończyłam moje śniadanie i w głowie karcąc tę dwójkę wróciłam do klasy. Tam moja ławka została osamotniona, ponieważ moje krzesło przywłaszczył sobie jakiś chłopak jedzący śniadanie z przyjaciółmi. Nie bez powodu podpisałam się na nim korektorem.

- Hej, mogę odzyskać moje krzesło? - Spytałam znów udając miłą, niegroźną istotę.

- Ja-jasne - Odparł od razu schodząc z niego.

Dziewczyny boją się mnie o wiele bardziej, co nie oznacza jednak, iż chłopcy nie boją się mnie wcale. Może nie uciekają w popłochu, ale ustępują mi przejścia na korytarzu i czegokolwiek sobie od nich zażyczę, robią to bez większych sprzeciwów.

I w sumie nie narzekam na to, jak mnie traktują. Nie obchodzi mnie coś takiego jak reputacja, czy przyjaciele. Ja tu przychodzę, śpię, jem, śpię i wracam do domu. W zasadzie nawet jakbym miała jakichś znajomych irytowałoby mnie to, iż chcą oni się ze mną zadawać i rozmawiać.

***

Po śniadaniowe spanie zaliczone, tak więc mogę wracać do domu. Jestem chyba jedyną osobą w szkole nie należącą do żadnego klubu. W sumie gdybym do jakiegokolwiek przyszła z pytaniem czy mogę dołączyć wszyscy uciekliby zanim otworzyłabym usta.

Chociaż nie, musi być jeszcze jedna osoba, która nie uczęszcza do żadnego klubu. Jest to jakiś różowowłosy pączek z mojej klasy. Zawsze kiedy wracam ze szkoły ona z drzewa, lub gdzieś zza krzaka obserwuje klub piłki nożnej, a konkretniej pewnego długowłosego blondyna, który jest członkiem tego klubu.

Czasami nawet zatrzymuję się z ciekawością czy ta gałąź w końcu pęknie pod jej ciężarem, jednak niestety zazwyczaj nie pęka. A popatrzyłabym jak z niego spada. Jakby spadła na brzuch, nawet nie poczułaby jakiegokolwiek bólu. Jej biust stanowiłby taką poduszkę powietrzną, która ją uratuje przed wszystkim.

Dzisiaj dla odmiany zauważyłam ją pływającą w rzece. A raczej topiącą się. Patrzyłam przez chwilę jak szamota się w tej wodzie próbując złapać powietrze, jednocześnie myślałam dlaczego ona się topi, skoro tłuszcz jest wypierany przez wodę. Wyglądało na to, że ma się za chwilę utopić, więc usiadłam sobie na brzegu rzeki i przyglądałam się widowisku.

- Pomocy! - Krzyczała topiąc się i wydając z siebie bliżej nieokreślone dźwięki w stylu "bul bul"

- Utopisz się w końcu? - Mruknęłam kiedy od kilku minut jakoś łapała powietrze i nie miała zamiaru pójść na dno. Najwidoczniej przez to chlupotanie wody nie usłyszała tego co powiedziałam.

Stwierdziłam, że nie wygląda na zbyt złą osobę, więc nie zaszkodzi jej uratować życie. Złapałam się mocno murku stojącego przy rzece, a drugą rękę jej podałam.

- Chodź! - Krzyknęłam, a ta złapała mnie za dłoń i moim kosztem próbowała złapać powietrze. W końcu kiedy się złapała pociągnęłam ją do siebie, a ta poleciała na mnie przygważdżając mnie do ziemi.

Nakaszlała mi wodą praktycznie na twarz, zgniotła mi swoją dupą jakieś kilka kości i nadal nie miała zamiaru ze mnie zejść.

- Dziękuję za ratunek! - Powiedziała kiedy w końcu wykaszlała z siebie całą wodę.

- Możesz ze mnie zejść? - Spytałam o wiele mniej podekscytowana tą sytuacją niż ona.

- Jasne! - Krzyknęła uradowana wstając ze mnie. Teraz nie tylko ona, ale również i ja byłam cała mokra. Cudownie. - Naprawdę dziękuję za ratunek! Jak mogę Ci się odwdzięczyć... - Tutaj najwidoczniej miało być moje imię.

- Kokoro - Odparłam niechętnie.

- Kokoro! - Powtórzyła kończąc swoją wypowiedź. - Jak mogę Ci się odwdzięczyć, Kokoro?

- Nie wpadaj więcej do rzek i się nie top. - Wstałam i otrzepałam spódniczkę z ziemi, która się do mnie przyczepiła kiedy leżałam na ziemi. - Cześć - Powiedziałam na odchodnym.

- Mam na imię Kitsune! - Krzyknęła, kiedy odeszłam od niej na dobre sto metrów.

Licznik słów: 2227

Data napisania: 04.01.2020r

Wiadomo, rozdziały w poniedziałki koło siedemnastej, rozdział chyba nie najgorszy. To tyle. Bayo!

PS. Sory za spóźnienie XD

Jen* - Japońska waluta. 100 jenów ~ 3,50 zł

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro