10. "Zmiana"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie chcę jutra.

Nie chcę zmieniać mojego życia.

Nie chcę, żeby było lepiej.

Nie chcę, żeby moje życie zmieniło się na lepsze.

Za bardzo się boję.

***

- Jutro w południe przeprowadzasz się do swojej babci od strony mamy. - Uśmiechnęła się promiennie, jednak mi nie było zbytnio do śmiechu.

Patrzyłam przez moment na nią pustym wzrokiem. Nie chciałam pokazywać, że nie bardzo uśmiecha mi się ta wiadomość, bo wiem, że ogarnięcie tego pięć minut im nie zajęło. Na mojej twarzy zagościł chwilowy szok, po czym wróciłam do mojego standardowego, obojętnego wyrazu twarzy. 

- O-okej... - Mruknęłam. - To chyba dobrze, prawda? - Spytałam niepewnie.

- Oczywiście, że dobrze! Będziesz w końcu mieszkać w ciepłym domu, nikt nie będzie robił ci krzywdy i będziesz codziennie jadła ciepłe, pełnowartościowe posiłki! - Mówiła z szerokim uśmiechem na twarzy. - Więc jeśli możesz najlepiej spakuj się teraz szybciutko przed spaniem, to jutro od razu ze szkoły pojedziesz do nowego domu. Jak nie zdążysz powiedz mi jutro rano, to dokończysz po szkole.

- Okej. - Odparłam nieszczerze się uśmiechając.

Pamiętam moją babcię. Odwiedzaliśmy ją dość często gdy tata jeszcze żył. Nie była ona może najmilszą babcią na świecie, ale wszyscy byliśmy przyzwyczajeni do jej codziennego marudzenia. Kiedy tata zmarł na początku nic się nie działo wielkiego. Potem jednak któregoś dnia nie odebrała ode mnie telefonu. I tak to się skończyło. Już nigdy nie odebrała, a po czasie mama zepsuła mój telefon. Kiedy pytałam się jej czy babcia się obraziła, czy o co chodzi ta mówiła tylko, że babcia pojechała na wakacje. Nawet, kiedy była już na tych rzekomych wakacjach trzy miesiące.

Prawdopodobnie nie radziła sobie z chorobą córki. Zapewne na początku jej mówiła, by tyle nie piła, jednak z czasem straciła do tego siły. To wywnioskowałam z ich rozmów telefonicznych. Nie widziała żadnych skutków w jej działaniach, wręcz przeciwnie, z mamą było coraz gorzej, tak więc odpuściła. Być może nawet ją znienawidziła. Jakiś czas temu chciałam ją odwiedzić, jednak na drzwiach wisiała tylko kartka "na sprzedaż". 

- Znaleźli ci dom? - Spytała Mitsuko, z którą dzieliłam pokój w pogotowiu. Była jedyną osobą z którą jakkolwiek utrzymywałam tutaj kontakt. Nie ukrywała codziennie wszystkiego za fałszywym uśmiechem tak jak inni, była po prostu sobą i razem ze mną nocami obserwowała sufit. 

- Ta... Z babcią teraz będę mieszkać. - Odparłam zerkając lekko w jej stronę. Otworzyłam walizkę i zaczęłam pakować do niej moje rzeczy.

- Twoja babcia nie jest pojebaną psychopatką? - Spytała bez wzruszenia na twarzy. Dopiero teraz dotarło do mnie co powiedziałam. Położyłam otwartą dłoń na ustach dając jej do zrozumienia, że nie chciałam tego powiedzieć.

- ...Przepraszam - Mruknęłam. Ta spojrzała na mnie tylko pytającym wzrokiem.

- Aa... O to ci chodzi. - Uniosła lekko kącik ust w górę. - Nie przejmuj się tym. Nie jestem jak te wszystkie dzieciaki, którym jak się przypomni, że ich matka zabiła ojca to będą ryczeć przez następy tydzień. - Zaśmiała się cicho.

Mitsuko mnie zadziwia. Półtora miesiąca temu w jej domu wybuchł pożar w którym zginęli jej rodzice wraz z rodzeństwem, a ona sama ledwo przetrwała z przerażeniem wyskakując przez okno z drugiego piętra. Jak się niestety okazało sprawcą pożaru była... Jej babcia, która po rozpaleniu pożaru wbiegła w jego centrum i również zginęła. Do tej pory nie wiadomo dlaczego to zrobiła, a teorii jest mnóstwo. Sama fioletowowłosa codziennie wymyśla nowe.

Mimo tak traumatycznych przeżyć na pierwszy rzut oka nie można byłoby stwierdzić, że to przeżyła na własnej skórze. Codziennie sama śmieje się z tego wydarzenia, ironizuje i zachwyca wszystkich psychologów zdziwionych jej nadmiernym optymizmem. Jednak nie znałam jej przed tym wydarzeniem, a ona sama nie pamięta jaka była. Być może zmieniła się diametralnie, jednak nikt tego nie wie. 

I tak jak wszyscy tutaj milczymy na temat swojej przeszłości i ryczymy gdy tylko coś nam o tym przypomni tak ona na okrągło opowiada jakim śmiesznym uczuciem było lecieć z drugiego piętra na trawę. 

- A ty wiesz kiedy się stąd uwolnisz? - Spytałam po chwili ciszy między nami.

- Nie mam bladego pojęcia. - Odparła opadając na moje łóżko. - Nie wiem nawet czy ktokolwiek pozostały z mojej rodziny, jakiś wujek czy ciocia chciałby mnie pod swoim dachem. Może mnie wsadzą nawet do psychiatryka, bo stwierdzą, że mój spokój po "tak traumatycznych przeżyciach" nie jest normalny. Mam to gdzieś szczerze powiedziawszy dopóki będę mogła tam grać na gitarze. - Stwierdziła wskazując delikatnie na instrument leżący pod ścianą.

- Trzymam kciuki, czy coś... - Mruknęłam niezbyt usatysfakcjonowana jej wypowiedzią. 

Na moment nastała cisza między nami, podczas której na nowo zaczęłam zamartwiać się tym co czeka na mnie jutro, pojutrze i dalej. Nie wiem czy na szczęście, aczkolwiek moje zamartwiania zostały szybko przerwane przez głos szarookiej.

- Skąd masz? - Zapytała biorąc do ręki pluszaka leżącego na moim łóżku. Nie czekając ani sekundy szybko wstałam z podłogi i wyrwałam jej go z ręki. 

- Nie ruszaj... - Mruknęłam przytulając go do siebie. Jakimś dziwnym trafem taka mała pierdoła stała się dla mnie cholernie ważnym przedmiotem przypominającym o przeszłości, kiedy wszystko jeszcze było dobrze. - Dostałam go od taty na szóste urodziny. - Odpowiedziałam czerwieniąc się lekko, że mimo mojego wieku nie dam koleżance dotknąć mojej zabawki.

- Spoko. - Prychnęła jakby chciała powiedzieć, że rozumie dlaczego jest on dla mnie tak ważny. - Ja gitarę dostałam od mamy na siódme urodziny.

- Skakałaś z nią z okna? - Spytałam zdziwiona tym, że przetrwała pożar o którym mówili wszędzie przez cały tydzień.

- Nie - Zaprzeczyła śmiejąc się z mojego pytania. - Była na piętrze, a pożar wybuchł na parterze, więc na szczęście przetrwała. 

- To ja kiedy kazali mi zabrać moje rzeczy z domu wzięłam tego miśka i powiedziałam, że nic więcej nie potrzebuje. - Zaśmiałam się wspominając wydarzenie sprzed tygodnia. 

- Łazienka wolna! - Powiedziała trzecia lokatorka naszego pokoju wchodząc do nas. 

Korzystając z okazji zabrałam ze sobą piżamę i poszłam pod prysznic. 

***

- Hej, Kokoro... - Szepnęła Mitsuko w środku nocy.

- Co jest? - Odparłam spoglądając w jej stronę. 

- Jak myślisz, co będzie jutro? - Spytała tak samo, jak każdej nocy.

- Mówią, że będzie lepiej i chyba powinniśmy w to wierzyć. - Odparłam również tak samo jak każdej nocy.

- Czemu nigdy nie mówisz o tym, co było wczoraj?

- Bo to nie wróci, nie ma co się rozczulać nad przeszłością. - Stwierdziłam wzruszając ramionami.

- Widzimy się pewnie po raz ostatni. Zdradź mi tę tajemnicę. Dlaczego tu jesteś? - Myślałam przez chwilę nad odpowiedzią, jednak doszłam do wniosku, że nie zaszkodzi uchylić rąbek tajemnicy. 

- Ojciec mi umarł, matka zaczęła pić i potem mnie lała. - Streściłam dwa ostatnie lata mojego życia. 

- Łał. Ciekawie. - Dlatego też bardzo ją lubię. Normalna osoba powiedziałaby klasyczne "współczuję" nawet jeśli nie wie, co tak naprawdę czuję. Ona jednak powie, co naprawdę o tym myśli i nie będzie żałować tego, jak się przez nią poczuję. - Jak to jest być lanym przez matkę?

- Na początku bolało, chciałam jakoś na to zaradzić, a potem doszłam do wniosku, że to bez sensu i z czasem przestało boleć. - Stwierdziłam obojętnym tonem. 

- A jak to się stało, że powiedziałaś prawdę? - Dalej pytała mając totalnie gdzieś to, że nie powinna tak bardzo wypytywać o tak delikatne sprawy.

- A przyszła taka jedna typiara i do mnie mówi, że mam się jej rozebrać. A ja jej mówię nie, a ona, że tak, a ja jej mówię, że nie to ona sama mnie rozebrała i zobaczyła siniaki. Potem połączyła koniec z końcem i wbiła mi o trzeciej w nocy do pokoju jak sobie paznokcie poodgryzałam nawet nie wiem czemu. Potem przyszła matka, ja zemdlałam a ona zadzwoniła na pogotowie. I tak wylądowałam tutaj. - Streściłam mniej więcej całą historię.

- Co o niej myślisz? - W żaden sposób nie skomentowała mojej niesamowitej historii.

- ... - Zamilkłam na moment. Jak codziennie w mojej głowie pojawiają się setki myśli, odpowiadam sobie na setki pytań tak jeszcze nigdy nie zastanawiałam się co tak naprawdę myślę teraz o Kitsune. - Jest cholernie dziwna... - Mruknęłam. - Ale mimo to jestem wdzięczna i chyba ją lubię. Tak myślę. - Stwierdziłam patrząc w sufit.

- Będziecie kiedyś razem na stówę. - Stwierdziła wstając z łóżka. 

- HĘ?! - Prawie krzyknęłam, jednak w porę przypomniałam sobie która jest godzina.

- Nikt bez powodu nie wbija komuś do domu w środku nocy. - Usiadła przy biurku i zaczęła coś skrobać na kartce. - Nie masz telefonu, prawda? - Spytała, na co pomachałam przecząco głową. Zapaliła lampkę przy biurku i napisała coś na papierze. Zgasiła ją i dała mi karteczkę. - To mój numer. - Powiedziała. - Jak będziesz miała kiedyś telefon, to zadzwoń. Polubiłam cię. - Wzięłam przedmiot i bez słowa schowałam go do walizki. 

- Też cię polubiłam. - Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym ziewnęłam. - Dobra, ja już idę w spanko. 

- A ja jeszcze policzę kropki na suficie. - Stwierdziła wracając pod kołdrę.

- Dobranoc.

- Branoc.

***

- Czyli jednak nie będę musiała cię adoptować? - Spytała Kitsune, gdy opowiedziałam jej o wczorajszym wieczorze. - A szkoda, bo miałam nadzieję, że będziesz moim koteczkiem. - Stwierdziła z pełną buzią. 

- Mogę być bez tego. - Stwierdziłam udając, że wiem o co jej chodzi. 

- Naprawdę?! - Zaświeciły jej się oczy, na co pomachałam twierdząco głową. - To chodź na kolanka kotku! - Krzyknęła prostując nogi.

- Nie. - Stwierdziłam dochodząc do wniosku, że to był zły pomysł. 

- Bu... W ogóle masz ten formularz? - Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. - Ten o dołączenie do klubu. 

- A, mam. - Odparłam grzebiąc w torbie w poszukiwaniu owej kartki. Wyciągnęłam ją i podałam różowowłosej. - Masz.

- Jako przewodnicząca klubu literackiego pragnę zawiadomić cię o tym, że zostałaś przyjęta do naszej załogi! Witam na pokładzie! - Powiedziała uprzednio przeczytawszy szybko napis na kartce.

- No spoko. Masz zamiar go jakoś rozwijać, żeby mieć chociaż to przepisowe pięć osób? Czy może zostaniemy na zawsze w kanciapie woźnego?

- Oczywiście, że zdobędziemy przepisowe pięć osób i staniemy się pełnoprawnym klubem! Najwidoczniej uczniowie naszej szkoły nie są zainteresowani literaturą, tak więc przede wszystkim będziemy musieli zmienić zajęcia klubu i jego nazwę. 

- Czyli trzeba napisać wniosek do rady uczniowskiej o założenie klubu? - Dopytałam wnioskując to z jej wypowiedzi. 

- Dokładnie! Tylko najpierw musimy mieć podstawowe pięć osób. I już nawet wiem w jaki sposób je zdobędziemy!

- W jaki?

- Tadam! - Krzyknęła pokazując mi plakat z wielkim napisem "Klub histeryczek zaprasza!" oraz jakieś blisko nieokreślone bazgroły i mnóstwo różu, jak i tęczy na kartce.

- Klub histeryczek? Serio? - Zapytałam załamana tą beznadziejną nazwą.

- A masz jakiś lepszy pomysł? - Spytała pewna tego, że klub histeryczek to idealna nazwa i do naszego klubu będą stały kolejki, gdy tylko wywiesimy ten plakat gdzieś w szkole.

- Lepszego pomysłu nie mam, ale czym klub histeryczek miałby się zajmować? 

- Słuchaj, ten plakat to jest tylko wersja alpha. Musimy go jeszcze zmodyfikować. Zrobimy tutaj taki slogan mówiący, że klub histeryczek jest miejscem, w którym możesz rozwijać wszelkie swoje pasje niezależnie od tego jakie one są! I muzyków, i pisarzy, artystów, kucharzy, projektantów mody, okultystów a nawet otaku! - Krzyczała przekonana o świetności tego pomysłu.

- Każda z wymienionych przez ciebie pasji ma swój osobny klub, więc po co mieliby oni przychodzić do takiego klubu, skoro w innym klubie mogą robić to samo w lepszych warunkach?

- Mamy klub okultystyczny?

- O dziwo mamy. Totalnie nie wiem kto się na to zgodził. 

- Kurka wodna! - Krzyknęła wstając z miejsca. Podparła podbródek ręką i chodziła w kółko gadając niezrozumiałe rzeczy pod nosem.

Kitsune jest czasami bardzo wkurzająca, jednak w tej jej dziwności jest coś naprawdę uroczego. 

- Ej, a może zrobimy klub dla osób, które chcą spędzić fajnie czas po szkole, ale nie mają żadnych szczególnych zainteresowań? - Spytałam biorąc do ręki jej plakat promujący klub histeryczek.

- Nie no to bez sensu. Przecież nie ma takich ludzi w tej szkole. - Odparła i wróciła do chodzenia w kółko i mruczenia dziwnych rzeczy pod nosem. 

Czasami ciężko jest jej przemówić do rozsądku. Jak ona na coś wpadnie, to ten pomysł jest genialny i wymaga jak najszybszej realizacji, zanim ktokolwiek wpadnie na coś podobnego. 

- Czekaj... Co ty powiedziałaś? - Spytała po chwili.

- Ech... - Westchnęłam. - Żeby zrobić klub dla ludzi, którzy chcieliby miło spędzić czas po szkole, a nie mają żadnych zainteresowań. Wiesz, będziemy sobie rozmawiać, może grać w jakieś gdy planszowe, butelkę. Wszyscy gonią za ocenami, mają totalnie gdzieś jakieś znajomości w szkole a my bylibyśmy takim miejscem, gdzie ciągle biegnący czas by się zatrzymywał.

- ... - Zastanowiła się chwilę potakując samej sobie na własne pomysły. - To jest to! - Uderzyła pięścią w otwartą dłoń. - Boże tak, Kokoro, jesteś genialna! - Krzyknęła podskakując z radości. - Muszę jak najszybciej napisać formularz do rady uczniowskiej, zanim ktokolwiek podbierze nam ten pomysł! - Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć ta uciekła złożyć formularz. No cóż.

- Same problemy z tobą, lisie. - Westchnęłam wstając z podłogi. 

Licznik słów: 2138

Data napisania: 29.03.20r

Nie wiem. To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro