11. Rodzina

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krople potu spływają powoli po moich skroniach.

Oczy zaciskają mi się nie pozwalając łzom wypłynąć.

Czuję ogromną gulę w gardle, której nie mogę przełknąć.

Ciągle przełykam ślinę, jednak to wciąż nie zabija mojego stresu.

Zaciskam ze sobą dłonie wyładowując stres sama na sobie.

Tak cholernie się boję.

***

Patrzyłam beznamiętnie przez okno w samochodzie. Na niebie zbierały się ciemne chmury i powoli zaczynało kropić. W radiu leciała jakaś popowa piosenka, którą pierwszy raz w życiu słyszałam. Dziwnie jest jechać samochodem bez wiedzy dokąd się jedzie i ze świadomością tego, że tam, gdzie wysiądziesz, spędzisz kolejne kilka lat życia. Zazwyczaj dorosły adoptujący dziecko z pogotowia przyjeżdża po nie na miejsce, jednak moja babcia nie posiada samochodu a taszczenie walizki pociągami nie należy do wygodnych rzeczy. Dlatego też opiekunowie postanowili mnie podwieźć. 

Smutno mi było, gdy musiałam żegnać się z dzieciakami, a zwłaszcza z Mitsuko. Na pożegnaniu powiedziała mi "Spotkajmy się kiedyś w jednym kawałku" co mnie dość mocno rozśmieszyło. Tak jakby liczyła na to, że jakoś przetrwam i dam sobie radę w moim domu. Ale jak tylko pomyślę, że będę musiała z babcią ostro porozmawiać to mam ochotę teraz otworzyć drzwi i wyskoczyć z tego auta. 

I dosłownie zaraz potem moje marzenie o wyskoczeniu z jadącego auta się spełniło. Z tą różnicą, że samochód się zatrzymał, ponieważ dojechaliśmy na miejsce. Wyciągnęliśmy z bagażnika moją niewielką walizkę z którą podeszłam do drzwi niewielkiego domu. Nie kojarzę tej okolicy, zapewne jesteśmy jakoś po drugiej stronie miasta. Opiekunka kliknęła w dzwonek do drzwi, po czym nastało kilka sekund podczas których serce podchodziło mi do gardła.

Zaczęło mi się robić bardzo ciepło, przez co moje policzki zapewne przybrały różowej barwy. Zaciskałam mocno dłonie na uchwycie walizki i raz za razem przełykałam ślinę. Sama nawet nie wiem dlaczego tak bardzo się stresowałam. W końcu za tymi drzwiami czeka na mnie zupełnie nowe i o wiele lepsze życie. Jednak nadal króluje tutaj ten strach przed tym, czego nie znamy.

W końcu drzwi otwierają się a za nimi widnieje postać starszej kobiety o krótkich, siwych włosach i okularach. Nic się nie zmieniła od kiedy ostatnio ją widziałam. Z resztą nie minęło wcale aż tak wiele. Maksymalnie dwa lata, jednak dla mnie to tak, jakby minęło dwadzieścia lat.

Spuściłam głowę, ponieważ w tamtym momencie o wiele bardziej interesujące wydawały się moje buty. Nie wiedziałam czy mam powiedzieć dzień dobry, czy cześć, czy się uśmiechać, czy płakać. Jakakolwiek reakcja w tym momencie wydawała się dla mnie idiotyczna, bezsensowna i niezręczna. Dlatego też bez słowa stałam przysłuchując się konwersacji pomiędzy babcią a opiekunką. 

Kobieta zaprosiła nas do środka, tak więc weszliśmy. Zdjęliśmy buty i zamieniliśmy je na kapciem które rozdała siwowłosa. Zostawiłam walizkę w korytarzu i poszłam za resztą do salonu. Kobiety usiadły na fotelach i dalej omawiały jakieś warunki umowy. Zapewne nie powinnam się tym interesować, jednak chciałam posłuchać, żeby móc chociaż domyślać się, jak moje życie może teraz wyglądać. Opiekunka wyciągnęła z torby jakąś kartkę i położyła ją na stole. Przeczytała z niej coś na głos, po czym przekazała ją babci, która to prawdopodobnie się tam podpisała. 

Kobiety wstały i pokierowały się do drzwi wyjściowych. Domyślałam się, że zapewne babcia idzie odprowadzić opiekunkę do wyjścia, dlatego też nie wstawałam z miejsca. W czasie kiedy zostałam w pokoju sama postanowiłam nieco się rozejrzeć. Podniosłam głowę i przeleciałam wzrokiem po pomieszczeniu. Był to niewielki pokój w stylu Europejskim z telewizorem umieszczonym na komodzie w rogu pokoju. W rogu na przeciwko znajdowała się narożna kanapa ze stołem i dwoma fotelami przed nią. Do tego jeszcze pod ścianą stała szafa z przeszklonymi drzwiczkami, za którymi widać było zastawę stołową. Do tego kominek, niewielka ozdobna palemka w doniczce i dość sporo kwiatów doniczkowych na parapecie.

Gdy usłyszałam zamykanie się drzwi znów spuściłam głowę. Teraz dopiero nadeszła chwila prawdy i moment, którego najbardziej się bałam.

Starsza kobieta weszła do pokoju, po czym patrząc na mnie powiedziała:

- Chodź, pokażę ci twój pokój. - Nie słyszałam w jej głosie ani zdenerwowania, ani poirytowania. Raczej brzmiał on obojętnie, jakby próbowała być dla mnie miła. Wstałam z miejsca i pokierowałam się za nią na piętro budynku. Babcia otworzyła drzwi do jednego pokoju i zapaliła tam światło. - Tutaj masz łóżko, w tej szafie raczej powinnaś się zmieścić, biurko do nauki. Potrzebujesz czegoś jeszcze? - Spytała pokazując dłonią na kolejne rzeczy.

- Nie, raczej nie. - Odparłam dość mocno speszona. 

- Jak będziesz potrzebowała to mów, postaram się załatwić. - Uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę. - To ty się rozpakuj a ja zrobię coś na kolację. - Kiwnęłam głową.

Zeszłam na dół i wzięłam walizkę do swojego pokoju. Otworzyłam ją, po czym zaczęłam przekładać wszystkie rzeczy do szafy. Tak jak się spodziewałam w ogóle nie było tego dużo i moje rzeczy wypełniły nawet mniej niż połowę tej szafy. Gdy skończyłam, schowałam walizkę pod łóżko, aby nikomu nie wadziła. Przeszłam się kilka razy po pokoju rozmyślając o tym co teraz będzie. Rzecz biorąc jestem teraz zdana tylko na siebie.

Z pokoju mam wyjście na niewielki balkonik, na który zapewne będę często wychodzić wieczorami żeby sobie porozmyślać. Dom jest położony na obrzeżach miasta, w spokojnym, cichym miejscu. Jutro rano się okaże jak daleko mam do stacji i jak długo będzie mi zajmował dojazd do szkoły. Nawet jeśli się okaże, że dojazd mi będzie zajmował godzinę, a gdzieś obok jest szkoła do której dojdę w dziesięć minut za chiny się tam nie przepiszę. Nie ma opcji, żebym znowu została sama ze sobą bez Kitsune.

Wróciłam do środka i zamknęłam drzwi na balkon. Zeszłam na dół, gdzie niepewnie weszłam do kuchni w której babcia gotowała posiłek. W powietrzu unosił się piękny zapach przez który aż ślina zbierała mi się w ustach. Widać było, że gotowanie nie sprawiało babci problemu, ponieważ robiła to z szerokim uśmiechem na ustach. Mi również udzielał się jej nastrój widząc, że będzie teraz łatwiej niż mi się wydawało. Bardzo mnie ciekawi czy babcia przyjęła "ofertę" zabrania mnie pod swój dach z przymusu, czy się ucieszyła, czy była przerażona. Chciałabym to wiedzieć, ale zapewne i tak się o to nie zapytam, bo za bardzo się boję.

- Chodź, siadaj do stołu. - Powiedziała nie odrywając wzroku od garów. W jej głosie nie słyszałam praktycznie żadnej pogardy do mojej osoby, co mnie w sumie dziwiło. Zwłaszcza, że miała delikatnie podobny głos do mojej mamy.

Usiadłam przy niewielkim stoliku i dalej patrzyłam w stronę gotującej kobiety. Chwilę potem zaczęła kłaść na stole kolejne talerzyki z mięsem i warzywami. Na koniec nałożyła mi oraz sobie ryż do miseczki, po czym usiadła na przeciwko mnie. 

- Itadakimasu - Powiedziałyśmy równocześnie składając dłonie jak do modlitwy. 

Czułam się na początku skrępowana, bo już od dawna nie jadłam w tym klasycznym japońskim stylu. W pogotowiu każdy dostawał swoją tackę z jedzeniem i jadł z niej wszystko nie czekając na innych. Jednak teraz cały stół stanowi dla mnie i babci jeden talerz którym musimy się dzielić. Jedynie miseczka z ryżem była konkretnie moja.

Powoli jadłyśmy posiłek zasuwając pałeczkami od ust do talerzy. W porównaniu do jedzenia z pogotowia to było o wiele lepsze. W sumie cóż się dziwić porównując jedzenie gotowane dla dziesiątek dzieciaków, a to gotowane w domowym zakątku. Aż czuję dziecięcą nostalgię, kiedy jeszcze siadaliśmy w trójkę do jedzenia wraz z mamą i tatą.

Skończyłyśmy jeść, więc babcia zaparzyła nam zielonej herbaty. Uśmiech sam cisnął mi się na usta w momencie, kiedy mogłam ze spokojem siorbać herbatę bez większego zamartwiania się tym, co będzie jutro.

- Wiesz jak dojść na stację? - Spytała babcia po dłuższej chwili ciszy. Pomachałam przecząco głową. - Od domu idziesz w prawo, potem na drugim skrzyżowaniu w lewo i potem stację masz na przeciwko. - Wytłumaczyła wpatrując się w środek kubka. Odtworzyłam sobie jej słowa w głowie i doszłam do wniosku, że chyba jednak godzinę do szkoły dojeżdżać nie będę. - Wysiadasz na trzeciej stacji i dalszą drogę prawdopodobnie znasz, bo niedaleko tamtego miejsca mieszkałaś. - Potakiwałam grzejąc dłonie ciepłym napojem. - Powiedz mi... Jesteś w jakimś szkolnym klubie? - Zaskoczyła mnie tym pytaniem, jednak po chwili doszłam do wniosku, że zapewne chce mnie ona poznać i wiedzieć po prostu czy czymś się interesuję. 

- Chcemy zrobić z moją koleżanką swój własny klub. - Odparłam.

- Och, naprawdę? A co to będzie za klub? - Pytała dalej zaintrygowana.

- To będzie... - Zacięłam się na moment nie wiedząc za bardzo jak ubrać w słowa klub, który chcemy stworzyć. - Można powiedzieć, że to taki klub stworzony dla osób nie mogących znaleźć wolnej chwili w całym dniu, aby usiąść w gronie przyjaciół, zagrać w jakąś grę planszową i po prostu odpocząć. - Wytłumaczyłam. Widziałam to jej momentalne zdziwienie i lekkie rozczarowanie na twarzy. Zapewne liczyła na to, że chcemy stworzyć klub kaligrafii, albo jakiś klub literacki.

- Byłam w podobnym klubie w twoim wieku. - Uśmiechnęła się wspominając tamte chwile. - Byłyśmy z moją koleżanką jednymi z lepszych uczennic i cały dzień byłyśmy pochłonięte nauką. Któregoś dnia zapragnęłyśmy stworzyć miejsce w którym ciągle biegnący do przodu czas by się zatrzymywał i w którym można byłoby odpocząć i nacieszyć się tymi ulotnymi chwilami naszej młodości. - Zaśmiała się na swoje własne słowa.

Rozmowa z babcią kleiła mi się zaskakująco dobrze. Zastanawiam się co musiało się zdarzyć w ciągu tych dwóch lat, że z osoby dość łatwo denerwującej się wszystkim zmieniła się w taką spokojną i żartującą starszą panią. Po chwili sama nie miałam ochoty tak się ze wszystkim kryć i otworzyłam się również żartując z wielu rzeczy. Czułam ogromną ulgę, że życie z babcią zapowiada się naprawdę wspaniale.

***

- Złożyłaś ten wniosek do rady uczniowskiej? - Spytałam różowowłosą standardowo w trakcie długiej przerwy na dachu szkoły.

- Wzięłam na razie tę kartkę do wniosku, bo musisz mi koniecznie pomóc ją wypełnić. - Zaczęła grzebać w torbie w poszukiwaniu owej kartki. Wyciągnęła ją wraz z długopisem i kolejno pytała co wpisać w dane pole. - Nazwa klubu. Jak to ma się nazywać? 

- Klub... Nie wiem histeryczek. - Zaśmiałam się. - Nie no dobra to będzie klub... - Myślałam dalej.

- Zajęcia klubu. Co wpisujemy? 

- A jaką nazwę wpisałaś? - Spytałam zdziwiona, że już przeszła dalej. 

- No klub histeryczek. - Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. 

- Dobra nie ważne. Niech już będzie. - Westchnęłam z myślą, że teraz cała szkoła będzie nas znała jako klub histeryczek. - W zajęciach możesz wpisać na przykład... Granie w gry planszowe. - Wymieniłam kilka kolejnych pomysłów na to, czym nasz klub może się zajmować. - Dobra, to niech to wszystko zostanie tylko wykreśl proszę cię to czczenie Aphrodiego. 

- Ale ja chcę czcić Aphrodiego w moim klubie! On potrzebuje większej ilości wyznawców niż tylko ja! - Protestowała jednak ostatecznie wykreśliła ten pomysł. - Godziny zajęć klubu. Kiedy masz wolne?

- Ja mam cały czas wolne. - Odparłam. - Wpisz, że do ustalenia z członkami klubu. Wiesz, siądziemy razem i ustalimy kiedy wszystkim pasuje. 

- Dobra. - Wpisała. - Ilość członków klubu. Na razie mamy trójkę, prawda? - Pomachałam twierdząco głową, na co ona wpisała w rubrykę liczbę trzy. - Ej bo tutaj pisze "Minimalna liczba:4" - Przeczytała napis małym druczkiem na dole rubryki. 

- No nie mów, że teraz musimy robić rekrutację. - Złapała mnie za ramiona i machnęła twierdząco głową, na co westchnęłam przeciągle. 

- Zrobię w domu masę plakatów, porozwieszamy je po całej szkole i ludzie będą się do nas pchać drzwiami i oknami! 

- Jasne... - Przewróciłam oczami. - A ja co mam robić, żeby ludzie się do nas pchali drzwiami i oknami?

- Może powiesimy twoje nagie zdjęcia na plakatach? - Spytała wertując moją sylwetkę z góry do dołu. - Masz ładne ciałko, więc to by mogło się sprzedać.

- No chyba w innym życiu. - Stwierdziłam stanowczo. - Mogę połazić po ludziach i się ich popytać czy chcieliby dołączyć do takiego klubu i z nimi generalnie pogadać i wybadać teren. - Stwierdziłam wyobrażając sobie taką sytuację w głowie.

- Plotka o tym, że jesteś strasznym demonem i należy się ciebie bać nadal się sprzedaje jak ciepłe bułeczki, więc więcej osób byś odstraszyła niż zaprosiła. - Stwierdziła z czym w sumie nie miałam jak się kłócić, bo była to stuprocentowa prawda. - To ja zrobię plakaty i pogadam z ludźmi, a ty porozwieszasz plakaty.

- Dobra, tylko nie pisz na tych plakatach nic głupiego. Zrób to ładnie, kolorowo żeby przyciągało wzrok, napisz czym nasz klub się będzie zajmował i jakoś to ładnie udekoruj. - W odpowiedzi pomachała twierdząco głową. - Tylko nie wymyślaj rzeczy z kosmosu i nie pisz, że każdy kto dołączy dostanie pieniądze. 

- No czemu zabijasz moje najlepsze pomysły?! - Krzyknęła jakby nie rozumiejąc dlaczego pomysł z pisaniem o rozdawaniu pieniędzy byłby bardzo zły.

Licznik słów: 2099

Data napisania: 05.04.2020r

Tak dziwnie w sumie. To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro