25. "Brak"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

On jest toksyczny.

On chce jej zrobić krzywdę.

Ona nie zasługuje na takie traktowanie.

Ona powinna się od niego odciąć.

Chcę ją ochronić.

***

- Dlaczego miałoby być toksyczne? - Spytał kpiąco. Rzeczywiście mimo tego, że Kitsune była obok nie był dla mnie tym samym, milutkim chłopcem. - Jeśli nie ma czasu na więcej przyjaciół to niestety tak już musi być. - Wzruszył ramionami. - Z resztą... Kocham Kitsune. Kocham ją i nie wyobrażam sobie rozłąki z nią. To byłoby dla mnie jak najprawdziwsza tortura. Tak jakby zamykać ptaka w klatce i odbierać mu wolność. - Mówił tym swoim sztucznie przejętym głosem.

Nadal masz zamiar mi zaprzeczać?

Nie ma możliwości by on ją kochał. On chce się nią jedynie zabawić. Odebrać jej wszystko, by w końcu samemu odejść i z daleka patrzeć jak tonie we własnych łzach. I śmiać się. Wyśmiewać jej głupotę i zakochane serce.

- Nie kochasz jej... - Syknęłam pod nosem. - Wiesz o tym, jakim uczuciem ona cię darzy i chcesz to wykorzystać. Jesteś taki sam jak wszyscy inni bezwartościowi ludzie. Chcesz tylko bawić się jej uczuciami, by potem patrzeć jak cierpi. Sam nie masz serca, więc jak mógłbyś kogokolwiek kochać?

- Kokoro wystarczy... - Próbowała mnie zatrzymać Kitsune, w której oczach zebrały się łzy, jednak jej się nie udało.

- Nie wystarczy. Dowodów na moje słowa nigdy nie wystarczy. Dlaczego sugerujesz, że chce odejść z klubu? Bo chcesz, żebym straciła do niej zaufanie. Dlaczego ją wtedy upiłeś i zmusiłeś do pocałowania mnie? Bo chcesz, żebym straciła do niej zaufanie. Ona nie ugina się pod tobą, dlatego sam chciałeś, bym to ja się od niej odwróciła. - Mówiłam z mordem w oczach. Wyraz twarzy chłopaka nie zmieniał się. Ciągle uśmiechał się zwycięsko. Tak jakby od dawna wiedział, że tak sprawy się potoczą i tak będzie wyglądać ich relacja.

Zaczął się śmiać. Śmiać, jak w tych filmach, kiedy bohaterowie pokonali najgorszego bossa i teraz rozmawiają z głównym złym, który wyciąga właśnie asa z rękawa, a bohaterowie są skazani tylko na mękę.

- Naprawdę bawią mnie twoje przypuszczenia. - Otarł łezkę z oka. - Kitsune sama poprosiła mnie o nalanie jej alkoholu i sama prosiła potem o kolejne kieliszki, do ciebie również podeszła i pocałowała cię z własnej woli. Sama mi mówiła, że chce odejść z waszego klubu. Że uważa go za marnotrawstwo czasu i powinna się w tym czasie zająć czyś bardziej pożytecznym. Prawda, Kitsune? - Zwrócił się do różowowłosej, którą widocznie emocje targały niczym huragan. Patrzyła w ziemię z zaciśniętymi pięściami, a my czekaliśmy na jej werdykt.

- To... - Zaczęła łamiącym głosem. - To nie jest prawda. Sam nalałeś mi wódki, chociaż powiedziałam, że nie chcę pić. I sam gdy ledwo kontaktowałam popchnąłeś mnie w stronę Kokoro mówiąc, bym ją pocałowała. Nawet nie wiem co wtedy wymyśliłeś, że zdecydowałam się faktycznie ją pocałować. Nigdy też nie powiedziałam o tym, że chcę odejść z klubu. Bawię się w nim świetnie i kocham go całym sercem. To ty jesteś tutaj, jednym, wielkim kłamcą.

- Tch. - Syknął odwracając głowę w bok. W międzyczasie zauważyłam, że moja mama zniknęła. Mam nadzieję, że teraz już nigdy się nie pojawi. - Kokoro ci naprawdę namieszała w tej głowie. Chodźmy może do mnie sobie to wszystko wyjaśnić. - Złapał ją za rękę i już miał zamiar zabrać ją do siebie, jednak nie mogłam się nie wtrącić.

- Nigdzie nie idziecie. - Syknęłam rozłączając ich ręce. - Kitsune sama powiedziała, że kłamiesz. Ty sam teraz powinieneś wrócić do domu i przemyśleć swoje zachowanie. Bo to, co robisz nie jest w żadnym stopniu normalne. Nie zasługujesz na nią, a ona nie zasługuje, by jej emocje zostały zniszczone przez takiego toksycznego śmiecia. - Mówiłam praktycznie na jednym wdechu bez żadnych zacięć.

Nie dając mu żadnego czasu na odpowiedź po prostu złapałam Tadashi za rękę, odwróciłyśmy się i odeszłyśmy nie patrząc za siebie..

Za plecami usłyszałam jedynie charakterystyczny śmiech chłopaka. Nie wiedziałam czy za nami poszedł, bo nie chciałam się obracać. Podczas ciągnięcia za sobą Kitsune zaczęła po chwili protestować i krzyczeć.

- Kokoro do cholery! - Syknęła wyrywając swój nadgarstek z mojego uścisku. Odwróciłam się zauważając jej czerwone policzki i szklane, prawie płaczące oczy. - Przestań mnie ciągnąć, mogę sama iść. - Powiedziała i szybkim krokiem wyprzedziła mnie i poszła przed siebie chcąc ukryć płacz. Po krótkiej analizy sytuacji równie szybkim krokiem ruszyłam za nią. Nie chciałam jednak dotrzymywać jej kroku, ponieważ na pewno ma teraz straszny mętlik w głowie. W końcu pierwszy raz postawiła na swoim w stosunku do Afuro i wzięła tę sprawę we własne ręce.

Szła bardzo szybkim krokiem z zaciśniętymi pięściami. Nie odwróciła się ani razu jakby mając kompletnie gdzieś, czy idę za nią, czy może poszłam inną drogą, czy może dalej stoję w tyle. Najwidoczniej się na mnie obraziła. 

Naprawdę daleko zaszłaś, by oddzielić ich od siebie. Tak trudne jest pogodzenie się z prawdą?

Znów usłyszałam dobrze znajomy mi głos. Nie chciałam się rozglądać i zastanawiać skąd może on dobiegać, dlatego też w żaden sposób nie dałam znać, że ją słyszałam. Do końca drogi nie odezwała się ani razu, więc być może to podziałało. Albo po prostu nie miała nic więcej do powiedzenia.

Rozdzieliłyśmy się w tym samym parku, w którym się spotkałyśmy. Nawet się nie pożegnałyśmy, tylko Kitsune kazała mi iść do domu, a sama poszła do siebie. Musi być naprawdę zła...

***

Wakacje dobiegły końca. Kitsune przez te dwa tygodnie nie odezwała się ani razu. Szczerze powiedziawszy bardzo chciałam się z nią spotkać i wszystko wyjaśnić. Bo w czasie, kiedy się nie kontaktowałyśmy mogła dawno wrócić do Terumiego, za wszystko go przeprosić i wrócić w jego toksyczne łapska. Jednak wierzyłam, a raczej chciałam wierzyć, że po prostu potrzebuje czasu, by sobie to wszystko przemyśleć. Na spokojnie wszystko przyswoić i być może opracować jakiś plan działania. Mam taką nadzieję...

Ludzie złapani w sidła toksycznych relacji działają bardzo specyficznie. Mimo, że druga osoba odcina im kontakt ze wszystkimi innymi znajomymi, mówi, że nie są jej warci, ośmiesza ją, robi jej ciągłe świństwa, będąc złapanym w tę pułapkę wmawiamy sobie, że to ostatni raz. Że zrobimy to i teraz już będzie dobrze. Jednak potem nasz "przyjaciel" znajduje kolejną rzecz, która jej nie pasuje. I tak tkwimy w tym błędnym kole wierząc, że on się zmieni. 

Dlatego nie mam żadnej gwarancji, że w tym czasie Afuro nie napisał do Kitsune z wymuszonymi przeprosinami i prośbą, by wróciła do niego. Bo w końcu już nigdy tego nie zrobi. A tak naprawdę sam dobrze wie, że robi jej krzywdę. I nie ma zamiaru przestać, dopóki nie doprowadzi jej psychiki do totalnego zniszczenia.

Klnąc na budzik zwlekłam się z łóżka. Zdjęłam z wieszaka mój mundurek, który kurzył się w szafie ostatnie półtora miesiąca. Ubrałam się, ogarnęłam się do wyjścia, zjadłam śniadanie i z ostatnią kromką w buzi wyszłam z domu. Wybrałam się na pociąg i pojechałam do szkoły.

Gdybym tylko mieszkała bliżej centrum, mogłabym wstawać pół godziny później, które codziennie marnuję na jeżdżenie pociągiem. Taki mój los.

Słońce prażyło dzisiaj niemiłosiernie. Chcąc nie chcąc nadal jest lato i kolejne dni wszyscy mentalnie będą płakać, że zamiast bawić się na dworze i korzystać ze słoneczka są zamknięci w klasach i zmuszeni do notowania kolejnych słów nauczyciela. Perfekcyjnie.

Wśród chmary uczniów zmierzających do tego uwielbianego przez wszystkich budynku szukałam swoich przyjaciół. Niestety jak się okazało, albo się spóźniają, albo przyszli dużo wcześniej, bo nikogo z naszej paczki nie dostrzegłam. Tak więc udałam się do naszego cudownego pokoju klubowego. 

I tak jak się spodziewałam siedziała już tam cała nasza ekipa. Yui jak zawsze w książce, Mitsuko przeglądająca jakiś zeszyt, najwidoczniej ucząc się na ostatnią chwilę na kartkówkę i Kitsune jedząca jakieś chrupki. Dream team w komplecie.

- Dzień dobry, towarzystwo. - Mruknęłam uśmiechając się delikatnie do wszystkich. Rzecz biorąc cieszyłam się na kolejny trymestr, bo z nimi jakoś zawsze szkoła miło mi mija. Fioletowo i różowowłosa mi odpowiedziały, a Yui jak zwykle mnie ignorowała. Klasycznie. - Z czego kartkówka, Mitsu?

- No zgadnij. - Odparła sugerując, że na pewno znam prawidłową odpowiedź. W sumie miała rację. Bo do kartkówki z jakiego przedmiotu każdy humanista uczy się tak gorączkowo? 

- Pewnie matma. - Rzuciłam siadając przed nimi na krześle, a ta odpowiedziała twierdząco.

Spojrzałam w stronę Kitsune. Wyglądała na mocno zmarnowaną i niewyspaną. Patrzyła tępo w ścianę nie kontaktując w ogóle. 

- Jak się trzymasz, Kitsu? - Spytałam troskliwym tonem. Mitsuko wyraźnie dziwnie na mnie spojrzała zauważając, jak w kontekście ich obu drastycznie zmienia się ton mojego głosu.

- Afuro pisał... - Mruknęła cichutko pod nosem nie patrząc w moją stronę. - Mówił, że musimy sobie to dzisiaj wyjaśnić... Nie chcę się z nim spotykać. Boję się. - Wydusiła ledwo słyszalnie. Najwidoczniej nie miała problemu, albo sądząc po jej workach pod oczami nawet nie wiedziała, że reszta klubu histeryczek dobrze słyszy tę rozmowę. Jednak Mitsuko zbyt mocno pochłonięta nauką, a Yui książką kompletnie zignorowały jej słowa. Może to i dobrze.

- Odpisałaś mu? Umówiliście się na to spotkanie? - Pytałam zaniepokojona. Ta odrywając wzrok od ściany wbiła go w podłogę.

- Nie odpisywałam... Za bardzo się bałam. Sam powiedział, że widzimy się po lekcjach na dachu. I co najgorsze... Że jeśli nie przyjdę to zrobi ci krzywdę... - Oczy momentalnie jej się zeszkliły. Zaczęłam się domyślać skąd te wory pod oczami. Najpewniej po prostu nie mogła zasnąć ze strachu. W końcu to dzisiaj wszystko miało się rozstrzygnąć. 

Nagle niespodziewanie Yui wyszła z sali. Kitsune szklanymi oczami odprowadziła ją do drzwi. Klasycznie nikt nie pytał, szarowłosa również nie mówiła gdzie i po co idzie. Nic się nie zmieniło.

- Och... - Westchnęłam myśląc co możemy zrobić, żeby nic złego się nie stało. - Mówił coś o tym, że masz tam przyjść sama? - Spytałam, na co ta pomachała przecząco głową. - Pójdziemy tam razem. Będę ci towarzyszyć. Nie pozwolę mu zrobić komukolwiek krzywdy, a tym bardziej tobie. - Zapewniałam gestykulując. 

Już chciałam zacząć jej tłumaczyć co zrobimy, żeby wszystko poszło dobrze, jednak przerwał mi sygnał na lekcje. Zbiegając ze schodów w drodze do klasy przez naszą nieuwagę prawie spadłyśmy. Na szczęście udało nam się zdążyć na lekcje.

***

Na przerwie obiadowej klasycznie jadłyśmy śniadanko w sali klubowej. Przy jedzeniu Mitsuko załamywała się jak beznadziejnie poszła jej kartkówka, a ja tłumaczyłam Kitsune co zrobimy.

Naszym celem jest uświadomienie Afuro o tym, że nie będzie w stanie dalej manipulować Kitsune. Dlatego też na każde kłamstwo sama Tadashi będzie zaprzeczała i mówiła, jak było naprawdę. Ważne jest też, by wygarnęła mu wszystko jak leci i koniecznie, żeby nie pokazywała, jak szargają ją emocje. Żeby mógł być utwierdzony w przekonaniu, że różowowłosa nie czuje żadnego bólu mówiąc mu całą prawdę. 

Po wielu próbach i udawanych scenkach Mitsu podsunęła nam pomysł, by aby utwierdzić go w stwierdzeniu silnej i niezależnej Kitsune powinna pójść tam sama. Niebieskookiej nie podobał się tej pomysł, jednak gdy powiedziałam jej, że będę czekać przy schodach prowadzących na dach i gdy tylko coś się stanie zaraz do niej przybiegnę niechętnie zgodziła się. Odegrałyśmy do tego kilka scenek tego, jak powinna formułować zdania i żeby wiedziała mniej więcej co ma powiedzieć. Podczas tej czynności musiałyśmy wywalić fioletowowłosą z pokoju, ponieważ ciągle się śmiała.

Po przerwie obiadowej Kitsune była o wiele bardziej pewna swego. Chociaż nie ćwiczyłyśmy wcale wiele to w jej oczach można było zauważyć determinację i pewność siebie. W trakcie lekcji obie mocno przetwarzałyśmy wszystkie informacje nastawiając się na spotkanie z blondynem.

W końcu lekcja dobiegła końca. Na ten dźwięk błyskawicznie przyspieszyło mi serce. Domyślam się, że jej również. Poszłyśmy na dach. Życzyłam jej powodzenia i zostałam przy schodach. Kurczowo trzymałam telefon w dłoniach ponieważ obiecała w razie czego dawać znać.

Schowałam się za schodami, by nadchodzący Terumi mnie na pewno nie zauważył. Przy okazji odkryłam miejsce, które uczniowie przy sprzątaniu zawsze pomijają. Tyle kurzu to jeszcze nigdy nie widziałam.

Serce biło mi jak oszalałe. Ciągle przełykałam ślinę i nerwowo stukałam palcami o podłogę. Po piętnastu minutach ze stresu zaczęłam obgryzać paznokcie. Żadna wiadomość nadal nie przychodziła, również nie słyszałam żadnej rozmowy. Cisza. Jedyny dźwięk, który dobijał się do moich uszu, to uczniowie którzy mają teraz swoją kolejkę sprzątania i sprzątają pierwsze piętro.

Długowłosy nie wchodził po schodach, więc zapewne czekał już na nią na miejscu. Musiał naprawdę szybko przyjść, by być przed nami.

Po kolejnych piętnastu minutach usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach. Serce waliło mi tak, jakby miało zaraz wyskoczyć. Wyszłam spod schodów i czekając na długą opowieść o tej rozmowie patrzyłam z szeroko otworzonymi oczami na różowowłosą.

- Nie ma go... - Mruknęła niepewnie. - Nie przyszedł.

Licznik słów: 2055

Data napisania: 19.07.2020

Fajen fajen. To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro