38. "Epilog"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

!Koniecznie przeczytaj opis na dole!

Czas mijał... Trzecia liceum była zdecydowanie inna niż druga. Bardziej kręciła się wokół nauki, niżeli wokół znajomości jak jak to było rok wcześniej. Do klubu histeryczek dołączyła jedna dziewczyna i jeden chłopak, z którymi dalej celebrowaliśmy rytuał tostów z serem. Bo niedługo po dołączeniu już nie pamiętam czy on czy ona przyniósł toster do pokoju klubowego. I tak też każde zajęcia klubowe były celebrowane w akompaniamencie ciągnącego się sera wypływającego z idealnie wypieczonej kromki.

Yui dopiero po zakończeniu drugiej klasy poinformowała nas, że musi zmienić szkołę. Nie podała żadnego powodu, jedynie się pożegnała i zniknęła z naszego życia. Tak też ze starego składu w szkole zostałyśmy tylko ja i Kitsune. Pierwszego kwietnia budynek ten był niesamowicie pusty, głównie dlatego, że prawie wszyscy dotychczasowi przyjaciele z niego zniknęli. Nawet klub piłki nożnej był na skraju upadku, gdyż większość uczniów uczęszczających do niego po prostu ukończyła szkołę.

Z Gou pisałam jeszcze co nieco w trakcie tej krótkiej przerwy między drugim, a trzecim rokiem. Nawet wspólnie zabrałam się z nim zobaczyć, czy dostał się na uczelnie. I tak, jak się spodziewałam - dostał się, nawet miał drugi najwyższy wynik. Pierwsze miejsce zdobyła niejaka Akira Hirano, na którą Shuuya co nieco poprzeklinał. Najpewniej studia były jego pierwszym przypadkiem, kiedy nie był w czymś najlepszy, a miał jedynie drugie miejsce.

Nasz kontakt dość szybko się urwał, bo gdy przez miesiąc na prawie każdą wiadomość albo nie dostawałam odpowiedzi, lub brzmiała ona "Nie teraz, muszę się uczyć" niestety nie miałam chęci dalej utrzymywać z nim kontaktu. Skoro obiecaliśmy sobie, że jeszcze kiedyś się spotkamy to na pewno tak będzie. Może nie dziś, może nie jutro, może nie za tydzień, ani też nie za miesiąc. Ale kiedyś na pewno.

Nawet nie zakolegowałam się dobrze z nowymi kolegami w klubie, a już siedzieliśmy w ławkach pisząc egzaminy końcowe. Naprawdę szybko to zleciało. Całe liceum wydawało się być niczym trzy dni, a każdy dzień był jednym rokiem. Jak się spodziewałam, wyniku nie miałam cudownego, jednak już wcześniej wiedziałam, że nie mam zamiaru iść na studia.

Kitsune natomiast bardzo przyłożyła się do nauki zdobywając piąty najlepszy wynik w naszej szkole, co jeszcze bardziej zmotywowało ją do tego, by dalej się edukować. Tak też złożyła papiery na uczelnie i ledwo, ale dostała się do naprawdę dobrej szkoły w Osace. Ten tydzień rozłąki, kiedy była w akademiku i zostałyśmy skazane na kontakt jedynie drogą internetową naprawdę nas wykończył. Tak też po kolejnym tygodniu udało nam się znaleźć mieszkanie niedaleko jej uczelni i wybłagać jej rodziców, oraz moją babcię o wyprowadzkę.

Tak też musiałyśmy stawić czoła dorosłości, a ja byłam skazana na obowiązek znalezienia pracy. Gdyż jej rodzice postawili nam ultimatum, że jeżeli przez dwa tygodnie nie znajdę pracy o określonym miesięcznym wynagrodzeniu nie będę mogła mieszkać w mieszkaniu Tadashi. Całe dwa tygodnie były wypełnione rozmaitymi kalkulacjami o tym, gdzie mnie przyjmą, gdzie będzie mi się najlepiej pracowało, gdzie sobie poradzę i gdzie nie wyląduje na kilkuletnim bezpłatnym stażu.

Los w życiu po raz kolejny się do mnie uśmiechnął, gdyż ultimatum postawione przez jej rodziców zostało spełnione i mogłyśmy zamieszkać na stałe razem. Bo chociaż praca w korporacji nigdy nie była moim marzeniem, tak wizja wspólnego mieszkania z Kitsune wynagradzała mi ten beznadziejny czas. Dzięki temu, że zaczynałam jednego tygodnia bardzo wcześnie, zaś kolejnego bardzo późno i tak na zmianę udawało mi się na boku powoli, małymi kroczkami rozkręcać własny biznes. Nigdy nie zapomnę tych krzyków Tadashi, która zawsze potrzebowała atencji właśnie wtedy, gdy pracowałam. No a pracowałam jakieś czternaście godzin dziennie, więc można było zrozumieć jej narzekania. Bo jak wiadomo studia są tym czasem, kiedy należy się wyszaleć i odpocząć od całej edukacji od podstawówki do liceum, gdzie dzień w dzień był zapierdziel.

W między czasie również udało mi się zapisać na terapię, by wyleczyć mój paniczny lęk przed alkoholem i kilka innych rzeczy które nie do końca były normalne w mojej głowie. Początkowo zupełnie nie byłam na to chętna, jednak przez namowy Kitsune, która chciała bym w weekendy mogła chodzić z jej znajomymi pić. Po czasie uważam całą moją terapię za najlepiej zainwestowane pieniądze mojego życia.

Po roku rozkręcania własnego biznesu po wielu wzlotach i upadkach, porażkach i zwycięstwach postanowiłam zaryzykować porzucając dotychczasową robotę w korporacji i skupiając się całkowicie na tym. Ryzyko na szczęście się opłaciło, gdyż przez to stan naszego życia znacznie się polepszał, tak jak nasza przyszłość która stawała się coraz bardziej pewna.

Kitsune zdecydowała się na zakończenie studiów licencjatem, tak też w wieku 22 lat otrzymała oficjalne wykształcenie wyższe. Z tej okazji wybrałyśmy się na krótki, pięciodniowy wyjazd na Okinawę. Po wchłonięciu Okinawskiego słońca, czwartego dnia kiedy pod osłoną rozgwieżdżonego nieba siedząc na plaży wspominałyśmy początki naszej znajomości słuchając naszej ulubionej piosenki oficjalnie poprosiłam ją o rękę. Nadal pamiętam jak serducho mi nawalało i robiłam wszystko byleby tylko się nie zająknąć przy wymawianiu tego zdania. Nawet nie wiedziałam jaką ja mam minę robić jak czekam na jej odpowiedź. Mam się uśmiechać? Mam być poważna? Mam ją prosić oczami?

Na szczęście nie musiałam czekać długo na odpowiedź twierdzącą z jej strony, ponieważ nadeszła dosłownie chwilę później. Wsunęłam więc pierścionek z różowym kamieniem, na którego wydałam chyba pół mojego majątku, na jej palec, by zaraz potem połączyć nasze usta w soczystym pocałunku i otrzeć delikatne łezki, które zakręciły się w jej oczach. Tak też zaczęły się te długaśne przygotowania do ślubu, które właśnie dziś miały się zakończyć.

***

- Kokoro! Wstawaj! - Krzyczała Kitsune budząc mnie o ósmej rano, która dla mnie jest jak trzecia w nocy.

- Jeszcze pięć minut. - Mruknęłam przewracając się na drugi bok

- Nie ma pięć minut! Mamy dzisiaj tyle do załatwienia i do tego się dzisiaj hajtamy! - Popchnęła mnie na tyle mocno, że tortilla z kołdry o nadzieniu ze mnie spadła z łóżka.

Ostatecznie udało jej się mnie wyciągnąć z łóżka i zaciągnąć do kuchni na śniadanie. Łóżko w tym apartamencie było zdecydowanie zbyt wygodne... Zdecydowałyśmy się na pobranie się w Australii, gdyż tutaj z Japonii miałyśmy najbliżej. Modlę się tylko o to, by pieniądze z kopert zwróciły nam chociaż część tego, co wydałyśmy na organizowanie tego wszystkiego.

- Mogę założyć spodnie? - Spytałam po raz kolejny ucząc się używania widelca i noża.

- Nie - Odparła stanowczo Kitsune, która mądrzejsza ode mnie zorganizowała sobie pałeczki na cały wyjazd.

Przez ostatnie tygodnie mocno kłóciłyśmy się na temat tego, czy mogę pójść w garniturze do tego ołtarza. Udało mi się wykłócić jedynie płaskie buty. Zwycięstwo...! No właśnie niezbyt bo nie uśmiechała mi się myśl tego, że wychodząc z urzędu potknę się o tą kieckę i wyrżnę twarzą na podłogę.

Od zakończenia roku w drugiej liceum do teraz kontakt utrzymał się jedynie między nami, a Mitsuko. Obydwu nam doradzała w doborze sukienki, gdyż ustaliłyśmy, że nie pokażemy sobie nawzajem jakie wybrałyśmy przed tym "wielkim dniem". Nadal nie rozumiem po co robimy z tego takie halo, ponieważ dla mnie najlepiej byłoby po prostu przyjść, podpisać papierek i wyjść. Po co to komu, skoro można zrobić wesele i zaprosić na nie trzy drzewa genealogiczne swojej rodziny.

Tadashi wraz ze swoją mamą, która nadal niezbyt mnie lubi wybrały się do sali weselnej by upewniać się, że wszystko jest dobrze i dopełniać ostatnie formalności. Mitsuko i ja zaś poszłyśmy do urzędu stanu cywilnego załatwiać ostatnie pierdółki. I to były dosłownie informacje o tym, czy krzesełka będą ozdobione białymi kwiatkami, czy może czerwonymi? Jednak dla Kitsune była to sprawa życia i śmierci. Kogo ja sobie na tą żonę wybrałam, ja z przeszłości by się teraz ze mnie na pewno śmiała.

Tadashi zarządziła, iż całość odbędzie się w jakimś tam zamku. Na dachu będziemy się hajtać, a potem w środku będzie wesele. I dzięki terapii mogłyśmy zamówić alkohol na tę okazję nie martwiąc się o to, że zejdę przez to na zawał.

- Nie za ciasne to jest? - Pytałam, kiedy już Mitsuko oraz innej pani, która z anielską cierpliwością próbowała wcisnąć na mnie tę sukienkę. Cały system zakładania tego na człowieka jest chyba trudniejszy niż najgorsze zadania matematyczne na egzaminie kończącym liceum.

- To ma być takie ciasne. - Odparła fioletowowłosa zaciskając ją jeszcze bardziej, odcinając mi resztki dopływu tlenu.

- I ja mam w tym całą noc wytrzymać? - Zwątpiłam zauważając jak płytkie wdechy mogę w tym brać.

- Po pierwszym tańcu możesz założyć coś luźnego, bo faktycznie może być w tym ciężko. - Stwierdziła zawiązując ostatnie kokardeczki. - Dobra, oddaję cię w lepsze ręce żeby zrobili z ciebie ludzi. - Stwierdziła odstawiając mnie do zrobienia mi fryzury i makijażu.

Ileż myśmy się z Mitsuko nakłóciły o tym, jak mam wyglądać na tym całym ślubie. Ileż ona naciskała na bardziej pstrokate kiecki, gdy ja wolałam te skromniejsze, ileż ona naciskała na mocniejszy makijaż, gdy ja wolałam pójść kompletnie bez niego. Może lepiej było się jej nie oświadczać? Jak super, że doszłam do tych wniosków dopiero teraz, gdy cała ta karuzela śmiechu dobiega końca.

Ostatecznie poszłyśmy na kompromis wybierając dość zwykłą, ale ładną sukienkę, makijaż bardzo delikatny jedynie zakrywający moje nieśmiertelne wory pod oczami i podkreślający delikatnie rzęsy i usta, a włosy na życzenie Mitsu bardziej dopracowane ułożone w ładnym upięciu z niewielkim welonem i białymi dodatkami.

- Zadowolona? - Spytałam stając przed lustrem i przyglądając się ostatecznej wersji mnie, która miała wyjść na światło dzienne.

- No, jakbym nie była hetero to bym się teraz nawet mogła z tobą hajtnąć. - Podsumowała, na co tylko przewróciłam oczami.

Z pomocą Mitsuko która uczyła mnie stawiać pierwsze kroki w sukience do ziemi udało mi się opuścić pomieszczenie i wybrać się do Kitsune, która podobno również skończyła swoje przygotowania.

A jak ją zobaczyłam no to... Odjęło mi mowę. Krótko ujmując. Tak jak na co dzień dla mnie wyglądała prześlicznie tak teraz można było to pomnożyć kilkukrotnie. Jej sukienka była w jasnoróżowym odcieniu, miała dość głęboki dekolt, który podkreślał wszystko co było trzeba, do tego długie rękawy zwężające się w okolicy łokci, oraz o wiele dłuższy od mojego welon na głowie. Tadashi miała na sobie delikatnie mocniejszy makijaż od mojego, ponieważ miała delikatny różowy odcień na oczach, oraz mocniej podkreślone usta.

Chyba po raz czwarty w życiu poczułam jak policzki zaczynają mnie piec i przybierać różowy odcień. Na szczęście miałam na sobie chyba wystarczającą ilość mejkapu, by nikt tego nie zauważył.

- Pięknie wyglądasz. - Stwierdziłam delikatnie całując moją wybrankę. Po całych tych przygotowaniach, które trwały dla mnie zdecydowanie za długo po raz pierwszy poczułam motyle w brzuchu związane z tym wydarzeniem.

- Ty również. - Odparła uśmiechając się uroczo.

Goście zaczęli się zbierać, więc my również wybrałyśmy się na dach budynku. Zdecydowana większość była rodziną i znajomymi Kitsune, gdyż ode mnie było może... pięć osób? Mitsuko jako świadek, moja babcia, oraz wujek ze swoją rodziną, który jako jedyny z rodzeństwa mojej mamy nie odwrócił się od nas. Gouenji i Yui również zostali zaproszeni, jednak nie przyszli. Ciekawa jestem, co teraz się z nimi dzieje...

Cała ceremonia nie trwała długo, maksymalnie strzelałabym w dwadzieścia minut. Na pewno o wiele bardziej po mnie było widać stres, niżeli po Kitsune, która była bardzo wyluzowana. Wręcz musiała mnie szturchnąć delikatnie łokciem, gdyż nie zauważyłam że nadszedł mój moment na składanie przysięgi małżeńskiej. Dzięki bogu nie zająknęłam się i prócz delikatnego spóźnienia mojej kwestii wszystko poszło zgodnie z planem.

Wymieniłyśmy się obrączkami, by zwieńczyć wszystko soczystym pocałunkiem po którym rozbrzmiały gromkie brawa wszystkich gości. Ceremonia zakończyła się, do tego jak się okazało to Mitsuko złapała bukiet. Może w końcu jej nieszczęście do chłopaków dobiegnie końca.

Gdy tylko zaczerpnęłam powietrza spokoju, że już po ceremonii zdałam sobie sprawę, że odpocznę od wzroku ludzi na sobie dopiero po pierwszym tańcu, który jeszcze przede mną.

Na dworze zaczynało się powoli ściemniać, dlatego też udaliśmy się do środka, by uczcić nasze zaślubiny hucznym weselem. Niezbyt przemawiał do mnie ten fakt, jednak doszłam do wniosku, że chociaż raz mogę odpuścić moje uparcie we wszystkim i postarać się chociaż trochę zabawić.

Zaproszeni ułożyli swego rodzaju półkole, by zrobić nam miejsce na odbębnienie pierwszego tańca. Gdy z głośników zaczęła wydobywać się piosenka Eda Sheerana - Perfect objęłam moją żonę? Jeju, jak to dziwnie brzmi... Wracając, objęłam moją żonę w talii i w rytm muzyki zaczęłyśmy powoli tańczyć.

Głównie to ona nami kierowała, gdyż ja jako taneczne beztalencie najchętniej pominęłabym tę tradycję bez mrugnięcia okiem. Dzięki temu, że w całym tym ślubowym amoku udało nam się zapisać na jakieś lekcje tańca nie był on już taki straszny i wydaje mi się, że wyszedł całkiem w porządku.

W międzyczasie myślałam o tym, jak to pierwszy raz się spotkałyśmy, gdy pomogłam jej się nie utopić... Gdybym tylko wiedziała, że decydując się jej pomóc w tamtym momencie doprowadzę do tego, że to z nią wezmę ślub najpewniej w ogóle bym tego nie zrobiła... Jednak jestem sobie wdzięczna, że cała ta historia dopłynęła do tego momentu.

Do momentu, kiedy trzymam najukochańszą dla siebie osobę w ramionach, a w tle leci ta jedna piosenka która grała zawsze w ważniejszych dla nas momentach. Kiedy nasze życie jest spokojne, szczęśliwe i mogłoby się teraz zakończyć słowami "I żyły długo i szczęśliwie...".

I gdybym tylko mogła chciałabym tak to teraz zakończyć. Niestety jednak nasza historia z czasem zboczyła na delikatnie inne tory...

Ciąg dalszy nastąpi.

Licznik słów: 2157

Data napisania: 06.12.2020

Tak. To koniec. Ale koniec tej części. Koniec tej spokojniejszej części. Już teraz pragnę zawiadomić, że dnia 6 września roku 2021 na moim profilu pojawi się druga część przygód shipu, który powstał przez kompletny przypadek. Na chwilę obecną nazwana została ona "Meteora", jednak nie wiem czy ta nazwa zostanie do momentu, gdy wydam to dzieło. Jednak jeszcze nie usuwajcie tej książki z biblioteki, ponieważ za tydzień coś się tutaj pojawi uwu. Więc do zobaczenia za tydzień. To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro