6. "Obnażenie"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nienawidzę siebie.

Nienawidzę swojego ciała.

Nienawidzę swojej twarzy.

Nienawidzę swoich wystających kości.

Nienawidzę tego, jak bardzo obrzydliwie wyglądam.

Brzydzę się sobą.

***

- Czemu cię tak często nie ma w szkole? - Spytała Kitsune bez żadnego przywitania. W sumie przez ostatnie dwa dni byłam nieobecna więc cóż się dziwić. Myślałam chwilę nad odpowiedzią, przez co tylko się niecierpliwiła.

- Nie zależy mi za bardzo na ocenach. - Chciałam szybko urwać tę rozmowę i zaszyć się gdzieś na dachu, by mieć chwilę spokoju.

- Dlaczego? - Ciągnęła. Czemu ten durny Lis jest taki ciekawski?

- Bo nie czuję satysfakcji jak dostanę dobrą ocenę po całonocnym wkuwaniu. - Tonem głosu wyraźnie zaznaczałam, że nie mam ochoty na dalszą konwersację.

- Ale przecież to jest twój jedyny obowiązek! Twoi rodzice nie są źli? - Chciało mi się śmiać w duchu. Jednak nie ma za co jej winić, w sumie nikt nie wie.

Czasami jakiś głos rozsądku podpowiada mi, bym powiedziała komuś o mojej sytuacji, jednak szybko go uciszam, bo nie spieszno mi do ludzi litujących się nade mną. I chociaż niczego bardziej nie pragnę niż tego, by ten koszmar się skończył za nic w świecie nie powiem o tym komuś innemu. 

Mentalność ludzka jest dziwna. Kiedy widzimy gdzieś na korytarzu szkolnym płaczącą osobę od razu do niej podbiegamy, pytamy się co się stało, zbiera się wokół niej duża grupa, która bardzo chce jej pomóc. A co się dzieje, gdy jakaś osoba unika ludzi, nie rozmawia z nikim i nie okazuje żadnych emocji? Oczywiście, że wymyśla się plotki na temat tego, że jest potworem i należy się go bać.

Chociaż w sumie o wiele bardziej wolę to, niż zbierającą się wokół mnie wielką grupę ludzi chcącą mi pomóc. Niektórzy udają depresję, tną się i inne takie zabawy dla uwagi. Pragną zgarnąć całą uwagę dla siebie. A ja wręcz odwrotnie za nic w świecie nie chcę żadnej uwagi od nikogo.

- Nie są. - Odparłam po dłuższym przemyśleniu. 

Na chwilę przestała mówić. Już chciałam od niej odejść i pokierować się w przeciwnym kierunku, kiedy to znów kontynuowała rozmowę.

- A studia? Nie chcesz zdać matury, dostać się na jakiś dobry kierunek i spełniać się w wymarzonym zawodzie? 

- Co będzie to będzie. - Westchnęłam już lekko poirytowana. - Studia mi nie są do szczęścia potrzebne. 

- Ale przecież bez studiów wylądujesz tylko w mcdonaldzie!

- Jesteśmy w liceum. Wszyscy tu wylądujemy w mcdonaldzie. - Stwierdziłam szorstko rozglądając się na tę nadzieję przyszłej Japonii, jaka nas otaczała. - Możemy już zaczynać ćwiczyć formułki jak "powiększamy zestaw do tego?". - Powiedziałam i wraz ze skończeniem mojej wypowiedzi odeszłam.

***

- Spotykamy się po szkole? - Znów zaczepiła mnie Kitsune, kiedy zmieniałam buty szkolne na wyjściowe. 

Wyrażając swoje załamanie,  kiedy moja noga z przebranym butem opadała uderzyła o podłogę z dość sporym hukiem.

- Po co? - Spytałam nie rozumiejąc sensu widzenia się naszej dwójki po szkole.

- No nie wiem... Możemy obejrzeć jakiś film, albo pójść razem na lody. - Wymieniała licząc na palcach. 

- Nie, dzięki. Mam już plany. - Powiedziałam zamykając szafkę. Zawsze tak mówiłam, kiedy ktoś chciał się ze mną spotkać poza szkołą i zawsze ta metoda się sprawdzała.

- Uuu, a co ciekawego porabiasz? - Jednak nigdy, ale to nigdy nikt nie zapytał się mnie jakie mam plany. Aż do dzisiaj. 

Dobre pół minuty patrzyłam w podłogę myśląc co powiedzieć, by nie wzbudzać jej dalszej ciekawości, a jednocześnie by nie wydało się to podejrzane.

- Jadę z rodzicami na basen. - Mruknęłam śmiejąc się w duchu, jak wielkim jest to kłamstwem. 

- Och... - Wygrałam. - No dobra. To może jutro? - Zabijcie mnie. Proszę.

- Zobaczymy. - Odparłam na odchodnym.

***

Zrobiłam ze starej koszulki i jakiegoś patyka zabawkę dla kotów i miałam zamiar miło spędzić popołudnie bawiąc się z bezdomnymi kotkami ze skrzynki. Dlatego też przebrałam się szybko w jakąś bluzę i spodnie, po czym poszłam do mojego ulubionego miejsca w tym mieście. 

Naprawdę kocham zwierzęta. Do tego stopnia, że unikam jedzenia mięsa na potęgę. A to, że mam zapewne milion niedoborów żelaza, czy innego białka, bo nie dbam o dostarczanie go w należytych ilościach nie za bardzo się dla mnie liczy. 

Jedna kotka musiała się ostatnio okocić, bo w skrzynce były trzy, nowe, malutkie, puchate kuleczki. Male kotki są najsłodsze na świecie, więc jak tylko jakieś się pojawiają w okolicy nie mogę się od nich oderwać. I tak też dzisiaj dobre dwie godziny bawiłam się z kociakami pod pilnym okiem ich kociej mamy.

Wszystko byłoby super. Piękna pogoda, łąka pełna polnych kwiatów, do tego ja i małe, słodziutkie kotki. Jednak oczywiście ni z tego ni z owego na horyzoncie pojawił się Pączek lecący z rozłożonymi rękami w stronę małych kotków. Tak tupała tymi nogami, że cała ziemia się trzęsła.

Kiedy tylko mama kotków zobaczyła Lisa wzięła złapała je szybko za karczki i uciekła.

- Spłoszyłaś mi koty. - Stwierdziłam patrząc na uciekające zwierzęta. 

- Nie chciałam... - Mruknęła smutno. - Nie miałaś być w ogóle na basenie dzisiaj? 

- ... - Miałam ochotę przywalić sobie porządnego face palma. - Mój tata się rozchorował. - Kolejne kłamstwo do kolekcji i kolejny grzech, przez który na 100% trafię do piekła.

- Och, współczuję. - Westchnęła. - Ale skoro masz wolne popołudnie to możemy spędzić trochę czasu razem, no nie? - Uśmiechnęła się. Jednak mi wcale nie było do śmiechu, bo jedyne na co miałam teraz ochotę to wrócić do domu i odpocząć od tego durnego Lisa.

- Co chcesz niby robić? - Spytałam szorstko. 

- Chyba mieszkasz tutaj niedaleko, no nie? Możemy pójść do ciebie i obejrzeć jakiś film. - Nie znam się za bardzo na relacjach międzyludzkich, ale w takich sytuacjach pójście do swojego domu proponuje raczej właściciel tego domu zapraszając drugą osobę do siebie. Chyba. Tak mi się wydaje. Nie ważne.

- Nie lubię filmów. - Powiedziałam mając nadzieję, że w końcu się ode mnie odczepi. 

- No nie mów tak noo, bo mam wrażenie, że mnie unikasz. - Podeszła bliżej i złapała mnie za przedramiona. Jednak tam, gdzie mnie złapała na jednej ręce miałam solidnego siniaka, a ona definitywnie za mocno zaciskała ręce. Bolało.

- To masz złe wrażenie. - Stwierdziłam z całych sił starając się ukryć grymas bólu. 

- Czyli mnie nie unikasz? - Uśmiechnęła się szeroko i bez pytania przytuliła mnie. Mocno. Bardzo mocno. Oprócz tego, że było to cholernie obrzydliwe, to miałam na żebrach i plecach nie małe siniaki, przez co miałam ochotę krzyczeć. 

- Nie dotykaj mnie. - Syknęłam odpychając ją od siebie. Wydała się być dość zdezorientowana zaistniałą sytuacją. Nie miałam zamiaru jej od siebie odpychać, bo nie chcę wzbudzać jej podejrzeń, jednak to było zbyt obrzydliwe i za bardzo bolało.

- ...Dlaczego? - Spytała niepewnie. 

- Nie lubię się przytulać. Po prostu. - Mruknęłam myśląc nad planem jak szybko się ulotnić. - Z resztą nie ważne. Ściemnia się, muszę już iść, na razie. - Powiedziałam odchodząc i szybko odbiegając od różowowłosej.

***

Noc się ciągnęła, ja nie mogłam zasnąć, a matki nadal nie było w domu. Czasami nie wraca na noc, co bardzo mnie cieszy. Mniej cieszy mnie to, że nie mogę zasnąć, bo nuda w tym pokoju wylatywała poza skalę. Z domu wyjść nie mogłam, bo było już grubo po północy i mogłaby mnie zgarnąć policja. 

Z nudy zwlekłam się z łóżka i zapaliłam światło. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam na siebie patrzeć. Dodatkowo jeszcze się rozebrałam do bielizny, żeby jeszcze bardziej móc czuć pogardę do samej siebie. Nie dość, że miałam na ciele więcej fioletowych, czerwonych, czy zielnonawych plam niż normalnych, cielistych, do tego kości wystawały mi skądkolwiek się tylko da, byłam niesamowicie blada, to jeszcze nie miałam cycków i byłam deską jakich mało. 

Nienawidzę swojego ciała. Nienawidzę tego, jak bardzo wystają mi kości. Wyglądam po prostu obrzydliwie i nie mogę na siebie patrzeć. Jakbym się cięła, to bym wyglądała jeszcze bardziej komicznie z tysiącem blizn po ranach.

Czasami się zastanawiam, dlaczego się nie tnę. Mam wrażenie, że po prostu nie czuję takiej potrzeby. Mnóstwo osób tnie się na potęgę i znajduje w tym ulgę dla swojego bólu psychicznego. Zamieniają ból psychiczny w fizyczny i dzięki temu jest im przez chociaż kilka minut dziennie lepiej.

Jednak ja zawsze byłam zdania, że lepiej się od razu zabić, niż bawić się w jakieś samookoleczanie. Ja mam wystarczająco bólu fizycznego każdej nocy, wystarczająco bólu psychicznego spowodowanego moją beznadziejną sytuacją i tym, jak bardzo niepotrzebna jestem na świecie.

Dla matki jestem największym ścierwem i jakby mogła już by mnie dawno zabiła.

I w sumie mama jest jedyną osobą którą mam. Reszta rodziny odwróciła się od nas. Część wtedy, gdy zmarł mój tata, reszta, kiedy mama zaczęła pić. Przyjaciół nie mam, bo nie wierzę w to, że byłoby to dla mnie w jakiś sposób pomocne. Nawet nie wspominam o jakiejś drugiej połówce, bo to wydaje się dla mnie po prostu śmieszne.

Ludzie w moim wieku łączą się w pary. Wyznają sobie miłość i nie widzą sensu życia bez tej drugiej, ukochanej dla nich osoby. U jednych jest to bardziej poważne i trwałe, u innych trwa to maksymalnie tydzień. Zawsze związki wydawały mi się dość zabawne. Zwłaszcza w moim wieku. W końcu jesteśmy tylko dzieciakami. Jak to ludzie mawiają w dupie byliśmy i gówno widzieliśmy. A potem zaskoczony pikachu, bo dziecko się powiesiło.

I chociaż czasami są piętnastolatki, którzy przeszli więcej niż niejeden trzydziestolatek to i tak w dupie byliśmy i gówno widzieliśmy. Chociaż to rozumiem.

Wkurwiają mnie łzy. Kiedy tylko zacznę o czymkolwiek myśleć, zaraz płyną strumieniami. Potem mam czerwone oczy i policzki, a ludzie się ciekawią. Nie czuję smutku, ale płaczę. Chociaż wolałabym to nazywać łzawiącymi oczami. Nie dławię się swoim oddechem, nie krzyczę, tylko łzy mi lecą z oczu i wpadają do buzi. I mam wrażenie, że to jedna z niewielu pozostałości po moich emocjach, jaka mi została. I cieszę się, bo emocje są wkurwiające.

***

- Czemu myśmy się jeszcze nie wymieniły numerami telefonów?! - Podbiegła do mnie Kitsune przyciskając mnie do ściany swoimi wielkimi cycami. - Cały dzień chciałam wczoraj z tobą porozmawiać, a nie mogłam, bo nie miałam do ciebie żadnego kontaktu. 

- Nie lubię telefonów. - Kolejna wymówka, której używam od dawna i która zawsze się dobrze sprawdzała. Chociaż ludzie się dziwią, nie mają żadnych podejrzeń i to jest najważniejsze.

- Dlaczego? - Zdziwiła się wedle moich oczekiwań.

- Po prostu nie rozumiem tego fenomenu. Nie czuję żadnej potrzeby do posiadania telefonu, więc on leży sobie w szufladzie i go nie używam. - Praktycznie wyrecytowałam z pamięci.

- No ale zrób dla mnie wyjątek. - Przedłużyła specjalnie ostatnią sylabę, by podkreślić swoją potrzebę posiadania mojego numeru.

- Nie. - Odparłam szorstko. 

- Ech... Niech ci będzie. - Wygrałam. - W każdym razie. Dlaczego nie lubisz się ptrzytulać?

- I to jest to pytanie, które nie dawało ci spokoju cały wczorajszy dzień? - Spytałam z załamaniem w głosie. Lis tylko pokiwał twierdząco głową. - Nie wiem czemu nie lubię. Po prostu nie lubię tak bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem i mnie to obrzydza. 

- Obrzydzam cię? - Tak bardzo wszystkie komórki w moim ciele chciały wtedy wykrzyczeć głośne "tak".

- Nie, nie ty mnie obrzydzasz, tylko zbyt bliski kontakt z tobą i jakimkolwiek innym człowiekiem mnie obrzydza. - Wyjaśniłam. W ogóle nie rozumiem dlaczego jestem dla niej miła, skoro gdybym nie była miła na pewno już dawno by się ode mnie odczepiła. A tak to sobie ubzdurała w głowie coś, że ją lubię. 

- No dobrze, rozumiem... - Było perfidnie widać, że nie rozumie. - A tak z innej beczki. Ćwiczysz? - No tak. Teraz w-f. Mój od zawsze znienawidzony przedmiot, jednak teraz jeden z najulubieńszych, bo mam podrobione całoroczne zwolnienie. Nie wiem czy to legalne.

- Nie. - Stwierdziłam z radością w duchu.

- Czemu ty nigdy nie ćwiczysz? Zawsze chciałam pograć z tobą w siatkówkę! - "Zawsze". Znamy się od około dwóch tygodni.

- Mam zwolnienie całoroczne. - Wyjaśniłam licząc, że skończy temat i nie będzie pytać dalej. 

- A dlaczego? - Jednak nie wierzyłam w ciekawość tego różowego pączka. 

- Kontuzja kostki. - Walić, że wczoraj na twoich oczach biegłam jak nowo narodzona, raczej nie jesteś na tyle ogarnięta, by to załapać.

- Ale przecież wczoraj biegłaś normalnie. - Nosz kurwa mać.

- ... Tak, ale muszę tak specyficznie stawiać nogę. Tego nie widać, ale dość mocno mi to przeszkadza. 

- Och, okej... - Mruknęła, kiedy zadzwonił dzwonek. - Wiesz, że jesteś jedyną osobą z tej szkoły, której nigdy nie widziałam w samym staniku? - Zaczęła, kiedy zostałyśmy już same w szatni.

- Teraz już wiem, ale nie chciałam tego wiedzieć. - Na pewno nie miała na myśli "klasy", a nie "szkoły"?.

- I bardzo bym chciała dokończyć tę kolekcję i zobaczyć cię w samym staniku. - Powaga jej wyrazu twarzy, gdy to mówiła wyrażała po prostu wszystko.

- To brzmi naprawdę bardzo podejrzanie, więc wolę ci nie pomagać. - Stwierdziłam chcąc już wyjść z szatni.

- No już nie bądź taka, szybkie zrzucenie bluzki i po sprawie. - Powiedziała zrzucając jednocześnie ze mnie bluzkę. Bez mojej zgody. Jednak gdy tylko to zrobiła jej oczom ukazał się mój cały w siniakach i zaczerwienieniach brzuch i plecy. Patrzyła. Zdecydowanie za długo patrzyła.

Licznik słów: 2176 

Data napisania: 01.03.2020r

Taki tam polsat. To tyle. Bayo! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro