Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Zdajecie sobie sprawę, że wam się nie uda tego zrobić, prawda? - upewniała się Felicia widząc, jak jej przyjaciele próbują wrzucić karteczkę ze swoim imieniem do Czary Ognia. Dosłownie przed chwilą podszedł do niej jakiś Francuz - Musielibyście się jakoś postarzyć!

Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że im podpowiedziała nowy pomysł. Zrozumiała to, gdy bliźniacy spojrzeli na siebie, a na ich podłużnych twarzach pojawił się przygłupi uśmiech. Oczy im zabłyszczały. Podali sobie dłonie, jakby właśnie uknuli kolejny diabelski plan zawładnięcia nad światem. Lub wzięcia udziału w Turnieju Trójmagicznym.

Złapała się za twarz powtarzając cicho "Nie", doskonale wiedząc, że Gryfoni ruszyli w już tylko sobie znaną drogę. Wydawało jej się, że ich chichotanie roznosiło się echem przez całą szkołę.

Usiadła do stołu, aby chwycić jakieś pozostałości jedzenia. Niestety, nie zdążyła jeszcze nic zjeść, choć kiszki grały jej marsza. A przecież niedługo miała Zielarstwo.

Jeszcze przez chwilę przyglądała się, jak jacyś drugoklasiści próbowali udawać bliźniaków Weasley. Uśmiechała się pod nosem. Po chwili wybiegła z sali na swoich krótkich nóżkach, prawie wpadając na jakiegoś ucznia Durmstangu.

~~~

- I właśnie dlatego nie chodzę po domu w kolczykach - odparła Ślizgonka, poprawiając swoje włosy sięgające do ramion. Głowę miała uniesioną wysoko, a bystrymi oczami przyglądała się innymi z wyższością. Oczywiście, nie patrzyła tym wzrokiem na Felicię. Była zbyt delikatna, aby patrzyć na nią z odrazą.

- Och, Phoebe, twój brat jest... - chciała skomentować historię, ale akurat weszły do Wielkiej Sali i zobaczyły dwóch staruszków o brodach dłuższych od Dumbledore'a. Podbiegła w ich stronę i drżącymi rękoma lekko dotykała pomarszczonych twarzy mężczyzn - Fred, George, co wyście zrobili!

Jej głos lekko się załamywał, gdy widziała stare wersje swoich przyjaciół. Miała cicho nadzieję, że nie wzięli na serio jej pomysłu lub, że ich przemiana nie dojdzie do skutku. Nie sądziła, że są na tyle inteligentni, by w ciągu dnia postarzyć się o sto lat!

- To na serio ci idioci? - zaśmiała się z lekko wrednym wyrazem twarzy Ślizgonka, gdy wolnym krokiem podeszła do blondynki i położyła łokieć na jej ramieniu - A już myślałam, że mnie niczym nie zaskoczą.

- Czy ona nas obraża? - jęknął zduszonym głosem pierwszy staruszek, który najprawdopodobniej miał już problemy ze słuchem. Zmrużył oczy, próbując ujrzeć, kto przed nim stoi. Chyba wzrok też już zaczął płatać mu figle.

Drugi brat, George, zaczął mlaskać denerwująco, jakby stracił wszystkie zęby. Felicia w duchu modliła się, aby miał całe uzębienie. To byłoby trudne, gdyby wrócił do nastoletniej postawy, ale bez jakichkolwiek zębów.

Nastolatka chwyciła ich za pomarszczone dłonie i poprowadziła w stronę gabinetu pielęgniarki licząc, że uda im się wrócić do wcześniejszej postawy. Przyjaciółkę zostawiła w sali. Już zaczęła wymyślać wszystkie możliwe określenia na bliźniaków, którymi będzie ich męczyć do końca życia. Podczas niemiłosiernie długiej wędrówki, w której skróceniu nie pomogły na pewno schody, uczepił się ich trzecioroczny Gryfon. Chłopiec robił im często zdjęcia, świecąc w ich stronę fleszem, co skomentował prawie ślepy Fred:

- Czy przed nami ktoś walczy na różdżki?

Jednak chłopiec, którego imienia blondynka nie znała, okazał się być niezwykle miły. Po chwili opuścił ją i pobiegł pierwszy do pani Pomfrey, aby opowiedzieć jej o całym zajściu. I oczywiście poprosić o pomoc w przetransportowaniu dwóch, prawie głuchych, ponad stuletnich starców, którzy potykali się o własne brody.

W dodatku George okazał się jeszcze bardziej problematyczny, ponieważ często się zatrzymywał i zaczynał mlaskać, nie chcąc iść dalej. Nic nie mówił i tylko patrzył na Puchonkę. Zastanawiała się, czy w ogóle myśli nad czymś konkretnie, czy jego głowa jest tak cicha jak korytarz Hogwartu nocą.

Jednak zmęczona i mocno siwiejąca pielęgniarka szkolna przybyła na spotkanie z staruszkami. Spojrzała na nich brązowymi oczami, pod którymi widniały ciemne wory, jakby sytuacja nie była ani trochę szokująca. Westchnęła tylko mocno. W ogóle nie myślała o tym, czy cierpią w tej postawie i mocnym krokiem ciągnęła ich, trzymając za brody, aby się o nie nie potykali. Zostawiła młodego Gryfona i Puchonkę samych na korytarzu. W oddali słyszeli przekleństwa wychodzące z ust pani Pomfrey, które można było usłyszeć tylko po specjalnych akcjach łobuzów (jak ta). 

- Odprowadzić cię? - zagadnął trzynastolatek z szerokim uśmiechem na twarzy, ale blondynka pokiwała przecząco głową. Podziękowała mu chyba z sześć razy i ruszyli w różne strony, chcąc zakończyć ten dziwny dzień. 

Choć Felicia musiała przyznać, że każdy jej dzień był dziwny, jeśli spędziła go z bliźniakami.

Następne dni także były lekko zwariowane. Ciągle przychodziła do przyjaciół do skrzydła szpitalnego, przyglądając się, jak siwe włosy zmieniają się powoli w rude, jak zmarszczki znikały z niegdyś twardych policzków oraz, jak ich brązowe oczy nabierają iskierek. Z ulgą też odkryła, że George ma nadal zęby. Jednak wizja bezzębnego uśmiechu młodszego bliźniaka wyryła tak się w jej pamięci, że w snach nadal ją to prześladowało.

W międzyczasie obiecali sobie, że na nadchodzący bal pójdą bez partnerów. Zasugerował to George, mając pewność, że przez to Felicia nie zgodzi się przy zaproszeniach na bal od innych chłopców. Nie chciał tego, szczególnie, że płeć brzydka zaczęła zwracać na nią uwagę. Musiałby ukrywać niezwykłą złość, gdyby widział ją z którymś z kolegów. Ale sam się nie chciał przyznać, że byłby po prostu zazdrosny. 

A gdy Gryfoni wyszli w końcu zdrowi i młodzi z łóżek,  czekała ich surowa kara od pani McGonagall. I tym razem opiekunka domu lwa nie zauważyła, jak blondynka podsłuchiwała pod drzwiami z dziwnym przyrządem skonstruowanym przez Weasley'ów. Czuła się lekko winna, ponieważ to ona podrzuciła im ten pomysł. Choć tak naprawdę to była ich wina, bo nikt nie wpadłby na to, aby jej głupi żart wziąć na serio. 

Z tego powodu, gdy ona robiła spokojnie zadanie domowe z zielarstwa, chłopcy otrzymali zadanie posprzątać kilka sal. Tak, zrobili większy bałagan.

Lecz największy bałagan powstał nie przez bliźniaków - Czara Ognia wylosowała dwóch przedstawicieli Hogwartu. 


Hej!

Oto przed wami kolejny rozdział, który nie wniósł nic do fabuły, ale jest przyjemny i mnie bawi. Ach, ci nasi bliźniacy Weasley.

Tak jak obiecałam, rozdziały będą pojawiać się we wtorki i soboty o losowych godzinach. Wybaczcie, jeśli będziecie zmuszeni długo na mnie czekać.

Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro