Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Grudzień nie rozpoczął się może śniegiem, ale spacerami. Bardzo cichymi spacerami. Spacerami, podczas których nikt nic nie mówił i tylko jedna osoba delektowała się wspólnym czasem. I tą osobą na pewno nie była Felicia.

Tak jak wcześniej powiedziała Fredowi, tak zrobiła. A przynajmniej próbowała i podążała za Nikołajem, próbując zagadać go w najodpowiedniejszym czasie. Ale ten moment nie nadchodził, a Bułgar nie zauważał jej. Gdy tylko on odwracał lekko głowę w jej stronę, ona szybko się chowała i liczyła do dwudziestu ośmiu, żeby uspokoić walące serce. W końcu jednak jej dziecinne podchody zauważyła Phoebe i pomogła nieśmiałej przyjaciółce ku własnej radości. 

Gdy Sokołow usłyszał odpowiedź na swoje zaproszenie, bardzo się ucieszył. Niestety, nie należał do osób wyrażających wprost swoich uczuć, był bardziej zamknięty. Był też osobą małomówną, a kiedy już otwierał swoje usta, mówił bardzo bezpośrednio i krótko. I nie czule. I mało się uśmiechał. A na wiele pytań (które Puchonka zadawała dopiero przy szóstej bądź ósmej próbie przełamania swojego lęku) odpowiadał wzruszaniem ramion. I na pewno w głowie nie tkwiły mu nadzwyczajnie niebezpieczne pomysły, jak uprzykrzyć dzień znienawidzonemu nauczycielowi.

W dodatku myślał też bardzo prosto, nie zastanawiając się czasem nad swoim zachowaniem. Było tak w przypadku, gdy Felicia próbowała otworzyć zaklęty słoik z ciastkami. Jednak jej mama była niezwykle zdolną czarownicą i chciała dać córce i jej niesfornym przyjaciołom zagadko-karę, ponieważ ciastek nie można od tak ukraść. 

O ciastka trzeba walczyć, bo to rzecz święta.

Jednak Nikołaj nie zrozumiał, że uczciwa walka o ciastka nie bierze pod uwagę siły, a logiczne myślenie i zaklęcia. I jedynym oszustwem, jakiego można było się dopuścić to poproszenie profesor Sprout (lub nawet Dumbledore'a, jeśli się go akurat mijało) o rzucenie zaklęcia na słoik.

Ale Nikołaj nie wiedział. Dlatego blada na twarzy Puchonka patrzyła, jak szkło po słoiku leżało na ziemi, pyszne ciastka na szkle, a jej wiara w naprawę przedmiotu na dnie jeziora. 

- Już możesz je zjeść - odparł, jakby właśnie nie zniszczył dziwnej zabawy, w którą przyjaciele grali od drugiej klasy. A blondynka na klęczkach zbierała ulubione ciastka z czekoladą i szkło, choć po chwili pojawił się skrzat domowy, aby się tym zająć.

I pomimo w ogóle nie atrakcyjnego dla Felicii zachowania, nadal nie zamierzała złamać swojej obietnicy. I czekała razem z Phoebe na bal. Co zaskakujące, ona przestała marudzić na owy temat i na zapytanie, kto ją zaprosił na tańce, nie odpowiadała. Ale było pewne, że była zadowolona ze swojego partnera. Nie to, co Puchonka.

***

Dwudziestego czwartego grudnia śnieg radośnie zaczął sypać już rano, ku uciesze wszystkich zebranych. W całym Pokoju Wspólnym Hufflepuffu od kilku dni rozchodziły się nowe zapachy, które dochodziły z kuchni. Na korytarzach było ciszej niż zwykle, ponieważ młodsze klasy wróciły na święta do domu. Cały Hogwart zamilkł w magicznej ciszy, którą przerywał od czasu do czasu radosny śpiew gajowego. Rozmarzony, szykował Wielką Salę i przygotowywał się na randkę z ukochaną Francuzką.

Już po południu Felicia ubrana była w jasnoniebieską sukienkę z falbankami na dole, dość opiętą na nią, co podkreślało jej chudą figurę. Miała także falbankowe ramiączka z delikatnego materiału, dość krótkie, ledwo zakrywające jej blade ramiona. Na piersi, idealnie na środku okrągłego dekoltu, widniał minimalistyczny wisiorek w kształcie ptaka. Dziewczyna ubrała też niebieskie buty na małym obcasie z czarną klamrą. Jakimś cudem kolor pantofelków pasował do koloru jej oczu. Na szczęście współlokatorki pomogły przygotować jej makijaż, malując jej delikatnie rzęsy i usta na różowo. Puchonka wcześniej się nie malowała, ponieważ jej twarz i tak zawsze była ukryta za okularami i prostą grzywką.

Przed samym balem spotkała się z Fredem, ubranym w dość zabawny garnitur, który przysłała mu mama. Oczywiście sam żartował z własnego stroju, jeszcze bardziej dopiekając Ronowi. Podobno jego ubranie było najgorsze ze wszystkich.

Gryfon oczywiście zajął się włosami czarownicy. Nie uczesał jej w warkocza. Włosy z boku związał delikatnie, aby nie spadały nastolatce na twarz. Grzywkę i kilka niesfornych pasm spiął srebrnymi spinkami, które pożyczyła mu Ginny, która dostała je od mamy. W końcu rumiana twarz Puchonki była widoczna. Szczerze, jej buzia wydawała się trochę za okrągła na takie uczesanie, ale kilka upartych włosów uciekło od spinkowego więzienia i spadało jej na twarz, tworząc lekki nieład i dopełnienie.

- Wyglądasz... Cudownie - odparł zadowolony z siebie rudzielec. Tak naprawdę pierwszy raz widział taką Felicię, co było niezwykłym zjawiskiem.

Niedługo później dołączyła do przyjaciół Phoebe. Nie miała na sobie okularów, ale jej twarz była ciągle wyrazista z powodu mocnego makijażu oczu. Na swoje czarne włosy rzuciła zaklęcie z książki swojej babci, przez co były falowane, a nie proste. Ubrana była w prostą, ciemnozieloną suknię, która lekko mieniła się jakby brokatem. Miała mały dekolt i opięte rękawy do łokcia. Wyglądała niezwykle kobieco i elegancko. Oby dwie dziewczyny patrzyły na siebie jak oczarowane, tracąc lekko na własnej samoocenie. Głupie, jakby nie mogły zrozumieć, że obie są piękne.

Przyjaciele ruszyli przed drzwi do Wielkiej Sali, gdzie tylko mignęła im rozczochrana fryzura George'a. Odkąd zaprosił Angelinę nie odezwał się do przyjaciółki ani razu, a nawet starał się ją specjalnie unikać. Gdy tylko widział ją i Bułgara razem, czuł wściekłość i bezsilność z powodu własnej głupoty.

Blondynka szybko poczuła zimną dłoń Nikołaja na swojej, więc spojrzała na jego twarz. Miał starannie uczesane włosy oraz ubrany był w najprawdopodobniej narodowy strój, choć tego tylko się mogła domyślać. Mimo wszystko był niezwykle przystojny i swoją postawą wskazywał na powagę. Gdy spojrzał na swoją partnerkę, odparł spokojnym głosem:

- Wyglądasz dzisiaj niebiańsko. Jesteś słowik, nie dudek*.

Puchonka odpowiedziała tylko cichym mamrotem i pozwoliła się wprowadzić na tymczasową salę balową. Magiczny puch padał na uczestników. Choinki starannie ozdobione bombkami. Srebrne łańcuchy nad oknami. Surowa podłoga wydawała się niewidoczna dla oczu, ponieważ była ukryta pod sukienkami. Felicia w ciszy zachwycała się światłami i wystrojem, żałując, że takie bale nie są obchodzone częściej. Nie puszczając mocnej ręki Nikołaja, oglądała, jak zawodnicy delikatnie unoszą się wręcz po parkiecie razem ze swoimi partnerami. Dziewczyna pragnęła do nich dołączyć, ale obawiała się, że Bułgar nie będzie mógł przez nią chodzić.

Jednak nie zdążyła nawet zaprotestować, gdy pociągnął ją w stronę tańczących. Prowadził ją między melodiami, jakby znając wszystkie utwory na pamięć. Czasami nie nadążała za jego wielkimi i pewnymi krokami, ale w końcu na jej twarzy zagościł uśmiech.

Tak piękny, szczery uśmiech, na który Weasley nie mógł patrzeć. A patrzył.

Felicia jednak nie zauważyła tego. Zaobserwowała natomiast, jak jej ulubiona Ślizgonka w kącie sali gromi wzrokiem swojego rudego partnera do tańca, który uśmiechał się do niej głupkowato. Puchonka zaśmiała się z własnej głupoty, że nie zdała sobie sprawy, z kim idą jej przyjaciele na bal. A przecież to było oczywiste.

Impreza trwała w najlepsze. Głośna muzyka dudniła wszystkim w uszach, ale mimo wszystko każdy słyszał radosne śmiechy innych. Felicia z Nikołajem odsunęli się do stolików, lekko zmęczeni ciągłym wirowaniem na środku parkietu. W sumie pierwszy raz zobaczyła jego delikatny uśmiech, który nie znikał mu z twarzy od dwóch piosenek. Tak samo było z jej rumieńcami, ale w sumie to trwało od szesnastu lat.

Sokołow obiecał pójść po picie dla nich. Zniknął szybko w tłumie ludzi, umiejętnie przechodząc obok nich. Felicia by pewnie wszystkich przepraszała i w połowie drogi zdała sobie sprawę, że zgubiła się w Wielkiej Sali wśród uczniów.

Lekko śmiała się pod nosem, gdy usłyszała męski głos za sobą, dość wysoki. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że to George.

- No nie wierzę... Jak sprawuje się nasz pałkarz? Nie jest zbyt nadęty, chmurko? - zapytał zgryźliwie. Nie wiedział, czemu jest taki wredny dla niego, ale nie lubił go. Po prostu, denerwował go niemiłosiernie.

- George, on jest bardzo miły - powiedziała odwracając się do niego przodem, bawiąc się palcami. Bała się tej rozmowy.

A serce nastolatka nagle się zatrzymało. Gdy zobaczył jej śliczną twarz, poczuł, że pocą mu się dłonie. Pierwszy raz mógł tak bez problemu zatopić w jej niebieskich oczach. Pierwszą myślą, jaka przyszła mu do głowy było to, że wygląda jak księżniczka. Że jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Że pragnie chwycić ją za jej małą, chłodną dłoń i ucałować najpierw jej różane policzki, a później pocałować ją w usta. I choć te myśli wkraczały mu dość często do głowy i nie pozwalały się skupić, pierwszy raz uderzyły go tak nagle, mocno i szczerze.

Poczuł, jakby zakochał się w niej jeszcze raz.

- Jesteś piękna - wypalił po chwili milczenia. Sprawił, że i ona poczuła okrutne miętolenie w brzuchu, jakby ktoś muskał ją tam puchatym piórkiem.

- Dziękuję... - odparła żałując, że nie może ukryć się za zbyt długą grzywką. Po chwili zdała sobie sprawę z pewnej kwestii, która przerwała miłe gilgotanie w brzuchu - A gdzie Angelina? Czy nie powinieneś do niej wrócić?

- Ona nie jest ważna - machnął ręką, przez co Puchonka się cofnęła - Chodź, wyjdźmy stąd.

- Czekam na Nikołaja - odparła zdezorientowana. Nie podobało jej się zachowanie chłopaka. Myślał o swojej partnerce tak lekceważąco. Byłoby jej przykro, gdyby ktoś z nią tak postąpił.

- Na Merlina, jeśli jest dla ciebie tak ważny, to weź z nim ślub! - nieprzyjemny ton wrócił, gdy usłyszał jego imię - On jest takim idiotą, że zniszczył magiczny słój twojej mamy! Jeszcze mało mówi i wygląda, jakby był przemądrzały! Pewnie nawet jest władczy w tań...

- Dość! - przerwała mu ze łzami w oczach nagle, choć jej następne słowa były wymawiane delikatnie- Dlaczego jesteś dla niego taki niemiły, George? Nie znasz go. A gdybyś go tylko chciał poznać, zrozumiałbyś, że jest dobry - tak bardzo nie rozumiała jego zachowania. Nie lubiła, gdy ktoś kogoś obrażał, a on dobrze o tym wiedział. Przez ich wieloletnią przyjaźń aż tak bardzo nie stresowała się mu mówić tych słów. Ale także nie chciała, by źle mówił o Bułgarze.

- Nie chcę poznawać tego... tego czarnomaga! I prawdopodobnie Śmierciożercy! - burknął wściekle. Doskonale wiedziała, skąd wyłoniła się ta nieprzyjemna myśl na ten temat, ale było jej przykro, że jej przyjaciel patrzy tak górnolotnie na wszystko - Ja po prostu chciałem spędzić z tobą ten bal!

- To trzeba było mnie zaprosić! - zarzuciła mu wściekle i wybiegła ze łzami w oczach z sali balowej, zostawiając zdezorientowanego przyjaciela i Bułgara, który przez następne pół godziny bezskutecznie szukał jej pośród tłumu.

Uciekała między schodami, chcąc uciec jak najdalej się da. W końcu zmęczona usiadła i oparła głowę o ścianę. Jej ciche chlipanie było słychać przez cały pusty korytarz.

Po chwili usłyszała powolne stukanie obcasów. Gdy spojrzała na postać stojącą u góry, spostrzegła Hermionę Granger, dwa lata młodszą przyjaciółkę Rona i Harry'ego Pottera. Także miała oczy i usta spuchnięte od łez. Patrzyły na siebie przez chwilę, by po chwili zapytać w tym samym momencie:

- Weasley?

I tak spędziły razem resztę balu, na schodach, zostawiając Bułgarów i dwóch Weasley'ów samych. I każdy, mniej lub bardziej, zastanawiał się, co zrobił nie tak.

* nazwisko Felicii (Hoopoe) oznacza dudek

Oto nadszedł bal! 

Piękny, elegancki bal... Smutne, że jedyne jej wspomnienie z niego to będzie kłótnia z Georgem. Ale cóż, fabuła musi iść do przodu!

Mam nadzieję, że się podoba. To był bardzo ważny moment w ich historii. 

Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro