Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy tylko Felicia wstała następnego ranka, czuła nieprzyjemne mrowienie w głowie od wczorajszego płaczu. Złapała się za czoło i odczuła delikatną ulgę, gdy chłodne palce złagodziły ból. Jednak samopoczucia nie mogło jej nic naprawić, a nieprzyjemny ścisk w brzuchu nie pozwalał jej nawet napić się wody. A przecież musiała dzisiaj porozmawiać z pewnymi osobami.

A przynajmniej z jedną. Choć nie była pewna, czy chce się widzieć z kimkolwiek.

W końcu jednak się ubrała i poszła szukać Bułgara. Nikołaj musiał otrzymać jej usprawiedliwienie, nie ważne jak dziecinne i nietaktowne było. Mógł przecież być zdezorientowany, smutny, zawiedziony, zły... Obawiała się ujrzeć u niego te emocje. 

W końcu jednak wyszła spod ciepłej kołdry i ubrała się szybko, by ruszyć na dwór. Trzęsła się lekko, może trochę z zimna, ale najbardziej ze stresu. I w końcu wolno biegnąc po korytarzu wydawała jako jedyna dźwięk, ponieważ wszyscy jeszcze odsypiali wczorajszy bal. 

Z tego powodu Nikołaj miał wory pod oczami, gdy go zobaczyła. I jeszcze ziewał, przez co ona także zaczęła ziewać. Gdy podeszli do siebie, spotkała ich cisza. Puchonka zdała sobie sprawę, że nie za bardzo wiedziała, jak ubrać w słowa swoje usprawiedliwienie. Patrzyła raz na jego twarz, raz na swoje palce, którymi zaczęła się bawić.

- Um... - wydała dźwięk i nabrała powietrza - Bardzo cię przepraszam, że cię zostawiłam na balu! Naprawdę świetnie się bawiłam i chciałam, żeby ten wieczór się nie skończył, ale nagle przyszedł George i zaczął coś do mnie mówić i cię obraził, a nie chciałam, żeby tak robił. No i się pokłóciliśmy, a ja nie lubię się kłócić czy czuć, że ktoś jest na mnie zły, dlatego uciekłam. Ale wtedy sobie przypomniałam, że ciebie zostawiłam, ale nie miałam siły tam wracać, bo był tam też ten dureń i... - po swoim szybkim monologu, którego pewnie Bułgar nie zrozumiał, spojrzała na niego. Poczuła łzy w oczach i znowu zaczęła go przepraszać. 

- Spokojnie - próbował ją uspokoić. Fakt, czuł się zdezorientowany, ale nie był na nią zły. Trochę się stresował, co mogło się z nią stać. Jednak zauważył brak jej przyjaciółki, więc pomyślał, że obie gdzieś poszły. Później zaczął tańczyć z jakąś dziewczyną, która siedziała obok Harry'ego Pottera. W sumie dobrze się bawił - Nie jestem zły.

Jeszcze chwilę porozmawiali, dopóki Felicia nie zaczęła się trząść z zimna. Nikołaj wrócił do statku, gdzie znowu zasnął, a nastolatka wróciła do pokoju wspólnego. Później wróciła do domu, nie mówiąc nic nikomu.

~~~~

- Coś ty jej zrobił, piegusie? - w całej szkole roznosił się krzyk Phoebe. Trzymała za kołnierz jednego z bliźniaków Weasley, a obok niej stał równie zdenerwowany drugi brat. 

I gdy George próbował wytłumaczyć wcześniejszą sytuację, Ślizgonka powstrzymywała się, aby go nie uderzyć. I raz już się zamachnęła, ale Fred chwycił ją za rękę w ostatniej chwili. Nie rozumiała, dlaczego ten Gryfon był tak lekkomyślny. Doskonale widziała, jak obydwoje na siebie często patrzyli. Więc czemu nie mogli porozmawiać jak ona z Fredem?!

- Masz z nią porozmawiać - zaakcentowała każde słowo, a gdy już chciała odejść, spojrzała na niego morderczym wzrokiem - Bo inaczej już nikt ci nie pomoże.

~~~~

Felicia spędziła miły okres poświąteczny z rodzicami. Jadła z nimi resztki po świątecznym śniadaniu. Oglądała, jak rodzice otwierali prezenty od niej, których nie zdążyła wcześniej wysłać. Starała się nie myśleć o tym, jakie może być jej spotkanie w nowym roku z przyjaciółką. Podejrzewała, że pełne krzyku. Na pewno. Phoebe krzyczała bardzo głośno i często. 

Gdy razem z pierwszakami wróciła do Hogwartu, na kuckach próbowała niezauważalnie dostać się do dormitorium. Jednak Hagrid zauważył  ciągnący się po ziemi jasny warkocz. Chwycił za niego, sprawiając, że Puchonka się wywróciła na plecy.

- Cholibka, nie sądziłem, że mam taką siłę! Felicia, dawno żeśmy się nie widzieli! - zaśmiał się mocno. Puścił kłos blond włosów i wyciągnął swoją ogromną dłoń, chcąc pomóc uczennicy wstać - Kieł się stęsknił za tobą! Ten tchórz tylko patrzy w stronę zamku i liczy, że w końcu go wymiziasz za uchem, ot co! 

- Naprawdę? - uśmiechnęła się i przyjęła rękę - Chyba nie da mi wyboru i pójdę do niego. Najlepiej teraz, aby Phoebe mnie nie zo...- chciała dokończyć, ale poczuła, jak ktoś ją złapał za ramiona.

- Dzięki Hagrid - odparł męski głos po prawej stronie.

- Bez ciebie nie udałoby się jej złapać, prawda Fred? - zapytał głos po lewej stronie.

- Prawda! Gdyby nie ty, nasz George skończyłby bez głowy! - zaśmiał się pierwszy bliźniak i razem poprowadzili ją w stronę szkoły. Puchonka mogła jedynie usłyszeć basowy głos gajowego, który informował, że z psem nie żartował.

Dziewczyna nie mogła spojrzeć w oczy chłopaków. Pozwalała się ciągnąć, choć stopami starała się na początku stawiać opór. Patrzyła w swoje poobcierane buty, dopóki nie zobaczyła pierwszych schodków. Uniosła delikatnie wzrok ku górze, aż nie zobaczyła zirytowanej Ślizgonki. Tupała lewą nogą, przez co można było zauważyć nowe trzewiki wystające spod długiej spódnicy. Ręce miała założone na siebie i gniewną postawą czekała, aż trójka czarodziejów wejdzie na szczyt schodów.

Co gorsza, znaleźli się tam dość szybko. 

- Hej, Phoebe... - uśmiechnęła się krzywo i delikatnie blondynka.

I wtedy hałas się zaczął. Było tak głośno, że Snape w lochach założył zaczarowane zatyczki do uszu, by móc bezproblemowo i szybko dokończyć eliksir. Wszyscy w szkole słyszeli wściekły wywód Ślizgonki, jaka to Felicia jest tchórzliwa, nic nie mówi i sprawia tylko jej stres. Doskonale wszyscy uczniowie poznali bezsenny problem czarnowłosej, jak to nie mogła opowiedzieć jej o swoim cudownym balu. I choć każdy krzyk był coraz cichszy od poprzedniego, to pani Sprout wciąż stała pięć metrów od zamieszania i zastanawiała się, czy już może zainterweniować. 

Gdy krzyki całkowicie ucichły, Puchonka tylko przytuliła przyjaciółkę. Chciała pokazać, że ma w niej wsparcie. Oczywiście też starała się ukryć fakt, że płakała. Ale to tylko szczegół. Płakała za każdym razem, gdy słyszała krzyki.

Ta część charakteru u Phoebe była niezwykle ciekawa. Była porywcza, nagła, krzyczała głośno (ale nigdy głosu nie zdarła). Była też mądra i sprytna, więc zdobywała dwa razy więcej punktów domu, niż traciła. A najciekawsze było to, że była tajemnicza. Słyszałeś codziennie, jak krzyczy, zwierza się ze swych uczuć... ale nie znałeś jej prawie w ogóle. Nie potrafiłeś nic o niej powiedzieć oprócz "ta krzykaczka z bogatego domu Śmierciożerców". 

I gdy dziewczyny skończyły się przytulać, nagle zniknęły i gdzieś pobiegły. Ani pani Sprout nie zdążyła zainterweniować, ani bliźniacy nie zauważyli, kiedy ich ukochane uciekły. 


Wow... wiecie, że za tydzień w sobotę skończy się ta książka?

Wiem, moje opowiadania są krótkie. Mam mało opisów świata, lecę zawsze szybko z fabułą... która jest nie najdłuższa. 

Ale mimo wszystko mam nadzieję, że wam się podoba!

Miłego dnia! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro