Rozdział 31. - Nie do końca wesołe święta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Świąteczny poranek na Grimmauld Place 12 wyglądał u Harry'ego, Rona i Hermiony tak jak zawsze. Zamiast wylegiwać się w łóżkach, chwilę po przebudzeniu zeszli do kuchni, gdzie od progu witała ich miła atmosfera. Przy przedpokoju stała duża, udekorowana wcześniej przez Hermionę, Ginny i panią Weasley choinka. Tuż pod nią leżało mnóstwo prezentów, a te mniejsze upominki spoczywały w zwisających na ścianie skarpet. Co prawda stół nie był jeszcze obładowany jedzeniem (to musiało bowiem zaczekać do obiadu), lecz niektóre przysmaki aż się prosiły, by ich skosztować. Lokatorzy mieszkania musieli jednak wstrzymać się z otwieraniem paczek, gdyż pani Weasley zadecydowała, aby z tą czynnością poczekać do przybycia pozostałych gości. Dlatego też Weasleyowie, Harry, Hermiona i Syriusz (który cały czas nucił pod nosem kolędy) w spokoju jedli śniadanie i popijali herbatę z mlekiem. Relacja między Harrym a Ginny nadal nie ulegała poprawie. Rudowłosa co chwila zerkała na niego spod byka, co dziwiło wszystkich, prócz Hermiony i Syriusza. Harry natomiast starał się robić dobrą minę do złej gry i nie zwracać na to uwagi.

Około godziny dziesiątej w Kwaterze Głównej zagościli Fred i George Weasleyowie, a niedługo później również Lupin i Tonks. Bill i Fleur także zapowiedzieli swoje przybycie, dlatego domownicy wciąż wstrzymywali się z rozpoczeciem obiadu. Kiedy minęła trzynasta, pani Weasley zaczęła się niecierpliwić, a Ginny raz po raz prychała pod nosem, jak to miała w zwyczaju w takich sytuacjach. Wreszcie rozległ się dzwonek do drzwi, a Molly zerwała się z miejsca i podbiegła, by otworzyć. Pozostali siedzący w kuchni lub nieopodal mogli usłyszeć, jak pani Weasley zachwyca się przyjściem swego najstarszego syna (przyszłej synowej już trochę mniej) i jak zaprasza wszystkich do stołu.

— Jak cudownie, że spotykamy się tu w takim gronie! — zawołała.

— Wy nam wybaczyć, że tszjeba bylo tak dlugo czekaci. Cali miasto jezd tak pelne ludzi, że cijenszko sie tu dostać — tłumaczyła Fleur, gdy Bill zdejmował jej płaszcz i zawieszał na ścianie w przedpokoju. — 'Arry! Ron! Tak milo was znów widzieć.

Podeszła do chłopców i ucałowała ich w oba policzki. Ron nie byłby sobą, gdyby choć przez chwilę nie wlepiał wzroku w blask, jaki Fleur roztaczała wokół siebie. Miała na sobie długie, szare, eleganckie spodnie w kratkę i biały golf, a także czarne pantofelki z odkrytymi palcami. Jak przystało na Francuzkę, wyczucie stylu miała we krwi.

Równie ciepło przywitała Hermionę i Ginny, na której widok zachwyciła się z powodu jej delikatnie podkręconych włosów.

— I ty nie uziwalaś żadnych zaklenci? Wiesz, ma maman wymyśla dużo zaklenci do coiffure... to znaczy do włosów i takie tam... no, a ty jak to zrobilasi?

— Nie, nie używałam — fuknęła Ginny. — Na noc zawiązałam skarpetki na pasmach i wyszło coś takiego.

Hou la la, ç'est trop charmant! — rzekła Fleur.

Ginny zarumieniła się mimo woli, a Harry przyglądał się tej scenie z rozbawieniem. Kiedy spotkali się spojrzeniami, na pół sekundy Ginny uśmiechnęła się do niego lekko, lecz nie trwało to długo.

Bill i Fleur podeszli do Tonks i Lupina.

— Słyszeliśmy, że już powiedzieliście całej reszcie o podwójnym ślubie, prawda? — zapytał Bill.

— To prawda — odparł Lupin z uśmiechem. — Wszyscy zaaprobowali ten pomysł.

— Bo to cudni pomysl! — wtrąciła Fleur. — Tak sie cieszę, że mogę... jak to jest po angielski, répéter...? O, powtarzać! Że mogę powtarzać brytyjskie tradycje, nawet jeśli nie pochodzą ze świata czarodziejów.

Wszyscy w końcu zasiedli przy stole. Czarodzieje zajadali się każdą potrawą z rozkoszą, rozmawiali i się śmiali. Fleur opowiadała każdemu, kto chciał jej słuchać (a więc głównie Billowi), jak francuska kuchnia mogłaby pasować do angielskiej i proponowała Molly, by za rok połączyli tradycje świąteczne z obu krajów. Pan Weasley, Lupin i Bill dyskutowali o ostatnich rozgrywkach brytyjskiej ligi quidditcha. Tonks opowiadała Hermionie i Ginny, jak wymarzyła sobie swoje wesele. Harry, Ron, Fred i George (zwłaszcza oni) zaś wsłuchiwali się w opowieści Syriusza z lat szkolnych o tym, czego to z ojcem Harry'ego oraz Remusem nie wyczynili.

Po jakimś czasie nadszedł upragniony czas na prezenty i składanie życzeń. Harry dał Ronowi paczkę czekoladowych żab z kartami. Ron natomiast sprawił Harry'emu poradnik Droga do elity. Jak zostać aurorem?. Chłopcy postanowili, że często będą wspólnie ją czytać oraz pożyczać sobie nawzajem. Hermiona otrzymała od Harry'ego kolejną książkę do numerologii, a od Rona naszyjnik z czerwono-złotymi inicjałami H.G. Gryfonka była tak wzruszona tym upominkiem, że rzuciła się młodemu Weasleyowi na szyję i ucałowała go w policzek, nie zważając na to, że wszyscy wokół to widzieli. Ona sama dała swym przyjaciołom po samopoprawiającym piórze. Każdy ze zgromadzonych dostał również po jednym dziele ze sklepu bliźniaków. W dodatku, tak jak nakazywała tradycja, każdy z Weasleyów oraz Harry otrzymał wełniany sweter z pierwszą literą swojego imienia.

Gdy Harry odpakował prezenty od Syriusza, państwa Weasley, Lupina i Tonks, Hagrida, Zgredka i Dursleyów (pióro gołębia), wydobył ze swojej skarpety małą, płaską paczuszkę. Ron i Hermiona zastanawiali się głośno, co to i od kogo może być, lecz Harry domyślił się tego na podstawie szarego papieru do pakowania w chińskie wzorki. Delikatnie rozerwał opakowanie i wydał zduszony okrzyk.

— Och! — zawołała Hermiona.

Ich oczom ukazało się zdjęcie oprawione w drewnianą ramkę. Fotografia przedstawiała Harry'ego i Cho podczas przyjęcia u Slughorna trzymających się za ręce. Na dwóch przeciwległych rogach ramki przyczepione były szkarłatno-złote klejnociki oraz lazurowo-srebrne na dwóch pozostałych. Harry popatrzył na tył ramki; u jej dołu znajdowało się odręczne pismo Cho:

„Dla czarodzieja, który pokazał mi inną wizję tego ważnego uczucia".

Gryfon klęczał pod choinką ze zdjęciem w ręku i wyglądał jak złota rybka w akwarium. Hermiona w istocie była naprawdę wzruszona.

— Och, Harry... — westchnęła, przy czym jej również praktycznie odebrało mowę. Jedyne, co mogła wówczas zrobić, to go mocno objąć ramieniem. Ron przez cały czas uśmiechał się i wyjątkowo postanowił się nie odzywać, bo to było kompletnie niepotrzebne. Dwójka przyjaciół zdecydowała się nawet nie wspominać, że przecież na tym samym zdjęciu byli również oni oraz profesor Slughorn. Wiedzieli, jak ten prezent musi być ważny dla Harry'ego i jak Cho musiała się postarać, by był tak dopracowany.

Tę chwilę wzruszenia przerwała Tonks.

— A co tam macie? — zainteresowała się aurorka, zaglądając Harry'emu przed ramię. — Harry, to od twojej dziewczyny? Ale ładne!

— To od kogoś z Hogwartu? — zapytał Lupin.

— Eee... tak — odrzekł Harry niepewnie, czując, że nie zostanie to dobrze przyjęte.

— Ale skąd ten ktoś wiedział, dokąd to wysłać? — zaniepokoił się Lupin.

W kuchni na parę chwil nastała niezręczna cisza. Wszystkie prezenty tak zajęły młodych czarodziejów, że zupełnie nie zastanowiło ich, iż fakt, że Cho wysłała coś do tego, a nie innego miejsca, mógł wydawać się dziwny.

Ron i Hermiona obrzucili Harry'ego porozumiewawczymi spojrzeniami. Harry już wiedział, co powinien mówić.

— To znaczy... ja jej powiedziałem, że... że tu jest dom mojego kumpla i... no, podałem jej adres, tak w razie czego... Pomyślałem, że mogę być wobec niej szczery... w tej sprawie.

— Tylko jak sowa tu dotarła? Przecież ta kamienica nie jest widoczna dla większości ludzi. — Ron udawał, że również dziwi go cała sytuacja.

— Zwierząt to nie obowiązuje — rzekła szybko Hermiona.

— To akurat prawda — mruknął Lupin i od razu złagodniał. — Harry, nie twierdzę, że twoja dziewczyna nie jest godna zaufania, ale mam nadzieję, że mimo wszystko nie wspominałeś jej o istnieniu Zakonu Feniksa.

— Nie, skąd ten pomysł! — zawołał Harry nerwowo.

— W sumie to dlaczego miałby jej nie mówić? Może również chciałaby dołączyć do naszych szeregów? — zastanowiła się głośno Tonks. — Na którym roku ona jest?

— Na ostatnim. Po Nowym Roku skończy siedemnaście lat — odpowiedział Harry.

— I pewnie należy też do Gwardii Dumbledore'a? — dopytywał się Lupin.

Tak! — odparł Harry, czując, że trochę przytłacza go ta ilość pytań.

— Och, dajcie mu spokój — rzuciła nagle pani Weasley. — Nie wypytujcie go tak o tę dziewczynę, przecież powiedział, że nic jej nie powiedział...

Que quoi? 'Arry ma swoją bien-aimée? — zapytała Fleur, nie przysłuchiwawszy się tej rozmowie uprzednio. Kilka osób parsknęło śmiechem, a dorośli wrócili do swoim zajęć.

Harry popatrzył na Rona i Hermionę z żalem.

— Ja nawet nie zapytałem jej o adres. Nic dla niej nie mam, kompletnie wyleciało mi to z głowy — powiedział cicho, złoszcząc się na samego siebie.

— Harry, nie przejmuj się. Na pewno jej to kiedyś wynagrodzisz — rzekła Hermiona.

— Mam nadzieję, że dam radę — mruknął Harry.

— To może zabierzemy wszystkie nasze prezenty do sypialni, co, Harry? — zaproponował Ron.

— Możesz iść. Ja za chwilę dojdę — odrzekł Harry. Właśnie przypomniał sobie, komu z obecnych w mieszkaniu nie złożył życzeń.

Ginny siedziała przy stole i jadła kawałek puddingu. Harry zawahał się i podszedł tam, po czym przysunął sobie jedno krzesło bliżej niej.

Dziewczyna popatrzyła na niego sceptycznie i mruknęła:

— Co, przypomniałeś sobie o moim istnieniu?

— Nie przyszedłem tu po to, żeby się kłócić — powiedział Harry stanowczo. — Chciałbym ci tylko życzyć wesołych świąt. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz to, co ci powiedziałem i liczę na to, że wkrótce poznasz innego chłopaka, dla którego nie będziesz musiała się tak bardzo starać. To tyle ode mnie.

Harry wstał i skierował się na schody trochę szybciej, niż by to było konieczne, kiedy usłyszał głos Ginny:

— Ja tobie również życzę wesołych świąt, Harry.

Chłopak poczuł się dużo lepiej po tych słowach i mógł spokojnie pójść do swojej sypialni. Większość prezentów schował do walizki, fotografię z Cho zaś postawił na szafce nocnej. Ron, który siedział na łóżku i odpoczywał po świątecznym obiedzie (nie byłby bowiem sobą, gdyby nie spróbował wszystkiego po trochu), odezwał się nagle:

— Ona naprawdę musi czuć do ciebie dużo więcej, niż sobie wyobrażasz.

— Właśnie wiem. Chyba dopiero zaczynam zdawać sobie z tego sprawę — mruknął Harry i lekko się uśmiechnął. — A ty i Hermiona? Wiesz, zwykłej przyjaciółce chyba nie daje się takich prezentów.

Ron uśmiechnął się niewinnie i odparł:

— No dobra, niech ci będzie. Hermiona bardzo mi się podoba. I jestem niemal pewien, że ja jej również, ale na razie nikt z nas niczego sobie nie wyznawał.

Harry patrzył na przyjaciela z powątpiewaniem, myśląc, że i tak wie swoje.

— To teraz powiem ci to samo, co niedawno ty mnie. Musisz zrobić wszystko, żeby w najbliższym czasie się to zmieniło.

— Wiem, wiem, nie ucz mnie tak! — zawołał Ron. — Chyba każdy z nas podświadomie wie, kiedy nadejdzie moment, by powiedzieć sobie coś ważnego... Jejku! — jęknął nagle Ron. — Od kiedy my tyle gadamy o uczuciach?

Harry roześmiał się i spojrzeniem wskazał szachownicę Rona leżącą pod łóżkiem. Ron pokazał kciuk w górę i wyciągnął szachy czarodziejów spod łóżka.

*

Od czasu, gdy Harry i Ron skończyli ostatnią partię szachów czarodziejów, minęły już dwie godziny. Harry siedział w kuchni z Syriuszem i Lupinem, którzy znów opowiadali swoje przygody ze szkolnych lat. Ron cały czas był w pokoju, co Harry'ego dość niepokoiło, ale starał się nie zwracać na to większej uwagi. Hermiona siedziała na końcu stołu w kuchni i odrabiała prace domowe zadane na ferie. Dziwne było również to, że od dłuższego czasu nikt nie widział Ginny, a miało to miejsce mniej więcej tak długo, jak w przypadku Rona. Każdy jednak był zbyt zajęty swoimi sprawami, żeby się tym przejmować.

Na przykład Syriusz i Remus.

— ... A wtedy James wstał z miejsca i oświadczył profesor McGonagall, że nie opuści sali, dopóki Lily nie zgodzi się na to, by się z nim umówić — ciągnął Syriusz. — Podszedł do niej, klęknął na jedno kolano i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Lily trzasnęła go w policzek i czym prędzej wybiegła z klasy. Gryffindor stracił dwadzieścia punktów, a panna Evans i pan Potter zarobili jednodniowy wspólny szlaban.

— Lily nie mogła go za to wszystko nie pokochać — mruknął Lupin z rozbawieniem.

— HARRY!

Troje czarodziejów gwałtownie odwróciło głowy w stronę schodów, na których szczycie stał Ron ze zdenerwowaną miną. Chłopak zbiegł na dół i zwrócił się do Harry'ego:

— Mamy do pogadania, stary.

— O co chodzi? — zapytał Harry zdezorientowany.

— Syriuszu, Remusie, moglibyście nas zostawić na moment? — rzekł Ron.

— Syriusz zostaje — oświadczył Harry.

— Dobrze, niech ci będzie — powiedział Ron zniecierpliwiony. — No, więc jeśli myślałeś, że nie dowiem się tego, jak potraktowałeś Ginny, to się grubo myliłeś.

Harry poczuł narastającą gulę w gardle. Zrozumiał, że jego wcześniejsze podejrzenia dotyczące Rona i Ginny nie były bezpodstawne. Gryfon wypuścił głośno powietrze i rzekł:

— A czego takiego się dowiedziałeś?

— Chyba ty sam możesz odpowiedzieć na to pytanie — mruknął Ron.

— Nie, nie mogę, bo nie wiem, o czym ty mówisz! — zawołał Harry.

— Jestem w stanie zrozumieć, że nie powiedziałeś mi o tym, że wiesz, że wciąż podobasz się Ginny. Ale nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego powiedziałeś jej coś takiego!

— CO jej powiedziałem?!

— Nie udawaj, że nie wiesz, proszę cię — powiedział Ron z politowaniem. — Że Ginny nie jest dla ciebie, że Wybraniec zasługuje na kogoś dużo lepszego i nie opłaca jej się to zakochanie! Że ona przy Cho wygląda jak troll i sama również nie jest wcale żadną pięknością.

Z każdym słowem Rona Harry'emu coraz bardziej opadała szczęka. W końcu chłopak otrząsnął się i powiedział cicho:

— Chyba jej nie wierzysz?

— Ja już nie wiem, komu mam wierzyć. Ginny była bardzo wiarygodna, a poza tym, wierzę swojej siostrze.

Harry parsknął śmiechem.

— No, tak! Jaki z ciebie wspaniały brat! A przypomnieć ci, jak jeszcze niedawno reagowałeś na to, co ona robiła? Zachowywałeś się trochę inaczej.

— Powiedzmy, że zrozumiałem, jak powinienem się wówczas zachować — mruknął Ron, na co Harry prychnął z rozbawieniem.

— Dobrze, możesz ufać swojej siostrzyczce, ale myślałem, że mnie dobrze znasz. Że nigdy nie powiedziałbym czegoś takiego do nikogo — wyjaśnił Harry.

Ron milczał przez dłuższą chwilę, po czym powiedział:

— Jeszcze powiedz mi, że Hermiona też wie o tej całej sytuacji.

Harry zagryzł wargę, co tylko bardziej zirytowało Rona.

— Świetnie! Po prostu świetnie! — zawołał Ron, po czym odwrócił się na pięcie i pobiegł po schodach na górę. Zanim zatrzasnął za sobą drzwi od sypialni, Harry zdążył za nim krzyknąć:

— Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz, kto tu kłamie!

***
Wow, jak na ilość nauki, to nieźle się uwinęłam z tym rozdziałem! 😅 Poza nauką znajduję czas na pisanie i chyba nie wychodzi mi to najgorzej 😆

No i stało się: Ron się o wszystkim dowiedział. A Ginny jak zwykle ostro namieszała. Czy da się to wszystko odkręcić? 😕

Do następnego ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro